Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3



Piątek. Ulubiony dzień w tygodniu. Wstałam z uśmiechem na twarzy. Nucąc znaną piosenkę, skierowałam się do łazienki. Dokładnie umyłam zęby, po czym przemyłam twarz tonikiem. Związałam włosy w niedbałego koka i weszłam do garderoby. Za oknem świeciło słońce, więc założyłam krótką, rozkloszowaną spódniczkę oraz luźny T-shirt. Usiadłam przed toaletką. Przejrzałam się dokładnie w lustrze. Były dni, w którym wyglądam okropnie. Ale dzisiaj... Był jeden z lepszych dni i mogłam powiedzieć, że mój wygląd zadziwił mnie samą. Zrobiłam szybko makijaż i zeszłam na dół w podskokach. Christopher siedział w salonie i jadł śniadanie. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, a i ja nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nagle usłyszałam mój telefon. Włożyłam ostatni kawałek kanapki do ust i wyjęłam urządzenie.

Będziemy za 10 minut. Poznasz Nasha 

Matthew. Uśmiechnęłam się do siebie. Dopiłam sok pomarańczowy i skierowałam się na korytarz. Otworzyłam szafę i... Zaczęłam się zastanawiać. Które buty byłyby idealne? Baleriny raczej nie. A może... Szpilki? W szkole? Nie... Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam uśmiechnięte Matta.

- Gotowa? – zapytał.

- Nie – odparłam ze smutkiem – Nie wiem jakie buty, mam wybrać. Wejdź.

- Załóż trampki – oznajmił, wskazując na białe buty.

- Oszalałeś?! Przecież nie będą pasowały do spódnicy! Dobra, wezmę te baleriny – rzuciłam, po czym przewróciłam oczami.

- Powiedziałem ci wczoraj coś na ten temat – usłyszałam nagle. Pisnęłam przestraszona i szybko podniosłam się. Zrobiłam mały, ledwo widoczny krok w stronę Espinosy.

- Ja tobie też – rzuciłam, starając się o twardy ton. Choć w głębi duszy byłam przestraszona.

- Policzymy się później. Sami – odparł Christopher, mierząc wzrokiem Matta. Przełknęłam ślinę. Szybko wzięłam torbę i wyciągnęłam chłopaka z domu.

- Wszystko okej? – zapytał, zaraz po tym, jak trzasnęłam drzwiami.

- Tak – powiedziałam cicho. Matthew zatrzymał się i mnie przytulił. Zacisnęłam mocno powieki.

- Chodźmy, bo się chłopaki niecierpliwą – zaśmiał się nagle. Podeszliśmy do srebrnego samochodu i weszliśmy do środka.

- Więc ty jesteś tą słynną i piękną Lili? – zapytał chłopak, zaraz, gdy weszliśmy. Spojrzałam na niego. Miał dłuższe włosy niż pozostali i niebieskie, hipnotyzujące oczy. Uśmiechał się do mnie szeroko.

- Najwyraźniej – odpowiedziałam.

- Nash jestem – powiedział.

- A ja Lili, ale to już wiesz – zaśmiałam się. Za kierownicą znowu siedział Cameron. – A gdzie jest Shawn?

- Pojechał z Jackami i Carterem. I z Taylorem. Poznasz ich niedługo – odparł Dallas – Dzisiaj aktualne?

- Tak – przytaknęłam.

- Szczerze mówiąc, to nie jestem najlepszy z chemii, więc... Liczę, że odwalicie za mną całą robotę - oznajmił Espinosa.

- Ja też nie jestem dobry z chemii – zaprzeczył Cameron.

- A mnie chemia nudzi – zaśmiałam się – Ale znam się na niej – dodałam, a chłopcy odetchnęli z ulgą.

- Zazdroszczę wam. Ja jestem w grupie z Jackami. A oni ciągle śpiewają – westchnął Nash.

- Więc zaliczycie projekt śpiewająco – powiedziałam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po kilku minutach znaleźliśmy się na parkingu.

- Stop! Czekajcie! –krzyknął nagle Matthew i stanął w miejscu. Ostrożnie wysiadłam z samochodu, po czym spojrzałam na chłopaka, jak na wariata. Nash tylko pokręcił głową ze śmiechem. Espinosa wydawał się zamyślony. Zmarszczył brwi i szybko żuł gumę.

- Znowu? – jęknął Dallas i przyciągnął mnie do siebie. Nagle blondyn się wybudził.

- Wy wracacie po sześciu lekcjach? – zapytał, a my przytaknęliśmy.

- A ty dołączasz do nas po siedmiu. Nie myśl, że zrobimy to sami – dodał zirytowany Dallas.

- W takim razie jak ja wrócę? – zapytał z przerażeniem Matt, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam na Cama. Nie byłam jedyna.

- Na piechotę. Albo autobusem. – Wzruszył ramionami brunet.

- Ej, a ja?! - krzyknął Nash.

- Wrócicie z chłopakami – oznajmił Dallas.

- Racja – odetchnęli z ulgą.

-Ej, ale my się nie zmieścimy! – krzyknął nagle Espinosa. Westchnęłam głośno.

- Dacie radę – powiedziałam pokrzepiająco, a oni jęknęli.

- Może usiądziesz z nami na lunchu? – zaproponował brunet, który mnie obejmował. Weszliśmy do szkoły, a ja przypomniałam sobie o Mahogany.

- Nie, dzięki. Umówiłam się z przyjaciółkami – odpowiedziałam, a w tym samym momencie usłyszałam moje imię. Zobaczyłam burzę rudych loków.

-Hej! Gdzie ty się podziewałaś?! – zapytała Lox, przytulając mnie – Tylko nie mów, że zadajesz się z tymi idiotami.

- To może ja nie będę nic mówiła – zaśmiałam się.

- Ciebie też miło widzieć, Mah – westchnął Cameron.

- Zabraliście mi przyjaciółkę! – powiedziała z udawanym oburzeniem.

- Takie życie. W ramach przeprosin nagrasz z nami vine'a, dobra? – zapytał z mściwym uśmieszkiem Nash.

- Nigdy więcej nie nagram z wami vine'a. Weźcie sobie Lili – odparła, po czym wzięła mnie za rękę i zaprowadziła pod salę matematyczna. Stały tam już dziewczyny.

- Hej Lili – powiedziały chórkiem.

- Hej – przywitałam się z uśmiechem.

- Wiecie, gdzie znalazłam Lili? Nie wiecie! No to ja wam powiem! Znalazłam Lili razem z Cameronem, Mattem i Nashem! - Powiedziała Lox.

- Masakra! – krzyknęły, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

- Są fajni – stwierdziłam.

- Teraz nie. Jestem na nich obrażona, bo ostatnio ze mnie zażartowali w vinie – odpowiedziała Mah, a ja wszystko zrozumiałam.

- W takim razie ja będę się z nimi przyjaźnić, a ty nie – oznajmiłam ze śmiechem.

- Ile ci jeszcze czasu zostało? –zapytała Olivia.

- Do czego? – zadałam pytanie zdezorientowana.

- Mahogany jest na nich obrażona od tygodnia. Więc jak długo masz zamiar być na nich obrażona?

- Do zemsty – uśmiechnęła się złowieszczo Lox – A na nią mam już plan.

- Zaczynam się ciebie bać – powiedziałam, udając przerażoną. W ciągu jednego dnia zdążyłam zorientować się, że Mahogany potrafiła posunąć się do okropnych rzeczy. A wnioskując jej minę, wiedziałam, że to będzie mocne.

- Słuchajcie mnie uważnie. Prawdopodobnie będę potrzebowała waszej pomocy – oznajmiła, a my podeszłyśmy blisko siebie i zaczęłyśmy słuchać – Dzisiaj usiądziesz z chłopakami na lunchu, Lilli. Pasuje?

- Może być – odpowiedziałam zdezorientowana.

- Po każdym treningu chłopaki biorą prysznic. Dziwnym trafem trening mają dzisiaj, zaraz przed długą przerwą. I dziwnym trafem, mają go razem. Całą dziewiątką...

- Ale przecież Johnson, Aaron i Carter nic ci nie zrobili. Nawet ich wtedy nie było – przerwała Rose.

- Dla zasady. Są Magconem, jednością, więc każdy będzie cierpiał – odpowiedziała Mahogany, a ja przeraziłam się jeszcze bardziej. 

A potem dokładnie wsłuchiwałam się w plan zemsty Lox i nie wierzyłam w to. W międzyczasie zadzwonił dzwonek, więc wszystkie rozeszłyśmy się na lekcje. Akurat miałam geografię. Na moje szczęście, w klasie spotkałam Matthew. Dosiadłam się do niego i rozmawialiśmy, nie zwracając uwagi na zdenerwowaną nauczycielkę. Kiedy patrzyłam na niego... Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Zemsta Mahogany była ostra. Zapamiętają ją raz na zawsze. W końcu z Mahogany Lox się nie zadziera, prawda? Dobrze, że była moją przyjaciółką.

Ach, ta Mahogany! Wymyśliła coś bardzo, bardzo mocnego. Dowiecie się tego już jutro! (Chyba) ;)

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro