Rozdział 26
- Gdzie jest Rose? - zapytałam Olivię na stołówce podczas lunchu.
- Nie wiem. Mah, gdzie jest Rose? - powtórzyła pytanie dziewczyna, a ja przewróciłam oczami.
- Ze swoim chłopakiem Nickiem i jego kumplem urwali się z lekcji - powiedziała cicho rudowłosa.
- Ja ciągle nie wiem, który to jest - westchnęłam.
- Nie przepadam za nim - oznajmiła Olivia, a Lox przytaknęła - On jest dziwny.
- Dyro nic nie wie! - krzyknął zdyszany Carter. Wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę.
- Ale... - zaczęłam.
- Jak to możliwe? - zapytał Johnson.
- Dyro nic nie wie o systemie klasowym - powtórzył Reynolds.
- Od trzech dni uczymy się klasowo i uczy nas ta głupia jędza! - krzyknęłam, wstając - Jak to możliwe, że dyro nic nie wie?!
- W piątek gdzieś wyjechał i wrócił dopiero dzisiaj. Chemiczka go zastępowała - odparł. Kątem oka zauważyłam, jak inni uczniowie zerkali na nas.
- Co teraz? - zapytał Espinosa - Mi się nie podoba ten system klasowy, tym bardziej że tylko my go mamy - rzucił, podchodząc do mnie.
- Ma pogadać z tą głupią babą - oznajmił Carter.
- A co z nami? - zadał pytanie Taylor, włączając się do konwersacji.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami brunet.
- Ale dlaczego akurat my? - zastanawiałam się na głos. Usiadłam przy stoliku i otworzyłam zeszyt.
- Przypadek? - zaproponował Caniff.
- Nie, coś nas musi łączyć - stwierdziłam.
- Ciebie i Johnsona na pewno - zaśmiał się Nash, po czym przybił piątkę z Dallasem.
- Może nas nie lubi? - zapytał, a raczej powiedział Espinosa.
- Nie... Pamiętacie tego kujona? - zaprzeczył Jack.
- Racja - przytaknął.
- To nie jest istotne. Wybrała nas sobie na ofiary i tyle - stwierdził Matt - Ale co my teraz mamy robić? Ja już nie pójdę do niej na lekcję. Ona nie pozwala mi jeść!
- Bo na lekcji się nie je - westchnęłam - Ale ja do niej też nie zamierzam iść. Ta wariatka ciągle się do mnie o coś przyczepia. Ostatnio zrobiła mi aferę, że opuściłam dwa tygodnie szkoły i zabroniła mi tego robić - dodała.
- No to urwijmy się z lekcji - zaproponował Carter, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.
- Ale czekajcie... Ona was uczy wszystkich przedmiotów? - zapytała dla upewnienia Olivia.
- Tak! - krzyknęliśmy chórkiem, gdyż ten temat nie schodził nam z języków.
- Przecież nie a do tego preferencji. Może uczyć tylko chemii - podkreśliła dziewczyna. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek, który został zagłuszony przez głos dyrektora lecący z głośników.
- Liliana McCourtney, Jack Johnson oraz Carter Reynolds są wzywani do gabinetu dyrektora. - Usłyszeliśmy.
- Więc nici z wagarów - westchnął Espinosa. Rozeszliśmy się w różne strony.
- Myślicie, że chodzi o tę sprawę? - zapytałam lekko przestraszona, a Jack wyczuwając to, ścisnął mocniej moją dłoń.
- Zapewne tak - odparł Carter. W ciszy doszliśmy do gabinetu. Zapukałam, po czym weszliśmy razem. Przy biurku siedział dyrektor, a przed nim nauczycielka chemii. Mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie. Był wściekły. Wysłałam chłopakom znaczące spojrzenia.
- Dzień dobry, panie dyrektorze - przywitaliśmy się chórkiem.
- Dzień dobry, dzieci - odpowiedział z westchnięciem.
- Dlaczego nas pan wezwał? - zapytałam, przerywając ciszę.
- Doszła do mnie informacja, że w naszej szkole powstał system klasowy - oznajmił, a my przytaknęliśmy.
- Ale istnieje tylko jedna klasa - dodałam.
- Którą stworzyła pani profesor - dopowiedział Johnson.
- No właśnie. Powiedzcie mi, proszę... O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał władczym tonem dyrektor.
- To było tak... - zaczął Carter - W poniedziałek pani profesor wezwała nas do sali chemicznej. Tylko poszczególne osoby. Wyjaśniła nam, że w ostatnim roczniku będą klasy, bo jesteśmy nieokiełznani, nie mamy szacunku do nikogo i tak dalej... Dodała też, że ona będzie naszą wychowawczynią. I od poniedziałku mamy lekcje tylko z panią profesor. Angielski, matma, biologia... Wszystko.
- Co ma pani nam do powiedzenia, pani Gott?
- Oni nie są normalni! - krzyknęła, wstając z krzesła. Przełknęłam ślinę. - Potrzebna im dyscyplina i nauka, sam pan dyrektor tak mówił! Więc zajęłam się nimi!
- Pani Gott, ja tak nie mówiłem! - Pokręcił głową mężczyzna. - Powiedziałem, żeby zajęła się pani osobami, które nie zaliczyły ostatniego testu z chemii- dodał, a ja wszystko zrozumiałam. Spojrzałam na Jacka. Też się domyślił wszystkiego.
- To by im nie wystarczyło! - krzyknęła, podchodząc do mnie - Niech pan spojrzy na taką Lilianę. Niewychowana, pyskata, wagaruje - powiedziała, ściskając moją żuchwę. Stałam tam przerażona, nie wiedząc co zrobić. Dyrektor też był zszokowany. - A teraz taki Jack Edward. Liczy się dla niego kariera w Internecie, z której nie da się wyżyć, obmacuje Lilianę pod ławkę na lekcji, zadaje się z niewłaściwymi osobami. I na końcu taki Carter. Pyskuje, kłóci się, nie zapisuje notatek z lekcji, rozmawia z Lilianą oraz Jackiem Edwardem, kiedy mu tego zabraniam... To nie młodzież, to zwierzęta! - wrzasnęła z pogardą. W pokoju zapadła cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.
- Dosyć tego! Przez pani głupie paranoje, wszyscy możemy mieć teraz problemy! - wrzasnął mężczyzna, podnosząc się z biurka i uderzając dłonią o biurko. Zlękłam się oraz przybliżyłam do Johnsona, który objął mnie lekko i niezauważalnie. - Zrujnowała pani system szkolny, wymyślając jakąś klasę! Nie będę tolerował takich sytuacji! Jest pani zwolniona! Będę musiał długo pracować, żeby ta szkoła w pełni wróciła do starych obyczajów!
- Ale nie może pan tego zrobić! - krzyknęła nauczycielka z rozpaczą.
- Tolerowałem panią tylko z powodu ojca! Ale to już się skończyło! - wrzasnął dyrektor. Ta sytuacja zaczynała mnie naprawdę przerażać.
- Ale ja jestem twoją przyrodnią siostrą! - zaszlochała chemiczka, a ja otworzyłam oczy ze zdumienia.
- Pora oddzielić sprawy zawodowe od osobistych! Słyszałem mnóstwo skarg na pani temat! To koniec! Wynoś się stąd! - krzyknął, pokazując dłonią drzwi. Kobieta, lamentując oraz grożąc, opuściła pomieszczenie. Odetchnęłam z ulgą.
- Czy to znaczy, że nie ma już naszej klasy? - zapytał szokowany Carter.
- Przepraszam was za to, dzieci. Te trzy ostatnie dni nie były normalne, wymażcie je sobie z pamięci - westchnął, siadając na krześle - Tak, nie ma już żadnych klas. Plan lekcji jest taki, jaki panował przed... Tym czymś, co tu się wydarzyło. Nie mam pojęcia, jak doszło do tej absurdalnej sytuacji. Mam tylko nadzieję, że nadzór pedagogiczny się o tym nie dowie. Jesteście zwolnieni z reszty lekcji, odpocznijcie trochę. Zaraz powiadomię wszystkich o tej sytuacji.
- Dziękujemy - powiedziałam cicho, po czym skierowałam się do wyjścia.
- To było straszne - stwierdził Reynolds, kiedy szliśmy pustym korytarzem.
- Ja nie rozumiem jednego - powiedziałam zamyślona - Jak do tego mogło dojść? Przecież to absurd.
- A nauczycielka, która nas uczyła chemii to wariatka - dodał Jack, po czym objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
- Ale jest jeden plus - uśmiechnął się brunet - Możemy wracać do domu, a reszta musi gnić na czterech lekcjach.
- Jedziemy do Malibu! - ucieszyłam się.
- Nareszcie jakiś długi weekend - powiedział z uśmiechem Johnson.
- A kiedy wracacie? - zapytał Carter, podchodząc do swojego pojazdu.
- Chyba w poniedziałek - odpowiedziałam.
- To do zobaczenia! A, prawie zapomniałem! - powiedział, podchodząc do nas na chwilę - Pamiętajcie się zabezpieczać, ja jeszcze nie chcę być wujkiem.
- Carter! - skarciłam go i uderzyłam w ramię, a Jack tylko wybuchnął śmiechem.
- O to się nie martw - dodał, po czym otworzył mi drzwi - Pozdrów chłopaków!
- Jasne! - krzyknął i odjechał swoim motorem Carter.
- Gotowa? - zapytał z uśmiechem blondyn, wsiadając do samochodu.
- Tak. To będzie najlepszy weekend mojego życia. Z tobą - uśmiechnęłam się, a chłopak wyjechał z parkingu szkolnego.
*******
Hej! Przepisałam to jeszcze raz i jestem padnięta....
~~Zmierzchu :* <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro