Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 97

- Cam? - mruknęłam przerażona. Matthew natomiast wybuchnął głośnym śmiechem.

- No i się doigrałaś, Lili - rzucił i stanął obok mnie. Pokręcił przecząco głową. - Na mnie nie licz. Ja spadam na matmę - dodał i wyminął Camerona. Jego sylwetka zniknęła za drzwiami.

- Co zrobiłaś, Lili? - spytał z niedowierzaniem Cameron i podszedł do mnie.

- Poszłam do Liama - powtórzyłam, spuszczając wzrok na swoje trampki. Poczułam się jak grzeczna dziewczynka, która została przyłapana przez nauczyciela na złym uczynku.

- Czy ty oszalałaś?! - krzyknął po chwili - Chciałaś, żeby cię zabił?!

- Cam - jęknęłam błagalnie - To nie tak. Ja po prostu...

- Co po prostu? Reszta wie? Jack wie? - zaczął wypytywać.

- Nie. Tylko ty i Matt. Cam, posłuchaj... Ja miałam okropne wyrzuty sumienia. Nie mogłam tak po prostu żyć ze świadomością, że on tam jest, głównie przeze mnie, kiedy nie wiem, jak się trzyma.

- Zwariowałaś do reszty - westchnął po kilku minutach niezręcznej ciszy. Wyciągnął ku mnie ramiona, a ja wtuliłam się w przyjaciela.

- Wiem. Ale po prostu musiałam to zrobić. A Matt tego nie rozumie - szepnęłam tak, by mnie usłyszał.

- Też tego nie rozumiem. Ale... Po co chcesz iść do jego rodziców? - zadał kolejne pytanie.

- Ja... Sama tego nie rozumiem - powiedziałam - Tylko... Czuję taką potrzebę. Mam wrażenie, że powinnam to zrobić. Nie chcę iść do nich sama, Matt mnie wystawił, a w dodatku szantażuje.

- Szantażuje? - powtórzył, a ja przytaknęłam - Jak? Czym?

- Powiedział, że jeśli tam pójdę, to wszystko powie Jackowi - oznajmiłam.

- Powinnaś mu powiedzieć - stwierdził.

- Nie! - podniosłam głos - On się zdenerwuje. Będzie wściekły! J nie może o tym wiedzieć. Proszę, obiecaj, że mu o tym nie powiesz - dodałam i znowu nastąpiła niezręczna cisza - Cameron...?

- No dobra. Obiecuję - odpowiedział - Uważam jednak, że powinnaś mu o tym powiedzieć.

- Wiem, ale... Boję się tego - szepnęłam.

- Im dłużej będziesz z tym zwlekała, tym gorzej będzie - odpowiedział.

- Cam... Pójdziesz ze mną do rodziców Liama? - spytałam.

- Lili... Nie mogę tego zrobić. I ty też nie.

- Cam, jeśli nie pójdziesz ze mną, ja i tak tam pójdę. Sama. Dobrze wiesz, że jestem w stanie to zrobić - odpowiedziałam.

- Wiem, wiem. Trochę cię znam. Dobrze. Pójdę tam z tobą. Ale to tylko poprzez wyrzuty sumienia, które na pewno będę miał, jeśli coś ci by się stało, a mnie by tam nie było - oznajmił, a ja przytuliłam go mocniej.

- Dziękuję! - pisnęłam.

- Więc... Kiedy się tam wybierzemy? - spytał.

- Myślę, że sobota będzie idealna. W piątek mam randkę z Johnsonem - odparłam.

- Skoro już przy nim jesteśmy, to... U Cartera robimy jego imprezę urodzinową? - zmienił temat.

- Myślę, że to będzie świetny pomysł. Ja bym go zabrała gdzieś, a wy przez ten czas przygotowalibyście wszystko. Muszę mu kupić prezent urodzinowy, ale nie mam pojęcia co - mruknęłam z niezadowoleniem.

- Fortepian - stwierdził, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.

- J ma fortepian. Poza tym nie zmieści się w samochodzie. I on go zaraz zobaczy - westchnęłam - Chce ci się iść na lekcje?

- Szczerze? - spytał, a ja przytaknęłam - Nie.

- Myślisz o tym samym, o czym ja myślę? - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Czyli ty też myślisz o tym, żeby zrobić w sobotę imprezę? - zapytał z radością, a ja mimowolnie wywróciłam oczami.

- Właściwie to chodziło mi o wagary - odpowiedziałam.

- Och... - mruknął - Wagary też mogą być - dodał po chwili. Nagle usłyszeliśmy próby otwarcia drzwi. To było dosyć dziwne, ponieważ każdy uczeń był w stanie je otworzyć. Więc to nie mógł być uczeń.

- Dyro! - szepnęłam zdenerwowana i pociągnęłam Dallasa za ramię.

- Co? Nie! On nigdy tutaj nie przychodzi - zaprzeczył chłopak. 

Schowaliśmy się za ścianę i wyczekiwaliśmy. W końcu drzwi otworzyły się na oścież z impetem, a my zobaczyliśmy zdenerwowaną twarz dyrektora oraz nauczycielki od biologii.

- Cholera - szepnęłam - Mam teraz biolkę.

- Świetnie - mruknął - Ja WF.

- Nie ma ich tutaj - oznajmił dyrektor - W takim razie gdzie są?

- Mówię panu dyrektorowi, że Jack Johnson powiedział, iż Liliana źle się poczuła, a Cameron postanowił ją odwieźć do domu.

- A ja mówię panu dyrektorowi, że to nie jest prawda. To jest jedna drużyna na boisku. Zawsze sobie pomagają, by wygrać - dodał jakiś inny głos. Zorientowaliśmy się, że był to wuefista.

- Przeszukajmy jeszcze piwnice - postanowił dyrektor i wszyscy wrócili do budynku. Odetchnęłam z ulgą.

- Wpędzasz mnie w kłopoty - stwierdził Cam.

- Ja? Ciebie? - zdziwiłam się - Chyba ty mnie!

- Chodźmy już na te wagary - westchnął Dallas. Objął mnie ramieniem i wymknęliśmy się na parking. Szybko wsiadłam do samochodu przyjaciela i trzasnęłam drzwiami, co spotkało się z nagannym wzrokiem właściciela. Chłopak odpalił samochód, po czym z prędkością światła opuścił parking.

- Myślisz, że się udało? - zapytałam, przerywając spokojną ciszę.

- Na pewno nas nie widzieli - stwierdził Dallas - Ale na pewno będą kłopoty - dodał po kilku sekundach z lekkim uśmiechem. Oparłam głowę o szybę samochodu.

- Świetnie - mruknęłam sarkastycznie.

- Nie martw się. Jakoś to załatwię - oznajmił, a ja parsknęłam sztucznym śmiechem.

- Dziękuję ci, Cameron - powiedziałam nagle.

- Za co? - spytał, marszcząc brwi.

- Za to, że chcesz mi pomóc. Nie rozumiesz tego, ale jesteś ze mną. Nie to, co Matt. - odpowiedziałam.

- Matt działa na swój sposób. Nie możesz go za to winić - pokręcił głową chłopak.

- On mnie szantażował! Tak nie postępują przyjaciele, prawda? - zapytałam.

- I tutaj muszę ci przyznać rację - westchnął - Co ty na to, aby iść na ciacho z Danielem?

- Teraz? - uniosłam brwi.

- Tak. Patrz, siedzi tak sam na ławce. Stworzylibyśmy kolejny hit - zaproponował Dallas.

- Jasne - zgodziłam się, wzruszając ramionami. Ucieknę od niemiłych myśli.


********************

No hej! Co tu dodać? Hmm... Nie wiem. Powiedzcie mi szczerze... Czy to jest nudne?

~~Banshee ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro