Rozdział 29
- Co? - zapytałam zamurowana - Skąd o tym wiesz?
- Gadałem z Gilinskym przez telefon. Długo siedziałaś w tym salonie, więc zacząłem sobie chodzić po chodniku i... Zobaczyłem was. Na początku w to nie uwierzyłem, ale kiedy przyszłaś z tą sukienką... A potem ten sms... - westchnął, bawiąc się palcami. Złapałam chłopaka za rękę.
- Jack, przepraszam. To był mój przyjaciel. Przynajmniej za takiego go uważałam. Ja... Nie chciałam tego. On to zrobił. Proszę, wybacz mi - powiedziałam, czując łzy napływające do moich oczu oraz gulę w gardle.
- Widziałem, jak go spoliczkowałaś - uśmiechnął - Nie mam co ci przebaczać. Czekałem, aż mi to powiesz cały dzień, a potem... Zacząłem wątpić w ciebie. Przepraszam.
- Zapomnijmy o tym - szepnęłam. Zaczęłam wodzić dłonią po ręce chłopaka aż dotarłam do fioletowej skóry.
- Zapomnijmy o tym - szepnął, przytakując mi.
- Jack, co ci się stało w ramię? - zapytałam zaniepokojona. Blondyn spojrzał na nie, po czym wzruszył ramionami.
- Mówiłem ci. Jakiś chłopak pobił mnie tydzień temu. Warga już się zagoiła, ale ramię nie - dodał.
- Jack, co to był za chłopak? - zapytałam cicho, opierając się o Johnsona. On natomiast objął mnie i przysunął jeszcze bliżej.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - westchnął.
- Tak, ja przed tobą niczego nie ukrywam - odparłam.
- Twój brat mnie pobił - oznajmił, a ja zacisnęłam mocno oczy.
- A ty podbiłeś mu oko. Idiotka ze mnie - powiedziałam zdenerwowana. Odsunęłam się od chłopaka.
- Zapomnijmy o tym - powtórzył moje słowa, biorąc mą dłoń. Zaczął składać pocałunki na niej.
- Nie, Jack - zaprzeczyłam - Pogadam z nim, jak wrócimy do domu. Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - zapytałam z wyrzutem.
- Na początku nie wiedziałem, że to twój brat. Widywałem go w szkole, ale nie miałem pojęcia, kim jest. Co krok wysyłał mi złowrogie spojrzenia. A dzisiaj... Zobaczyłem to zdjęcie na twojej półce. Od razu go rozpoznałem - wyjaśnił - Proszę, nie myślmy teraz o tym.
- A o czym chcesz myśleć? - zapytałam, siadając na chłopaku okrakiem.
- O tym - oznajmił i zaczął mnie namiętnie całować. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a nasze języki walczyły o dominację. Upadłam na podłogę i natknęłam się na coś twardego. Otworzyłam oczy, po czym wzięłam do ręki ową rzecz. Przerwałam pocałunek, przez co spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniem Jacka.
- Czytałeś go? - zadałam pytanie z nieskrywanym oburzeniem. Wskazałam na mój stary pamiętnik. Miał jasnoniebieską barwę. Pokryty był różnymi naklejkami, które coś dla mnie kiedyś znaczyły. Dostałam go od Caroline na szesnaste urodziny.
- "Dzisiaj Alex mnie pocałował. To było takie romantyczne! Nigdy nie przeżyłam nic równie tak wspaniałego" - powiedział, naśladując mój głos.
- Jack! - skarciłam - Chociaż... Myliłam się. Jest coś zdecydowanie lepszego od pocałunków mojego byłego.
- Co takiego? - zapytał.
- Twoje pocałunki - zachichotałam.
Na twarzy Jacka pojawił się uśmiech. Znowu się pocałowaliśmy z namiętnością oraz pożądaniem. Wodziłam rękoma po plecach blondyna. Zjechałam trochę niżej i natrafiłam na brzeg bokserki Johnsona. Zdjęłam ją szybko i zobaczyłam lekko umięśnioną klatkę. Jack nie pozostawał mi dłuższy. Po kilku sekundach leżałam pod nim bez koszulki nocnej. Chłopak całował mnie na każdej części ciała, a po niedługim czasie staliśmy się jednością...
**************
Głośny krzyk przebudził mnie.
- Co do diabła...? - mruknęłam do siebie, otwierając oczy. Rozejrzałam się, a w tym samym momencie wspomnienia z ostatniej nocy zalały moją głową. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Słabe światło wpadało przez okno do piwnicy. Podniosłam się lekko. Okropny krzyk nie cichł. Obok mnie leżał Jack. Miał otwarte, zaspane oczy i patrzył na mnie z uśmiechem.
- Co to? - zapytałam.
- Nie wiem - odparł, po czym rozciągnął ręce.
- Zbierajmy się, zanim Caroline ogarnie, że zniknęliśmy - powiedziałam, ubierając się.
- Masz rację. Trochę tu zimno - stwierdził, a ja zachichotałam. W końcu krzyk ustał. Po cichu weszliśmy po schodach. Wyjrzałam lekko zza drzwi. W łazience paliło się światło.
- Szybko - szepnęłam do chłopaka, po czym pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i owinęłam ciepłym, miękkim kocem. Johnson również to zrobił, więc leżeliśmy przytuleni do siebie.
- Skradamy się, jakbyśmy mieli po 17 lat - powiedział blondyn, całując moją szyję.
- Jack, my mamy po 17 lat - zachichotałam.
- Ach, no tak - mruknął, co doprowadziło mnie do śmiechu. Niespodziewanie drzwi do sypialni otworzyły się, a ja ujrzałam przerażoną Caroline.
- Lili! - krzyknęła, biegnąc do lustra, które zawieszone było nad komodą.
- Co się stało? - zapytałam, udając zaspaną.
- Mam pryszcza! - wrzasnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Przeklęłam w myślach, lecz podeszłam do przyjaciółki.
- Gdzie? - zapytałam, a ona z miną zbitego psa pokazała mi czoło - To dlatego tak krzyczałaś na cały dom? - zapytałam, a ona przytaknęła. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, co spotkało się z morderczym wzrokiem brunetki. - Misiek, przecież to można na spokojnie zakryć. Nawet tego nie widać. Poza tym... Twoja grzywka pójdzie lekko na prawą stronę i wszystko przesłoni.
- Ale ja nie będę miała grzywki! Ona idzie do tyłu! - odparła spanikowana, a ja skierowałam się do łazienki. Znalazłam odpowiedni puder, po czym zaczęłam ją malować.
- Widzisz? Nic już nie ma - uśmiechnęłam się po kilku minutach - Możemy iść już spać? - zapytałam, kładąc się do łóżka.
- Oszalałaś?! Jest już 7.30, a na 9.00 musimy być w kościele - oznajmiła, a ja jęknęłam.
- W godzinę się wyrobię - zapewniłam, a ona tylko westchnęła.
- Przepraszam, że was obudziłam - uśmiechnęła się ciężarna i wyszła.
- Wiesz, co słyszałem? - zapytał z uśmiechem Jack, patrząc w moje oczy.
- Nie wiem - odpowiedziałam, a chłopak przybliżył swoją twarz do mojej.
- Że drugi raz jest lepszy od tego pierwszego. Musimy się o tym przekonać, prawda? - zadał pytanie, zsuwając ramiączko mojej koszulki.
- Może kiedyś - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym wstałam.
- Może? Kiedyś? - jęknął i rzucił głowę w poduszki.
- Musisz zasłużyć - powiedziałam - A teraz zbieraj się.
- O, nie! - krzyknął, patrząc na mnie - To ty musisz iść do kościoła, ja mogę tu sobie leżeć choćby i do południa.
- Jak chcesz... - Wzruszyłam ramionami. Po chwili ciszy drzwi otworzyły się ponownie, a ja ujrzałam Huntera.
- Jack, musisz mi pomóc. Teraz! - powiedział zdyszany, po czym wybiegł. Zachichotałam głośno, a mojemu chłopakowi zrzedła mina.
- Kotku, chyba nie będziesz mógł leżeć tu sobie do południa - powiedziałam chłopakowi, udając smutny ton. Odsunęłam komodę i zaczęłam zastanawiać się, w co się ubrać.
- Nigdy się nie ożenię - stwierdził i wstał. Przymknęłam lekko powieki. Bolało. - Ale dla ciebie zrobię wyjątek - szepnął mi do ucha, obejmując od tyłu. Odwróciłam się do chłopaka i pocałowałam go czule.
********
To takie romantyczne! A ja jestem sama *smarka nosem* :(
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro