Rozdział 16
- Kiedy jest ślub? - zapytałam podekscytowana na wszelki wypadek.
- Za trzy tygodnie - powtórzyła natychmiast Caroline.
- Co?! - wrzasnęłam - I dopiero teraz mi to mówisz?!
- Przepraszam. Wiem, że to późno. Chcieliśmy zaprosić was tydzień temu, ale babcia była w szpitalu i nie mogliśmy. A wcześniej też nie było czasu. Zgodzisz się być moją świadkową?
- Caroline, ja... - jęknęłam - Nie wiem, co mam powiedzieć.
- Powiedz, że się zgadzasz - zaproponowała.
- Zgadzam się - oznajmiłam, a brunetka rzuciła się na mnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - piszczała.
- Dobra, dobra. Teraz gadaj, jak to jesteś w ciąży! - zarządziłam.
- Myślałam, że wiesz tego typu rzeczy - przewróciła oczami - Jakoś tak się stało, że wieczorem, właściwie późną nocą, ja i Hunter...
- Wiem, jak to wygląda - przerwałam - Ale... Nie zabezpieczaliście się?
- Skończmy ten temat, proszę - westchnęła, a ja zachichotałam.
- Wygrałaś. Jak idą przygotowywania? - zapytałam.
- Całkiem nieźle. Zaproszenia już rozdaliśmy, sala jest zarezerwowana, zespół jest, sukienka będzie w środę... Została mi tylko florystka, wizażystka i kamerzysta. Ale zajmę się tym.
- Pomogę ci. Jestem twoją świadkową - zaproponowałam szybko.
- Nie trzeba. To nie będzie trudne. To ja muszę pomóc tobie. Trzeba ci znaleźć jakąś sukienkę i... Musisz przyjść z chłopakiem - powiedziała.
- Przecież ja nie mam chłopaka! - zaprzeczyłam.
- A ten, o którym mówiłaś?
- Ale.... - zaczęłam, po czym opadłam na kanapę.
- Możecie iść jako przyjaciele. Ale dobrze by było, gdyby to się nie zdarzyło - oznajmiła.
- Dlaczego? - zapytałam podejrzanie, przeszywając ją wzrokiem. Caroline podgryzła wargę, co oznaczało jej zdenerwowanie. - Gadaj!
- Wiesz... Jak to na weselu, będą różne zabawy...
- Przejdź do rzeczy - nakazałam.
- No... Jesteś świadkową, a świadkowa zawsze całuje świadka....
- Kto jest świadkiem? - zapytałam.
- Kyle - szepnęła, a ja zakrztusiłam się napojem.
- Nie ma takiej opcji!- krzyknęłam.
- Jeśli przyjdziesz z tym chłopakiem, jako para to... Nie będziecie musieli się całować. Wiem, że go nie lubisz.
- Idę się położyć - westchnęłam i wstałam.
Wzięłam moją walizkę i skierowałam się schodami. Dobrze znałam ten dom. Na końcu korytarza były drzwi do mojego pokoju. Często nocowałam u Caroline i Huntera. Otworzyłam je i ujrzałam przestronny pokój. Na środku stało duże łóżku, a naprzeciwko niego biurko. Mała szafa w rogu pokoju. Uśmiechnęłam się. Dawno mnie tutaj nie było, ale Caroline niczego nie ruszała. Tylko posprzątała brudne ubrania, które walały się na podłodze. Rzuciłam się na łóżko. Kiedyś bywałam tutaj prawie codziennie, a teraz? Kilka miesięcy przerwy. Caroline zawsze była moją najlepszą przyjaciółką, ale teraz oddaliłyśmy się od siebie. Zapewne z powodu przeprowadzki. Chciałam zacząć żyć od nowa, lecz to trudne. Westchnęłam. Wyciągnęłam telefon i włączyłam go. Wybrałam numer do Mahogany. Po kilku sygnałach włączyła się poczta. Jęknęłam, po czym zadzwoniłam do Rose.
- Halo?
- Hej, Rose. Masz chwilkę? - zapytałam.
- Właściwie to nie. Jestem na randce. Gdzie ty w ogóle jesteś? - zapytała.
- W Malibu. Nie przeszkadzam ci, udanego dnia - powiedziałam szybko, po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Postanowiłam nie dzwonić do Olivii. Na pewno miała własne sprawy na głowie. Przytuliłam się do fioletowej poduszki. Ślub? Ciąża? Kiedy to się stało? Od kiedy ja dowiadywałam się o wszystkim ostatnia? Może i zaczęłam wszystko od nowa, ale... Powinna mnie powiadomić. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. No właśnie. Byłyśmy. Wszystko się zmieniło. Miałam żal do Caroline. W tym samym momencie drzwi otworzyły się, a ja ujrzałam ową brunetkę. Usiadła obok na moim łóżku. Zlustrowałam ją wzrokiem. W oczach dziewczyny dostrzegłam smutek. Miała niechlujnie związane włosy, co było do niej niepodobne. Paznokcie nie były dokładnie opiłowane tak jak zawsze. Pod bluzką widziałam lekko zaokrąglony brzuszek. Dopiero teraz go dostrzegłam.
- Coś się zmieniło - oznajmiła drżącym głosem.
- Wiem - odparłam cicho, po czym usiadłam naprzeciwko Caroline.
- Ale nie wiem co - mówiła dalej.
- Ale ja wiem - powiedziałam. Spojrzała na mnie zdziwiona. - Już nie jestem tą samą Lili McCourtney, którą byłam kilka miesięcy temu.
- A ja nie jestem tą samą Caroline McCourtney, którą byłam - przytaknęła - Jak to możliwe, że śmierć dwóch bliskich nam osób aż tak nas zmieniła?
- Nie wiem - powiedziałam z łzami w oczach. Przytuliłam się mocno do dziewczyny. - Tęsknię za nimi.
- Ja też - szepnęła Caroline. Siedziałyśmy w ciszy i przytulałyśmy się. Tego nam właśnie brakowało. - Zaczęłaś życie od nowa. Nie dziwię się. Tylko... Nie zapominaj o mnie, proszę.
- Nie zamierzam - uśmiechnęłam się przez łzy - Odwiedź nas niedługo, proszę.
- Obiecuję - odpowiedziała - A teraz... Pora na zakupy! - pisnęła.
- Boże, twój nastrój zmienia się szybciej, niż ja zmieniam ubrania - zaśmiałam się.
- Jestem w ciąży. To nie moja wina. A potem pójdziemy do jakiejś restauracji. Mam ochotę na krewetki - oznajmiła, kierując się w stronę drzwi. Poszłam za nią.
- Przecież ty nie lubisz krewetek - zauważyłam.
- Teraz już lubię. Albo nie. Pójdziemy na frytki. A wieczorem zrobimy imprezę w domu jak za starych, dawnych czasów. Chłopaków wygonimy - powiedziała.
- Współczuję Hunterowi. Pewnie mu ciężko wytrzymywać z tobą i twoimi zachciankami - zachichotałam.
- Prawie codziennie chodzi do sklepu, ale jakoś to znosi. Jeszcze 6 miesięcy - odparła.
- Może powiadomimy chłopaków, że wychodzimy? - zaproponowałam.
- Nie musicie! - Usłyszałam nagle głos za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam dwóch chłopaków. - Dzięki za współczucie. Wytrzymać z Caroline, to trochę jak walka z lwem. - Uśmiechnął się Hunter.
- Miło cię widzieć w tym stanie, Caroline - oznajmił Christopher i przytulił się do ciężarnej.
- Chris, ale wydoroślałeś - stwierdziła brunetka - Dobra, chłopaki. Musimy iść na zakupy i znaleźć Lili sukienkę na ślub. Chcecie iść z nami?
- Nie! - krzyknęli chórkiem, a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
- W takim razie kupcie jakieś słodycze, bo robimy imprezę wieczorem. Możecie gdzieś wyjść. - zarządziła Caroline.
- Ciężarna rządzi - mruknął Chris.
- I kupcie jakieś piwko - dodałam i puściłam oczko do Huntera. On natomiast zaśmiał się, a po chwili wyszedł. Za nim skierował się mój starszy braciszek.
- Idziemy? Myślę, że do ciebie pasowałby miętowy kolor. Albo różowy. Ewentualnie szary. Musisz się spodobać się swojemu partnerowi - myślała na głos.
- Właśnie! - krzyknęłam i wyciągnęłam telefon. Szybko napisałam smsa.
Za trzy tygodnie jest ślub mojej ukochanej kuzynki. Chcesz ze mną iść?
Po chwili dostałam odpowiedź.
Z wielką chęcią :) Wracaj szybko, bo tęsknię.
Uśmiechnęłam się do ekranu, po czym wyszłam z Caroline na zakupy.
*********
Zgodził się! Zgodził się! Ale podjarka, co nie?! Ej... Wy ciągle nie wiecie, kto to jest! No to sobie jeszcze tydzień poczekacie, aż Lili wróci.
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro