Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63

- Kiedy zaczynamy nagrywać ten teledysk? - zapytał Nash, uważnie kartkując scenariusz.

- W piątek, po szkole. I w sobotę - odpowiedział Cameron.

- My w sobotę nie możemy. Jedziemy z Jackiem do studia - oznajmił Johnson.

- No to zostaje nam piątek - westchnął Dallas.

- Zostanę gwiazdą! - krzyknął Matthew.

- Tym bardziej że będziesz występował tylko przez kilka sekund - zachichotałam.

- To nie jest istotne. Będę odgrywał najważniejszą rolę! - oznajmił z dumą.

- To Lili odgrywa najważniejszą rolę. Ty będziesz tylko przechodniem, który zobaczy Lili i Johnsona, jak się całują - odpowiedział Carter.

- W ogóle nie mam u was wsparcia! - powiedział głośno. Wziął swój plecak, kanapkę i opuścił stołówkę.

- Czy on brał dzisiaj leki? - spytała Madison, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Liliana McCourtney pilnie wzywana do gabinetu dyrektora - oznajmił głos sekretarki z głośników.

- Mówiłam, że będą problemy - rzekła Beer. Powoli wstałam.

- Było warto - odparłam z uśmiechem.

- Ale o co chodzi? - zapytał zdezorientowany Jack.

- Twoja dziewczyna ci nic nie mówiła? - zdziwiła się czarnowłosa - Lili zrobiła niezłe przedstawienie na lekcji z seksuologiem... - zaczęła opowiadać, a ja wyszłam ze stołówki.

Ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Byłam ciekawa, co mi powie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Ta kobieta wypytywała mnie o prywatne sprawy!

- Hej, Lili! - przywitał się Liam, który zjawił się nagle przede mną ni stąd, ni zowąd.

- Hej, Liam. Pogadałabym z tobą, ale spieszę się - odparłam zirytowana, wskazując ręką na głośnik.

- No tak. Niegrzeczna dziewczynka znowu coś zmajstrowała - parsknął śmiechem - Chciałem ci tylko przekazać, że moja mam zaprasza ciebie i twojego brata na kolację w piątek. Wpadniecie?

- A będzie tam twoja siostra? - spytałam, wchodząc po schodach na pierwsze piętro.

- To ja już się dla ciebie nie liczę? - fuknął, udając urażonego.

- Mam być miła czy szczera? - uśmiechnęłam się słodko i wybuchnęłam śmiechem.

- To... Przyjdziecie? - ponowił pytanie, kiedy stanęliśmy przed drzwiami dyrektora.

- Z wielką chęcią - oznajmiłam, a chłopak uśmiechnął się szeroko. 

Pożegnał się ze mną i poszedł w stronę sali biologiczno-chemicznej. Ja natomiast zapukałam cicho, po czym weszłam do środka. Biurko sekretarki stało puste, dlatego od razu skierowałam się do pomieszczenia obok. Drzwi były otwarte na oścież, więc weszłam. Starszy mężczyzna siedział na obrotowym fotelu. Pochylał się nad jakimiś papierami.

- Dzień dobry - przywitałam się cicho.

- Witaj, Liliano. Zamknij drzwi i usiądź - odparł, wskazując ręką na drzwi, a następnie na krzesło. Uczyniłam jego prośby.

- O co chodzi? - zapytałam, splatając ze sobą palce.

- W piątek odbyły się zajęcia z seksuologiem dla dziewcząt. Po nich... Przyszła do mnie pani Eva Lebert ze skargą na ciebie - oznajmił z powagą - Powiedziała, że jesteś niewychowana, spóźnialska, nie szanujesz jej, pyskujesz... I tym podobne. Co się tam wydarzyło?

- Fakt, spóźniłam się - przytaknęłam - Ale byłam w mojej starej szkole, by odebrać te dokumenty. Były korki i się spóźniłam.  A potem... - westchnęłam - Cóż... Pani Eva pytała się mnie, kiedy i jak często uprawiam seks z moim chłopakiem! Więc... Wyszłam - Podniosłam głos, czując czerwień na moich policzkach. Spuściłam głowę.

- Ym... - mruknął wyraźnie zdziwiony - Nie zmienia to jednak faktu, że postąpiłaś niewłaściwie.

- Pani dyrektorze, litości! - krzyknęłam i wstała z krzesła. Zaczęłam chodzić po małym pomieszczeniu, żeby się uspokoić.

- Liliano, w każdej sytuacji trzeba zachować klasę - powiedział.

- Ale to moja prywatna sprawa! To trochę, jakbym ja się o to samo zapytała pana! - odparłam, a dyrektor zarumienił się. Kto by pomyślał?

- Co ja mam z tobą zrobić? - zapytał z westchnieniem.

- Panie dyrektorze, ja tylko broniłam własnego honoru. Pani Eva... To ona zachowała się niewłaściwie. To nie był przypadek, że wybrała akurat mnie, jestem o tym pewna - oznajmiłam.

- Dobrze. Tym razem nie zareaguję, ale to ostatni raz. Najpierw chemiczka, potem bójka z Mahogany... - zaczął.

- To ona na mnie naskoczyła - wtrąciłam.

- A teraz sprawa z seksuologiem. To moje ostatnie ostrzeżenie, Liliano. Zmień swoje zachowanie, bo to się źle dla ciebie skończy. A teraz idź już na lekcję, mam mnóstwo roboty - powiedział, a ja zacisnęłam wargi. 

Bez słowa wzięłam swoją torbę i wyszłam, trzaskając drzwiami. Sekretarka patrzyła na mnie. Rzuciłam jej znaczące spojrzenie, a ona nagle zaciekawiła się obrazem na ścianie. Opuściłam pomieszczenie. Przerwa się już skończyła, korytarz był pusty. Nagle dostałam smsa. Wyjęłam telefon i przeczytałam ją.

Przyjedź do mnie dzisiaj o 6.00 :(

Sammy. Tylko... Co chciał? I co oznaczała ta emotikonka? Z pewnością nic dobrego.

************

Starałam się nie płakać. Z całych moich sił starałam się nie płakać. Ale było to cholernie trudne. Sammy podszedł do mnie z otwartymi ramionami. Wtuliłam się w nie i przymknęłam oczy, by zatrzymać łzy.

- Będę za tobą tęsknić - szepnęłam.

- Ja za tobą też. Ale nie martw się, niedługo znowu tu zajrzę - odpowiedział smutnym głosem. Nie chciałam, żeby Wilk wyjeżdżał. Ale to musiało się stać, wcześniej czy później. Skate żegnał się z Madison, która miała zbolałą minę.

- Niedługo - prychnęłam, a chłopak parsknął śmiechem.

- A jak będziesz miała dosyć Johnsona, to będę na ciebie czekał z otwartymi ramionami - dodał, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.

- Wątpię, żeby tak się stało - zaśmiałam się.

- W każdej chwili możesz do nas wpaść i zrobimy najlepszą imprezę na świecie - oznajmił.

- Bez mąki? - zapytałam.

- I bez jajek - rzekł, a ja parsknęłam śmiechem i przytuliłam się mocniej do chłopaka.

- A nagrasz ze mną piosenkę? - zadałam kolejne pytanie.

- W głowie już mam ułożony tekst - powiedział - Trzymaj się, młoda.

- Ty też, stary - zaśmiałam się smutno i odsunęłam od chłopaka. 

Wilkinson wszedł do samochodu. Zrobiłam kilka kroków w tył i natrafiłam na Johnsona. Objął mnie lekko oraz pocałował w czoło. Sam pomachał nam i odjechał z Gilinskim na lotnisko. Jedna, samotna łza płynęła powoli na moim policzku. Żegnaj, Sammy.


*******************

Dobra to jest beznadziejne!

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro