Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

- Zawieź mnie do domu, proszę - powiedziałam zapłakana kolejny już raz. Podkuliłam nogi na siedzeniu, po czym oplotłam je rękoma. Łzy płynęły po moich policzkach.

- Lili, nie płacz już. Nie wyszło źle. Ciotka uwierzyła... - zaczął Cameron.

- Co mnie to obchodzi?! - krzyknęłam z rozpaczą - Pocałowałeś mnie! Nie było tego w umowie! Ja mam chłopaka! A raczej miałam!

- Nie panikuj, Johnson nie będzie miał ci tego za złe - odpowiedział wyluzowanym tonem brunet, a ja miałam ochotę go uderzyć w twarz. Postanowiłam jednak tego nie robić, bo chłopak prowadził.

- Będzie - odpowiedziałam.

- Przynajmniej wiemy, że nic do siebie nie czujemy - uśmiechnął się szeroko.

- Zamknij się i zawieź mnie do domu! - warknęłam zdenerwowana.

- Pogadam z nim i... - mówił dalej, nie słuchając mnie.

- Pocałowałeś mnie! Dziewczynę twojego kumpla! Coś się stało, Cameron! Nieważne, że nic nie czuliśmy! Ty po prostu to zrobiłeś! - wrzasnęłam.

- Czyli to moja wina?! - zapytał.

- Tak! - odparłam i załkałam cicho. 

Dallas zatrzymał się pod moim domem, a ja wysiadłam z samochodu jak oparzona. Trzasnęłam drzwiami, po czym weszłam do domu. W salonie leżał mój brat i oglądał telewizję. Otarłam łzy, po czym położyłam się obok niego pod kocem. Zaczęliśmy jeść popcorn. W telewizji leciała jakaś durna bajka sprzed kilkunastu lat.

- Pamiętam, jak oglądaliśmy to razem jako dzieci - oznajmił chłopak, a ja uśmiechnęłam się na wspomnienia.

- Tak, to były czasy - westchnęłam, a Chris przytulił mnie mocniej.

- Co się stało? - zapytał mnie cicho.

- Długa historia - jęknęłam - Zrobiłam coś głupiego dla przyjaciela i nie wiem, czy Jack mi wybaczy...

- Jeśli kocha, to wybaczy - odpowiedział brunet.

- Ta... - mruknęłam cicho.

- A on cię kocha. Prawie tak jak ja - zaśmiał się chłopak.

- Ja ciebie też kocham, bracie - powiedziałam zmęczonym głosem.

**********************

Otworzyłam oczy o 7.00 rano. Spałam dosyć długo, bo prawie dwanaście godzin. Ta sytuacja z Cameronem... Przytłaczała mnie. Cholernie bałam się reakcji Jacka. Już raz Nick mnie pocałował, a blondyn nie był zadowolony. Teraz Cameron... Nie nadawałam się na dziewczynę, byłam beznadziejna. Ale... Sam pocałunek nic dla mnie nie znaczył. To było jak... Przyjacielski uścisk. Kiedy ta cholerna kobieta kazała nam się pocałować, a Dallas zrobił to tak szybko... Byłam zbyt zszokowana, by cokolwiek zrobić. Po chwili jednak oderwałam się od chłopaka. Mimo wszystko, tę Evę to chyba uszczęśliwiło. Po co była ta cała szopka? Byłam prawie pewna, że teraz pozna całą prawdę. Po tym, jak Johnson "przedstawił" mnie na koncercie... Zaczęłam dostawać mnóstwo komentarzy oraz polubień na różnych portalach społecznościowych. Niektóre negatywne, niektóre pozytywne. Starałam się wyróżniać te drugie. Nie rozmawiałam z Johnsonem, mimo że dzwonił. Nie miałam na to siły. Wysłałam mu tylko krótkiego smsa, żeby do mnie przyjechał wieczorem. Zamierzałam mu powiedzieć o tym, że Cameron Dallas mnie pocałował. Nie miałam ochoty na nic. Chciałam poleżeć cały dzień w łóżku, ale wiedziałam, że to nie było możliwe. Myślałam za dużo. Zdecydowanie za dużo. Musiałam zająć czymś głowę i już miałam na to pomysł. Wyjęłam zeszyt oraz długopis z szafki i zaczęłam tworzyć nowe opowiadanie, coś, co zawsze odizolowywało mnie od świata. Kiedy usłyszałam dzwonek telefonu, aż podskoczyłam na łóżku. Przemknęło mi przez myśl, że mógł to być mój chłopak. Jakże się zdziwiłam, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam imię oraz zdjęcie Mahogany Lox.

- Halo? - odezwałam się lekko zdziwiona po naciśnięciu zielonej słuchawki.

- Hej, Lili - przywitała się skruszonym głosem rudowłosa.

- Coś się stało? - zapytałam po chwili ciszy, która ciągnęła mi się w nieskończoność.

- Dostałam twojego smsa - oznajmiła, a ja prychnęłam cichutko. Zrobiłam to w piątek, a była niedziela.

- I co w związku z tym? - zapytałam lekko zirytowanym tonem.

- Chciałabym o tym pogadać. Możemy się spotkać? - zapytała.

- Niech ci będzie. Przyjdź do mnie za godzinę, czy dwie - odpowiedziałam.

- Jasne. Do zobaczenia! - rzuciła, po czym rozłączyła się.

 Odłożyłam telefon na łóżko i westchnęłam. Jeszcze Lox była mi potrzebna do tego wszystkiego. Chciałam wysłuchać jej, ale czy wybaczyć? Moja przyjaźń z Madison Beer zaczęła rozkwitać, a Mahogany nie akceptowała tego. Okazała się zwykłą zdzirą, ale tak bywa w liceum. Westchnęłam, po czym przetarłam oczy. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności. Postanowiłam założyć dres ze ściągaczami przy kostkach oraz luźną białą koszulkę. Oczy pomalowałam tuszem do rzęs, a blond włosy splotłam w warkocza. Weszłam do kuchni, gdzie zastałam Christophera.

- Co ty tu robisz o tej godzinie? - zapytałam zdziwiona, wyjmując mleko z lodówki.

- Za 10 minut zaczyna się druga lekcja - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi.

- Chris... Przecież dzisiaj jest niedziela - odpowiedziałam, a chłopak otworzył szerzej oczy. Zaczęłam się śmiać.

- Cholera... - mruknął - Idę spać - dodał, wziął swoje płatki śniadaniowe w misce i wyszedł.

- A mleko? - zapytałam, lecz było już za późno. Pokręciłam głową z rozbawieniem. Mój brat nie był normalny.  Ale i tak kochałam go najbardziej na świecie. No, nie licząc jednej osoby.

Kiedy skończyłam zmywać naczynia, usłyszałam dzwonek do drzwi. Weszłam na korytarz, po czym uchyliłam je. Spodziewałam się tylko jednej osoby.

- Hej, Lili - przywitała się Mahogany.

- Hej, Mah... Wejdź, proszę - dodałam, otwierając drzwi na oścież. Rudowłosa weszła, a ja zaprowadziłam ją na kanapę. Usiadła, jednocześnie rozglądając się dookoła. Była tutaj pierwszy raz.

- Ładny dom - skomentowała.

- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytałam, przechodząc do sedna sprawa. Zabrzmiało to trochę niemiło, ale akurat najmniej mnie to interesowało.

- Wyjaśnić ci tę całą sprawę - westchnęła, patrząc na swoje dłonie - Przepraszam, że tak się wtedy zachowałam. Po prostu... Nie mogłam uwierzyć, że polubiłaś tę zdzi... Madison.

- Ona jest dziewczyną Gilinskiego, a ja Johnsona. Serio się tego nie domyślałaś? - parsknęłam mimowolnie.

- Miałam nadzieję, że jej nie polubisz, jak my... Ale to się nie stało. Przepraszam jeszcze raz. Zareagowałam zbyt gwałtownie. Wybaczysz mi?

- Mah, każdy popełnia błędy. Wybaczam ci. Możemy się przyjaźnić, ale to nie będzie to samo. Zostawiłaś mnie jak psa, podobnie postąpiła Rose - odpowiedziałam, a dziewczynie zrzedła mina.

- Ona cię naprawdę nienawidzi, ale... - zaczęła, jednak uciszyłam ją gestem ręki.

- Chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego tak strasznie nienawidzisz Madison - powiedziałam.

- Gilinsky podoba mi się... Od początku liceum. A kiedy pojawiła się Beer... Byłam strasznie zazdrosna. Jack zawsze spędzał ze mną dużo czasu, ale potem to się zmieniło. Był nią oczarowany. Jeździł do niej, opowiadał o niej fanom... A wcześniej to ze mną się spotykał prawie codziennie! Próbowałam coś zrobić z dziewczynami... Puściłyśmy parę wrednych plotek... Byłyśmy pewne, że ta suka nie poradzi sobie z hejtem. Ale dała radę. Stali się parą. Byłam przekonana, że to chwilowe, ale... Są razem kilka miesięcy, a teraz ona z nim mieszka. Próbowałam namieszać, ale bez skutku. Aż nagle... Magcon zaczął się ode mnie oddalać. Chciałam znać powód. Poszłam do Taylora. On zawsze wszystko mówił bez owijania w bawełnę. Okazało się,  że oni wiedzą, co zrobiłam. Co zrobiłyśmy my. Przestali się ze mną przyjaźnić. Czasem nagrywaliśmy coś razem, raz czy dwa na prośby fanów. A potem... Pojawiłaś się ty - mówiła dalej ze łzami w oczach, a ja zaczęłam układać kolejne części w jedną całość - Zobaczyłam, jak rozmawiasz z Cameronem i Mattem...

- Postanowiłaś to wykorzystać - dodałam.

- I prawie mi się udało. Znowu wróciłam, ale... Madison też. Teraz Rose odbiło i... Wszystko zaczęło się sypać - przytaknęła.

- Wykorzystałaś mnie jak zabawę - powiedziałam urażona. Bolało jak cholera.

- Ale potem naprawdę cię polubiłyśmy - odpowiedziała.

- Jesteś zwykłą suką. Ty i twoje przyjaciółki na każdy twój rozkaz. Wynoś się stąd! Nie chcę cię znać! - krzyknęłam i wskazałam dziewczynie drzwi.

- Ale... - zaczęła.

- Wynoś się stąd! - powiedziałam przez zaciśnięte łzy. Mahogany wyszła, a ja rzuciłam się na kanapę. Nie było mi smutno. Byłam po prostu wściekła, że tak podle mnie wykorzystano.

******

Mahogany... Niezła sucz z niej, nie ma co ;)

~~Zmierzchu :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro