Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

- Idziemy na lunch? - zagadnęła mnie Madison, zjawiając się obok mnie ni stąd, ni zowąd.

- Właściwie, to umówiłam się z Johnsonem... - odpowiedziałam, kierując się w stronę szatni chłopców.

- Omawiacie kolejnego vine'a? - zapytała ze śmiechem.

- Daj spokój, nigdy więcej. Nie jestem dobra w te klocki... - mruknęłam, przypominając sobie o wczorajszym dniu.

- Było... Dosyć zabawnie - zachichotała, a ja spojrzałam na nią z mordem w oczach.

- Nie dla mnie takie rzeczy - odpowiedziałam.

- Masz już nauczkę na przyszłość, prawda? - zadała pytanie.

- Prawda - przytaknęłam, a Beer poszła na stołówkę. 

Ten cholerny raper wygrał zakład. Zjawiliśmy się w szkole trzy minuty przed dzwonkiem. Prosiłam Nasha, by się nie spieszył, ale on trzymał stronę Johnsona. Tylko Madison mi trochę pomogła. Już wczoraj udało nam się nagrać vine'a. Nie wyszło źle, ale nie zbyt mi się to podobało. Jack  potrafił zachowywać się naturalnie, ale nie ja. Już nie chciałam i nie zamierzałam tego więcej robić. To nie było przeznaczone dla mnie. Wolałam napisać jakąś książkę. Kolacja z rodzicami mojego ukochanego miała odbyć się w najbliższą sobotę. Trochę się stresowałam, bałam się, że mnie nie zaakceptują. Ale blondyn mówił, że to nieprawda, a tym samym rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Natomiast od poniedziałku Johnson nie wspominał  zemście na Lox, co mnie nawet ucieszyło. Chciałam po prostu zapomnieć o tej rudej zdzirze. Oparłam się o ścian obok męskiej szatni, tak jak umówiłam się z chłopakiem. Drzwi były lekko uchylone, a ja usłyszałam kłótnię dwóch osób. Nie chciałam podsłuchiwać, jednak chodziło o mojego Jacka.

- Stary, nie przesadzaj. Nic wielkiego się nie stało - powiedział wyluzowany głos należący do Camerona.

- Nic się nie stało?! Całowałeś moją dziewczynę! - odparł zdenerwowany Jack. Przybliżyłam się trochę do drzwi, by lepiej słyszeć. Kątem oka zobaczyłam chłopaków.

- I co z tego?! Ja nic nie poczułem, ona też nie! To nie ma znaczenia! - krzyknął Dallas.

- To ma znaczenie i to ogromne! Umówiliśmy się, że nie będziesz jej całował! Tylko dlatego się zgodziłem! - odparł blondyn.

- Stary, nie spodziewałem się, że ciotka o to poprosi! Ale co miałem zrobić?! To była tylko chwila, impuls! I nie trwało długo! - powiedział podniesionym głosem Cam.

- Chodzi o sam fakt, stary - odpowiedział Jack, przybliżając się do Dallasa.

- Przepraszam, stary. Nie róbmy z tego takiej afery, jakby nie wiadomo co się stało - rzekł brunet, a Johnson zdenerwował się jeszcze bardziej.

- Najpierw Madison, teraz Lili... - zaczął mój chłopak. Nagle poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Przerażona odwróciłam się, a przed sobą ujrzałam uśmiechniętego Matta.

- Co ty tu robisz? - zapytał, patrząc na mnie oraz lekko uchylone drzwi od szatni.

- Ym... Czekam na Jack, umówiliśmy się - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, lekko podgryzając wargę. Pominęłam fakt o podsłuchiwaniu.

- Wiesz... J musi załatwić jeszcze jedną sprawę, więc chodź. Muszę ci coś pokazać - oznajmił i pociągnął mnie w stronę korytarza. 

Niechętnie wlokłam nogami. W głowie ciągle miałam słowa Jacka. Madison? Co ona miała z tym wszystkim wspólnego? O co chodziło Johnsonowi? I nagle przypomniały mi się słowa Mahogany, które powiedziała mi jakiś czas temu. "Magcon ma wiele tajemnic". Na początku uznałam to za jakiś żart, ale teraz... Wszystko by się zgadzało. Zastanawiałam się, czy iść do Madison, czy raczej do Johnsona.

- Matt, gdzie idziemy? - zapytałam, widząc, że właśnie minęliśmy stołówkę.

- Wymyśliliśmy coś mega z chłopakami. Taylor miał się tym zająć i... Jest! - krzyknął i zatrzymał się. 

Patrzył z uśmiechem na ścianę, więc i ja podążyłam za jego spojrzeniem. Na ścianie widniał średniej wielkości plakat. Przedstawiał on Mahogany Lox. Miała kwaśną minę, przez co wyglądała okropnie. Czarny, rozmazany makijaż widniał na jej dużych oczach. Pod zdjęciem był napis, który głosił: "Poszukiwana dwulicowa suka, oskarżona o zdradę oraz zdzirowatość".

- Co to jest? - zapytałam zdziwiona.

- Jack wygrał zakład, więc rozpoczynamy zemstę na rudej - odparł - Co o tym myślisz?

- Matt, ale... - zaczęłam, zastanawiając się co powiedzieć.

- Nie myśl, że pozwolę jej tak po prostu bezkarnie chodzić po tej szkole. Ja i chłopaki nie zamierzamy zostawić na niej suchej nitki - oznajmił, obejmując mnie ramieniem. Westchnęłam mimowolnie.

- Podobno miłość wszystko wybacza - powiedziałam cicho.

- Aj, Lili. Zostaw to nam - dodał.

- Niech będzie. Chodźmy coś zjeść - odpowiedziałam i skierowaliśmy się na stołówkę. Przy naszym stoliku ujrzałam już Johnsona. Usiadłam obok mnie, przy okazji całując w policzek.

- Hej, gdzie byłaś? - zapytał z zaciekawieniem.

- Mmm, dzisiaj frytki. Świetnie. Matt pokazał mi, co zrobiliście - odpowiedziałam niechętnie, po czym włożyłam frytkę do ust. Rozejrzałam się dookoła, jednak nigdzie nie zauważyłam Dallasa.

- Mamy nowego nauczyciela chemii! - krzyknął zdyszany Nash, pojawiając się obok nas nagle.

- Skąd to wiesz? - zapytałam, dzieląc się jedzeniem z moim blondynem.

- Widziałem go. Stary dziad z walizką. Mówił coś, że ma dla nas przygotowane testy - oznajmił, a my wszyscy jęknęliśmy.

- Czyli z dzisiejszego kina nici - szepnęłam Jackowi do ucha.

- Lili, będę od ciebie ściągał! - zapowiedział Espinosa.

- Z pewnością - mruknęłam, mimowolnie przewracając oczami. Wszyscy zaśmiali się. Wzięłam Johnsona za rękę, na której ujrzałam zaczerwienione kostki. Spojrzałam pytająco na niego.

- Wypadek na treningu - wyjaśnił krótko oraz lekceważąco.

- Gołąbki, idziecie na biologię? - zapytał Taylor.

- Tak, już - mruknęłam. 

W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, lecz nie spieszyliśmy się. Nasza nauczycielka nigdy się nie spieszyła. W oddali ujrzałam burzę rudych loków i moje serce od razu zaczęło szybciej bić. Szła szybkim krokiem, a jej wyraz twarzy wskazywał na wściekłość. W dłoni trzymała zgiętą kartkę papieru. Po kilku sekundach zauważyłam plakat, który wcześniej pokazał mi Matthew. Mahogany patrzyła się na mnie morderczym wzrokiem. Za nią szły Olivia oraz Rose. Wyglądem przypominały mi ochroniarzy Lox, co mnie zirytowało, ale i rozśmieszyło.

- Czy wy też widzicie tę poszukiwaną sukę? - zapytał Caniff, kiedy dziewczyny podeszły do nas.

- A na tym plakacie był jakiś numer, żeby się skontaktować? - zapytałam, a chłopaki mimowolnie parsknęli śmiechem.

- Kto to zrobił?! - wysyczała przez zęby Lox, po czym rzuciła w nas zwiniętą kulką papieru.

- A niby skąd mamy to wiedzieć? - zapytał Jack.

- Chcesz się zemścić, prawda? - zadała pytanie, patrząc się na mnie - Za to, co ci zrobiłam!

- Było, minęło - odparłam, wzruszając ramionami.

- To nie znaczy, że możesz mnie obrażać! - wrzasnęła i rzuciła się na mnie. Krzyknęłam zaskoczona. Nie udało mi się zachować równowagi i upadłam na podłogę. W ostatniej chwili poczułam długie paznokcie Lox na mojej twarzy. Przed moimi oczami zapanowała ciemność, a w głowie narodził się niewyobrażalny ból...

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ:

PATRYCJASy

MrsMellark-Everdeen

PaulinaOgrodowska

hellodallas

Teczowaaaaa

Dziękuję, że wiernie czytacie!

**************

No to się porobiło...

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro