Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29


- Co? - zapytałam zamurowana - Skąd o tym wiesz?

- Gadałem z Gilinskym przez telefon. Długo siedziałaś w tym salonie, więc zacząłem sobie chodzić po chodniku i... Zobaczyłem was. Na początku w to nie uwierzyłem, ale kiedy przyszłaś z tą sukienką... A potem ten sms... - westchnął, bawiąc się palcami. Złapałam chłopaka za rękę.

- Jack, przepraszam. To był mój przyjaciel. Przynajmniej za takiego go uważałam. Ja... Nie chciałam tego. On to zrobił. Proszę, wybacz mi - powiedziałam, czując łzy napływające do moich oczu oraz gulę w gardle.

- Widziałem, jak go spoliczkowałaś - uśmiechnął - Nie mam co ci przebaczać. Czekałem, aż mi to powiesz cały dzień, a potem... Zacząłem wątpić w ciebie. Przepraszam.

- Zapomnijmy o tym - szepnęłam. Zaczęłam wodzić dłonią po ręce chłopaka aż dotarłam do fioletowej skóry.

- Zapomnijmy o tym - szepnął, przytakując mi.

- Jack, co ci się stało w ramię? - zapytałam zaniepokojona. Blondyn spojrzał na nie, po czym wzruszył ramionami.

- Mówiłem ci. Jakiś chłopak pobił mnie tydzień temu. Warga już się zagoiła, ale ramię nie - dodał.

- Jack, co to był za chłopak? - zapytałam cicho, opierając się o Johnsona. On natomiast objął mnie i przysunął jeszcze bliżej.

- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - westchnął.

- Tak, ja przed tobą niczego nie ukrywam - odparłam.

- Twój brat mnie pobił - oznajmił, a ja zacisnęłam mocno oczy.

- A ty podbiłeś mu oko. Idiotka ze mnie - powiedziałam zdenerwowana. Odsunęłam się od chłopaka.

- Zapomnijmy o tym - powtórzył moje słowa, biorąc mą dłoń. Zaczął składać pocałunki na niej.

- Nie, Jack - zaprzeczyłam - Pogadam z nim, jak wrócimy do domu. Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - zapytałam z wyrzutem.

- Na początku nie wiedziałem, że to twój brat. Widywałem go w szkole, ale nie miałem pojęcia, kim jest. Co krok wysyłał mi złowrogie spojrzenia. A dzisiaj... Zobaczyłem to zdjęcie na twojej półce. Od razu go rozpoznałem - wyjaśnił - Proszę, nie myślmy teraz o tym.

- A o czym chcesz myśleć? - zapytałam, siadając na chłopaku okrakiem.

- O tym - oznajmił i zaczął mnie namiętnie całować. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a nasze języki walczyły o dominację. Upadłam na podłogę i natknęłam się na coś twardego. Otworzyłam oczy, po czym wzięłam do ręki ową rzecz. Przerwałam pocałunek, przez co spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniem Jacka.

- Czytałeś go? - zadałam pytanie z nieskrywanym oburzeniem. Wskazałam na mój stary pamiętnik. Miał jasnoniebieską barwę. Pokryty był różnymi naklejkami, które coś dla mnie kiedyś znaczyły. Dostałam go od Caroline na szesnaste urodziny.

- "Dzisiaj Alex mnie pocałował. To było takie romantyczne! Nigdy nie przeżyłam nic równie tak wspaniałego" - powiedział, naśladując mój głos.

- Jack! - skarciłam - Chociaż... Myliłam się. Jest coś zdecydowanie lepszego od pocałunków mojego byłego.

- Co takiego? - zapytał.

- Twoje pocałunki - zachichotałam. 

Na twarzy Jacka pojawił się uśmiech. Znowu się pocałowaliśmy z namiętnością oraz pożądaniem.  Wodziłam rękoma po plecach blondyna. Zjechałam trochę niżej i natrafiłam na brzeg bokserki Johnsona. Zdjęłam ją szybko i zobaczyłam lekko umięśnioną klatkę. Jack nie pozostawał mi dłuższy. Po kilku sekundach leżałam pod nim bez koszulki nocnej. Chłopak całował mnie na każdej części ciała, a po niedługim czasie staliśmy się jednością...

**************

Głośny krzyk przebudził mnie.

- Co do diabła...? - mruknęłam  do siebie, otwierając oczy. Rozejrzałam się, a w tym samym momencie wspomnienia z ostatniej nocy zalały moją głową. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Słabe światło wpadało przez okno do piwnicy. Podniosłam się lekko. Okropny krzyk nie cichł. Obok mnie leżał Jack. Miał otwarte, zaspane oczy i patrzył na mnie z uśmiechem.

- Co to? - zapytałam.

- Nie wiem - odparł, po czym rozciągnął ręce.

- Zbierajmy się, zanim Caroline ogarnie, że zniknęliśmy - powiedziałam, ubierając się.

- Masz rację. Trochę tu zimno - stwierdził, a ja zachichotałam. W końcu krzyk ustał. Po cichu weszliśmy po schodach. Wyjrzałam lekko zza drzwi. W łazience paliło się światło.

- Szybko - szepnęłam do chłopaka, po czym pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i owinęłam ciepłym, miękkim kocem. Johnson również to zrobił, więc leżeliśmy przytuleni do siebie.

- Skradamy się, jakbyśmy mieli po 17 lat - powiedział blondyn, całując moją szyję.

- Jack, my mamy po 17 lat - zachichotałam.

- Ach, no tak - mruknął, co doprowadziło mnie do śmiechu. Niespodziewanie drzwi do sypialni otworzyły się, a ja ujrzałam przerażoną Caroline.

- Lili! - krzyknęła, biegnąc do lustra, które zawieszone było nad komodą.

- Co się stało? - zapytałam, udając zaspaną.

- Mam pryszcza! - wrzasnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Przeklęłam w myślach, lecz podeszłam do przyjaciółki.

- Gdzie? - zapytałam, a ona z miną zbitego psa pokazała mi czoło - To dlatego tak krzyczałaś na cały dom? - zapytałam, a ona przytaknęła. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, co spotkało się z morderczym wzrokiem brunetki. - Misiek, przecież to można na spokojnie zakryć. Nawet tego nie widać. Poza tym... Twoja grzywka pójdzie lekko na prawą stronę i wszystko przesłoni.

- Ale ja nie będę miała grzywki! Ona idzie do tyłu! - odparła spanikowana, a ja skierowałam się do łazienki. Znalazłam odpowiedni puder, po czym zaczęłam ją malować.

- Widzisz? Nic już nie ma - uśmiechnęłam się po kilku minutach - Możemy iść już spać? - zapytałam, kładąc się do łóżka.

- Oszalałaś?! Jest już 7.30, a na 9.00 musimy być w kościele - oznajmiła, a ja jęknęłam.

- W godzinę się wyrobię - zapewniłam, a ona tylko westchnęła.

- Przepraszam, że was obudziłam - uśmiechnęła się ciężarna i wyszła.

- Wiesz, co słyszałem? - zapytał z uśmiechem Jack, patrząc w moje oczy.

- Nie wiem - odpowiedziałam, a chłopak przybliżył swoją twarz do mojej.

- Że drugi raz jest lepszy od tego pierwszego. Musimy się o tym przekonać, prawda? - zadał pytanie, zsuwając ramiączko mojej koszulki.

- Może kiedyś - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym wstałam.

- Może? Kiedyś? - jęknął i rzucił głowę w poduszki.

- Musisz zasłużyć - powiedziałam - A teraz zbieraj się.

- O, nie! - krzyknął, patrząc na mnie - To ty musisz iść do kościoła, ja mogę tu sobie leżeć choćby i do południa.

- Jak chcesz... - Wzruszyłam ramionami. Po chwili ciszy drzwi otworzyły się ponownie, a ja ujrzałam Huntera.

- Jack, musisz mi pomóc. Teraz! - powiedział zdyszany, po czym wybiegł. Zachichotałam głośno, a mojemu chłopakowi zrzedła mina.

- Kotku, chyba nie będziesz mógł leżeć tu sobie do południa - powiedziałam chłopakowi, udając smutny ton. Odsunęłam komodę i zaczęłam zastanawiać się, w co się ubrać.

- Nigdy się nie ożenię - stwierdził i wstał. Przymknęłam lekko powieki. Bolało. - Ale dla ciebie zrobię wyjątek - szepnął mi do ucha, obejmując od tyłu. Odwróciłam się do chłopaka i pocałowałam go czule.

********

To takie romantyczne! A ja jestem sama *smarka nosem* :(

~~Zmierzchu :*



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro