Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17


Z dedykacją dla mojej kochanej parabatai - Patrycji Siódmak.
 Dziękuję, że jesteś :*


- Proszę! - jęknęłam.

- Lili, źle się czuję - odpowiedziała Caroline. 

Leżała na kanapie przed telewizorem. Na brzuchu trzymała miskę chipsów, a ja nie mogłam jej wyciągnąć do klubu. Miałam straszną ochotę się zabawić w moją ukochaną kuzynką, lecz ciąża akurat w tym momencie jej nie służyła.

- Zawsze dobrze kłamałaś. Nie wierzę ci - powiedziałam i usiadłam na fotelu. Założyłam ręce na piersi.

- Lili, nie zrozumiesz tego. Jestem w ciąży, tak ci tylko przypominam - odparła, patrząc na mnie ze śmiechem.

- Ale ja chcę iść na imprezę! - jęknęłam kolejny już raz.

- Weź Chrisa - zaproponowała.

- Jeśli z nim pójdę, to wrócę nad ranem. Dobrze o tym wiesz! - Spojrzałam na nią z mordem w oczach.

- Dobra. Weź Huntera - westchnęła, a ja pisnęłam jak mała dziewczynka. Za dużo czasu spędzonego w towarzystwie Caroline.

- Hunter! - wrzasnęłam na cały dom. Po kilku minutach dostrzegłam owego chłopaka.

- Co tam? - zapytał.

- Idziesz ze mną na imprezę! - oznajmiłam z radością.

- O nie, nie, nie, nie. Dzisiaj jest mecz - powiedział i usiadł obok swojej narzeczonej. Mina mi zrzedła.

- W takim razie idę sama! - krzyknęłam po chwili namysłu. Nie miałam zamiaru być uzależniona od nich. Nie, nie, nie, nie.

- Tylko nie wróć za późno - ostrzegła mnie brunetka.

- Jasne, jasne - rzuciłam szybko i pobiegłam do swojego pokoju. 

Trzasnęłam drzwiami, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi. Miałam mało czasu, gdyż wybiła już 8.00. W szafie znalazłam starą, luźną, krótką sukienkę. Po przymierzeniu jej zrobiła się obcisła, czyli idealna. Założyłam czerwone szpilki i usiadłam przed toaletką. Usta pomalowałam krwistoczerwoną szminką, a oczy dokładnie pomalowałam. Włosy związałam w koka. Schowałam telefon oraz kilka banknotów do stanika. Stary nawyk. Zeszłam po schodach, trzymając się poręczy.

- Wow, szwagierko na niby, co ci się stało? - zapytał Hunter, szczerząc się. Leżał na kanapie i przytulał do siebie Caroline. Jak na zawołanie dziewczyna odwróciła się i wytrzeszczyła oczy.

- Wyglądasz... Świetnie. Czemu nigdy wcześniej się tak nie ubrałaś? - zapytała z wyrzutem.

- Mówiłam już.  Lepszy początek. Poza tym nie chciałaś iść ze mną na imprezę - szepnęłam głośno, po czym puściłam oczko do dziewczyny.

- Teraz żałuję - odszepnęła.

- Piłaś? - zapytał ze śmiechem Hunter.

- Jeszcze nie - odpowiedziałam, kładąc nacisk na pierwsze słowo. Nagle usłyszałam wolne kroki po schodach.

- Leć, jak Chris cię taką zobaczy, to zabije - rzuciła dziewczyna, a ja przytaknęłam. 

Wzięłam letnią kurtkę z wieszaka i wybiegłam z domu. Najbliższy klub znajdował się dwie przecznice stąd, więc zdecydowałam przejść się. Idę na ślub. W dodatku z chłopakiem, na którego widok serce szybciej mi biło i czułam motylki w brzuchu. Jak to możliwe? Na początku byliśmy przyjaciółmi. Ale już pierwszego dnia, w którym go zobaczyłam... Czułam to. Tylko nie byłam w stanie tego zidentyfikować. Choć on... Zawsze wydawał się zainteresowany mną. Ale... Czy powinnam? Chris by się wkurzył. Lecz... To moje życie, ja powinnam o nim decydować, prawda? Chociaż... Chris to mój brat, jedyny członek najbliższej rodziny. Rodziców straciłam z powodu chłopaka. Gdybym wtedy z nimi pojechała... Nie żyłabym. I nie miałabym takich dylematów. Miałam całkowity bałagan w głowie. Wiedziałam jednak, że kiedy tylko zobaczę pewnego chłopaka, większość się sama posprząta. Czując wibrację w staniku, podskoczyłam zaskoczona. Po kilku sekundach jednak skarciłam się w myślach. Wyjęłam telefon i odebrałam z wahaniem.

- Halo?

- Hej, Lili. - Usłyszałam znajomy głos, a moja mimika twarzy momentalnie się zmieniła.

- Hej, Cam. Co tam? - zapytałam.

- Tęsknimy za tobą - oznajmił smutnym głosem.

- Ja też za wami tęsknię. Ale spotkamy się za tydzień - pocieszyłam go.

- Jesteś w Malibu, prawda? Co tym tam robisz? - zadał pytanie.

- Przyjechałam do rodziny. Ale wracam w poniedziałek - powtórzyłam.

- Dopiero w poniedziałek?! - krzyknął.

- Żartowałam - zachichotałam, kłamiąc.

- Co za ulga - odetchnął  Cameron.

- Tak naprawdę... - zaczęłam, przygotowując się na kłamstwo - Wracam za dwa tygodnie.

- Co?! - wrzasnął jeszcze głośniej. Jęknęłam. Cudem był fakt, iż nie straciłam słuchu.

- Dacie radę beze mnie - zapewniłam go - A teraz kończę, jestem przed klubem - dodałam i szybko wcisnęłam czerwoną słuchawkę. 

Słyszałam jeszcze głos bruneta, ale nic nie zrozumiałam. Schowałam telefon w poprzednie miejsce i weszłam do klubu. Na szczęście nie było żadnego ochroniarza. Od razu poczułam zapach alkoholu wymieszanego z potem. Podeszłam do baru i zamówiłam piwo. Barman mnie znał, więc miałam naprawdę ogromne szczęście. Po chwili dostałam upragniony napój i wypiłam go duszkiem. Bardzo szybko poczułam się lepiej. Weszłam na parkiet i zaczęłam tańczyć do szybkiej piosenki, którą skądś kojarzyłam. Niedługo potem poczułam czyjeś ręce na moich biodrach oraz oddech na szyi. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Hej, śliczna. - Usłyszałam tuż obok mojego ucha.

- Hej, przystojniaku - odpowiedziałam, odwracając się do niego. Chłopak był naprawdę przystojny. Miał czekoladowe oczy oraz tego samego koloru włosy. Jego uśmiech potrafił powalić na kolana wiele dziewczyn, w tym mnie.  Był młody. Dałabym mu maksymalnie 20 lat.

- Jak masz na imię? - zapytał.

- Lili, a ty?

- Jacob, ale mów mi Jake - odpowiedział, przysuwając swoją twarz do mojej.

- Ładne imię - mruknęłam wpatrzona w oczy chłopaka.

- Będziesz je krzyczeć całą noc - szepnął mi do ucha, przy okazji podgryzając płatek.

Pora się zabawić...

******

Przepraszam, że taki krótki. Ale musiało się skończyć w tym momencie ;) Tęsknię za chłopakami...

~~Zmierzchu :* <5


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro