Rozdział 17
Z dedykacją dla mojej kochanej parabatai - Patrycji Siódmak.
Dziękuję, że jesteś :*
- Proszę! - jęknęłam.
- Lili, źle się czuję - odpowiedziała Caroline.
Leżała na kanapie przed telewizorem. Na brzuchu trzymała miskę chipsów, a ja nie mogłam jej wyciągnąć do klubu. Miałam straszną ochotę się zabawić w moją ukochaną kuzynką, lecz ciąża akurat w tym momencie jej nie służyła.
- Zawsze dobrze kłamałaś. Nie wierzę ci - powiedziałam i usiadłam na fotelu. Założyłam ręce na piersi.
- Lili, nie zrozumiesz tego. Jestem w ciąży, tak ci tylko przypominam - odparła, patrząc na mnie ze śmiechem.
- Ale ja chcę iść na imprezę! - jęknęłam kolejny już raz.
- Weź Chrisa - zaproponowała.
- Jeśli z nim pójdę, to wrócę nad ranem. Dobrze o tym wiesz! - Spojrzałam na nią z mordem w oczach.
- Dobra. Weź Huntera - westchnęła, a ja pisnęłam jak mała dziewczynka. Za dużo czasu spędzonego w towarzystwie Caroline.
- Hunter! - wrzasnęłam na cały dom. Po kilku minutach dostrzegłam owego chłopaka.
- Co tam? - zapytał.
- Idziesz ze mną na imprezę! - oznajmiłam z radością.
- O nie, nie, nie, nie. Dzisiaj jest mecz - powiedział i usiadł obok swojej narzeczonej. Mina mi zrzedła.
- W takim razie idę sama! - krzyknęłam po chwili namysłu. Nie miałam zamiaru być uzależniona od nich. Nie, nie, nie, nie.
- Tylko nie wróć za późno - ostrzegła mnie brunetka.
- Jasne, jasne - rzuciłam szybko i pobiegłam do swojego pokoju.
Trzasnęłam drzwiami, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi. Miałam mało czasu, gdyż wybiła już 8.00. W szafie znalazłam starą, luźną, krótką sukienkę. Po przymierzeniu jej zrobiła się obcisła, czyli idealna. Założyłam czerwone szpilki i usiadłam przed toaletką. Usta pomalowałam krwistoczerwoną szminką, a oczy dokładnie pomalowałam. Włosy związałam w koka. Schowałam telefon oraz kilka banknotów do stanika. Stary nawyk. Zeszłam po schodach, trzymając się poręczy.
- Wow, szwagierko na niby, co ci się stało? - zapytał Hunter, szczerząc się. Leżał na kanapie i przytulał do siebie Caroline. Jak na zawołanie dziewczyna odwróciła się i wytrzeszczyła oczy.
- Wyglądasz... Świetnie. Czemu nigdy wcześniej się tak nie ubrałaś? - zapytała z wyrzutem.
- Mówiłam już. Lepszy początek. Poza tym nie chciałaś iść ze mną na imprezę - szepnęłam głośno, po czym puściłam oczko do dziewczyny.
- Teraz żałuję - odszepnęła.
- Piłaś? - zapytał ze śmiechem Hunter.
- Jeszcze nie - odpowiedziałam, kładąc nacisk na pierwsze słowo. Nagle usłyszałam wolne kroki po schodach.
- Leć, jak Chris cię taką zobaczy, to zabije - rzuciła dziewczyna, a ja przytaknęłam.
Wzięłam letnią kurtkę z wieszaka i wybiegłam z domu. Najbliższy klub znajdował się dwie przecznice stąd, więc zdecydowałam przejść się. Idę na ślub. W dodatku z chłopakiem, na którego widok serce szybciej mi biło i czułam motylki w brzuchu. Jak to możliwe? Na początku byliśmy przyjaciółmi. Ale już pierwszego dnia, w którym go zobaczyłam... Czułam to. Tylko nie byłam w stanie tego zidentyfikować. Choć on... Zawsze wydawał się zainteresowany mną. Ale... Czy powinnam? Chris by się wkurzył. Lecz... To moje życie, ja powinnam o nim decydować, prawda? Chociaż... Chris to mój brat, jedyny członek najbliższej rodziny. Rodziców straciłam z powodu chłopaka. Gdybym wtedy z nimi pojechała... Nie żyłabym. I nie miałabym takich dylematów. Miałam całkowity bałagan w głowie. Wiedziałam jednak, że kiedy tylko zobaczę pewnego chłopaka, większość się sama posprząta. Czując wibrację w staniku, podskoczyłam zaskoczona. Po kilku sekundach jednak skarciłam się w myślach. Wyjęłam telefon i odebrałam z wahaniem.
- Halo?
- Hej, Lili. - Usłyszałam znajomy głos, a moja mimika twarzy momentalnie się zmieniła.
- Hej, Cam. Co tam? - zapytałam.
- Tęsknimy za tobą - oznajmił smutnym głosem.
- Ja też za wami tęsknię. Ale spotkamy się za tydzień - pocieszyłam go.
- Jesteś w Malibu, prawda? Co tym tam robisz? - zadał pytanie.
- Przyjechałam do rodziny. Ale wracam w poniedziałek - powtórzyłam.
- Dopiero w poniedziałek?! - krzyknął.
- Żartowałam - zachichotałam, kłamiąc.
- Co za ulga - odetchnął Cameron.
- Tak naprawdę... - zaczęłam, przygotowując się na kłamstwo - Wracam za dwa tygodnie.
- Co?! - wrzasnął jeszcze głośniej. Jęknęłam. Cudem był fakt, iż nie straciłam słuchu.
- Dacie radę beze mnie - zapewniłam go - A teraz kończę, jestem przed klubem - dodałam i szybko wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Słyszałam jeszcze głos bruneta, ale nic nie zrozumiałam. Schowałam telefon w poprzednie miejsce i weszłam do klubu. Na szczęście nie było żadnego ochroniarza. Od razu poczułam zapach alkoholu wymieszanego z potem. Podeszłam do baru i zamówiłam piwo. Barman mnie znał, więc miałam naprawdę ogromne szczęście. Po chwili dostałam upragniony napój i wypiłam go duszkiem. Bardzo szybko poczułam się lepiej. Weszłam na parkiet i zaczęłam tańczyć do szybkiej piosenki, którą skądś kojarzyłam. Niedługo potem poczułam czyjeś ręce na moich biodrach oraz oddech na szyi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Hej, śliczna. - Usłyszałam tuż obok mojego ucha.
- Hej, przystojniaku - odpowiedziałam, odwracając się do niego. Chłopak był naprawdę przystojny. Miał czekoladowe oczy oraz tego samego koloru włosy. Jego uśmiech potrafił powalić na kolana wiele dziewczyn, w tym mnie. Był młody. Dałabym mu maksymalnie 20 lat.
- Jak masz na imię? - zapytał.
- Lili, a ty?
- Jacob, ale mów mi Jake - odpowiedział, przysuwając swoją twarz do mojej.
- Ładne imię - mruknęłam wpatrzona w oczy chłopaka.
- Będziesz je krzyczeć całą noc - szepnął mi do ucha, przy okazji podgryzając płatek.
Pora się zabawić...
******
Przepraszam, że taki krótki. Ale musiało się skończyć w tym momencie ;) Tęsknię za chłopakami...
~~Zmierzchu :* <5
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro