Rozdział 48
Taskałam walizkę przez schody o 5.30 rano. Starałam się to robić najciszej, lecz nie było to łatwe zadanie. Wpakowałam do niej mnóstwo tobołów. Mogłam poprosić o pomoc brata wczorajszego wieczora, ale mój kolor włosów dawał o sobie znać. W końcu mi się udało. Odetchnęłam głęboko. Weszłam do kuchni, a do małej torby podręcznej włożyłam butelkę wody oraz jabłko. Wypiłam gorącą kawę, po czym pozmywałam resztę naczyń. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a po kilku sekundach ich otwieranie.
- Hej, kochanie. Jesteś gotowa? - Usłyszałam za swoimi plecami.
- Tak, już - odpowiedziałam i odwróciłam się.
Jack opierał się o framugę i uśmiechał do mnie lekko. Ubrany był w biały T-shirt z dziurami, rozsuwaną, czarną bluzę oraz tego samego koloru spodnie. Miał wory pod oczami, a jego włosy były w całkowitym nieładzie.
- W takim razie się zbierajmy - mruknął, biorąc moją walizkę do ręki.
- Wyspałeś się? - zapytałam z lekkim chichotem, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Nie chciałam, żeby porwali mi brata i sprzedali jego nerkę.
- Daj spokój. Poszedłem późno spać - odparł ze znużeniem.
- A co robiłeś do tej pory? - zadałam następne pytanie, obserwując, jak mój chłopak zmagał się z walizką.
- Grałem w NBA - odpowiedział i otworzył mi drzwi do samochodu.
- Wiedziałam, że mnie nią zastąpisz. Ale cholerny Taylor mnie do tego namówił - powiedziałam - Cześć, chłopaki! - dodałam i pocałowałam Shawna, Taylora i Nasha w policzki.
- Cześć, Lili! - odparli chórkiem, a Grier odpalił samochód.
- Do czego cię namówiłem? - zapytał śpiącym głosem Caniff.
- Do NBA - odpowiedziałam i oparłam głowę o ramię blondyna.
- Właśnie, Jack, musimy się umówić i zagrać - oznajmił.
- Taa... - mruknął Johnson. Zerknęłam na niego kątem oka. Powoli usypiał.
- Jack wczoraj grał. Teraz są skutki - zaśmiałam się cicho, a wraz ze mną reszta.
- Wstać o takiej porze to nie lada sztuka - stwierdził Tay i ułożył się wygodniej - Śpijcie dobrze.
- I wzajemnie - przytaknął milczący do tej pory Shawn. Po kilku minutach w samochodzie słychać było miarowe oddechy.
- Chyba zostaliśmy sami - stwierdził Nash, patrząc na mnie w lusterku.
- Na to wygląda - przytaknęłam.
- Wiesz... Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił po chwili. Spojrzałam na niego zaskoczona oraz zaciekawiona.
- Słucham uważnie - powiedziałam.
- Johnson śpi, więc muszę skorzystać z okazji. Nie chcę, żeby o tym wiedział - dodał.
- Teraz to już naprawdę mnie zaciekawiłeś - uśmiechnęłam się.
- Gadałem z Cameronem - zaczął, a ja zmarszczyłam lekko brwi - Właściwie, to... Utrzymuję z nim stały kontakt już od około tygodnia. Dallas uświadomił sobie swój błąd. Nie powinnaś się już na niego złościć.
- Ja się nie złoszczę, już dawno mu wybaczyłam - odparłam - To Jack i reszta z nim jeszcze nie gadają. Mnie też się to nie podoba.
- Cam jest załamany.
- Pogadam z Johnsonem, żeby mu wybaczył - oznajmiłam z uśmiechem, a chłopak odetchnął.
- Nie chcę już żadnych kłótni w Magconie - powiedział.
- Ja też nie - przytaknęłam - Zajedźmy do McDonalda - dodałam, gdy zobaczyłam żółtą literę niedaleko.
- Też o tym pomyślałem - zaśmiał się. Nash podjechał do odpowiedniego okienka, po czym złożył zamówienie. Kilkanaście minut później zajadaliśmy frytki.
- Ty prowadź, a ja obejrzę najnowszy odcinek Pretty Little Liars - oznajmiłam - Ciągle nie wiem, czy Aria przyjęła oświadczyny od Ezry, czy też nie.
- Ile seriali oglądasz? - zapytał kierowca.
- Coś koło siedmiu. Teraz zaczęłam Teen Wolf - oznajmiłam, a Nash otworzył szerzej oczy. Pokręcił głową, ale nie skomentował tego. Wyjęłam z kieszeni telefon, oparłam się wygodniej o Jacka i zaczęłam oglądać.
*************
- Że też nam wymyśliłaś drugie piętro - prychnął Carter.
- Skąd miałam to wiedzieć? - zapytałam zirytowana.
- Trzeba było się zapytać - fuknął Matthew.
- W takim razie to wy rezerwujecie hotel następnym razem - oznajmiłam.
- Nie przesadzajcie, nie jest aż tak źle - stwierdziła Madison.
- Bo połowę swoich ubrań trzymasz w mojej walizce - powiedział Gilinsky, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
W końcu doszliśmy na samą górę. Na szczęście mieliśmy pokoje obok siebie. Jack otworzył drzwi i wszedł do środka pierwszy.
- O, nie! - krzyknął blondyn.
- Co się stało? - zapytał, wchodząc do środka.
- Tu są trzy łóżka! - powiedział smutny, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- No to separacja! - stwierdził ze śmiechem Carter, po czym rzucił się na jedno z łóżek.
Rozejrzałam się dookoła. Był to średniej wielkości pokój z beżowymi ścianami. Łóżka stały w rzędzie, a między nimi widniały małe szafki nocne. Wszystkie drewniane meble miały ciemnobrązową barwę, co idealnie pasowało. Na podłodze widniał podobnego koloru dywan.
- Całkiem tu przytulnie - stwierdziłam.
Zajrzałam do łazienki. Kafelki były białe. Lustro wisiało nad umywalką. Sedes stał obok, a kabina prysznicowa położona była w rogu. Na wieszakach wisiały jasne ręczniki. Wróciłam do pokoju, gdzie Reynolds oglądał telewizję, a Jack leżał na łóżku.
- Carter, przycisz to - zarządził blondyn - Muszę się jeszcze zdrzemnąć, bo w samochodzie się nie dało. Ktoś cały czas się śmiał - dodał, patrząc na mnie morderczym wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się słodko.
- To nie moja wina, że Nash jest takim zabawnym gościem. Poza tym ja też muszę się przespać - przytaknęłam, po czym położyłam się obok mojego chłopaka. Otulił mnie swoimi ramionami.
- Daję wam godzinę - powiedział po chwili Carter - A potem idziemy na plażę.
- Zapowiada się długi weekend... - mruknęłam z zamkniętymi oczami. Po chwili poczułam wargi blondyna na swoich.
- Zapowiada się niezła zabawa... - dodał.
****
Taki krótszy i może trochę nudny, ale no... Tak musiało być ;)
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro