Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Usłyszałam dobrze znaną mi piosenkę. Dochodziła z mojego telefonu. Otworzyłam oczy, po czym przetarłam je. Odruchowo dotknęłam uszu, lecz po słuchawkach nie było ani śladu.

- Zdjąłem je, kiedy usnęłaś - wyjaśnił chłopak za kierownicą. Telefon ciągle dzwonił. Zobaczyłam go na desce rozdzielczej, więc szybko zabrałam owe urządzenie. Nie wnikałam w to, jak się tam znalazł. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Shawn.

- Tak? - mruknęłam, jednocześnie rozglądając się po okolicy.

- Jak to wyjeżdżasz? Gdzie wyjeżdżasz? Kiedy wyjeżdżasz? - pytał chłopak.

- Długa historia - odparłam tajemniczo - Nie mogę teraz gadać. Niedługo wrócę.

- Ale... - zaczął Mendes, lecz szybko i zdecydowanie nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

- Nie wiedziałem, że masz tylu przyjaciół - oznajmił nagle brat.

- Nie rozumiem - powiedziałam zdziwiona, patrząc na niego.

- Twój telefon nie przestaje dzwonić, odkąd wyjechaliśmy. - odpowiedział.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam, widząc zielone łąki za oknem.

- Na jakiejś wsi. - Wzruszył ramionami. - Za godzinę będziemy w Malibu.

- Co?! Przecież do Malibu jest blisko! Chris... - zaczęłam lamentować.

- Musiałem się zatrzymać po drodze. Załatwić pewną rzecz. Mówiłem ci o tym przecież - odpowiedział spokojnie chłopak.

- Wątpię, żeby to było po drodze - mruknęłam cicho. W tym samym momencie mój telefon ponownie wydał z siebie dźwięk. Jęknęłam głośno, a wraz ze mną Christopher. Spiorunowałam go wzrokiem. Wzięłam dzwoniące urządzenie do ręki i zobaczyłam zdjęcie Matta.

- Matt, proszę... - zaczęłam mówić, lecz nie dane było mi skończyć.

- Jesteśmy tu wszyscy. Na głośniku. Gdzie ty jesteś do cholery? Wszyscy się o ciebie martwią! No może oprócz Johnsona, co jest dziwne, ale.... - mówił przejęty chłopak.

- Jack o wszystkim wie. Opowiem wam, jak wrócę. Jeśli wrócę - podkreśliłam dwa ostatnie słowa i wyłączyłam komórkę. Przymknęłam powieki i oparłam się o zagłówek fotela.

*****************

- Nareszcie! - krzyknęłam, wychodząc z samochodu - Nienawidzę podróżować.

- Nie było tak źle. I tak prawie całą drogę przespałaś - rzucił brat, po czym podał mi walizkę. Rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło. Biały dom, brak ogrodzenia, równo przycięta trawa. Cicha i spokojna okolica, krzywy dach i kolorowe kwiatki przy chodniku prowadzącym do jasnobrązowych drzwi. W tym samym czasie one się otworzyły. Ujrzałam wysokiego szatyna. Uśmiechał się do nas promiennie.

- Hunter! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. Przytuliłam się mocno do chłopaka, a właściwie mężczyzny.

- Lili, hej - odpowiedział  i odwzajemnił uścisk - Dawno się nie widzieliśmy. Cześć, Chris.

- Siema, stary - przywitał się brat.

Weszliśmy do środka, a ja ujrzałam znajome pomieszczenie. Zdjęłam buty, po czym weszłam do kuchni. Przy blacie siedziała brunetka i piła wodę w szklance. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopaki zniknęli.

- Caroline! - wrzasnęłam, a dziewczyna szybko się odwróciła. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.

- Lili, tęskniłam - szepnęła.

- Ja też - odpowiedziałam, czując łzy w oczach. Brakowało mi rozmów z dziewczyną, naszych piątkowych imprez, wspólnych wypadów na zakupy, do kina, klubu. Wyjazdów na plażę, gdzie siedziałyśmy całe dnie. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam.

- Kawy czy herbaty? - zapytała Caroline, a po chwili zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Parsknęła śmiechem. - Jasne, że shake z kiwi.

- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiałam się i usiadłam na stołku.

- Jak nikt inny - przyznała - A gdzie są chłopaki?

- Wydaje mi się, że zniknęli w garażu. - Wzruszyłam ramionami.

- To dobrze. Mamy czas dla siebie. Powiem ci w tajemnicy, że... Wzięłam sobie tydzień urlopu, więc zaszalejemy! - pisnęła, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. Caroline czasami, a nawet często zachowywała się jak mała dziewczynka. A miała 22 lata.

- Czekałam na to - odparłam z uśmiechem.

- No to opowiadaj. Co tam u ciebie? - zapytała, podając mi wysoką szklankę z zieloną zawartością. Skierowałyśmy się do salonu i usiadłyśmy na kanapie. Nic się nie zmieniło.

- Zaczęłam życie od nowa - rozpoczęłam opowieść.

- Lepszy początek? - zapytała, a ja przytaknęłam.

- I teraz już mi nie przerywaj, bo... - pogroziłam jej palcem, co spotkało się ze śmiechem dziewczyny - Jest... Fajnie. Mam trzy przyjaciółki i... Uwaga... Dziewięciu przyjaciół...

- Jacyś przystojni? - zapytała, a ja uderzyłam dziewczynę poduszką.

- Mówiłam, żebyś mi nie przerywała! - krzyknęłam - Tak. Jest taki jeden. Ale nie będę o nim mówić, bo na razie nic nie wiadomo. Powiem, że jest w moim typie. Poznałam ich w szkole, oddzielnie. Ale wszyscy się przyjaźnią. A chłopaki... Nagrywają na Vine'a. Jest Shawn, który śpiewa i Jacki, są duetem i rapują.

- To ciekawie - oznajmiła.

- Mówiłam, żebyś mi nie przerywała - warknęłam - W szkole jest świetnie. Każdy traktuje się na równi, nie to, co w Malibu... - Mimowolnie przewróciłam oczami. - Nauka nie idzie mi tragicznie.

- A co z przyszłością? - zapytała, a mi zabrakło słów.

- Od wypadku... - zaczęłam, po czym wzięłam głębszy oddech - Nie myślałam o tym.

- Nadal chcesz być pisarką? - zadała następne pytanie Caroline.

- Ja... Nie wiem. Chyba tak. Ale nie pisałam od miesięcy. Musiałabym coś spróbować. Rodzice... Byliby ze mnie dumni - powiedziałam cicho.

- Postaraj się coś napisać przez ten tydzień - zaproponowała, a ja zgodziłam się - A teraz opowiadaj. Co ci się stało z tą ręką? Nurtuje mnie to od samego początku.

- To długa i zabawna historia - zaśmiałam się, oglądając bandaż na dłoni - Ostatnio odcięli nam prąd, bo Chris nie zapłacił rachunków, a ja robiłam kolację. Wkurzyłam się na niego i przez przypadek nie trafiłam ani w niego, ani w pomidora.

- Pierdoła, jak zawsze! - parsknęła śmiechem Caroline - Właśnie... Co z Chrisem?

- Wydaje mi się, że... Ciągle bierze - szepnęłam, bojąc się, że ktoś mógł to usłyszeć.

- Ale jak się zachowuje? - zapytała.

- Gorzej. Odkąd się przeprowadziliśmy... Nie daje mi spokoju. Uważa, że  sprzątanie, uczenie się, gotowanie i to wszystko to mój obowiązek. I że nie mam prawa wyjść z domu. Wiele razy się o to kłóciliśmy. Jest ciężko, ale daję radę.

- Wezmę cię pod opiekę - wypaliła brunetka.

- Co?! - zapytałam oniemiała.

- Poszłybyśmy do sądu. Wyjaśniłybyśmy sytuację, jestem pewna, żeby się udało - odparła.

- Ale to potrwa miesiące. A przypominam ci, że w marcu mam urodziny. Wyjdzie na jedno i to samo - powiedziałam, a jej entuzjazm zgasł.

- Wyprowadzasz się bezpośrednio po urodzinach?

- Chyba najpierw skończę szkołę. I... Chyba zostanę w Los Angeles. Ale nie będę mieszkała z Chrisem. A co tam u ciebie? - zręcznie zmieniłam temat.

- No... - Wzięła głębszy wdech Caroline, a ja już wiedziałam, że coś się wydarzyło. Nie widziałam, czy dobrego, czy złego. - Jestem w ciąży.

- Co?!

- A Hunter mi się oświadczył. Bierzemy ślub za trzy tygodnie. Dlatego chciałam, żebyś tu przyjechała.

- Czekaj, co?!

- Potrzebuję świadkowej. Czu uczynisz mi te zaszczyt? - zapytała, a mnie całkowicie zamurowało.

************

PRZEPRASZAM! Tak dawno nie było rozdziału, wiem. Miałam całe trzy dni zawalone, a potem wyjechałam. Ale już jest. I jak wam się podoba?

~~Zmierzchu :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro