Rozdział 36
Mój telefon przez cały czas wydawał z siebie krótkie dźwięki. Starałam się to ignorować z powodu bolącej głowy. Zapewne był to skutek wczorajszego picia z Madison. Kiedy jednak usłyszałam moją ulubioną piosenkę Jacków, mimowolnie uśmiechnęłam się. Niechętnie otworzyłam oczy i zaczęłam szukać komórki.
- Halo? - jęknęłam cicho do telefonu.
- Hej, kochanie! - Usłyszałam głos Johnsona.
- Proszę, ciszej. Zaraz mi głowa pęknie - odparłam.
- Piłaś? - zapytał.
- Tylko troszeczkę z Mads - skłamałam.
Obok mnie na kanapie leżała czarnowłosa i cicho chrapała. Na niedużym stoliku leżały puste butelki po piwie oraz opakowania po słodyczach.
- Z pewnością - zaśmiał się - A co teraz robisz?
- Zanim zadzwoniłeś, próbowałam spać, ale telefon nie daje mi spokoju. Nie wiem czemu - powiedziałam, po czym skierowałam się do kuchni i zaczęłam robić dzbanek kawy.
- Myślę, że to moja wina - oznajmił.
- Twoja? Czemu? - zapytałam lekko zdziwiona. Napiłam się wody i od razu poczułam się lepiej.
- Wczoraj był koncert i opowiadałem trochę o tobie. Zapewne fanki cię znalazły - odparł. Zerknęłam na zegarek.
- Cholera! - krzyknęłam.
- Co się stało? - zapyta chłopak.
- Jest już 11.00, a o 5.00 idę na tę kolację do Dallasa. A jeszcze muszę wrócić do domu - jęknęłam przeciągle - A tak poza tym, to twoja kanapa jest bardzo wygodna. Chociaż ciężko było usnąć bez ciebie.
- Mogłaś się przytulić do Madison - zaśmiał się Jack, a ja upiłam kolejny łyk gorącej kawy.
- Przecież tak robiłam! - krzyknęłam, a w tym samym momencie ujrzałam dziewczynę w kuchni. Ze zmrużonymi oczami oraz złym wyglądem nalała do kubka brązowej substancji, po czym usiadła obok mnie. - O wilku mowa... Okej, Jack, muszę lecieć.
- Baw się dobrze, ale nie za dobrze z Cameronem. Kocham cię - rzucił.
- Ja ciebie też - odparłam z uśmiechem i rozłączyłam się.
- Głowa mi pęka... - mruknęła dziewczyna, a ja zachichotałam cicho. Do kubka dziewczyny wrzuciłam tabletkę.
- Ja się już muszę zbierać, dzisiaj ta kolacja u Dallasów... Dasz radę sama? - zapytałam dziewczyny.
- Ta... Będę leżała na kanapie i oglądała jakieś filmy, bo nie nadaję się do niczego innego - odpowiedziała znużonym głosem.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym weszłam do salonu. Puste opakowania wyrzuciłam do śmieci, a naczynia pozmywałam. W międzyczasie plotkowałam z Beer. Po posprzątaniu pożegnałam się z dziewczyną buziakiem w policzek, po czym opuściłam dom. W oddali zobaczyłam dziennikarza, który robił mi zdjęcie. Mimowolnie zirytowałam się i szybkim krokiem skierowałam się na przystanek autobusowy. Na szczęście mężczyzna ciągle fotografował dom chłopaków, a mi dał spokój.
Po kilkunastu minutach weszłam do mojego domu. W środku panował okropny smród.
- Coś tu zdechło? - zapytałam retorycznie.
Otworzyłam wszystkie okna, by ów nieprzyjemny zapach wyleciał. Wydawał mi się być znajomy. Jakby... Alkohol połączony z... Czymś dziwnym. W salonie panował okropny bałagan, podobnie jak w całym domu.
- Chris! - krzyknęłam, lecz odpowiedziała mi tylko cisza.
Zapewne brat jeszcze spał, bo wrócił z jakiejś imprezy nad ranem. Albo... Zrobił imprezę tutaj. To by się zgadzało, patrząc na syf oraz kilka butelek po alkoholu. Postanowiłam to jednak zignorować. Moje relacje z Christopherem polepszyły się w ostatnim czasie, więc nie tego chciałam psuć. Nawet zaczął dogadywać się z Johnsonem, z czego cieszyłam się niezmiernie. Włączyłam muzykę i zaczęłam sprzątać.
Czas minął mi dosyć szybko. Kiedy skończyłam robić porządki, na zegarze w kuchni wybiła 2.00. Miałam jeszcze trzy godziny do tej głupiej, uroczystej kolacji, na którą nie chciałam iść. Postanowiłam zrobić jakiś obiad, jak wypadało na normalną rodzinę. Otworzyłam lodówkę i stanęłam jak wryta. Było tam pusto, nie licząc jogurtu, który był przeterminowany oraz uschniętego liścia sałaty. Westchnęłam głośno.
- Christopher! - wrzasnęłam na cały dom.
Byłam pewna, że i sąsiedzi mnie słyszeli. Po kilku minutach nikogo jednak nie ujrzałam mojego brata. Weszłam do górę, po czym uchyliłam drzwi do jego pokoju. Zebrało mnie na wymioty. W środku panowały egipskie ciemności oraz smród, jakby coś naprawdę straciło tam życie. Zacisnęłam palce na nosie i zaczęłam przebiegać przez stosy brudnych ubrań. Nagle potknęłam się o buta i runęłam jak długo prosto w strój do piłki nożnej brata.
- Chris! - wrzasnęłam wściekła, starając się złapać oddech. Jak najszybciej wstałam i odsunęłam żaluzje. Otworzyłam okno na oścież, po czym zaczęłam łapać powietrze. Na chodniku stała nasza sąsiadka, która patrzyła się na mnie dziwnie. Pomachałam jej.
- Co do cholery się tu dzieje? - mruknął chłopak, zerkając na mnie.
- Chris, od jak dawna leżą tu te ubrania? - zapytałam, odwracając się do brata.
- Hm... Ostatnio zakładałem je... Jak byliśmy u Caroline - odpowiedział po chwili namysłu, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Jedź i zrób zakupy, a ja tu posprzątam, okej? - zapytałam, a Chris jęknął. Popatrzyłam na niego spod byka. Brunet podniósł ręce w geście obronnym i ruszył do garderoby. Po chwili wyszedł ubrany, wziął kluczyki i zszedł na dół.
- Będę za pół godziny! - krzyknął, a po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiami.
Wyciągnęłam gumowe rękawice z kuchni i zaczęłam pakować ubrania brata do pralki. Posprzątałam w jego pokoju, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic i zaczęłam szykować się na kolację. W międzyczasie zrobiłam szybki, banalny obiad.
*************
- Znamy się od miesiąca, tak? - zapytałam kolejny raz.
- Tak, wyluzuj - zaśmiał się Cameron.
- Mam nadzieję, że jestem dobrą aktorką - powiedziałam zestresowana.
- Sierra i mama wiedzą, że jesteś dziewczyną Jacka, ale ciotka nie ma o tym pojęcia - oznajmił - Ciotka będzie cię pytała o różne, prywatne rzeczy. Dasz radę - zapewnił mnie.
- Mam nadzieję - powiedziałam, a w tym samym momencie chłopak zatrzymał się przed swoim domem.
- Pora zacząć przedstawienie - rzekł Cam z uśmiechem, po czym złapał mnie za rękę. Weszliśmy do domu, po czym skierowaliśmy się do jadalni. Ujrzałam tam trzy kobiety.
- Cześć wszystkim! - przywitał się chłopak - Ciociu, poznaj Lili, moją dziewczynę. Lili, poznaj ciocię Evę.
- Miło mi panią poznać - powiedziałam cicho, a kobieta podeszła do mnie.
Ucałowała trzy razy powietrze obok moich policzków. Miała na twarzy dużo makijażu, który nieskutecznie ukrywał jej zmarszczki. Włosy ciemnej barwy ułożone były w eleganckiego koka. Sukienka kobiety uwydatniała jej fałdki na brzuchu.
- Mam nadzieję, że jesteś odpowiednią partią dla Camerona - odpowiedziała surowym głosem, a ja przełknęłam ślinę.
- Przyniosę żeberka - oznajmiła mama Camerona i zniknęła. Siedziałam przerażona, a Sierra wysyła mi co chwilę rozbawione spojrzenia.
- Sierra, a gdzie twój chłopak? - zapytała pani Eva.
- Ach, ciociu! - Machnęła ręką dziewczyna. - Przecież ciocia dobrze wie, że nie mam na razie chłopaka. Skupiam się na karierze.
- Kariera modelki - prychnęła kobieta, a dziewczyna mimowolnie przewróciła oczami - A ty, Liliano, co masz zamiar robić po ukończeniu szkoły? - zapytała, świdrując mnie wzrokiem.
- Zamierzam iść na studia literackie albo od razu napisać jakąś książkę - odparłam z lekkim uśmiechem.
W tym samym momencie pojawiła się pani Dallas z gorącym posiłkiem. Zaczęła nakładać każdemu na talerze obiad.
- Książki? Ale się dopasowaliście - ponownie prychnęła jasnowłosa, co mnie lekko zirytowało. Ukradkiem spojrzałam na Camerona, a jego oczy patrzyły na mnie przepraszająco.
- Ja też uważam, że jest to para idealna - zachichotała Sierra, a my wysłaliśmy jej mordercze spojrzenia.
- A co robią twoi rodzice? - wypytywała dalej kobieta. Po usłyszeniu tego pytania moja ręka stanęła w bezruchu w drodze do moich ust. Wargi zaczęły mi drżeć. Dallas szybko złapał mnie za rękę.
- Ciociu, mówiłem... - zaczął ostro.
- Odpowiedz, Liliano - przerwała, patrząc na mnie prowokująco. Byłam pewna, że znała prawdę bądź się jej domyślała. Widziałam to w jej oczach. Odłożyłam widelec, po czym odchrząknęłam cicho.
- Obecnie moi rodzice odpoczywają w grobie - odpowiedziałam.
- Och! Tak mi przykro! - krzyknęła sztucznym głosem. Postanowiłam zwinąć się z tej kolacji zaraz po skończeniu posiłku. Odliczałam minuty, zamierzałam wyjść po trzydziestej.
- Smakuje ci, Lili? - zapytała, zmieniając temat Gina.
- Pyszne. Muszę wziąć od pani przepis - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Od jak dawna jesteście razem? - zadała kolejne pytanie kobieta.
- Od miesiąca - odpowiedział chłopak.
- To krótko - odpowiedziała.
Eva, ciocia Camerona zadała mi jeszcze kilkanaście takich pytań. Miałam już tego dosyć, starałam się jednak nie dać po sobie tego poznać. Odpowiadałam grzecznie oraz kulturalnie, chociaż w środku aż się we mnie gotowało. Wydawało mi się, że kobieta wierzyła w nasze kłamstwa.
- Miło było, ale muszę się już zbierać - oznajmiłam, wstając od stołu. Wybiła równo 6.00, więc byłam szczęśliwa, że udało mi się wytrzymać aż godzinę.
- Jesteście taką ładną parą - powiedziała kobieta, a ja nie wierzyłam własnym uszom - Może buziak na pożegnanie? - zapytała kobieta, patrząc na nas. Już miałam odmówić, kiedy usta Camerona Dallasa wpiły się w moje...
***********
Wróciłam z wakacji z nowymi pomysłami!
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro