Rozdział 19
- Alex - jęknęłam z westchnieniem. A ja już miałam nadzieję na bezpieczny powrót do domu bez niepotrzebnych przygód w Malibu. Najwyraźniej byłam w ogromnym błędzie.
- Lili - szepnął chłopak, jakby nie wierząc własnym oczom.
- We własnej osobie i na żywo - odpowiedziałam sarkastycznie. Zaczęłam żałować, że zdecydowałam się na spacer.
- Możemy... Pogadać? - zapytał niepewnie. Lekko mnie to zdziwiło. Alex był jednym z największych przystojniaków w mojej starej szkole. Charakteryzowała go pewność siebie, a tutaj się jąkał. Czyżby mu ciągle na mnie zależało?
- Jasne, ale nie mam dużo czasu - odpowiedziałam po chwili namysłu. Na twarzy bruneta pojawił się wyraz ulgi.
- Chodźmy do "Blue" - zaproponował, a ja przytaknęłam.
Była to nasza ulubiona kawiarnia. Często spotykaliśmy się w owym miejscu z całą paczką. Szliśmy w ciszy. W duchu modliłam się, by to spotkanie zakończyło się bardzo szybko. Dałam 30 minut. I ani sekundy więcej. Trzęsły mi się ręce, a serce biło mocniej. Okropnie się denerwowałam. Niby zwykła rozmowa z byłym chłopakiem, ale jednak coś bardzo trudnego. Wyjęłam telefon z kieszeni sukienki. Włączyłam go, a urządzenie od razu zaczęło wydawać z siebie dźwięki. Kątem oka zauważyłam zaciekawione, a jednocześnie zdziwione spojrzenie chłopaka. Nie przejmowałam się tym jednak. Nadawcami wiadomości byli moi przyjaciele. Byłam tak zaabsorbowana czytaniem wiadomości, że nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do kawiarni. Alex, jak na dżentelmena przystało, otworzył przede mną drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Otoczenie w ogóle się nie zmieniło. Moją głowę zalała fala wspomnień. Tych dobrych, radosnych, jak i tych złych, smutnych. Napady głupawki z dziewczynami, pocałunki z Alexem... Pokręciłam lekko głową, żeby otrząsnąć się. Usiadłam przy stoliku tuż obok okna, w najdalszym rogu. Mogliśmy tutaj spokojnie porozmawiać. Brunetka usiadł naprzeciwko mnie. Złączył dłonie i zaczął się nimi bawić. Wiedziałam, że był zdenerwowany.
- Co podać? - zapytał uśmiechnięty kelner, który pojawił się znikąd.
- Gorącą czekoladę - odparłam z uśmiechem.
- Przecież ty nie lubisz gorącej czekolady - zauważył Alex.
- Gusta się zmieniają - stwierdziłam.
- W takim razie poproszę kawę. Czarną. I mocną - dodał chłopak. Kelner odszedł, a my siedzieliśmy w ciszy. Czułam się niezręcznie. Marzyłam o tym, by wrócić do domu i zapomnieć o nim.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam w końcu zniecierpliwiona.
- O nas - odpowiedział tajemniczo. Nareszcie podniósł na mnie wzrok, a nasze spojrzenia się spotkały. Dostrzegłam w jego oczach smutek, wręcz żal. I ból.
- Nie ma już "nas", Alex. Zdradziłeś mnie. Założyłeś się o mnie - powiedziałam z bólem.
- Przepraszam cię, Lili. Ale zrobiłem to tylko dlatego, że mi się naprawdę podobałaś. Uznałem, że to jedyny sposób na zbliżenie się do ciebie. A po jakimś czasie... Naprawdę się zakochałem w tobie. Do szaleństwa. Mógłbym skoczyć za tobą w ogień. Chciałem jakoś zerwać ten zakład z Jonathanem. Nie udało mi się. Wyśmiał mnie. A potem... - zaciął się, wzdychając ciężko. Widziałam, że trudno było mu opowiedzenie tego wszystkiego. Spuścił głowę i dokończył historię. - Jonathan był wściekły, kiedy dowiedział się, że naprawdę cię kocham. Uważał, że miłość jest głupia i tylko dla słabych.
- Pamiętam - szepnęłam ledwo słyszalnie.
- Upił mnie. Podpuścił, żebym przespał się z Noele. Zawsze jej się podobałem. A z tamtej nocy... Nie pamiętam kompletnie nic. Potem dowiedziałem się, że Jonathan dodał mi jakieś prochy do drinków - dodał, a ja zakryłam usta całkowicie zaskoczona.
Nie miałam o tym pojęcia. Nigdy nie przepadałam za Jonathanem. Zawsze był arogancki, pewny siebie i wredny. Ale nie spodziewałam się po nim takiego czynu. Czy dobrze zrobiłam, zrywając z Alexem? Został odurzony. Czy ja coś do niego czułam? I nagle do mojej głowy wpadł pewien chłopak, który czekał na mnie od tygodnia w Los Angeles. Czekał cierpliwie.
- Ja... - zaczęłam, jednak nie wiedziałam, co powinnam była powiedzieć w takiej sytuacji.
- Wybacz mi. Proszę - powiedział Alex, spoglądając na mnie. W jego oczach widniały łzy, ale brunet nie pozwolił im wypłynąć.
- Wybaczam ci, Alex - oznajmiłam po chwili. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie wierząc.
- Wrócisz do mnie? - zapytał z nadzieją. Upiłam łyk czekolady, która została przyniesiona kilka minut wcześniej. Przygryzłam lekko wargę.
- Wybaczam ci, ale nie wrócę do ciebie - zaczęłam - Mieszkam teraz w Los Angeles. Po śmierci rodziców... Zaczęłam żyć od nowa.
- Masz kogoś, prawda? - zadał następne pytanie łamiącym się głosem.
- Jest ktoś, to prawda - zgodziłam się. Dokończyłam pić gorącą ciecz, po czym pospiesznie wstałam. Alex nie ruszał się. Schował twarz w dłonie. Najwyraźniej musiał wszystko sobie przemyśleć i pozbierać się po mnie. Ja już to zrobiłam. - Żegnaj.
- Spotkamy się na weselu u Huntera i Caroline. Odzyskam cię, obiecuję - usłyszałam w odpowiedzi. Całkowicie zapomniałam o fakcie, iż Hunter oraz Alex byli kuzynami. Wyszłam z kawiarni i wzięłam głęboki wydech. Zerknęłam na zegarek w telefonie. Minęło równo trzydzieści jeden minut. Skierowałam się do domu Caroline, który był bardzo blisko. Mimo wszystko cieszyłam się z tego spotkania. Dowiedziałam się, co tak naprawdę się wydarzyło. I... Uświadomiłam sobie, że czuję jakąś silną więź do chłopaka z Los Angeles. Po kilku minutach szybkiego marszu znalazłam się na obrzeżach Malibu. Bez pukania weszłam do domu. Caroline leżała w salonie i oglądała telewizję. Była bardzo blada.
- Hej, jak się czujesz? - zapytałam odruchowo, siadając obok niej.
- Dobrze. Ciąża to nie choroba - zaśmiała się - Ale bywało lepiej. Lepiej mów, gdzie ty byłaś przez ten długi czas.
- Spotkałam Alexa - oznajmiłam zdławionym głosem.
- Czekaj, co?! - krzyknęła, podnosząc się.
- Wyjaśnił mi, co się stało. Prosił o wybaczenie, a ja to zrobiłam - dodałam.
- Jesteście razem? - zapytała zdziwiona.
- Nie - odparłam szybko - Ja już mam swojego księcia. Czeka na mnie w Los Angeles. A tak w ogóle to, gdzie jest Chris?
- Pakuje się - odpowiedziała dziewczyna, opadając na poduszki.
- Nareszcie jesteś, siostro! - Usłyszałam nagle. Zza ściany wyjawił się mój brat.
- Już idę się pakować. Zdążymy - powiedziałam.
- Nie o to chodzi. Muszę... - wziął głęboki wdech - Wyjechać na tydzień.
- Co?! Gdzie?!
- Spokojnie. Tam, gdzie wcześniej byłem. Moi starzy koledzy mnie potrzebują. Jeden się żeni i no... Wieczór kawalerski będzie i jestem zaproszony... - zaczął chłopak. Zmarszczyłam lekko brwi. Ewidentnie kłamał. Postanowiłam wykorzystać jego nieobecność na ważniejsze sprawy.
- Okej. Tylko odwieź mnie do domu. Teraz. Dobrze? - poprosiłam.
- Jasne. Idź, się spakuj, a ja pogadam jeszcze z Hunterem - odparł i zniknął.
- Łatwo dałaś się nabrać - stwierdziła Caroline, jedząc popcorn.
- Nie dałam. Ale wykorzystam to, że jego nie będzie - odpowiedziałam, po czym puściłam oczko do brunetki.
- Ja jeszcze nie chcę być ciocią! - krzyknęła ze śmiechem. Zachichotałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
- O to się nie martw! - rzuciłam na odchodne.
Weszłam do pokoju i szybko zaczęłam wrzucać ubrania do walizki. Przy okazji spakowałam kilka potrzebnych ciuchów, które wcześniej tu zostawiłam. Po piętnastu minutach byłam gotowa. Sama nie wierzyłam w fakt, że udało mi się zrobić to tak szybko. Popchnęłam lekko walizkę, a ona z dużym stukotem spadła na sam dół.
- Jestem gotowa! - wrzasnęłam.
- Właśnie słyszę! Zaraz mi rozwalisz schody! - zaśmiała się Caroline. W tym samym momencie pojawił się Christopher. Bez słowa wziął mój bagaż i zaniósł go do samochodu. Dziewczyna natomiast wstała z kanapy, po czym podbiegła do mnie. Z całej siły uściskała mnie.
- Zaraz mnie udusisz - zachichotałam, przytulając się do dziewczyny.
- Przyjedź do mnie ze swoim ukochanym w piątek. W sobotę będziemy miały dużo roboty - zarządziła, a ja pokiwałam twierdząco głową. Ucałowała mnie w oba policzki, po czym spojrzała na mnie uważnie.
- Będę tęsknić - szepnęłam.
- Ja też - dodała ze smutnym uśmiechem. Skierowałyśmy się do garażu. Pożegnałam się szybko z Hunterem i usiadłam na miejscu pasażera.
- Nareszcie do domu - szepnęłam.
- Nareszcie na jakąś imprezę - szepnął podekscytowany Christopher. Zachichotałam cicho i ułożyłam się wygodniej. Nawet nie zorientowałam się, kiedy usnęłam...
*************
I jak wam się podoba? Kolejny będzie w poniedziałek lub wtorek, bo do babci wyjeżdżam i nie będę miała internetu :( A teraz się bawię na weselu! (Chyba)
~~Zmierzchu :* <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro