Rozdział 44
- Wychodzę - oznajmił Chris, pojawiając się w salonie.
Odstawiłam puste pudełko po lodach, po czym spojrzałam na niego.
- A gdzie? - zapytałam.
- Coś mi stuka w samochodzie, więc jadę do mechanika. A potem na imprezę do Nicka - powiedział, a ja pokiwałam głową w zamyśleniu.
- Czyli nie wrócisz wcześnie? - zadałam następne pytanie.
- No, raczej nie zamierzam - odpowiedział lekko zdziwiony - A co?
- Nic, nic. Chciałam tylko zrobić obiad - skłamałam.
- Możesz za to zrobić śniadanie - parsknął śmiechem, a ja uśmiechnęłam się.
- Niech będzie. Idź i baw się dobrze - rzuciłam i weszłam do kuchni.
- Ty też, siostra! - krzyknął, a po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiami. Mimowolnie przewróciłam oczami. Kiedy usłyszałam silnik samochodu brata, wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do Jacka:
Zgarniaj Mads i Gilinskiego. Mam pomysł ;) Kocham mocno xoxo
Włączyłam laptopa. Kliknęłam ikonkę z nutką i usłyszałam głos mojego chłopaka. Przy okazji weszłam na kilka portali społecznościowych. Dostawałam mnóstwo komentarzy oraz prywatnych wiadomości. Niektórzy ludzie uwielbiali mnie, inny wręcz nienawidzili. Mimo wszystko miło się to czytało. Weszłam w moją skrzynkę pocztową i ze zdziwieniem odkryłam, iż dostałam wiadomość od jury konkursu literackiego, w którym wzięłam udział jakiś czas temu.
- Mamy przyjemność zaprosić panią na rozstrzygnięcie konkursu literackiego Życie w liceum, w którym pani wzięła udział. Prosimy o pani obecność w naszej siedzibie w Los Angeles dnia 9 listopada o godzinie 4.00 po południu. Pozdrawiamy, organizatorzy konkursu - czytałam na głos i nie wierzyłam własnym oczom. Nie każdy miał możliwość obecności na rozstrzygnięciu, tylko najlepsi. Zaczęłam piszczeć oraz krzyczeć jak mała dziewczynka. Startowałam w wielu konkursach, lecz ani razu nie dostałam odpowiedzi. Cieszyłam się niezmiernie. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Cała w skowronkach poszłam otworzyć. Ujrzałam Madison, Johnsona oraz Gilinskiego. Kogo innego się spodziewałam?
- Hej, wejdźcie - powiedziałam, otwierając drzwi szerzej. Przywitałam się ze wszystkimi buziakiem w policzek.
- Lili, po co nas tu ściągnęłaś? - zapytała Mads i usiadła na kanapie - Ja i Jack idziemy do fryzjera, a potem na plażę.
- Dobra, dobra, już - odparłam, wyciągając ręce w geście obronnym - Wiem, że ci się to nie spodoba, Mads, ale... Mam nadzieję, że jakoś to przetrwasz i nie obrazisz się na mnie - zaczęłam. Usiadłam na kolanach Johnsona.
- Teraz to mnie zaintrygowałaś. O co chodzi? - zadała kolejne pytanie, a ja wzięłam głębszy wdech.
- Mahogany wyrządziła nam wszystkim krzywdę, więc zemsta musi być od każdego z nas i powinna zniszczyć ją doszczętnie - uśmiechnęłam się mimowolnie - Lox jest po uszy zakochana w Gilinskym, więc miło by było, gdyby... Zakręcił się wokół niej, rozpalił w niej miłość, a potem... Zostawił całkowicie samą - dodałam, a wszyscy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Właściwie... To nie jest taki głupi pomysł - pierwszy odezwał się Johnson, popierając mnie.
- To szalone - stwierdziła czarnowłosa - Nie zgadzam się.
- Mads... - jęknęłam, spoglądając na jej chłopaka.
- Kochanie, pamiętasz, jak cierpiałaś przez nią? - zapytał - Pamiętasz, jak płakałaś przez całe noce do poduszki? Jak dzwoniłaś do mnie i płakałaś, a ja nie mogłem nic zrobić? Pamiętasz, jak wszyscy cię obrażali? Pamiętasz, jak Mahogany każdemu rozpowiadała kłamstwa na twój temat? Pamiętasz, jak z ciebie szydziła i śmiała się, kiedy ty cierpiałaś? Pamiętasz to?
- Myślisz, że mogłabym o tym zapomnieć? - zapytała drżącym głosem. Widziałam, jak starała się ukryć łzy. Mimowolnie złapałam Johnsona za rękę, a on ścisnął ją mocno.
- Nie uważasz, że przyszła najwyższa pora, by się zemścić? - spytał.
- Niech będzie - westchnęła po kilku minutach ciszy.
- Więc... Co mam robić? - zwrócił się do mnie Gilinsky.
- Pomyślałam, że najpierw moglibyście się pokłócić przy rudej. Żeby zobaczyła, jak wyglądają relacje między wami - stwierdziłam - Zrobić widowisko, żeby wszyscy to widzieli. Potem ja trochę powspieram ją, powiem, że ma duże szanse i inne takie głupoty. Ona zdobędzie pewność siebie, a przez ten czas G zacznie ją podrywać, umówicie się i... Wystawisz ją. Potem powiesz, że musiałeś jechać do studia, czy coś takiego. Będziecie razem i... - zacięłam się, a reszta patrzyła na mnie wyczekująco - Okej, nie wiem co dalej. Nie przemyślałam tego planu tak dokładnie.
- Myślę, że to da się zrobić - pokiwał głową farbowany blondyn.
- I tak nie jestem do końca przekonana - mruknęła Madison.
- Będziemy się spotykać po szkole, przecież mieszkamy razem - przypomniał jej chłopak.
- Tylko, proszę, nie całuj jej - powiedziała Beer.
- Jeśli to zrobisz, skończysz jak Cameron - dodałam trochę smutnym głosem.
- Przyrzekam - oznajmił Gilinsky, przykładając prawą dłoń do serca.
- A co z resztą planu? - zapytał Johnson.
- Jutro idę z Taylorem na zakupy, a w poniedziałek rozpoczynamy plan - odpowiedziałam.
- Jeśli to już koniec, to my lecimy. Jack musi coś zrobić z tymi włosami! - Wywróciła oczami Beer, a ja zachichotałam.
- J, trafisz do domu? - zapytał Jack, a mój chłopak pokiwał twierdząco głową. Para wyszła, a ja włączyłam telewizor.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka mściwa - powiedział Johnson, głaszcząc mnie po policzku.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - uśmiechnęłam się prowokująco.
- Pora to zmienić - stwierdził.
- W takim razie muszę ci coś powiedzieć - oznajmiłam, a blondyn spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Co takiego? - spytał, całując moją twarz.
- Zostałam zaproszona na rozstrzygnięcie konkursu literackiego! - pisnęłam szczęśliwa - Nigdy wcześniej, nie udało mi się zajść tak daleko!
- A na czym to polega?
- Jack, misiek, przecież ci o tym ostatnio mówiłam! - Przewróciłam oczami. - Wybierają najlepsze prace, autorów zapraszają do tej siedziby, a tam wyłaniają trzech zwycięzców oraz wyróżnienia.
- Gratulacje, kochanie - szepnął do mojego ucha.
- Pojedziesz tam ze mną? To dla mnie bardzo ważne - poprosiłam.
- Dla ciebie wszystko - odparł, a ja przytuliłam go z całej siły.
- Kocham cię - oznajmiłam.
- A ja kocham ciebie - odparł - Skoro jesteśmy przy konkursach, to... Niedługo rozgrywamy mecz. Musisz tam być.
- Nie wiem, czy znajdę czas... - stwierdziłam, udając zamyśloną.
- Udam, że tego nie słyszałem - powiedział.
- Oczywiście, że będę. Zależy ci na tym, prawda? - zapytałam.
- Zaraz po tobie, muzyce oraz Magconie, to jest jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu - przytaknął, po czym westchnął - Choć nawet nie wiem, czy zagram.
- Jak to? - spytałam zdziwiona, patrząc w oczy chłopaka.
- Jeśli zawalę ten test z biologii, będę miał zagrożenie, a wtedy wylecę z drużyny - oznajmił.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - podniosłam lekko głos.
- Nie chciałem cię martwić - rzekł - Chodzi o to, że... Naprawdę staram się czegoś nauczyć na tę nieszczęsną biologię, ale zaraz jak otworzę podręcznik, to... Oczy mi się same zamykają.
- Pouczymy się razem. Pomogę ci na teście, zaliczysz to - powiedziałam.
- Wątpię - mruknął.
- Chodź - powiedziałam, wstając. Wyciągnęłam rękę do blondyna, a on ujął ją lekko.
- Gdzie? - spytał zdziwiony.
- Pora poznać podstawy genetyki klasycznej - uśmiechnęłam się promiennie, a Johnson mimowolnie jęknął.
*****
Kocham poniedziałki! (Tylko w wakacje) Co myślicie o zemście? Przynajmniej jej kawałku ;)
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro