Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Odetchnęłam głęboko. Obudziłam się kilka minut wcześniej. Obecnie wpatrywałam się w sufit mojego pokoju. Nareszcie. Do domu wróciłam wczoraj wieczorem. Chris wyjechał. Nie wierzyłam, że do kumpla. Nie chciałam jednak ingerować w to. W końcu zwlokłam się z łóżka i ruszyłam szybkim krokiem do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności, po czym weszłam do garderoby. Postanowiłam założyć szarą bluzę z kapturem oraz jasne rurki. Włosy związałam w koka. Usiadłam przed toaletką i zaczęłam robić makijaż. Potem wpakowałam do torby odpowiednie zeszyty. Zbiegłam na dół po schodach. Kiedy zaczęłam parzyć kawę, usłyszałam znajomą piosenkę. Wyjęłam telefon z kieszeni, po czym przesunęłam zieloną słuchawkę po ekranie.

- Hej, Cam! Mam dla ciebie świetną wiadomość! Nareszcie jestem w domu i możesz po mnie przyjechać! - oznajmiłam radosnym głosem do mojego rozmówcy. Wiedziałam, że był nim Dallas. Dzwonił każdego dnia z propozycją podwózki. Po jakimś czasie stało się to irytujące, ale jednocześnie zabawne.

- Cam?! Jaki Cam?! Lili, czy ty mnie zdradzasz?! - Usłyszałam znajomy głos w słuchawce.

- Nick?! Przepraszam, pomyłka. Byłam pewna, że to mój przyjaciel - odpowiedziałam z nutką zaskoczenia w głosie.

- Tak, yhm. - mruknął - Więc kim jest Cam? Przyjaciel? Tylko przyjaciel? - zaczął wypytywać. Mimowolnie przewróciłam oczami i zachichotałam. Kątem oka zerknęłam na zegar. Wskazywał bardzo późną porę.

- Cholera! - krzyknęłam - Jestem spóźniona!

- Pierdoła! - wybuchnął śmiechem brunet. Nie zwróciłam na niego większej uwagi. Szybko założyłam trampki, po czym zawiesiłam torbę na ramię. Wyszłam z domu, po czym zamknęłam drzwi.

- Spóźnię się na pierwszą lekcję - jęknęłam - A to chemia.

- Współczuję - odpowiedział Nicholas. Dobrze wiedziałam, że to kłamstwo. Nagle zauważyłam znajomy samochód na drodze, który zatrzymał się z piskiem opon tuż obok mnie.

- Cam, kocham cię! - krzyknęłam uradowana. Rozłączyłam się z kolegą, po czym wsiadłam do środka.

- Wiem, wiem. - Machnął ręką, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. Pocałowałam bruneta w policzek.

- Nie dzwoniłeś dzisiaj do mnie - powiedziałam z wyrzutem.

- Straciłem wszelkie nadzieję na to, że wrócisz - westchnął - Ale nagle zobaczyłem cię na chodniku. Aż nie dowierzałem.

- Ja zawsze wracam - uśmiechnęłam się - Tęskniłam za wami. A w ogóle to gdzie reszta?

- My za tobą też. Wydaje mi się, że dzisiaj będziemy sami. Może Johnson przyjdzie, ale w to wątpię. Wczoraj zrobiliśmy sobie imprezę i wszyscy się nachlali. Łącznie z twoimi przyjaciółkami - odpowiedział.

- Impreza?! Beze mnie?! - krzyknęłam, udając oburzoną. Poczułam wibracje w kieszeni, lecz zignorowałam je.

- Jak już wspominałem, wszyscy stracili nadzieję, że wrócisz - odpowiedział. - Ale nie martw się. Odbijemy to niedługo - dodał. 

W tym samym momencie zajechaliśmy na szkolny parking. Wysiadłam z samochodu, po czym rozejrzałam się dookoła. Kilkoro uczniów siedziało na schodach u szczytu szkoły. Dziewczyny z równoległej klasy stały obok srebrnego Audi i podziwiały swoje paznokcie. W oddali zauważyłam znajomą blond czuprynę.

- Johnson już jest - oznajmiłam z uśmiechem, kiedy do nas  podszedł.

- Niemożliwe! Lili się pojawiła! - powiedział z wielkim bananem na twarzy. Podszedł do mnie i pocałował w policzek.

- Przecież dobrze wiedziałeś, że będę dzisiaj w szkole - odpowiedziałam.

- Co?! Jack wiedział o twoim miejscu położenia przez cały czas?! I nic nie powiedziałeś?! - krzyknął zaskoczony Dallas.

- Utrzymywaliśmy ze sobą tajemny kontakt - zachichotałam.

- Dlatego tak strasznie zależało ci na przyjściu do szkoły. - Pokiwał głową Cameron, najwidoczniej pogrążony w swoich własnych myślach.

- Chodźmy już na lekcje. Mam pierwszą fizykę - westchnął blondyn.

- My chemię - odparłam. 

Jack, jak na dżentelmena przystało, otworzył przede mną drzwi. Ponieważ było kilka minut do dzwonka, szybko pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na lekcje. Oczywiście nie obyło się bez pytań nauczycieli o moje miejsce pobytu w zeszłym tygodniu. Inni uczniowie, widząc mnie, szeptali między sobą. Jak się dowiedziałam potem, to Matthew Lee Espinosa wymyślił jakieś bzdurne opowieści o mnie.

****

- Masz czas? - zapytał mnie Jack, zaraz po skończeniu lekcji.

- Akurat dzisiaj mam - uśmiechnęłam się, przypominając sobie o wcześniejszych propozycjach blondyna.

- W takim razie może pójdziemy na spacer? - zaproponował.

- Chętnie - zgodziłam się z uśmiechem. - A co z Cameronem?

- Gadałem z nim. Strasznie się spieszy do studia. Nagrywa nową piosenkę, nie mówił ci? - zdziwił się chłopak.

- Nic nie wiem na ten temat. - Pokręciłam przecząco głową.

- Tak czy siak, jesteś skazana na mnie - uśmiechnął się.

- Jakoś mi to nie przeszkadza - odpowiedziałam, po czym zaśmiałam się. Wyszliśmy ze szkoły i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę parku, który położony był blisko domu Jacka.

- Wytłumacz mi lepiej... - zaczął - O co ci chodziło z tym partnerem?

- Moja ukochana siostra cioteczna, a zarazem najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż - pisnęłam szczęśliwa - I jestem jej świadkową. Oznacza to, że muszę mieć partnera. Uznałam, że będziesz idealny.

- Cóż za zaszczyt - parsknął śmiechem chłopak. Weszliśmy na teren parku. Nie było w nim prawie nikogo. Zapewne z powodu pochmurnej pogody.

- Pójdziesz ze mną? - zapytałam niepewnym głosem, spuszczając głowę.

- Z wielką chęcią - oznajmił chłopak, a ja ucieszyłam się niezmiernie. Z emocji przytuliłam mocno chłopaka.

- Dziękuję! - pisnęłam.

- Wow, nie ma za co. To raczej ja powinienem dziękować, że wybrałaś akurat mnie. Miałaś do wyboru cały Magcon. Taylor, Shawn, Nash, Cameron, Matthew, Carter, Aaron, Jack... No może Jack odpada, bo ma dziewczynę. Ale zostało jeszcze siedmiu chłopaków.

- Ciebie lubię najbardziej - powiedziałam cicho. Poczułam, jak moje policzki czerwienieją lekko.

- Miło mi to słyszeć - szepnął - Jak było w Malibu?

- Nudno - odpowiedziałam - Nic ciekawego się nie działo. Oprócz tego, że spotkałam mojego byłego chłopaka, podsłuchałam niemiłą rozmowę brata... Odliczałam minuty do wyjazdu. A co się działo w Los Angeles?

- Była impreza - zaczął Jack - Wszyscy się nachlali i teraz umierają, oprócz tego razem z Gilinskym nagrywamy teledysk do "Wrong One".

- To całkiem fajnie - odparłam, patrząc na Johnsona. W tym samym momencie poczułam kropelki we włosach. Spojrzałam na niebo. Było zakryte przez ciemne chmury, z których spadały owe krople.

- Deszcz - oznajmił Jack. Uśmiechnęłam się lekko. - Lepiej chodźmy do mnie. - dodał. 

W tym samym momencie deszcz zaczął padać mocniej. Zaczęliśmy biec. Już po chwili czułam, że moje ubrania przegrały walkę z deszczem i byłam cała mokra. Po kilku minutach dobiegliśmy do domu chłopaka. Śmialiśmy się do rozpuku, jednak nikt nie wiedział dlaczego. Wpadliśmy przez drzwi. W środku panowała absolutna cisza.

- Gilinsky zapewne śpi po imprezie? - zaśmiałam się.

- Przynajmniej to robił, kiedy zostawiłem go rano - uśmiechnął się Jack. Miał mokre włosy oraz ubrania, podobnie jak ja. - Dlatego możemy coś zrobić.

- Co takiego? - zapytałam.

Johnson wziął moją twarz w dłonie, po czym dotknął moich ust swoimi.

*************

Bam! Wczoraj usunął mi się rozdział, więc... Ale w zamian za to macie taki koniec!

~~Zmierzchu :*







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro