Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


- Espinosa, zrób coś dla mnie! Przymknij się w końcu! - krzyknęła nauczycielka, parząc na nas. Zachichotałam cicho.

- Dla pani wszystko - uśmiechnął się Matt. Kobieta odwróciła się do tablicy, a ja ledwo powstrzymywałam śmiech.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś. W mojej starej szkole właśnie szedłbyś do dyrektora - stwierdziłam z uśmiechem.

- Wiesz, że jesteś śliczna? - zapytał, patrząc na mnie. Przestałam się śmiać i zerknęłam na chłopaka.

- Kiepski tekst na podryw. - Przewróciłam oczami.

- Jesteś śliczna, zabawna, fajna, ale nie dla mnie - zaprzeczył. Podniosłam wysoko brew.

- W co ty grasz? - zapytałam.

- W nic. - Wzruszył ramionami. - Po prostu... Stwierdzam fakty. Zdaję sobie sprawę, że jak poznasz mojego znajomego, to się zakochacie.

- Skąd ta pewność? - zadałam pytanie. Byłam całkiem zdezorientowana.

- Znam go - mruknął cicho - Zeswatam was. Usiądź z nami na lunchu dzisiaj. Poznasz go.

- Z wielką chęcią - powiedziałam, przypominając sobie o zemście Mahogany. Nie interesował mnie żaden kolega Matta. Nie szukałam miłości. Nie potrzebowałam jej. Robiłam to tylko ze względu na moją przyjaciółkę. Nagle zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam się i wyszłam z chłopakiem.

- W takim razie do zobaczenia - uśmiechnął się, po czym pocałował mnie w policzek. Następną lekcją była matematyka razem z Mahogany. Znalazłam ją przed salą.

- I jak? - zapytała, zaraz, gdy mnie zobaczyła.

- Masz u mnie duży dług. Przez ciebie Espinosa chce mnie zeswatać z jego kolegą - westchnęłam.

- Jakim? - zadała kolejne pytanie.

- Nie interesuje mnie to! Nie chcę miłości - odpowiedziałam.

- Okej, rozumiem. Spokojnie, złość piękności szkodzi - powiedziała, próbując mnie rozweselić. Jednak jej to nie wyszło.

- Nie rozumiesz. Miałam raz chłopaka. Jego kolega nas zeswatał. Byłam zakochana do szaleństwa. A potem okazało się, że to był tylko zakład i że mnie zdradzał - powiedziałam cicho, po czym usiadłam na ławce. Dziewczyna również to zrobiła i przytuliła mnie do siebie.

- Przepraszam. Nie wiedziałam. To musiało być naprawdę okropne. Podwójny ból - odpowiedziała.

- Przeszło mi już dawno temu. Chodzi o to, że... Ja nie chcę się zakochać. Faceci to podłe świnie. Wtedy... Obiecałam sobie, że nigdy przenigdy się nie zakocham. A przynajmniej nie przed dwudziestką - zaśmiałyśmy się.

- Świetne postanowienie - powiedziała Mah - Może zrobimy sobie babski wieczór dzisiaj?

- Dzisiaj mam się spotkać z Cameronem i Mattem, bo robimy razem projekt na chemię. Ale wieczór... Pewnie będę miała wolny - odpowiedziałam.

- Razem z dziewczynami organizujemy ten wieczór od tygodni. Musisz być!- pisnęła Mah.

- Postaram się - uśmiechnęłam się, a w tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcje.

Posłusznie poszłyśmy za starszym nauczycielem. Przerabialiśmy ten sam temat. Nie rozumiałam dlaczego. Wszyscy go ogarnęli. Nie byłam jedynie pewna co do pana profesora. Nudziło mi się okropnie. Lox była zajęta poprawianiem swojego makijażu oraz doskonaleniem swojego planu zemsty. W tym momencie byłam rozdarta wewnętrznie. Cameron, Shawn, Nash, a zwłaszcza Matthew byli moimi... przyjaciółmi? Matt na pewno, Cameron raczej też, ale reszty nie byłam pewna. Znajomymi? Też kiepsko brzmi. Kolegami! Byli moimi kolegami i bardzo ich lubiłam. Z drugiej strony Mahogany była moją przyjaciółką, a to, co zrobili chłopaki na vinie, było naprawdę okropne. I zabawne. Ale przede wszystkim okropne.

- Mah... Mam problem - powiedziałam nagle.

- Co jest? - zapytała, odrywając szminkę od ust. Przyjrzała mi się dokładnie. - Twój makijaż jest świetny.

- Nie o to chodzi - zachichotałam - Matt i Cameron są moimi przyjaciółmi. Nie możesz dać im spokoju?

- No nie wiem... - zamyśliła się - Dzisiaj i tak nie ma Johnsona oraz Aarona, więc zostało siedmiu chłopaków. A może...

- Lox, proszę nie rozmawiać! - krzyknął nauczyciel.

- Przepraszam panie profesorze - odpowiedziała ze skruchą ruda, lecz mężczyzna wcale jej nie słuchał. Stał przy tablicy i rozwiązywał zadania. Zachichotałam cicho.

- Co za stary... - zaczęła dziewczyna.

- Jaki masz pomysł z chłopakami? - zapytałam.

- W szatni zostawię za ciebie karteczkę, że chcesz się spotkać z Camem i Mattem w... Klasie obok i że masz coś, co do nich należy. Po sprawie - uśmiechnęła się zwycięsko.

- Nie bardzo rozumiem - zmarszczyłam brwi.

- Oj, słuchaj mnie uważnie. Będziesz siedziała w...

- Lox, powiedziałem coś! Proszę nie rozmawiać! - przerwał jej zdenerwowany nauczyciel.

- Przepraszam - westchnęła Mahogany.

- Wybaczam ci. Chodź do tablicy, zrobisz to zadanie - uśmiechnął się złowieszczo mężczyzna.

- Ale...

- Chodź, bo ci wstawię ocenę niedostateczną i nie zdasz! - wrzasnął, a ja przestraszyłam się.

Mężczyzna miał ponad pięćdziesiąt lat i nigdy nie podnosił głosu. Przełknęłam głośno ślinę. Mahogany wstała posłusznie, po czym wysłała mi przerażone spojrzenie. Po chwili poszła i zaczęła rozwiązywać zadanie. Wszyscy patrzyli osłupieni na tą scenę. Ja natomiast zaczęłam zastanawiać się nad tym planem Lox. Po kilkakrotnym przestudiowaniu go, wszystko zrozumiałam. Uśmiechnęłam się do wściekłej Mahogany, po czym pokazałam jej dwa kciuki uniesione w górę. Odpowiedziała mi morderczym spojrzeniem, które postanowiłam zignorować.

W końcu zadzwonił dzwonek. Dziewczyny pobiegły szybko do szatni chłopaków, a ja ukryłam się w klasie obok. Po chwili zjawiły się z dużą ilością męskich ubrań.

- Zostawiłaś karteczkę? - zapytałam.

- Tak. Które to są ubrania Camerona i Matta? - zapytała, patrząc na stos ubrań. Jęknęłam.

- Nie wiem - odpowiedziałam.

- Rozmawiałaś dzisiaj z nimi. Przypomnij sobie! - powiedziała głośno Rose. Zamknęłam oczy i cofnęłam się w czasie.

- Matt miał czarną bluzę! - krzyknęłam nagle. Dziewczyny odetchnęły z ulgą.

- Więc... To też jest jego - stwierdziła Lox, po czym oddzieliła ubrania.

- A Cameron miał czarną koszulkę i koszulę w czerwoną kratę - oznajmiła Olivia. Spojrzałyśmy na nią zdziwione. - No co? Zawsze patrzę na wygląd, a dzisiaj widziałam Dallasa.

- Dobra, w takim razie my bierzemy resztę, a ty tu zostań. - zarządziła rudowłosa.

- A jak oni będą się ubierać, to też mam zostać? - zapytałam z przerażeniem.

- Odwróć się i tyle. - Machnęła dłonią dziewczyna, po czym wszystkie wyszły. Westchnęłam. Usiadłam na biurku nauczyciela i zaczęłam śpiewać cicho jakąś piosenkę. Zastanawiałam się, czy powiedzieć Matthew o tym, że nie chcę, żeby mnie swatał. Nie chciałam go urazić ani jego kolegi. Ale nie chciałam też się z nim spotykać. Przygryzłam wargę.

- Mówić, czy nie mówić? Mówić, czy nie mówić? O to jest pytanie - westchnęłam. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a ja ujrzałam dwóch chłopaków okrytych jedynie ręcznikami. Zachichotałam cicho.

- Lili, oszalałaś do reszty? Czemu ukradłaś nam ubrania?! - krzyknął wściekły Dallas, podchodząc do mnie, podczas gdy Espinosa zamykał drzwi na klucz.

- Ej, Cami, Cami, spokojnie - powiedziałam i splotłam nasze dłonie. Na wszelki wypadek.

- Ukradłaś nam ciuchy! Jak mam być spokojny?! - krzyknął.

- Bądź spokojny jak Matthew - powiedziałam, patrząc na chłopaka. Właśnie szedł w stronę ubrań. - To nie jest tak, jak myślicie.

- A jak?! - zapytał blondyn.

- Mahogany ukradła wam ubrania za to, co zrobiliście jej ostatnio. Schowała je w różnych częściach szkoły. Ponieważ jesteście moimi przyjaciółmi, zabrałem wasze ubrania - oznajmiłam zgodnie z prawdą. Przynajmniej w części.

- Jak ją zobaczę, to utłukę jak psa - warknął brunet, po czym mnie puścił i zaczął się ubierać. Zgodnie z radą przyjaciółki, odwróciłam się.

- Przypomnij sobie, co jej zrobiłeś. - Przewróciłam oczami.

- Stary mówiłem ci, że Lili by nam czegoś takiego nie zrobiła - stwierdził Matthew i przytulił mnie.

- Muszę z tobą pogadać - szepnęłam mu na ucho.

- Dallas wyjazd, chcemy pogadać - gwizdnął Espinosa. Cameron walnął go w głowę.

- Ja jeszcze nie chcę być wujkiem - oznajmił z powagą brunet, po czym wyszedł.

- Co się stało? - zapytał Matt.

- Ja... - zaczęłam - Nie chcę, żebyś mnie swatał ze swoim kolegą.

- Czemu? - zapytał zdziwiony i smutny.

- Nie chcę się zakochać. To bolesne doświadczenie, a ja już raz przez to przechodziłam. Nie potrzebuję miłości - odpowiedziałam.

- Rozumiem. Szkoda. Czyli... Twój włącznik miłości jest obecnie wyłączony? - zapytał.

- Tak - zaśmiałam się i przytuliłam go ponownie.

- Będę musiał to zmienić - mruknął do siebie.

Z kim Matt chciał zeswatać Lili? Szkoda, że mu się nie udało. Ale czy na pewno?

Do zobaczenia niedługo!

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro