Rozdział 18
- Wychodzimy za 15 minut - oznajmiła Caroline, wchodząc do mojego pokoju. Przytaknęłam i nakazałam jej ciszę. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się, wychodząc z pomieszczenia.
- Zaraz wychodzę - westchnęłam do telefonu.
- Czyli pora na pożegnanie? - zapytał Nick. To było jego prawdziwe imię.
- Tak - odparłam, starając się ukryć uśmiech.
- Spotkamy się później? - zadał następne pytanie.
- Tak - powtórzyłam i szybko wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Skierowałam się do szafy, żeby znaleźć sukienkę w czarnym kolorze. Ja i Nicholas zaprzyjaźniliśmy się od tamtej imprezy. Okazał się bardzo fajnym, zabawnym oraz trochę zboczonym gościem. Do tej pory spotykaliśmy się codziennie. Dzisiaj miał być ostatni raz. Niedziela. Jutro poniedziałek, czyli powrót do domu, przyjaciół oraz nowego życia. Nareszcie. Po ubraniu się oraz zrobieniu lekkiego makijażu zeszłam na dół. Miałam zamiar iść do kuchni, lecz słysząc głos brata, zatrzymałam się. Nie powinno się podsłuchiwać, ale byłam zbyt ciekawska.
- Chris, musisz o czymś wiedzieć - westchnęła ciężko Caroline, a ja przestraszyłam się.
- O czym?- zapytał, poważniejąc.
- Lili... Jest zakochana - oznajmiła dziewczyna, a ja zakryłam usta. Oddech mi przyspieszył. Przymknęłam powieki, w tym samym czasie przygryzając lekko dolną wargę.
- Pff... O czym ty mówisz? - zaśmiał się mój brat.
- Nie zauważyłeś? Ma partnera na mój ślub, szczerzy się jak głupia do telefonu, oczy jej błyszczą... - zaczęła wymieniać brunetka.
- Stop! - krzyknął Chris, a ja przełknęłam ślinę - Może być zakochana - Co?! Nic z tego nie rozumiałam. - Ale nie jest. Nie raz, nie dwa mówiłem jej, że to nie jest możliwe. Nie mamy rodziców, ktoś musi się zając tym wszystkim. Nie jesteśmy normalną rodziną.
- Chris, masz dziewczynę? - zapytała Caroline.
- Nie na stałe. Miłość jest gówniana. A co? - odparł.
- Powiedzmy, że masz. Na pewno coś do niej czujesz. Lili także coś czuje do kogoś. Powinieneś pozwolić jej na miłość. Przecież wszystko robi prawidłowo. Zajmuje się całym domem, jest wzorową uczennicą. Daj jej szansę. Poza tym... Ona i tak będzie z tym chłopakiem, to nie zależy od ciebie. Co wtedy zrobisz?
- Jak spotkam tego gościa, to będzie z nim źle - odpowiedział, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Mrugałam oczami w celu odgonienia łez. Kiedy byłam pewna, że nikt nie rozpozna mojego nastroju ani jego powodu, weszłam do kuchni.
- Gotowa? - zapytała Caroline, patrząc na mnie znacząco. Od razu zrozumiała, że słyszałam całą konwersację.
- Tak. Gdzie jest Hunter?
- Czeka w samochodzie - odparła ciężarna.
Przytaknęłam, po czym wszyscy skierowaliśmy się do garażu. Usiadłam w wygodnym fotelu i wyciszyłam telefon. Czułam na sobie uważne spojrzenie brata. Byłam pewna, że uwierzył w słowa naszej kuzynki. Jechaliśmy w ciszy. Nie dziwiłam się, że nikt nie miał ochoty na rozmowę, biorąc pod uwagę cel naszej podróży. Cmentarz. Pora odwiedzić rodziców. Chciałam to zrobić i wyjechać z Malibu. Wrócić do domu. I nie spotkać żadnego ze starych znajomych. Po kilkunastu minutach, które ciągnęły mi się w nieskończoność, Hunter zaparkował przed szary murem. Po cichu weszliśmy przez czarną, zardzewiałą furtkę i skierowaliśmy się do odpowiedniego pomnika. Starałam się stąpać jak najciszej, nie chciałam bowiem zakłócać spokoju zmarłym. Spojrzałam na nagrobek, kiedy dotarliśmy na miejsce. Niewiele się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Ktoś przyniósł nowe kwiaty oraz znicz. W oczach stanęły mi łzy. Wzięłam głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać. Cześć, rodzice...
Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Ciągle za wami tęsknię. Ale nie będę płakać, obiecuję. Czuję się lepiej. Są ze mną przyjaciele. Po co ja wam to mówię? I tak wszystko wiecie. Ale Chris... Nie pozwala mi się zakochać. Co powinnam zrobić? Mamo, potrzebuję ciebie. Ciebie i twoich mądrych rad. Teraz Caroline stara mi się pomóc. Uważa, że powinnam pozwolić na miłość. I... Nie wiem, jak to rozegrać. Staram się o tym nie myśleć. Ani o Was. To za bardzo boli. Czuwajcie nade mną, proszę.
Schyliłam się, po czym zapaliłam wkład do znicza. Szklane naczynie położyłam na środku nagrobka. Pociągnęłam nosem, a w tym samym czasie zawiał mocny wiatr. Moje związane włosy ułożyły się teraz falami na plecach. Uznałam to za znak. Ale jaki?
- Zbierajmy się już. Źle się czuję - jęknęła Caroline, gładząc lekko widoczny brzuszek. Zerknęłam na jej twarz. Była koloru kredy.
- Już idziemy - oznajmił Hunter, obejmując ją ramieniem. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.
- Właściwie, to wrócę na piechotę. Potrzebuję świeżego powietrza - powiedziałam. Chris spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz zignorowałam to.
- Jasne. Tylko nie wróć późno. Musisz się jeszcze spakować - przypomniała mi Caroline.
- Wiem, pamiętam - rzekłam, po czym skierowałam się innym wyjściem.
Wciągnęłam świeże, leśne powietrze do płuc. Na myśl o powrocie do Los Angeles, moje serce szybciej biło. Głownie z powodu pewnej osoby, za którą tęskniłam od tygodnia. Co prawda pisaliśmy SMS-y, ale to nie było to samo. Wiatr zaczął wiać mocniej, ale nie przejmowałam się tym. Myślami byłam za ścianą w kuchni. Podsłuchiwałam dwójkę rozmawiających ludzi. Czy ja naprawdę byłam zakochana? I to w chłopaku, którego prawie nie znałam? Alexa znałam rok, kiedy zaczęliśmy się umawiać. Z drugiej strony... Miłość nie wie, czym jest czas. A ja go znałam. Może nie tak dobrze, jak Alexa, ale jednak... Czy ja naprawdę porównuję go z moim byłym chłopakiem? Tym, który się o mnie założył? Tym, który mnie zdradzał? Powinnam się zapisać do psychologa. Chociaż... Fakt, iż mnie zdradził, świadczył o tym, że nie znałam go tak dobrze. Droga wolna. Christopher McCourtney. Uważany za mojego brata. Ćpun. Chyba. A jednocześnie najważniejsza dla mnie osoba. Jedyna, która została ze mną.
- Niech się dzieje, co chce - szepnęłam do siebie, idąc po szarym, brudnym, dobrze znanym chodniku.
Obok mijałam ludzi, których kojarzyłam z widzenia. Mijałam moje ulubione sklepy z ubraniami. Odwiedzałam je bardzo często wraz z moimi byłymi przyjaciółkami. -Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba* - dodałam cicho, przypominając sobie zajęcia z literatury.
- Lili! Możemy porozmawiać? - Usłyszałam nagle.
Już nigdy nie zgodzę się z wolą nieba...
* - cytat z książki pt. Zemsta
***********
Wow! Wróciłam! Kocham to uczucie, które towarzyszy mi podczas pisania! Poprawiłam oceny, będzie pasek... Na świadectwie oczywiście ;) A jak tam u Was?
DZIĘKUJĘ ZA 1K WYŚWIETLEŃ!
KOCHAM WAS BARDZO!
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro