Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33


- Lili, kochanie, wstawaj - szepnął chłopak, całując mnie po szyi.

- Nie rozmawiam z tobą, Jack - mruknęłam, otwierając oczy.

- Księżniczko, jak się czujesz? - zapytał, ignorując moje oświadczenie.

- O wiele lepiej. Gilinsky zrobił pyszne śniadanie, a Mads miętę. - odpowiedziałam, po czym usiadłam na łóżku - Odwieziesz mnie do domu?

- Już chcesz mnie opuścić? - zadał pytanie, a ja parsknęłam śmiechem.

- Chcę wrócić do mojego łóżka - oznajmiłam.

- Nie podoba ci się moje łóżko? - zapytał, przyciskając mnie do materaca. Zaczął całować mnie po twarzy. Zachichotałam.

- Podoba, ale muszę wrócić do domu - odpowiedziałam.

- Dobra. Bierz manatki i idziemy - powiedział, muskając mnie w usta. Powoli zwlekłam się i spakowałam moje rzeczy. Johnson wziął moją torbę, a ja skierowałam się do wyjścia. Na schodach spotkałam Madison z walizkami.

- Czemu Gilinsky ci nie pomaga? - zapytałam.

- Bo Gilinsky niesie inne rzeczy! - Usłyszeliśmy zdenerwowany głos bruneta. Niósł dwumetrowe lustro. Mimowolnie zaśmiałam się.

- Powodzenia, bracie - rzucił blondyn ze śmiechem. Pożegnaliśmy się i weszliśmy do samochodu.

- W tym semestrze nie opuszczę ani jednego dnia szkoły - oznajmiłam.

- Najlepiej jakbyś w ogóle się tam nie pojawiała. Dallas jest wkurzony na ciebie, bo cię nie było dzisiaj - odpowiedział Jack.

- Powiem mu, że to była twoja wina - pokazałam język chłopakowi, a on jedynie się zaśmiał.

- Muszę ci coś powiedzieć - powiedział poważnie po chwili ciszy.

- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona, a dłoń chłopaka wylądowała na moim udzie.

- Musisz przeżyć beze mnie ten weekend - oznajmił, a ja zmarszczyłam brwi zaskoczona - W piątek po szkole jedziemy z Gilinskym do San Francisco. Potem San Diego, a na końcu Sacramento. Wracamy w niedzielę w nocy - dodał.

- Taka kariera piosenkarza - uśmiechnęłam się.

- Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo. Zostawiam cię pod opieką Madison - powiedział.

- I chłopaków - przypomniałam mu.

- Wiem i ten fakt mnie trochę przeraża - odparł z westchnieniem, a ja zachichotałam mimowolnie.

- Pójdziemy na imprezę - zarządziłam, a chłopakowi zrzedła mina.

- Nawet nie ma takiej opcji! - zaprzeczył od razu.

- Żartowałam, zazdrośniku - zaśmiałam się kolejny raz - Mam zamiar się uczyć.

- Będę tęsknił - oznajmił, parkując przed moim domem.

- Jack, to tylko trzy dni - zauważyłam.

- Kocham cię tak mocno, że czasem to aż boli - powiedział, patrząc mi w oczy i głaszcząc ręką moje udo.

- Taka jest miłość - szepnęłam, po czym musnęłam usta blondyna swoimi - Kocham cię, Jack. Ale jutro jadę z Dallasem, niech się cieszy. Do zobaczenia w szkole - dodałam po kilku minutach. Wyszłam z samochodu. Na podjeździe zauważyłam srebrne auto mojego brata i zirytowałam się momentalnie. Zacisnęłam ręce w pięści, po czym weszłam do domu. Zdjęłam buty, a torbę rzuciłam na podłogę.

- Christopherze Sebastianie McCourtney! Musimy porozmawiać! - wrzasnęłam na cały dom. Weszłam do salonu i mimowolnie przewróciłam oczami. Na kanapie leżało dwóch chłopaków. Niejaki Nick oraz mój brat. Sączyli piwo z dużych kufli i oglądali jakiś mecz.

- Nie drzyj się tak, oglądamy. - Uciszył mnie gestem ręki, a ja miałam ochotę go uderzyć. Podeszłam do telewizora, po czym wyłączyłam go.

- Co ty robisz? - krzyknęli w tym samym czasie, wstając z kanapy.

- Chris, musimy porozmawiać! - odpowiedziałam głośnym tonem.

- Zrobimy to potem - odparł, szukając pilota.

- Co to za krzyki? - Usłyszałam znajomy, damski głos. Nagle z kuchni wyszła Rose, a ja stanęłam jak wryta. - Hej, Lili - dodała cicho.

- Co ty tu robisz do cholery? - zapytałam oniemiała.

- Chris to twój brat, prawda? - zadała pytanie, a ja przytaknęłam - A Nick to mój chłopak - dopowiedziała z uśmiechem, po czym podeszła do chłopaka, który ją objął. Miałam ochotę kolejny raz tego dnia zwrócić posiłek. Więc to był ten "słynny Nick". Chłopak, który chciał mnie "wziąć w obroty". Zaczęłam rozumieć słowa Mahogany oraz Olivii.

- To jest twój chłopak? - zapytałam po chwili z niedowierzaniem, a ona przytaknęła - Zdajesz sobie sprawę z tego, że on cię zdradza?

- Chyba coś ci się pomyliło - odpowiedział chłopak, mierząc mnie wzrokiem. Zacisnęłam pięści.

- Rose, on sam chciał się ze mną przespać! - krzyknęłam z frustracją.

- To ty chciałaś mnie uwieść! - zaprzeczył, a Christopher przytaknął.

- Nick o wszystkim mi powiedział! - krzyknęła dziewczyna - A ja cię uważałam za przyjaciółkę!

- Wierzysz jemu?! Jestem twoją przyjaciółką! - wrzasnęłam z rozpaczą.

- Kłamiesz! Jesteś o niego zazdrosna! - oznajmiła, przytulając się mocniej do chłopaka. Miałam ochotę śmiać się z jej słów.

- Mam Jacka, który mnie nie zdradza! - odparłam.

- Byłaś u niego dzisiaj, prawda? - włączył się do rozmowy mój brat.

- Byłam u koleżanki - zaprzeczyłam. Między innymi u Madison, więc nie było to kłamstwo.

- Nie byłaś ani u Lox, ani u Olivii - odpowiedziała dziewczyna. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło.

- One nie są moimi jedynymi koleżankami dla twojej informacji - parsknęłam - Powinnaś zerwać z Nickiem! Dla twojego dobra!

- Dla mojego dobra?! - zaśmiała się prosto w moją twarz - Dla mojego dobra nie jesteś już moją przyjaciółką! Jesteś zwykłą suką! - krzyknęła, po czym spoliczkowała mnie. Zaskoczona złapałam się za obolały policzek.

- Jak mogłaś...?  - zapytałam zdenerwowana.

- Chris mówił, że z ciebie niezłe ziółko. Podobno masz wiele sekretów. Nie martw się. Wydobędę je wszystkie. A twój związek... Szybko się skończy - szepnęła, a ja przestraszyłam się. Starałam się to jednak ukryć.

- Wynoście się stąd! - wrzasnęłam, pokazując ręką drzwi.

- To jeszcze nie koniec, zdziro - dodała Rose, wzięła ze sobą Nicka i wyszła, trzaskając drzwiami.

- To było ostre - skomentował Christopher, gwizdając cicho. Odwróciłam się powoli do chłopaka, po czym wzięłam głębszy oddech.

- Jesteś dupkiem - zaczęłam, zbliżając się do brata - Zwykłym gnojkiem. Jak śmiałeś pobić mojego chłopaka?!

- Skąd o tym wiesz?! Ten pantofel ci powiedział? - zapytał zaskoczony.

- Myślałeś, że się nie dowiem?! - Nie zwracałam uwagi na słowa chłopaka. - Że zamieciesz to pod dywan i wszystko będzie okej?! Nie musisz go znać! Nie musisz go tolerować! Ale zostaw go w spokoju! Jego i mnie! Kocham Jacka i nie zniszczysz tego! Nie jestem twoją własnością! Nie jestem sama! Zawsze sobie poradzę w życiu! Nie to, co ty! - wrzasnęłam, a po moich policzkach płynęły słone łzy.

- Przepraszam - szepnął i przytulił mnie. Starałam się uwolnić z uścisku, waliłam chłopaka po torsie, lecz to było na nic. Zaczął głaskać mnie po włosach i szeptać uspokajające słówka do ucha.

- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego? - szamotałam się dalej. W końcu się poddałam. Przytuliłam się mocniej do mojego brata. Tak cholernie mi tego brakowało.

- Dzisiaj 18 października - oznajmił - Pamiętasz?

- Od rana mam mdłości, a moje hormony buzują. Jak mogłabym o tym zapomnieć? - zapytałam retorycznie.

- Zaproś go do nas - oznajmił nagle, a ja popatrzyłam na Chrisa jak na idiotę - Chcę poznać chłopaka, który skradł serce mojej malutkiej siostrzyczki - dodał, a ja zaśmiałam się przez łzy.

- Przestań się zachowywać jak dupek, proszę - dodałam ciszej.

- Przepraszam. Za dużo alkoholu. Czasem jest wszystko dobrze, a czasem... Przypominają mi się rodzice - odparł.

- To normalne. Mnie też. Kocham cię, Christopherze Sebastianie McCourtney - uśmiechnęłam się.

- Kocham cię, Liliano McCourtney - powiedział w odpowiedzi, mocniej przytulając mnie do siebie.
 Jak długo będzie ta sielanka trwała? Oby jak najdłużej.

********

Happy End! Taka wena ostatnio... Nie żyję moim życiem, ale życiem Lili xd

Kocham Was! (I wasze komentarze!)

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro