Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


- A ty nie jesteś Cameronem Dallasem - zauważył chłopak, mierząc mnie wzrokiem. Spojrzałam na niego. Był niski, prawie tego samego wzrostu, co ja. Miał blond włosy oraz niebieskie oczy.

- No raczej - żachnęłam się - Cam, to do ciebie! - krzyknęłam głośniej. Po chwili usłyszeliśmy kroki.

- A to nie jest pizza? - zapytał brunetem, stojąc obok mnie. Popatrzył na chłopaka obok i uśmiechnął się  - Jack! Siema, stary! Co ty tu robisz?

- Umówiliśmy się z chłopakami na kosza. Zapomniałeś? - oznajmił blondyn.

- Cholera... Lili, idziesz z nami grać? A tak w ogóle poznaj Jacka, mojego kumpla. Jack poznaj Lili, moją przyjaciółkę - mówił szybko Cameron.

- O nie, ja nie gram w kosza. Nie chcę wam zawracać głowy. Spotkamy się w szkole - powiedziałam szybko, po czym zaczęłam wkładać buty.

- Chłopaki się ucieszą, gdy przyjdziesz. A najbardziej ten kłamca, co ma na imię Matthew. Poza tym poznasz resztę Magconu - powiedział Dallas.

- Innym razem, a na Matta się obraziłam - odparłam. Wróciłam do salonu, skąd zabrałam torbę z książkami.

- Idziesz z nami i koniec! - krzyknął brunet, obejmując mnie mocno w pasie.

- Sierra, ratuj! - krzyknęłam do oglądającej nas dziewczyny.

- Mam randkę, nie mogę się rozmazać - odpowiedziała ze skruchą. Szarpałam się, lecz nic to nie dało. Jack cały czas się śmiał razem z Dallasem. W końcu chłopak wepchnął mnie do samochodu. Westchnęłam sfrustrowana.

- Będę wam zawracać głowę - powiedziałam, gdy ruszyliśmy.

- Chłopaki cię pokochają - oznajmił Jack.

- Poddaję się - westchnęłam, opadając na fotel.

- I o to o nam chodziło - uśmiechnął się zwycięsko Dallas.

- Z tobą się jeszcze policzę! - Pokazałam mu język. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wyjęłam go szybko, po czym zerknęłam na  wyświetlacz. Mój braciszek. Westchnęłam, wciskając zieloną słuchawkę.

- Lili, gdzie ty do cholery jesteś?! - krzyknął brat. Po tonie jego głosu rozpoznałam, iż nie jest szczęśliwy. Zdziwiłam się nawet, że był w stanie ze mną rozmawiać, a nie bełkotał. To zazwyczaj działo się w piątek wieczorem.

- Hej, Chris. Jestem u przyjaciółki - skłamałam, a chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Wracaj do domu! - powiedział.

- Nie mogę, robimy projekt na chemię - odpowiedziałam.

- Dobra - westchnął - Ale masz wrócić, zaraz jak skończysz. Jasne?! W domu panuje kompletny syf!

- Nie mogę zostać na dłużej? Wiesz, babskie sprawy. A tym zajmę się jutro - prosiłam.

- Nie! - wrzasnął, a ja przełknęłam ślinę. Byłam pewna, że znowu brał.

- Dobrze - szepnęłam.

- Jeśli coś przede mną ukrywasz...

- Niczego przed tobą nie ukrywam - powiedziałam szybko. Za szybko.

- Możesz pożegnać się z pięknym, dobrym życiem - dokończył, nie zważając na moje słowa. Rozłączył się. Przymknęłam oczy i zrobiłam dwa głębokie oddechy. Schowałam telefon do kieszeni spodni. Cieszyłam  się, że zmieniłam je po W-fie.

- Zazdrosny chłopak? - zapytał Jack, patrząc na mnie przez lusterko. Miał dziwnie zgaszony głos.

- Brat - oznajmiłam.

- Zostajesz? - zmienił zręcznie temat brunet.

- Tak, ale nie na długo - odparłam.

- Jesteśmy - powiedział po chwili ciszy blondyn. Znajdowaliśmy się na parkingu. Wokół rosło wiele drzew oraz kwiatów. Obok głównej alejki stały brązowe ławki oraz czarne kosze. Wysiadłam z samochodu. Cameron podszedł do mnie i objął ramieniem.

- Myślisz, że chłopaki już są? - zapytał.

- Gilinsky powinien być. Carter może też. Ale reszty nie jestem pewien - odparł Jack.

- Oby był Espinosa. Skopię mu tyłek za to, że nie przyszedł - oznajmił Cameron, a ja przypomniałam sobie o słowach Matta. Chciał mnie zeswatać ze swoim kumplem. Może specjalnie nie pojawił się. Może tym kumplem był Cameron Dallas? Zaczęłam sobie przypominać wszystkie sytuacje związane z Dallasem. Nieee, to nie było możliwe. Chociaż może...

- Lili, wróć do nas! - krzyknął mi do ucha Jack - Jesteśmy na miejscu.

Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na dużym boisku do gry w koszykówkę.  Wokół rosły drzewa, więc przesłaniały zachodzące słońce. Czułam się jak w lesie. Na ławce nieopodal siedziało kilku chłopaków. Podeszliśmy do nich.

- Jesteście! - krzyknął znajomy głos. Po chwili zorientowałam się, że należał do Shawna. - O, Lili! Co ty tu robisz?

- Zmusili mnie - powiedziałam, po czym przytuliłam chłopaka.

- Chłopaki, poznajcie Lili. Lili poznaj, Aarona, Cartera, Taylora i Jacka. A Nasha i Shawna już znasz - powiedział Cameron.

- Jacka? - zapytałam zdezorientowana.

- Ja jestem Johnson, a to Gilinsky - powiedział blondyn, z którym tu przyszłam.

- Chcesz posłuchać naszych piosenek? - zapytał, podnosząc brwi, drugi Jack.

- Nie! Znowu?! Musiałem tego słuchać przez godziny, gdy robiliśmy projekt! - jęknął Nash, łapiąc się za włosy. Zachichotałam i usiadłam na ławce.

- Lili, grasz z nami? - zapytał skośnooki chłopak. Miał na imię chyba Carter.

- O, nie. Posiedzę sobie i popatrzę. Wystarczy mi fakt, że zaciągnęli mnie tutaj siłą - oznajmiłam.

- Siłą? Zaciągnęli cię do samochodu, a potem tutaj? - zapytał ze śmiechem Taylor. Był wysoki, a na jego głowie widniała czerwona bandamka.

- Skąd wiedziałeś? - zadałam pytanie, a chłopak przestał się śmiać.

- Zagraj z nami - powiedział Shawn.

- Nie - odpowiedziałam stanowczo.

- Proszę - jęknął Mendes.

- Chodź na chwilę - oznajmiłam, wskazując na niego palcem. Chłopak posłusznie przybliżył się do mnie. - Nie umiem grać w kosza, ale nie mów nikomu - szepnęłam mu na ucho, a brunet parsknął śmiechem.

- Grasz z nami w kosza i koniec! - Usłyszałam po chwili, a w tym samym momencie ktoś objął mnie mocno w pasie. Pisnęłam przestraszona, podczas gdy ta osoba przeniosła mnie na boisko i postawiła, jednak ciągle trzymała mnie mocno. Szarpałam się, lecz to nie dało żadnego rezultatu. Reszta chłopaków śmiała się w najlepsze.

- Puść mnie! - krzyknęłam, odwracając się. Ujrzałam wysokiego ciemnego blondyna. Włosy miał ułożone w nieładzie, a usta wykrzywione w szerokim uśmiechu.

- Grasz z nami, śliczna - zaśmiał się Matthew. Tupnęłam nogą jak dziecko, co wywołało kolejną dawkę śmiechu.

- Nie będę z tobą rozmawiała. Miałeś przyjść, ale tego nie zrobiłeś - wypomniałam mu. W tym samym czasie chłopaki ustalili zespoły. Wyszło, że będę grała z Shawnem, Johnsonem, Carterem oraz Mattem.

- Ciotka do mnie przyjechała. Musiałem zostać na kolacji. Z resztą i tak jestem tutaj nielegalnie. Wymknąłem się przez okno - odparł z uśmiechem, po czym rozpoczęliśmy grę. 

Nigdy nie widziałam brutalniejszej, a zarazem szybszej gry w koszykówkę. Ale nie szło mi beznadziejnie. Trzy razy udało mi się trafić do kosza. Lubiłam oglądać, jak Johnson i Gilinsky walczyli o piłkę. Ewidentnie było widać, że znali się od piaskownicy. Każdy przechytrzał swój ruch. A potem najczęściej ja dostawałam piłkę.

- Piękna gra! - wrzasnął Taylor, przybijając ze mną piątkę. Byłam cała spocona.

- Lili, podwieźć cię? - zapytał niski blondyn, pojawiając się obok mnie, niczym duch.

- Nie, dzięki. Przejdę się - odparłam z uśmiechem.

- Ale jest już ciemno - zauważył chłopak.

- Jakoś przeżyję - powiedziałam. Związałam włosy w kucyka, żeby było mi chłodniej.

- Jeszcze ktoś cię zgwałci. Wskakuj albo wejdziesz tam siłą, jak wcześniej - oznajmił stanowczym tonem. Mimowolnie przewróciłam oczami, lecz weszłam do samochodu.

- Ja chciałem siedzieć z przodu! - oburzył się Cameron, zajmując miejsce z tyłu.

- Życie - powiedziałam krótko.

- Gdzie mieszkasz? - zapytał blondyn za kierownicą.

- Na Labrador Street - odpowiedziałam.

- To niedaleko mnie. Świetnie. Najpierw odwieziemy Dallasa - oznajmił Jack.

- I jak się bawiłaś? - zapytał Cam.

- Świetnie - odparłam zgodnie z prawdą.

- Jutro jest ognisko. Przyjdziesz? - zadał kolejne pytanie brunet.

- Nie mogę - odparłam ze smutkiem.

- Czemu?

- Mam już plany - powiedziałam.

- Szkoda. Ale nie myśl, że się wywiniesz - powiedział, po czym wysiadł z samochodu.

- Nie trzaskaj tymi drzwiami! - wrzasnął Johnson przez otwarte okno. Zaśmiałam się.

- Musimy to kiedyś powtórzyć - powiedział Jack.

- Pewnie - przytaknęłam.

- Kogo najbardziej lubisz? - zapytał, zerkając na mnie. Zamyśliłam się.

- Wszystkich - odparłam.

- Nikogo specjalnie? - dopytywał się.

- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami - Matt jest troszkę irytujący, Cam zabawny, a Shawn zna mój sekret. To tu - rzuciłam po chwili ciszy. Blondyn zatrzymał się.

- Do zobaczenia - powiedział cicho. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek.

- Dzięki za świetnie spędzony czas. I za piłki - szepnęłam, po czym wysiadłam szybko. Skierowałam się domu. Nigdzie światło się nie paliło, więc odetchnęłam z ulgą. Chris zapewne był na jakiejś imprezie, co mi odpowiadało. Zjadłam kolację, obejrzałam ulubiony serial, wykonałam wszystkie wieczorem czynności, po czym położyłam się na łóżku. Wzięłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę Vine. Po chwili oglądałam krótkie filmiki każdego z Magconu.

*****

I jak?! Zdradzić wam coś? Lili komuś się spodobała. Nie było tego kogoś jakoś mega dużo, ale pojawiał się w opowiadaniu. Kogo obstawiacie? Może okładka opowieści pomoże?

~~Zmierzchu :*






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro