Rozdział 6
- A ty nie jesteś Cameronem Dallasem - zauważył chłopak, mierząc mnie wzrokiem. Spojrzałam na niego. Był niski, prawie tego samego wzrostu, co ja. Miał blond włosy oraz niebieskie oczy.
- No raczej - żachnęłam się - Cam, to do ciebie! - krzyknęłam głośniej. Po chwili usłyszeliśmy kroki.
- A to nie jest pizza? - zapytał brunetem, stojąc obok mnie. Popatrzył na chłopaka obok i uśmiechnął się - Jack! Siema, stary! Co ty tu robisz?
- Umówiliśmy się z chłopakami na kosza. Zapomniałeś? - oznajmił blondyn.
- Cholera... Lili, idziesz z nami grać? A tak w ogóle poznaj Jacka, mojego kumpla. Jack poznaj Lili, moją przyjaciółkę - mówił szybko Cameron.
- O nie, ja nie gram w kosza. Nie chcę wam zawracać głowy. Spotkamy się w szkole - powiedziałam szybko, po czym zaczęłam wkładać buty.
- Chłopaki się ucieszą, gdy przyjdziesz. A najbardziej ten kłamca, co ma na imię Matthew. Poza tym poznasz resztę Magconu - powiedział Dallas.
- Innym razem, a na Matta się obraziłam - odparłam. Wróciłam do salonu, skąd zabrałam torbę z książkami.
- Idziesz z nami i koniec! - krzyknął brunet, obejmując mnie mocno w pasie.
- Sierra, ratuj! - krzyknęłam do oglądającej nas dziewczyny.
- Mam randkę, nie mogę się rozmazać - odpowiedziała ze skruchą. Szarpałam się, lecz nic to nie dało. Jack cały czas się śmiał razem z Dallasem. W końcu chłopak wepchnął mnie do samochodu. Westchnęłam sfrustrowana.
- Będę wam zawracać głowę - powiedziałam, gdy ruszyliśmy.
- Chłopaki cię pokochają - oznajmił Jack.
- Poddaję się - westchnęłam, opadając na fotel.
- I o to o nam chodziło - uśmiechnął się zwycięsko Dallas.
- Z tobą się jeszcze policzę! - Pokazałam mu język. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wyjęłam go szybko, po czym zerknęłam na wyświetlacz. Mój braciszek. Westchnęłam, wciskając zieloną słuchawkę.
- Lili, gdzie ty do cholery jesteś?! - krzyknął brat. Po tonie jego głosu rozpoznałam, iż nie jest szczęśliwy. Zdziwiłam się nawet, że był w stanie ze mną rozmawiać, a nie bełkotał. To zazwyczaj działo się w piątek wieczorem.
- Hej, Chris. Jestem u przyjaciółki - skłamałam, a chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Wracaj do domu! - powiedział.
- Nie mogę, robimy projekt na chemię - odpowiedziałam.
- Dobra - westchnął - Ale masz wrócić, zaraz jak skończysz. Jasne?! W domu panuje kompletny syf!
- Nie mogę zostać na dłużej? Wiesz, babskie sprawy. A tym zajmę się jutro - prosiłam.
- Nie! - wrzasnął, a ja przełknęłam ślinę. Byłam pewna, że znowu brał.
- Dobrze - szepnęłam.
- Jeśli coś przede mną ukrywasz...
- Niczego przed tobą nie ukrywam - powiedziałam szybko. Za szybko.
- Możesz pożegnać się z pięknym, dobrym życiem - dokończył, nie zważając na moje słowa. Rozłączył się. Przymknęłam oczy i zrobiłam dwa głębokie oddechy. Schowałam telefon do kieszeni spodni. Cieszyłam się, że zmieniłam je po W-fie.
- Zazdrosny chłopak? - zapytał Jack, patrząc na mnie przez lusterko. Miał dziwnie zgaszony głos.
- Brat - oznajmiłam.
- Zostajesz? - zmienił zręcznie temat brunet.
- Tak, ale nie na długo - odparłam.
- Jesteśmy - powiedział po chwili ciszy blondyn. Znajdowaliśmy się na parkingu. Wokół rosło wiele drzew oraz kwiatów. Obok głównej alejki stały brązowe ławki oraz czarne kosze. Wysiadłam z samochodu. Cameron podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Myślisz, że chłopaki już są? - zapytał.
- Gilinsky powinien być. Carter może też. Ale reszty nie jestem pewien - odparł Jack.
- Oby był Espinosa. Skopię mu tyłek za to, że nie przyszedł - oznajmił Cameron, a ja przypomniałam sobie o słowach Matta. Chciał mnie zeswatać ze swoim kumplem. Może specjalnie nie pojawił się. Może tym kumplem był Cameron Dallas? Zaczęłam sobie przypominać wszystkie sytuacje związane z Dallasem. Nieee, to nie było możliwe. Chociaż może...
- Lili, wróć do nas! - krzyknął mi do ucha Jack - Jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na dużym boisku do gry w koszykówkę. Wokół rosły drzewa, więc przesłaniały zachodzące słońce. Czułam się jak w lesie. Na ławce nieopodal siedziało kilku chłopaków. Podeszliśmy do nich.
- Jesteście! - krzyknął znajomy głos. Po chwili zorientowałam się, że należał do Shawna. - O, Lili! Co ty tu robisz?
- Zmusili mnie - powiedziałam, po czym przytuliłam chłopaka.
- Chłopaki, poznajcie Lili. Lili poznaj, Aarona, Cartera, Taylora i Jacka. A Nasha i Shawna już znasz - powiedział Cameron.
- Jacka? - zapytałam zdezorientowana.
- Ja jestem Johnson, a to Gilinsky - powiedział blondyn, z którym tu przyszłam.
- Chcesz posłuchać naszych piosenek? - zapytał, podnosząc brwi, drugi Jack.
- Nie! Znowu?! Musiałem tego słuchać przez godziny, gdy robiliśmy projekt! - jęknął Nash, łapiąc się za włosy. Zachichotałam i usiadłam na ławce.
- Lili, grasz z nami? - zapytał skośnooki chłopak. Miał na imię chyba Carter.
- O, nie. Posiedzę sobie i popatrzę. Wystarczy mi fakt, że zaciągnęli mnie tutaj siłą - oznajmiłam.
- Siłą? Zaciągnęli cię do samochodu, a potem tutaj? - zapytał ze śmiechem Taylor. Był wysoki, a na jego głowie widniała czerwona bandamka.
- Skąd wiedziałeś? - zadałam pytanie, a chłopak przestał się śmiać.
- Zagraj z nami - powiedział Shawn.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo.
- Proszę - jęknął Mendes.
- Chodź na chwilę - oznajmiłam, wskazując na niego palcem. Chłopak posłusznie przybliżył się do mnie. - Nie umiem grać w kosza, ale nie mów nikomu - szepnęłam mu na ucho, a brunet parsknął śmiechem.
- Grasz z nami w kosza i koniec! - Usłyszałam po chwili, a w tym samym momencie ktoś objął mnie mocno w pasie. Pisnęłam przestraszona, podczas gdy ta osoba przeniosła mnie na boisko i postawiła, jednak ciągle trzymała mnie mocno. Szarpałam się, lecz to nie dało żadnego rezultatu. Reszta chłopaków śmiała się w najlepsze.
- Puść mnie! - krzyknęłam, odwracając się. Ujrzałam wysokiego ciemnego blondyna. Włosy miał ułożone w nieładzie, a usta wykrzywione w szerokim uśmiechu.
- Grasz z nami, śliczna - zaśmiał się Matthew. Tupnęłam nogą jak dziecko, co wywołało kolejną dawkę śmiechu.
- Nie będę z tobą rozmawiała. Miałeś przyjść, ale tego nie zrobiłeś - wypomniałam mu. W tym samym czasie chłopaki ustalili zespoły. Wyszło, że będę grała z Shawnem, Johnsonem, Carterem oraz Mattem.
- Ciotka do mnie przyjechała. Musiałem zostać na kolacji. Z resztą i tak jestem tutaj nielegalnie. Wymknąłem się przez okno - odparł z uśmiechem, po czym rozpoczęliśmy grę.
Nigdy nie widziałam brutalniejszej, a zarazem szybszej gry w koszykówkę. Ale nie szło mi beznadziejnie. Trzy razy udało mi się trafić do kosza. Lubiłam oglądać, jak Johnson i Gilinsky walczyli o piłkę. Ewidentnie było widać, że znali się od piaskownicy. Każdy przechytrzał swój ruch. A potem najczęściej ja dostawałam piłkę.
- Piękna gra! - wrzasnął Taylor, przybijając ze mną piątkę. Byłam cała spocona.
- Lili, podwieźć cię? - zapytał niski blondyn, pojawiając się obok mnie, niczym duch.
- Nie, dzięki. Przejdę się - odparłam z uśmiechem.
- Ale jest już ciemno - zauważył chłopak.
- Jakoś przeżyję - powiedziałam. Związałam włosy w kucyka, żeby było mi chłodniej.
- Jeszcze ktoś cię zgwałci. Wskakuj albo wejdziesz tam siłą, jak wcześniej - oznajmił stanowczym tonem. Mimowolnie przewróciłam oczami, lecz weszłam do samochodu.
- Ja chciałem siedzieć z przodu! - oburzył się Cameron, zajmując miejsce z tyłu.
- Życie - powiedziałam krótko.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał blondyn za kierownicą.
- Na Labrador Street - odpowiedziałam.
- To niedaleko mnie. Świetnie. Najpierw odwieziemy Dallasa - oznajmił Jack.
- I jak się bawiłaś? - zapytał Cam.
- Świetnie - odparłam zgodnie z prawdą.
- Jutro jest ognisko. Przyjdziesz? - zadał kolejne pytanie brunet.
- Nie mogę - odparłam ze smutkiem.
- Czemu?
- Mam już plany - powiedziałam.
- Szkoda. Ale nie myśl, że się wywiniesz - powiedział, po czym wysiadł z samochodu.
- Nie trzaskaj tymi drzwiami! - wrzasnął Johnson przez otwarte okno. Zaśmiałam się.
- Musimy to kiedyś powtórzyć - powiedział Jack.
- Pewnie - przytaknęłam.
- Kogo najbardziej lubisz? - zapytał, zerkając na mnie. Zamyśliłam się.
- Wszystkich - odparłam.
- Nikogo specjalnie? - dopytywał się.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami - Matt jest troszkę irytujący, Cam zabawny, a Shawn zna mój sekret. To tu - rzuciłam po chwili ciszy. Blondyn zatrzymał się.
- Do zobaczenia - powiedział cicho. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek.
- Dzięki za świetnie spędzony czas. I za piłki - szepnęłam, po czym wysiadłam szybko. Skierowałam się domu. Nigdzie światło się nie paliło, więc odetchnęłam z ulgą. Chris zapewne był na jakiejś imprezie, co mi odpowiadało. Zjadłam kolację, obejrzałam ulubiony serial, wykonałam wszystkie wieczorem czynności, po czym położyłam się na łóżku. Wzięłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę Vine. Po chwili oglądałam krótkie filmiki każdego z Magconu.
*****
I jak?! Zdradzić wam coś? Lili komuś się spodobała. Nie było tego kogoś jakoś mega dużo, ale pojawiał się w opowiadaniu. Kogo obstawiacie? Może okładka opowieści pomoże?
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro