Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22


- Nie rozumiem - oznajmił Caniff, a ja mimowolnie przewróciłam oczami. Pociągnęłam nosem.

- Mam ci to tłumaczyć trzeci raz? - jęknęłam, zerkając na zegarek. Wskazywał 10.00.

- Jak możesz opierać się na bracie? - zapytał, kręcąc głową.

- Taylor... - westchnęłam, po czym położyłam się obok niego - Kochasz swoją mamę? - zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź.

- Oczywiście, że tak. Robi najlepsze ciasteczka na świecie - odparł, a ja zachichotałam. Podniosłam się lekko, żeby wziąć jednego smakołyka.

- No właśnie. Ja mojego brata też bardzo kocham. Nie mam rodziców, a on jest jedyną bliską mi osobą - powiedziałam - Wyobraź sobie taką sytuację... Masz dziewczynę i twoja mama jest chora. Powiedzmy, że... Ma złamaną nogę oraz rękę. Nie może się ruszać. A ty... Musisz jej pomagać. Robić lekcje, sprzątać, prać, prasować, gotować. Do tego spotykasz się z przyjaciółmi. Twoja mama nie chce, żebyś się spotykał z tą dziewczyną, bo się boi. Boi się, że nie będziesz miał czasu na obowiązki. Mówi ci to.  Dalej spotykasz się z tą dziewczyną, czy raczej słuchasz mamy? - zapytałam, uważnie obserwując bruneta. Był zamyślony. Nie wiedział, co powinien był powiedzieć.

- Wow... - rzekł po kilku minutach ciszy, które ciągnęły się w nieskończoność.

- Co byś zrobił? - ponowiłam pytanie.

- Stawiasz mnie w bardzo trudnej sytuacji... zaczął.

- Ja jestem w takiej sytuacji - przerwałam mu.

- Ale... Mimo wszystko, spotykałbym się z tą dziewczyną - dokończył, a ja zaskoczona uniosłam brwi.

- Dlaczego?

- Bo... To moje życie -stwierdził - I... Byłbym w stanie wszystko związać ze sobą. Dziewczynę, przyjaciół, obowiązki, szkołę. Poza tym moja mama nie ma prawa mówić mi, co mam robić. To jest moje życie. I powinienem kierować się także uczuciami, nie tylko rozsądkiem. Może to miłość na całe życie? Ty też powinnaś tak myśleć. I nie zastanawiać się nad tym.  Pamiętaj, że zawsze masz mnie. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętaj o tym - powiedział, a mnie zamurowało.

- Dzięki - szepnęłam, po czym przytuliłam się mocno do Taylora.

- Nie tylko mnie. Masz ośmiu najlepszych przyjaciół, cudownego chłopaka i trzy wspaniałe przyjaciółki. - oznajmił, a ja zaśmiałam się.

- Jack jeszcze nie jest moim chłopakiem - przypomniałam mu.

- Ale będzie. Spotkaj się z nim jutro po szkole, wszystko omówcie, a potem...

- A potem? - zapytałam, kiedy chłopak zamilknął.

- A potem zadzwoń do mnie i zdaj dokładną relację! - pisnął, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Czemu wcześniej nie rozmawialiśmy ze sobą tak często? - zapytałam w przerwach na śmiech.

- Bo wcześniej nie było okazji, żeby tak często ze sobą rozmawiać. Ale i tak jesteśmy przyjaciółmi -  powiedział.

- Jasne, jasne - rzuciłam, po czym pociągnęłam nosem. Wstałam powoli z łóżka i zjadłam kolejne czekoladowe ciasteczko. - Muszę się już zbierać.

- Czekaj, odwiozę cię. Już jest ciemno. Jeszcze ktoś cię zgwałci, czy coś... I Jack będzie załamany - powiedział.

- Boję się, że to będziesz ty - zachichotałam i podreptałam po schodach.

- Gdybyś nie była moją najlepszą, ukochaną przyjaciółką i dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela... - zaczął, wkładając buty.

- Taylor! - krzyknęłam ze śmiechem - Skończ już z tą przyjaźnią i pamiętaj, że ja jeszcze nie jestem dziewczyną Johnsona!

- Z naciskiem na "jeszcze" - powiedział, po czym otworzył przede mną drzwi. Na niebie świeciły gwiazdy, już nie padało. W oddali słyszałam sowę. W ciszy weszliśmy do samochodu.

- Wiesz, gdzie mieszkam? - zapytałam.

- Pff... Jasne, że wiem - oznajmił.

- Więc prowadź - zarządziłam, a chłopak z piskiem opon ruszył z podjazdu. Zapięłam pasy, a ręką trzymałam rączki przy dachu samochodu. Caniff śmiał się jak psychopata, a ja byłam przerażona. Chłopak jechał z prędkością 200 km/h.

- Taylor! - wrzasnęłam - Zabijesz nas! A wtedy nie spotkam się z Jackiem!

- Nie przesadzaj. Jestem świetnym kierowcą - parsknął - Zdałem prawo jazdy za piątym razem.

- Co?! - Wytrzeszczyłam oczy. - A kiedy to było?

- Żartuję przecież - uśmiechnął się - Chociaż ciężko było. Facet zarzucił mi, że za szybko prowadzę.

- I miał rację! - powiedziałam, wyciągając komórkę. Do jedenastu osób wysłałam smsa o treści:

Jadę z Caniffem samochodem. Cholernie się boję. Jak mnie jutro nie będzie w szkole, to znaczy, że nie przeżyłam. Kocham!

Po chwili znaleźliśmy się przed moim domem. Wypuściłam głośno powietrze z płuc.

- Jesteśmy - powiedział zadowolony.

- To było straszne - oznajmiłam po chwili.

- Nie przesadzaj - powtórzył.

- Dzięki - rzekłam cicho i pocałowałam chłopaka w policzek.

- Za co? - zapytał zdziwiony.

- Za wszystko - uśmiechnęłam się i sięgnęłam ręką po klamkę.

- Jesteśmy przyjaciółmi - rzucił, a ja wyszłam.

**********

Obudził mnie dzwonek budzika. Jęknęłam. Po chwili zorientowałam się, że to mój telefon. Ktoś się dobijał. Wygrzebałam się z ciepłej kołdry i kaszlnęłam. Miałam cały zapchany nos.

- Halo? - zapytałam zaspanym i ochrypłym głosem. Poza kołdrą było cholernie zimno. Za oknem znowu padał deszcz, co było rzadkością w Los Angeles.

- Będę za 10 minut. - Usłyszałam głos Camerona. - Dobrze się czujesz? Po twojej wczorajszej wiadomości martwiłem się.

- Mimo chwil grozy, przeżyłam - powiedziałam, rzucając się na poduszkę - Ale nie przyjeżdżaj po mnie dzisiaj.

- Dlaczego? Wagary? - zadał pytanie ze śmiechem.

- Nie. - Pociągnęłam nosem. - Wczoraj spędziłam za dużo czasu na deszczu i się pochorowałam - oznajmiłam, dotykając ręką mojego rozgrzanego czoła.

- Biedna Lili - westchnął - A tak w ogóle to, czemu jechałaś z Caniffem samochodem?

- Potrzebowałam rady i dobrego humoru - rzuciłam.

- To dobrze trafiłaś - zaśmiał się głośno, a ja byłam pewna, że pęknie mi głowa.

- Muszę już kończyć - powiedziałam cicho.

- Wpadnę do ciebie po południu, jeśli będę miał czas. Nagrywanie piosenki to trudna sztuka. Ewentualnie powiem komuś, żeby cię odwiedził. Trzymaj się, Lili!- odparł.

- Nie trzeba - rzuciłam, lecz Dallas się już rozłączył. Mimowolnie przewróciłam oczami. Wstałam z łóżka i przebrałam się w różowe dresy ze ściągaczami oraz fioletową bluzę z kapturem. Na stopy założyłam grube skarpetki. Wzięłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i wyszłam z domu. Na szczęście lekarz znajdował się blisko.


Weszłam do domu zmęczona. Banalna choroba. Grypa. Do końca tygodnia w łóżku. Żadnych gości. Świetnie. Wszystkie moje plany na życie się pokrzyżowały. Wzięłam gorącą herbatę oraz dużą butelkę wody do pokoju. Otworzyłam stare pudełko na szafce, w którym znalazłam moją ulubioną grę. Włączyłam komputer, a w międzyczasie wysłałam krótkiego smsa do Christophera:

Mam grypę. Znowu.

- Dobra, Simy. Wróciłam na długo - rzuciłam i kliknęłam ikonkę z zielonym deltoidem.

*******

Hej! Lepszy początek to naprawdę trudne życie. Wiem, wiem. Lubię krzyżować plany. Zorientowaliście się, co właśnie zrobiłam?
;)

~~Zmierzchu :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro