Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34


- Nie wiem, co mam teraz zrobić - powiedziałam cicho do Mahogany na matematyce. Właśnie skończyłam opowiadać jej o sytuacji związanej z Rose.

- Dzisiaj jak się z nią spotkałam, to mówiła mi i Olivii, że mamy przestać się z tobą przyjaźnić. Zastanawiałyśmy się, o co jej chodziło. A teraz to wiemy - westchnęła, przepisując kolejne równanie. Mój policzek ciągle mnie bolał i przybrał barwę czerwieni, dziewczyna była silna.

- Aż ciężko uwierzyć, że ona zrobiła to pod wpływem tego dupka - stwierdziłam z westchnięciem.

- I to ona cię tak urządziła? - zapytała, niedowierzająco. Spojrzała na mój policzek ze współczuciem.

- Tak. Sama nie chciałam w to uwierzyć, ale tak właśnie było. Jack się mnie pytał o niego, ale tylko wzruszyłam ramionami. Jeszcze powiedziała, że jest ze mnie niezłe ziółko i wydobędzie wszystkie moje sekrety - dodałam.

- A ukrywasz jakieś? - zapytała.

- Jest jeden, o którym chcę zapomnieć. Nie chcę, żeby Jack się o nim dowiedział od niej - odpowiedziałam.

- Musisz mu to powiedzieć. I mi też. To twoja przeszłość, więc Jack nie ma nic do gadania. A teraz mów - szepnęła, przybliżając się do mnie. Na szczęście profesor niczego nie widział. Był zbyt zajęty rozwiązywaniem zadań.

- Po śmierci moich rodziców... Chciałam zapomnieć o tym całym smutku i rozpaczy. Zaczęłam się mocniej malować, ubierać jak dziwka, chodzić na imprezy. Nie wracałam do domu na noc, piłam cały czas, nawet w szkole. Pożyczałam szlugi od starszych kolegów, zaczęłam ćpać... W końcu moja kuzynka dowiedziała się o wszystkim. Wzięła mnie w obroty. W ciągu dwóch tygodni udało mi się poprawić większość ocen, chociaż i tak nie były one najlepsze. A potem... Starałyśmy się o tym zapomnieć i nikomu o tym nie mówiłam. Wstyd mi za tamten czas - oznajmiłam, a Lox patrzyła się na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby spotkała ducha bądź ulubionego piosenkarza.

- Nie wierzę - powiedziała po chwili - Ty?! Taka dobra dziewczynka, która nigdy nie baluje?!

- Nie baluję, bo brat mi zabrania. Ale teraz mam na niego wywalone. - Wzruszyłam ramionami.

- Jack ma na ciebie wpływ - zaśmiała się.

- Mahogany! - krzyknął starszy mężczyzna, odwracając się od tablicy - Co cię tak śmieszy?!

- Fakt, iż te zadania są takie łatwe - oznajmiła z uśmiechem.

- Świetnie! W takim razie zapraszam do tablicy - powiedział profesor, a dziewczynie zrzedła mina. Zachichotałam mimowolnie.

- Mogę ja iść? - zapytał jakiś chłopak z pierwszej ławki - Jestem lepszy od Mahogany.

- Chodź, Andrew - westchnął nauczyciel.

- Twój cichy wielbiciel? - zapytałam, podnosząc jedną brew do góry.

- Co? Ach, nie! - Machnęła ręką - Nie mój, ale Olivii - wyjaśniła.

- To ten Andrew - przytaknęłam zamyślona.

- Mój problem polega na tym, że teraz nie wiem, czyją trzymać stronę. Rose jest moją przyjaciółką od podstawówki, ale to ty masz rację. Ten cały Nick wyrywa średnio około pięciu dziewczyn na tydzień. Nie chcę stracić Rose ani ciebie. Może jeszcze się pogodzicie? - jęknęła rudowłosa.

- Lox, ona mnie uderzyła. Nie jestem ani nie będę w stanie jej tego wybaczyć. Nigdy - oznajmiłam - A tak w ogóle, to poznałam dziewczyną Gilinskiego, Madison.

- Oh, jak ja jej nie cierpię. Widziałaś jej paznokcie? Okropne. To zwykła suka, nie uważasz tak? - zapytała, wyginając przy tym twarz w grymasie.

- Właściwie, to polubiłam ją. Jest zabawna i miła - zaprzeczyłam lekko zdziwiona.

- Co?! Jaja sobie ze mnie robisz?! Jeśli tak, to ci nie wychodzi - odpowiedziała głośniejszym tonem.

- Nie, bardzo ją lubię - powiedziałam.

- Wiesz, co? Rose miała rację. Nie będę się przyjaźnić z osobą, która lubi mojego wroga numer jeden. Jakby mało było tego, że ona chodzi tutaj do szkoły! - krzyknęła Mah. 

Zagłuszył ją dzwonek na przerwę. Ruda spakowała swoje rzeczy i wyszła z klasy szybkim krokiem. Oniemiała włożyłam zeszyty do torby, po czym ruszyłam do wyjścia, nadal nie wierząc w to całe zajście. Ujrzałam drugą, gorszą twarz Lox, przed którą ostrzegali mnie inni.

- O co poszło? - zapytał znajomy głos. Przestraszona podskoczyłam lekko. Obok siebie zauważyłam Aarona.

- Nie wiem - westchnęłam, przeczesując ręką włosy.

- Idziesz na stołówkę? - zapytał, a ja przytaknęłam - Pozwolisz, że pójdę z tobą?

- Jasne - zaśmiałam się - Oczywiście, jeśli nie powiesz o tym Johnsonowi.

- Zapewniam cię - odparł, przykładając dłoń do serca. W zabawnej rozmowie doszliśmy do pomieszczenia, w którym roiło się od uczniów. Usiedliśmy przy naszym stoliku. Siedziała już tam Madison oraz Matthew. Zawzięcie dyskutowali na jakiś temat.

- Cześć, wszystkim - powiedziałam i przywitałam się z Mads buziakiem w policzek.

- Lili, czy to prawda, że lakier do paznokci nie zasycha tak od razu? Potrzeba co najmniej godziny - powiedziała czarnowłosa, a ja przytaknęłam od razu.

- Cholera, miałaś rację - westchnął Espinosa. W tym samym momencie zjawił się mój chłopak, a ja przypomniałam sobie o rozmowie z Mahogany. Przy okazji uświadomiłam sobie, że dziewczyna znała mój sekret.

- Zajebiście - mruknęłam.

- Coś się stało? - zapytał Jack, widząc moją zgaszoną minę.

- Tak, muszę ci coś powiedzieć. Ale to potem. Na osobności - odpowiedziałam, a chłopak tylko zmarszczył brwi w zamyśleniu - Mój brat chce cię poznać. Wpadłbyś dzisiaj? - zapytałam po chwili.

- Twój brat? - chłopak zakrztusił się napojem - Ten sam, który mnie pobił?

- Proszę, daj mu jeszcze jedną szansę - poprosiłam, przybliżając się do Jacka.

- No nie wiem... - zamyślił się, a ja musnęłam jego usta swoimi. Uśmiechnął się. - Zgoda - oznajmił po chwili, a ja ucieszyłam się niezmiernie. Blondyn pocałował mnie.

- Ej, gołąbeczki! Nie teraz! - Usłyszałam znajomy głos. Momentalnie oderwałam się od chłopaka i spojrzałam zirytowana na Camerona.

- Coś się stało? - zapytałam słodkim głosem.

- Tak! - krzyknął - Shawn nie wierzy, że jechaliśmy dzisiaj razem do szkoły!

- Nie widziałem nigdzie twojego samochodu!- powiedział brunet.

- Jeśli chodzi o ten zakład, to ja i tak najbardziej lubię Johnsona - oznajmiłam.

- Ty go kochasz, nie lubisz! - zaprzeczył Dallas, a ja zaśmiałam się mimowolnie.

- Więc najbardziej lubię Matta - dodałam, a chłopakom zrzedły miny. Espinosa uśmiechnął się zwycięsko.

- Gitarę możesz zachować, ale dwie stówki dla mnie - powiedział. Chłopaki dali mu nagrodę.

- Już cię nie podwiozę - oznajmił zły Cameron.

- A ty nie miałeś jakiejś prośby do Lili? - zapytał Nash.

- Nie zgadzam się na to! - krzyknął Johnson.

- Proszę... - jęknął błagalnie Dallas.

- O co chodzi? - zapytałam podejrzliwie.

- Pokłóciłem się z moją mamą, a Sierra wyskoczyła, więc palnąłem, że mam normalną dziewczynę - wyjaśnił.

- Co? - zapytałam, nie wiedząc, o co chodzi temu przygłupowi.

- Czy mogłabyś udawać moją dziewczynę w sobotę wieczorem? - zapytał - Błagam cię! - dodał i uklęknął przede mną.

- Lili, nie zgadzaj się na to - ostrzegł mnie Jack.

- Zamknij się, Jack. Dzięki mnie jesteście razem - oznajmił.

- I dzięki mnie! - krzyknął uśmiechnięty Matt, całując swoje pieniądze.

- Cam, czy tobie na łeb całkiem padło? - zapytałam retorycznie, a reszta chłopaków przytaknęła.

- Lili, błagam cię! Zrobię wszystko, czego chcesz! - powiedział przejęty chłopak.

- Jeśli Jack się zgodzi, to ja też - oznajmiłam, a Dallasowi zrzedła mina. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Teraz mi nie da spokoju - szepnął Jack, kiedy Cameron zaczął go błagać na kolanach.

- Masz tylko jedno wyjście - odpowiedziałam uśmiechnięta, co spotkało się z westchnieniem blondyna.

- Zgadzam się - westchnął, a Dallas zaczął krzyczeć oraz piszczeć na całą stołówkę. W drzwiach zobaczyłam trzy osoby, które kiedyś bardzo lubiłam. Chciałabym mieć normalne życie, ale takie też nie jest złe.

*************

Dzieje się, dzieje!

~~Zmierzchu :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro