Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49


- Zaraz tu umrę - jęknęłam, gdy kolejny powiew wiatru sypnął mi piaskiem w oczy.

- Kto wymyślił pójście nad plażę? - zapytała wkurzona Madison, a wszyscy spojrzeli na Cartera.

- No co? - Wzruszył ramionami. - Nie ma tragedii - dodał, leżąc na leżaku. 

Przykryłam głowę ręcznikiem i położyłam się na kocu. Całą dziewiątką wybraliśmy się na plażę, bo Reynolds sobie tak zażyczył. Słońce co kilkanaście minut wyłaniało się zza chmur, a wiatr wiał z dużą prędkością. Piasek wpadał mi do oczu, które zaczęły łzawić. Lepiej być chyba nie mogło.

- Zimno mi - oznajmiłam.

- Idź do wody, tam jest cieplej - stwierdził Gilinsky.

- Z pewnością. - Wywróciłam oczami. Wyjęłam z torby sudoku i zaczęłam je rozwiązywać.

- Siedzimy tu już godzinę, może pójdziemy na miasto? - zapytał z nadzieją Nash, który leżał obok mnie.

- Jestem za! - krzyknęłam w tym samym czasie, co Beer. Wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Przecież byliśmy na mieście wcześniej - przypomniał Espinosa, który trzymał stronę Cartera.

- Ale to nie było w centrum, tam jest najfajniej wieczorem - odpowiedział Shawn.

- Jest już 7.00, więc się zbierajmy - powiedziałam, a w tym samym czasie poczułam mokre kropelki na moim ciele. Odwróciłam lekko głowę i ujrzałam Johnsona, który stał nade mną. Podałam mu ręcznik, a chłopak usiadł obok mnie.

- Jak woda? - zapytał Nash.

- Ciepła - odpowiedział Taylor.

- Idziemy, Lili? - zadał następne pytanie niebieskooki.

- Chyba oszalałeś - zaśmiałam się - Weź Mads.

- Zbierajmy się już - jęknęła dziewczyna.

- To najpierw chodźcie do wody! - Nie ustępował Grier.

- Jutro - powiedziałam.

- Niech będzie - westchnął chłopak. Ja wraz z Madison szybko spakowałyśmy się, po czym skierowałyśmy się w stronę naszego hotelu.

- Jest tak cholernie zimno - oznajmiła czarnowłosa.

- Przynajmniej na mieście wiatr nie wieje - stwierdziłam. Weszłyśmy do dużego budynku, po czym zaczęłyśmy wchodzić po schodach.

- To co? Za trzydzieści minut? - zaproponowała dziewczyna, a ja zgodziłam się. 

Zerknęłam przez okno na plażę. Chłopaki zawzięcie o czymś dyskutowali. Włączyłam telewizor i weszłam do łazienki. Zmieniłam bikini na zwykłą bieliznę, na to założyłam luźną koszulkę oraz krótkie spodenki dżinsowe. Związałam włosy w koka, po czym zrobiłam lekki makijaż. Kiedy wyszłam z łazienki, ujrzałam Cartera oraz Jacka na łóżkach.

- Gotowi? - zapytałam, otwierając moją walizkę.

 Nie usłyszałam jednak żadnej odpowiedzi. Chłopaki patrzyli w ekran telewizora. Odchrząknęłam głośno i, dopiero wtedy, zwrócili na mnie uwagę.

- Co mówiłaś? - spytał Reynolds, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.

- Pytałam się, czy możemy już wychodzić. Umówiłam się z Mads na 7.30 - oznajmiłam, przeszukując mój bagaż.

- Jest 7.40 - powiedział brunet.

- Więc się pospieszmy - mruknęłam i zaczęłam wyrzucać wszystkie rzeczy na łóżko.

- Czego szukasz, kochanie? - zapytał Johnson, podchodząc do mnie.

- Bluzy. Jestem pewna, że ją pakowałam - odpowiedziałam.

- Pożyczę ci swoją - odparł chłopak. Po chwili podał mi ciepłe ubranie.

- Dzięki - mruknęłam - A teraz się zbierajmy - dodałam, gdy założyłam bluzę. 

Złapałam chłopaka za rękę i wyszliśmy. Na dole zobaczyliśmy całą siódemkę przyjaciół, którzy czekali na nas zniecierpliwieni.

- Nareszcie! - krzyknął Nash - Ile można na was czekać?! Co wy tam robiliście?

- Nie odpowiadajcie na to  pytanie! - krzyknął Matthew, a my wybuchnęliśmy śmiechem.

- Gdzie idziemy? - zapytał Shawn, wkładając ręce do kieszeni dżinsowej kurtki.

- To ty znasz to miasto, więc prowadź - uśmiechnęła się Madison.

- Może pójdziemy do Wesołego Miasteczka? - zaproponował Mendes, a my zgodziliśmy się.

- Misiek, kupisz mi granita? - zapytałam mojego chłopaka.

- Zaraz do was dołączymy - rzucił blondyn, po czym zaprowadził nas do małej budki. Wybrałam duży zimny napój.

- Tu jest tak romantycznie - westchnęłam rozmarzona.

- Moglibyśmy zostać tu na zawsze. Co ty na to? - szepnął mi do ucha Jack.

- Chętnie, ale co z twoją karierą? - zapytałam, podnosząc brew.

- Tam jest reszta. Chodź, zapowiada się niezła zabawa - powiedział nagle, ciągnąc mnie lekko za rękę. 

Popatrzyłam w stronę, którą wskazał blondyn. Ujrzałam wiele kolorowych atrakcji oraz naszych przyjaciół. Starałam się nie myśleć o tym, że Jack nie odpowiedział na moje pytanie. Byliśmy na wczasach, więc to dobra pora, by zapomnieć o wszystkich problemach.

*******

Przekręciłam się na drugi bok. Czułam na twarzy lekki powiew wiatru od strony balkonu. Przymknęłam powieki, a w tym samym czasie usłyszałam ciche skrzypienie podłogi.

- Posuń się trochę. - Usłyszałam szept. Wykonałam tę prośbę, a po kilku sekundach poczułam uginanie materaca.

- Jack? Co ty tu robisz? - spytałam cicho, by nie obudzić Cartera.

- Mówiłem, że będę spał z tobą - powiedział, a ja poczułam jego oddech na swojej twarzy. Objął mnie swoimi rękami.

- Wiesz co, Jack? Mógłbyś pogodzić się z Cameronem - zaczęłam ostrożnie.

- Znowu drążysz ten temat? - westchnął blondyn.

- Nie rozmawiacie ze sobą od prawie trzech tygodni. Nie uważasz, że pora to zmienić?

- Nie - odparł chłopak.

- Jack, utrudniasz mi to - jęknęłam - Jesteście Magconem, jednością. A... Cameron zrobił coś głupiego, wszyscy się w tym zgadzamy. Czy ty nigdy nie zrobiłeś niczego głupiego, czego mogłeś potem żałować? - zapytałam, ale odpowiedziała mi cisza. Traktowałam ją jako odpowiedź twierdzącą. - No właśnie. Magcon podzielił się na dwie strony, a to nie jest dopuszczalne. Fani ogarnęli, że coś się stało. I ich to też martwi. Pogódź się z nim, on żałuje.

- Masz rację - powiedział po chwili Johnson.

- Pogadaj z nim na jakiś temat, żeby zrozumiał, że mu wybaczyłeś i zapomniałeś. Niech wszystko wróci do normy. To twój przyjaciel, mój z resztą też - dodałam.

- Okej, rozumiem - odpowiedział chłopak.

- Pamiętasz, że w środę jest odebranie nagród, prawda? - zapytałam, zmieniając temat.

- Jasne, że tak. Przecież to dla ciebie takie ważne. Jestem pewien, że wygrasz - mruknął, po czym zaczął całować mnie po twarzy.

- To trochę jak rozdanie nagród w MA - dodałam - Od dzieciństwa marzę, by tam być.

- Teraz twoje marzenie się spełni - uśmiechnął się Jack, a jego oczy zabłysnęły w ciemności. Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki zza ściany.

- Oni nie są normalni - stwierdziłam ze śmiechem.

- Nie - przytaknął blondyn - Może pójdziemy na spacer?

- Na spacer? - powtórzyłam - Teraz? Jest północ.

- Miłość jest szalona - oznajmił Jack, a nasze usta spotkały się w ciemności. Rozdzieliło nas głośne oraz natarczywe pukanie do drzwi.

- Kto to? - zapytałam zdziwiona, ale i przerażona.

- Co do cholery...? - jęknął Carter, przewracając się na drugi bok, w efekcie czego spadł z łóżka.

Mimowolnie zachichotałam. Ponieważ pukanie nie ustało, otworzyłam drzwi. Ujrzałam Madison. Jej czarne włosy były rozczochrane, a na oczach nie widniał makijaż, co było nietypowe. Ubrana była jedynie w koszulkę nocną przed kolana.

- Mads? Co się stało? - zapytałam, widząc ją przerażoną.

- Policja przyjechała. Zabrała Nasha, Matta i Taylora! - krzyknęła, a ja popatrzyłam na nią jak wariatkę. Nie żartowała.

- Chłopaki mieli rację. Będzie się działo... - mruknęłam zszokowana.

**********

WOW! Co się stało? Policja? Znowu nudny rozdział? Yh.... Nie wiem, ale ciągle mi takie wychodzą... Zmienię zawód.

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro