Rozdział 79
Mój oddech stał się płytki i urywany. Przełknęłam głośno ślinę, po czym odwróciłam się. Liam stał przede mną. Miał ładnie ułożone włosy oraz szeroki uśmiech na twarzy. W jego oczach ujrzałam coś... Coś dziwnego, czego wcześniej nie zobaczyłam i to był mój błąd. Chłopak ubrany był w elegancką, białą koszulę, czarne rurki oraz podobnego koloru marynarkę. Strasznie mi kogoś przypominał. Po kilkunastu sekundach, które trwały całą wieczność, uświadomiłam się, że Liam wzorował się na moim chłopaku, jeśli to ciągle był mój chłopak.
- Hej, Li-iam - wyjąkałam, starając się ukryć przerażony ton głosu.
- Cześć, Lili. Miło, że tu wpadłaś. Nie powinnaś jednak przychodzić do mojego pokoju. Nikt tu nie wchodzi, nikt nie ma na tyle odwagi. Brawo, że ci się udało - oznajmił.
- Czemu masz aż tyle moich zdjęć na ścianie? - spytałam i lekko odsunęłam się od chłopaka w stronę dużego okna.
- Bo cię kocham i chcę cię zawsze widzieć - powiedział, a mnie zamurowało.
Uniosłam wysoko brwi. W sumie... Teraz wszystko nabrało sensu. Flirtował ze mną już podczas naszego pierwszego spotkania, próbował się ze mną umówić... A ostatnio nawet mnie pocałował, po przyjacielsku oczywiście. Wtedy powinnam się zorientować, że coś jest nie tak. Tym bardziej, jak Madison oraz Johnson ciągle mi o tym wspominali. Ale ja wolałam mieć mojego przyjaciela, który zawsze, ale to zawsze, miał dla mnie czas. Debilka. Idiotka. Miałam nadzieję, że zaraz pojawi się Jack i mnie uratuje, jak w jakiejś bajce. Ale to nie była bajka, tylko realne życie. I nie było możliwości, by on się tutaj pojawił. Teraz zapewne zastanawiał się, jaki kit wcisnąć mi tym razem, żebym się nabrała.
- Nie jesteś normalny - oznajmiłam drżącym głosem po kilku minutach dziwnej ciszy.
- Nikt nie jest normalny - stwierdził i wyjął coś srebrnego z kieszeni.
Po kilku sekundach zorientowałam się, że był to scyzoryk. Duży scyzoryk. I bardzo ostry scyzoryk. Przełknęłam głośno ślinę. Żarty się skończyły. Odsunęłam się trochę, a moje plecy spotkały się z oknem. Przytrzymałam się ramy, by nie wypaść. Skok z pierwszego piętra? Nie, dzięki.
- Po co ci to, Liam? - spytałam, udając głupią.
Psychopatyczny przyjaciel przejechał lekko ostrzem po palcu, a po kilku sekundach pojawiła się na nim czerwona ciecz. Odruchowo złapałam się za usta. Już nie byłam przerażona. Nawet nie byłam w stanie nazwać tego uczucia, jakie w tamtej chwili ogarnęło moje ciało. To przypominało mi jakiś horror, który raczej nie kończy się szczęśliwie dla głównej bohaterki. W tym przypadku chodziło o mnie. Równie dobrze mogłabym napisać książkę na ten temat. Jeśli udałoby mi się przeżyć, w co zaczęłam wątpić. W tylnej kieszeni miałam telefon, ale bałam się go dotknąć bądź wyciągnąć. Kto wie, co by mi zrobił?!
- Nie chcesz mnie - powiedział z widocznym bólem na twarzy - Chcesz tylko tego dupka, który nie ma dla ciebie czasu. Zdradza cię. Właśnie z nim rozmawiałaś - dodał, a ja otworzyłam szerzej oczy - Myślisz, że o tym nie wiem? - zaśmiał się gardłowo, co wydawało mi się obleśne - Wiem wszystko. Kompletnie wszystko. Ale... On nie zasługuje na ciebie. Ja na ciebie zasługuję. Już od samego początku, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz w salonie, na dole. Minęło już tyle czasu - westchnął, głaszcząc mój policzek. Byłam zbyt osłupiała, by cokolwiek zrobić.
- W takim razie... Co masz zamiar zrobić? - zadałam kolejne pytanie stłumionym bliskim rozpaczy głosem.
- Ty mnie nie chcesz - powtórzył mocniejszym tonem - Więc ja nie mogę mieć ciebie. Ale ten dupek też nie będzie cię miał. Przecież to prosta filozofia, a ty jesteś piątkową uczennicą. Nie domyśliłaś się tego? - dodał i powoli, jakby zupełnie mu się nie spieszyło, przyłożył scyzoryk do mojego gardła. Przejechał nim lekko po skórze, a ja odchyliłam głową i zaczęłam kaszleć. Poczułam okropne pieczenie oraz krew, która spływała kropelkami w stronę mojego dekoltu.
- Przestań! - jęknęłam, próbując się złapać za szyję. Liam mi to jednak uniemożliwił swoimi nogami. Przyłożył swój krwawiący palec do mojej szyi, a ja starałam się oddychać głęboko i równomiernie.
- Teraz będziemy połączeni na zawsze. Na zawsze! - oznajmił, wznosząc głowę ku górze.
Musiałam działać. Musiałam coś zrobić. Skok z pierwszego piętra? Czemu nie? Nogami odepchnęłam od siebie chłopaka, przez co ten zatoczył się do tyłu, a ja wyleciałam przez okno. To nie był najlepszy pomysł. Nie znałam się na fizyce, ale pod wpływem takiego ruchu, krew z szyi zaczęła mi spływać po szyi, a ja sama zaczęłam się dusić. Po kilku sekundach upadłam. Oj, dzięki ci Panie, że Liam ma młodszą siostrzyczkę, która uwielbiała skakać na trampolinie, a rodzice nigdy niczego jej nie odmówili. Czemu mi się wcześniej nie przypomniało, że na trawniku stała trampolina? Nie wiedziałam tego. Dobrze, że w ostatniej chwili mój rozum wrócił. Nagle ujrzałam twarz Liama w oknie. Patrzył na mnie z mordem w oczach. Starałam się szybko wstać, ale to nie było wcale takie proste. Czułam lekki ból w plecach.
- To jeszcze nie koniec! - wrzasnął - Zaraz cię złapię! - dodał i zniknął.
Opuściłam trampolinę i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku od mojego domu. Nie było sensu się tam chować, zaraz by mnie znalazł. Tym bardziej że Chrisa nie było. Tylko do kogo mogłam iść? Złapałam się za szyję, by zatamować krwawienie. Po chwili zobaczyłam sylwetkę sąsiada, który biegł za mną. Z każdym krokiem był coraz bliżej, dlatego jeszcze bardziej przyspieszyłam. W tamtej chwili żałowałam, że zawsze obijałam się na wychowaniu fizyczny razem z koleżanką o imieniu Manti. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, ale nie miałam czasu, by się tym choćby i przejąć. Słyszałam jakieś satanistyczne krzyki Liama. Do kogo biec? Musiałam go jakoś szybko zgubić, bo już brakowało mi sił. Krew lała się po moich rękach oraz bluzce. Do Jacków i Mads nie, oni mieszkali po drugiej stronie. Taylor? Za daleko. Cam? Nie było go teraz w domu. Matthew? Nie, on też mieszkał po drugiej stronie. Kto do cholery mieszkał najbliżej mnie, nie licząc chłopaków? I nagle już wiedziałam. Moja jedyna nadzieja. Shawn Mendes. Skręciłam w drugą przecznicę i ujrzałam jego dom. Samochodu na podjeździe nie było. Wpadłam przez otwartą furtkę prosto na mały ganek. Zaczęłam pukać jak szalona, jednocześnie tracąc wszystkie siły. Przez duże okno widziałam, jak Liam stanął na skrzyżowaniu i patrzył we wszystkie strony, szukając mnie. Nagle drzwi się otworzyły, a ja ujrzałam Shawna bez koszulki. Miał na sobie tylko czarne, dresowe spodnie ze ściągaczami.
- Lili? Co do cholery...? - spytał zdezorientowany, ale ja nie dałam rady odpowiedzieć. Wpadłam prosto w jego ramiona, tracąc przytomność.
************
O Boże! Co tu się dzieje?!
Dziękuję za ponad 10K wyświetleń, 1K gwiazdek oraz 269 komentarzy!
Kocham Was (ciebie też, mimo że nie podałaś mi tego jogurtu i dawno nie grałyśmy w chińczyka)!
~~Banshee :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro