Rozdział 33
- Lili, kochanie, wstawaj - szepnął chłopak, całując mnie po szyi.
- Nie rozmawiam z tobą, Jack - mruknęłam, otwierając oczy.
- Księżniczko, jak się czujesz? - zapytał, ignorując moje oświadczenie.
- O wiele lepiej. Gilinsky zrobił pyszne śniadanie, a Mads miętę. - odpowiedziałam, po czym usiadłam na łóżku - Odwieziesz mnie do domu?
- Już chcesz mnie opuścić? - zadał pytanie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Chcę wrócić do mojego łóżka - oznajmiłam.
- Nie podoba ci się moje łóżko? - zapytał, przyciskając mnie do materaca. Zaczął całować mnie po twarzy. Zachichotałam.
- Podoba, ale muszę wrócić do domu - odpowiedziałam.
- Dobra. Bierz manatki i idziemy - powiedział, muskając mnie w usta. Powoli zwlekłam się i spakowałam moje rzeczy. Johnson wziął moją torbę, a ja skierowałam się do wyjścia. Na schodach spotkałam Madison z walizkami.
- Czemu Gilinsky ci nie pomaga? - zapytałam.
- Bo Gilinsky niesie inne rzeczy! - Usłyszeliśmy zdenerwowany głos bruneta. Niósł dwumetrowe lustro. Mimowolnie zaśmiałam się.
- Powodzenia, bracie - rzucił blondyn ze śmiechem. Pożegnaliśmy się i weszliśmy do samochodu.
- W tym semestrze nie opuszczę ani jednego dnia szkoły - oznajmiłam.
- Najlepiej jakbyś w ogóle się tam nie pojawiała. Dallas jest wkurzony na ciebie, bo cię nie było dzisiaj - odpowiedział Jack.
- Powiem mu, że to była twoja wina - pokazałam język chłopakowi, a on jedynie się zaśmiał.
- Muszę ci coś powiedzieć - powiedział poważnie po chwili ciszy.
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona, a dłoń chłopaka wylądowała na moim udzie.
- Musisz przeżyć beze mnie ten weekend - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi zaskoczona - W piątek po szkole jedziemy z Gilinskym do San Francisco. Potem San Diego, a na końcu Sacramento. Wracamy w niedzielę w nocy - dodał.
- Taka kariera piosenkarza - uśmiechnęłam się.
- Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo. Zostawiam cię pod opieką Madison - powiedział.
- I chłopaków - przypomniałam mu.
- Wiem i ten fakt mnie trochę przeraża - odparł z westchnieniem, a ja zachichotałam mimowolnie.
- Pójdziemy na imprezę - zarządziłam, a chłopakowi zrzedła mina.
- Nawet nie ma takiej opcji! - zaprzeczył od razu.
- Żartowałam, zazdrośniku - zaśmiałam się kolejny raz - Mam zamiar się uczyć.
- Będę tęsknił - oznajmił, parkując przed moim domem.
- Jack, to tylko trzy dni - zauważyłam.
- Kocham cię tak mocno, że czasem to aż boli - powiedział, patrząc mi w oczy i głaszcząc ręką moje udo.
- Taka jest miłość - szepnęłam, po czym musnęłam usta blondyna swoimi - Kocham cię, Jack. Ale jutro jadę z Dallasem, niech się cieszy. Do zobaczenia w szkole - dodałam po kilku minutach. Wyszłam z samochodu. Na podjeździe zauważyłam srebrne auto mojego brata i zirytowałam się momentalnie. Zacisnęłam ręce w pięści, po czym weszłam do domu. Zdjęłam buty, a torbę rzuciłam na podłogę.
- Christopherze Sebastianie McCourtney! Musimy porozmawiać! - wrzasnęłam na cały dom. Weszłam do salonu i mimowolnie przewróciłam oczami. Na kanapie leżało dwóch chłopaków. Niejaki Nick oraz mój brat. Sączyli piwo z dużych kufli i oglądali jakiś mecz.
- Nie drzyj się tak, oglądamy. - Uciszył mnie gestem ręki, a ja miałam ochotę go uderzyć. Podeszłam do telewizora, po czym wyłączyłam go.
- Co ty robisz? - krzyknęli w tym samym czasie, wstając z kanapy.
- Chris, musimy porozmawiać! - odpowiedziałam głośnym tonem.
- Zrobimy to potem - odparł, szukając pilota.
- Co to za krzyki? - Usłyszałam znajomy, damski głos. Nagle z kuchni wyszła Rose, a ja stanęłam jak wryta. - Hej, Lili - dodała cicho.
- Co ty tu robisz do cholery? - zapytałam oniemiała.
- Chris to twój brat, prawda? - zadała pytanie, a ja przytaknęłam - A Nick to mój chłopak - dopowiedziała z uśmiechem, po czym podeszła do chłopaka, który ją objął. Miałam ochotę kolejny raz tego dnia zwrócić posiłek. Więc to był ten "słynny Nick". Chłopak, który chciał mnie "wziąć w obroty". Zaczęłam rozumieć słowa Mahogany oraz Olivii.
- To jest twój chłopak? - zapytałam po chwili z niedowierzaniem, a ona przytaknęła - Zdajesz sobie sprawę z tego, że on cię zdradza?
- Chyba coś ci się pomyliło - odpowiedział chłopak, mierząc mnie wzrokiem. Zacisnęłam pięści.
- Rose, on sam chciał się ze mną przespać! - krzyknęłam z frustracją.
- To ty chciałaś mnie uwieść! - zaprzeczył, a Christopher przytaknął.
- Nick o wszystkim mi powiedział! - krzyknęła dziewczyna - A ja cię uważałam za przyjaciółkę!
- Wierzysz jemu?! Jestem twoją przyjaciółką! - wrzasnęłam z rozpaczą.
- Kłamiesz! Jesteś o niego zazdrosna! - oznajmiła, przytulając się mocniej do chłopaka. Miałam ochotę śmiać się z jej słów.
- Mam Jacka, który mnie nie zdradza! - odparłam.
- Byłaś u niego dzisiaj, prawda? - włączył się do rozmowy mój brat.
- Byłam u koleżanki - zaprzeczyłam. Między innymi u Madison, więc nie było to kłamstwo.
- Nie byłaś ani u Lox, ani u Olivii - odpowiedziała dziewczyna. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło.
- One nie są moimi jedynymi koleżankami dla twojej informacji - parsknęłam - Powinnaś zerwać z Nickiem! Dla twojego dobra!
- Dla mojego dobra?! - zaśmiała się prosto w moją twarz - Dla mojego dobra nie jesteś już moją przyjaciółką! Jesteś zwykłą suką! - krzyknęła, po czym spoliczkowała mnie. Zaskoczona złapałam się za obolały policzek.
- Jak mogłaś...? - zapytałam zdenerwowana.
- Chris mówił, że z ciebie niezłe ziółko. Podobno masz wiele sekretów. Nie martw się. Wydobędę je wszystkie. A twój związek... Szybko się skończy - szepnęła, a ja przestraszyłam się. Starałam się to jednak ukryć.
- Wynoście się stąd! - wrzasnęłam, pokazując ręką drzwi.
- To jeszcze nie koniec, zdziro - dodała Rose, wzięła ze sobą Nicka i wyszła, trzaskając drzwiami.
- To było ostre - skomentował Christopher, gwizdając cicho. Odwróciłam się powoli do chłopaka, po czym wzięłam głębszy oddech.
- Jesteś dupkiem - zaczęłam, zbliżając się do brata - Zwykłym gnojkiem. Jak śmiałeś pobić mojego chłopaka?!
- Skąd o tym wiesz?! Ten pantofel ci powiedział? - zapytał zaskoczony.
- Myślałeś, że się nie dowiem?! - Nie zwracałam uwagi na słowa chłopaka. - Że zamieciesz to pod dywan i wszystko będzie okej?! Nie musisz go znać! Nie musisz go tolerować! Ale zostaw go w spokoju! Jego i mnie! Kocham Jacka i nie zniszczysz tego! Nie jestem twoją własnością! Nie jestem sama! Zawsze sobie poradzę w życiu! Nie to, co ty! - wrzasnęłam, a po moich policzkach płynęły słone łzy.
- Przepraszam - szepnął i przytulił mnie. Starałam się uwolnić z uścisku, waliłam chłopaka po torsie, lecz to było na nic. Zaczął głaskać mnie po włosach i szeptać uspokajające słówka do ucha.
- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego? - szamotałam się dalej. W końcu się poddałam. Przytuliłam się mocniej do mojego brata. Tak cholernie mi tego brakowało.
- Dzisiaj 18 października - oznajmił - Pamiętasz?
- Od rana mam mdłości, a moje hormony buzują. Jak mogłabym o tym zapomnieć? - zapytałam retorycznie.
- Zaproś go do nas - oznajmił nagle, a ja popatrzyłam na Chrisa jak na idiotę - Chcę poznać chłopaka, który skradł serce mojej malutkiej siostrzyczki - dodał, a ja zaśmiałam się przez łzy.
- Przestań się zachowywać jak dupek, proszę - dodałam ciszej.
- Przepraszam. Za dużo alkoholu. Czasem jest wszystko dobrze, a czasem... Przypominają mi się rodzice - odparł.
- To normalne. Mnie też. Kocham cię, Christopherze Sebastianie McCourtney - uśmiechnęłam się.
- Kocham cię, Liliano McCourtney - powiedział w odpowiedzi, mocniej przytulając mnie do siebie.
Jak długo będzie ta sielanka trwała? Oby jak najdłużej.
********
Happy End! Taka wena ostatnio... Nie żyję moim życiem, ale życiem Lili xd
Kocham Was! (I wasze komentarze!)
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro