Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36


Mój telefon przez cały czas wydawał z siebie krótkie dźwięki. Starałam się to ignorować z powodu bolącej głowy. Zapewne był to skutek wczorajszego picia z Madison. Kiedy jednak usłyszałam moją ulubioną piosenkę Jacków, mimowolnie uśmiechnęłam się. Niechętnie otworzyłam oczy i zaczęłam szukać komórki.

- Halo? - jęknęłam cicho do telefonu.

- Hej, kochanie! - Usłyszałam głos Johnsona.

- Proszę, ciszej. Zaraz mi głowa pęknie - odparłam.

- Piłaś? - zapytał.

- Tylko troszeczkę z Mads - skłamałam.  

Obok mnie na kanapie leżała czarnowłosa i cicho chrapała. Na niedużym stoliku leżały puste butelki po piwie oraz opakowania po słodyczach.

- Z pewnością - zaśmiał się - A co teraz robisz?

- Zanim zadzwoniłeś, próbowałam spać, ale telefon nie daje mi spokoju. Nie wiem czemu - powiedziałam, po czym skierowałam się do kuchni i zaczęłam robić dzbanek kawy.

- Myślę, że to moja wina - oznajmił.

- Twoja? Czemu? - zapytałam lekko zdziwiona. Napiłam się wody i od razu poczułam się lepiej.

- Wczoraj był koncert i opowiadałem trochę o tobie. Zapewne fanki cię znalazły - odparł. Zerknęłam na zegarek.

- Cholera! - krzyknęłam.

- Co się stało? - zapyta chłopak.

- Jest już 11.00, a o 5.00 idę na tę kolację do Dallasa. A jeszcze muszę wrócić do domu - jęknęłam przeciągle - A tak poza tym, to twoja kanapa jest bardzo wygodna. Chociaż ciężko było usnąć bez ciebie.

- Mogłaś się przytulić do Madison - zaśmiał się Jack, a ja upiłam kolejny łyk gorącej kawy.

- Przecież tak robiłam! - krzyknęłam, a w tym samym momencie ujrzałam dziewczynę w kuchni. Ze zmrużonymi oczami oraz złym wyglądem nalała do kubka brązowej substancji, po czym usiadła obok mnie. - O wilku mowa... Okej, Jack, muszę lecieć.

- Baw się dobrze, ale nie za dobrze z Cameronem. Kocham cię - rzucił.

- Ja ciebie też - odparłam z uśmiechem i rozłączyłam się.

- Głowa mi pęka... - mruknęła dziewczyna, a ja zachichotałam cicho. Do kubka dziewczyny wrzuciłam tabletkę.

- Ja się już muszę zbierać, dzisiaj ta kolacja u Dallasów... Dasz radę sama? - zapytałam dziewczyny.

- Ta... Będę leżała na kanapie i oglądała jakieś filmy, bo nie nadaję się do niczego innego - odpowiedziała znużonym głosem. 

Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym weszłam do salonu. Puste opakowania wyrzuciłam do śmieci, a naczynia pozmywałam. W międzyczasie plotkowałam z Beer. Po posprzątaniu pożegnałam się z dziewczyną buziakiem w policzek, po czym opuściłam dom. W oddali zobaczyłam dziennikarza, który robił mi zdjęcie. Mimowolnie zirytowałam się i szybkim krokiem skierowałam się na przystanek autobusowy. Na szczęście mężczyzna ciągle fotografował dom chłopaków, a mi dał spokój.

Po kilkunastu minutach weszłam do mojego domu. W środku panował okropny smród.

- Coś tu zdechło? - zapytałam retorycznie. 

Otworzyłam wszystkie okna, by ów nieprzyjemny zapach wyleciał. Wydawał mi się być znajomy. Jakby... Alkohol połączony z... Czymś dziwnym. W salonie panował okropny bałagan, podobnie jak w całym domu.

 - Chris! - krzyknęłam, lecz odpowiedziała mi tylko cisza. 

Zapewne brat jeszcze spał, bo wrócił z jakiejś imprezy nad ranem. Albo... Zrobił imprezę tutaj. To by się zgadzało, patrząc na syf oraz kilka butelek po alkoholu. Postanowiłam to jednak zignorować. Moje relacje z Christopherem polepszyły się w ostatnim czasie, więc nie tego chciałam psuć. Nawet zaczął dogadywać się z Johnsonem, z czego cieszyłam się niezmiernie. Włączyłam muzykę i zaczęłam sprzątać.

Czas minął mi dosyć szybko. Kiedy skończyłam robić porządki, na zegarze w kuchni wybiła 2.00. Miałam jeszcze trzy godziny do tej głupiej, uroczystej kolacji, na którą nie chciałam iść. Postanowiłam zrobić jakiś obiad, jak wypadało na normalną rodzinę. Otworzyłam lodówkę i stanęłam jak wryta. Było tam pusto, nie licząc jogurtu, który był przeterminowany oraz uschniętego liścia sałaty. Westchnęłam głośno.

- Christopher! - wrzasnęłam na cały dom. 

Byłam pewna, że i sąsiedzi mnie słyszeli. Po kilku minutach nikogo jednak nie ujrzałam mojego brata. Weszłam do górę, po czym uchyliłam drzwi do jego pokoju. Zebrało mnie na wymioty. W środku panowały egipskie ciemności oraz smród, jakby coś naprawdę straciło tam życie. Zacisnęłam palce na nosie i zaczęłam przebiegać przez stosy brudnych ubrań. Nagle potknęłam się o buta i runęłam jak długo prosto w strój do piłki nożnej brata.

- Chris! - wrzasnęłam wściekła, starając się złapać oddech. Jak najszybciej wstałam i odsunęłam żaluzje. Otworzyłam okno na oścież, po czym zaczęłam łapać powietrze. Na chodniku stała nasza sąsiadka, która patrzyła się na mnie dziwnie. Pomachałam jej.

- Co do cholery się tu dzieje? - mruknął chłopak, zerkając na mnie.

- Chris, od jak dawna leżą tu te ubrania? - zapytałam, odwracając się do brata.

- Hm... Ostatnio zakładałem je... Jak byliśmy u Caroline - odpowiedział po chwili namysłu, a ja otworzyłam szerzej oczy.

- Jedź i zrób zakupy, a ja tu posprzątam, okej? - zapytałam, a Chris jęknął. Popatrzyłam na niego spod byka. Brunet podniósł ręce w geście obronnym i ruszył do garderoby. Po chwili wyszedł ubrany, wziął kluczyki i zszedł na dół.

- Będę za pół godziny! - krzyknął, a po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiami. 

Wyciągnęłam gumowe rękawice z kuchni i zaczęłam pakować ubrania brata do pralki. Posprzątałam w jego pokoju, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic i zaczęłam szykować się na kolację. W międzyczasie zrobiłam szybki, banalny obiad.

*************

- Znamy się od miesiąca, tak? - zapytałam kolejny raz.

- Tak, wyluzuj - zaśmiał się Cameron.

- Mam nadzieję, że jestem dobrą aktorką - powiedziałam zestresowana.

- Sierra i mama wiedzą, że jesteś dziewczyną Jacka, ale ciotka nie ma o tym pojęcia - oznajmił - Ciotka będzie cię pytała o różne, prywatne rzeczy. Dasz radę - zapewnił mnie.

- Mam nadzieję - powiedziałam, a w tym samym momencie chłopak zatrzymał się przed swoim domem.

- Pora zacząć przedstawienie - rzekł Cam z uśmiechem, po czym złapał mnie za rękę. Weszliśmy do domu, po czym skierowaliśmy się do jadalni. Ujrzałam tam trzy kobiety.

- Cześć wszystkim! - przywitał się chłopak - Ciociu, poznaj Lili, moją dziewczynę. Lili, poznaj ciocię Evę.

- Miło mi panią poznać - powiedziałam cicho, a kobieta podeszła do mnie.

 Ucałowała trzy razy powietrze obok moich policzków. Miała na twarzy dużo makijażu, który nieskutecznie ukrywał jej zmarszczki. Włosy ciemnej barwy ułożone były w eleganckiego koka. Sukienka kobiety uwydatniała jej fałdki na brzuchu.

- Mam nadzieję, że jesteś odpowiednią partią dla Camerona - odpowiedziała surowym głosem, a ja przełknęłam ślinę.

- Przyniosę żeberka - oznajmiła mama Camerona i zniknęła. Siedziałam przerażona, a Sierra wysyła mi co chwilę rozbawione spojrzenia.

- Sierra, a gdzie twój chłopak? - zapytała pani Eva.

- Ach, ciociu! - Machnęła ręką dziewczyna. - Przecież ciocia dobrze wie, że nie mam na razie chłopaka. Skupiam się na karierze.

- Kariera modelki - prychnęła kobieta, a dziewczyna mimowolnie przewróciła oczami - A ty, Liliano, co masz zamiar robić po ukończeniu szkoły? - zapytała, świdrując mnie wzrokiem.

- Zamierzam iść na studia literackie albo od razu napisać jakąś książkę - odparłam z lekkim uśmiechem. 

W tym samym momencie pojawiła się pani Dallas z gorącym posiłkiem. Zaczęła nakładać każdemu na talerze obiad.

- Książki? Ale się dopasowaliście - ponownie prychnęła jasnowłosa, co mnie lekko zirytowało. Ukradkiem spojrzałam na Camerona, a jego oczy patrzyły na mnie przepraszająco.

- Ja też uważam, że jest to para idealna - zachichotała Sierra, a my wysłaliśmy jej mordercze spojrzenia.

- A co robią twoi rodzice? - wypytywała dalej kobieta. Po usłyszeniu tego pytania moja ręka stanęła w bezruchu w drodze do moich ust. Wargi zaczęły mi drżeć. Dallas szybko złapał mnie za rękę.

- Ciociu, mówiłem... - zaczął ostro.

- Odpowiedz, Liliano - przerwała, patrząc na mnie prowokująco. Byłam pewna, że znała prawdę bądź się jej domyślała. Widziałam to w jej oczach. Odłożyłam widelec, po czym odchrząknęłam cicho.

- Obecnie moi rodzice odpoczywają w grobie - odpowiedziałam.

- Och! Tak mi przykro! - krzyknęła sztucznym głosem. Postanowiłam zwinąć się z tej kolacji zaraz po skończeniu posiłku. Odliczałam minuty, zamierzałam wyjść po trzydziestej.

- Smakuje ci, Lili? - zapytała, zmieniając temat Gina.

- Pyszne. Muszę wziąć od pani przepis - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

- Od jak dawna jesteście razem? - zadała kolejne pytanie kobieta.

- Od miesiąca - odpowiedział chłopak.

- To krótko - odpowiedziała.

Eva, ciocia Camerona zadała mi jeszcze kilkanaście takich pytań. Miałam już tego dosyć, starałam się jednak nie dać po sobie tego poznać. Odpowiadałam grzecznie oraz kulturalnie, chociaż w środku aż się we mnie gotowało. Wydawało mi się, że kobieta wierzyła w nasze kłamstwa.

- Miło było, ale muszę się już zbierać - oznajmiłam, wstając od stołu. Wybiła równo 6.00, więc byłam szczęśliwa, że udało mi się wytrzymać aż godzinę.

- Jesteście taką ładną parą - powiedziała kobieta, a ja nie wierzyłam własnym uszom - Może buziak na pożegnanie? - zapytała kobieta, patrząc na nas. Już miałam odmówić, kiedy usta Camerona Dallasa wpiły się w moje...

***********

Wróciłam z wakacji z nowymi pomysłami!

~~Zmierzchu :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro