Rozdział 15
Usłyszałam dobrze znaną mi piosenkę. Dochodziła z mojego telefonu. Otworzyłam oczy, po czym przetarłam je. Odruchowo dotknęłam uszu, lecz po słuchawkach nie było ani śladu.
- Zdjąłem je, kiedy usnęłaś - wyjaśnił chłopak za kierownicą. Telefon ciągle dzwonił. Zobaczyłam go na desce rozdzielczej, więc szybko zabrałam owe urządzenie. Nie wnikałam w to, jak się tam znalazł. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Shawn.
- Tak? - mruknęłam, jednocześnie rozglądając się po okolicy.
- Jak to wyjeżdżasz? Gdzie wyjeżdżasz? Kiedy wyjeżdżasz? - pytał chłopak.
- Długa historia - odparłam tajemniczo - Nie mogę teraz gadać. Niedługo wrócę.
- Ale... - zaczął Mendes, lecz szybko i zdecydowanie nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Nie wiedziałem, że masz tylu przyjaciół - oznajmił nagle brat.
- Nie rozumiem - powiedziałam zdziwiona, patrząc na niego.
- Twój telefon nie przestaje dzwonić, odkąd wyjechaliśmy. - odpowiedział.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam, widząc zielone łąki za oknem.
- Na jakiejś wsi. - Wzruszył ramionami. - Za godzinę będziemy w Malibu.
- Co?! Przecież do Malibu jest blisko! Chris... - zaczęłam lamentować.
- Musiałem się zatrzymać po drodze. Załatwić pewną rzecz. Mówiłem ci o tym przecież - odpowiedział spokojnie chłopak.
- Wątpię, żeby to było po drodze - mruknęłam cicho. W tym samym momencie mój telefon ponownie wydał z siebie dźwięk. Jęknęłam głośno, a wraz ze mną Christopher. Spiorunowałam go wzrokiem. Wzięłam dzwoniące urządzenie do ręki i zobaczyłam zdjęcie Matta.
- Matt, proszę... - zaczęłam mówić, lecz nie dane było mi skończyć.
- Jesteśmy tu wszyscy. Na głośniku. Gdzie ty jesteś do cholery? Wszyscy się o ciebie martwią! No może oprócz Johnsona, co jest dziwne, ale.... - mówił przejęty chłopak.
- Jack o wszystkim wie. Opowiem wam, jak wrócę. Jeśli wrócę - podkreśliłam dwa ostatnie słowa i wyłączyłam komórkę. Przymknęłam powieki i oparłam się o zagłówek fotela.
*****************
- Nareszcie! - krzyknęłam, wychodząc z samochodu - Nienawidzę podróżować.
- Nie było tak źle. I tak prawie całą drogę przespałaś - rzucił brat, po czym podał mi walizkę. Rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło. Biały dom, brak ogrodzenia, równo przycięta trawa. Cicha i spokojna okolica, krzywy dach i kolorowe kwiatki przy chodniku prowadzącym do jasnobrązowych drzwi. W tym samym czasie one się otworzyły. Ujrzałam wysokiego szatyna. Uśmiechał się do nas promiennie.
- Hunter! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. Przytuliłam się mocno do chłopaka, a właściwie mężczyzny.
- Lili, hej - odpowiedział i odwzajemnił uścisk - Dawno się nie widzieliśmy. Cześć, Chris.
- Siema, stary - przywitał się brat.
Weszliśmy do środka, a ja ujrzałam znajome pomieszczenie. Zdjęłam buty, po czym weszłam do kuchni. Przy blacie siedziała brunetka i piła wodę w szklance. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopaki zniknęli.
- Caroline! - wrzasnęłam, a dziewczyna szybko się odwróciła. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie.
- Lili, tęskniłam - szepnęła.
- Ja też - odpowiedziałam, czując łzy w oczach. Brakowało mi rozmów z dziewczyną, naszych piątkowych imprez, wspólnych wypadów na zakupy, do kina, klubu. Wyjazdów na plażę, gdzie siedziałyśmy całe dnie. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
- Kawy czy herbaty? - zapytała Caroline, a po chwili zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Parsknęła śmiechem. - Jasne, że shake z kiwi.
- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiałam się i usiadłam na stołku.
- Jak nikt inny - przyznała - A gdzie są chłopaki?
- Wydaje mi się, że zniknęli w garażu. - Wzruszyłam ramionami.
- To dobrze. Mamy czas dla siebie. Powiem ci w tajemnicy, że... Wzięłam sobie tydzień urlopu, więc zaszalejemy! - pisnęła, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. Caroline czasami, a nawet często zachowywała się jak mała dziewczynka. A miała 22 lata.
- Czekałam na to - odparłam z uśmiechem.
- No to opowiadaj. Co tam u ciebie? - zapytała, podając mi wysoką szklankę z zieloną zawartością. Skierowałyśmy się do salonu i usiadłyśmy na kanapie. Nic się nie zmieniło.
- Zaczęłam życie od nowa - rozpoczęłam opowieść.
- Lepszy początek? - zapytała, a ja przytaknęłam.
- I teraz już mi nie przerywaj, bo... - pogroziłam jej palcem, co spotkało się ze śmiechem dziewczyny - Jest... Fajnie. Mam trzy przyjaciółki i... Uwaga... Dziewięciu przyjaciół...
- Jacyś przystojni? - zapytała, a ja uderzyłam dziewczynę poduszką.
- Mówiłam, żebyś mi nie przerywała! - krzyknęłam - Tak. Jest taki jeden. Ale nie będę o nim mówić, bo na razie nic nie wiadomo. Powiem, że jest w moim typie. Poznałam ich w szkole, oddzielnie. Ale wszyscy się przyjaźnią. A chłopaki... Nagrywają na Vine'a. Jest Shawn, który śpiewa i Jacki, są duetem i rapują.
- To ciekawie - oznajmiła.
- Mówiłam, żebyś mi nie przerywała - warknęłam - W szkole jest świetnie. Każdy traktuje się na równi, nie to, co w Malibu... - Mimowolnie przewróciłam oczami. - Nauka nie idzie mi tragicznie.
- A co z przyszłością? - zapytała, a mi zabrakło słów.
- Od wypadku... - zaczęłam, po czym wzięłam głębszy oddech - Nie myślałam o tym.
- Nadal chcesz być pisarką? - zadała następne pytanie Caroline.
- Ja... Nie wiem. Chyba tak. Ale nie pisałam od miesięcy. Musiałabym coś spróbować. Rodzice... Byliby ze mnie dumni - powiedziałam cicho.
- Postaraj się coś napisać przez ten tydzień - zaproponowała, a ja zgodziłam się - A teraz opowiadaj. Co ci się stało z tą ręką? Nurtuje mnie to od samego początku.
- To długa i zabawna historia - zaśmiałam się, oglądając bandaż na dłoni - Ostatnio odcięli nam prąd, bo Chris nie zapłacił rachunków, a ja robiłam kolację. Wkurzyłam się na niego i przez przypadek nie trafiłam ani w niego, ani w pomidora.
- Pierdoła, jak zawsze! - parsknęła śmiechem Caroline - Właśnie... Co z Chrisem?
- Wydaje mi się, że... Ciągle bierze - szepnęłam, bojąc się, że ktoś mógł to usłyszeć.
- Ale jak się zachowuje? - zapytała.
- Gorzej. Odkąd się przeprowadziliśmy... Nie daje mi spokoju. Uważa, że sprzątanie, uczenie się, gotowanie i to wszystko to mój obowiązek. I że nie mam prawa wyjść z domu. Wiele razy się o to kłóciliśmy. Jest ciężko, ale daję radę.
- Wezmę cię pod opiekę - wypaliła brunetka.
- Co?! - zapytałam oniemiała.
- Poszłybyśmy do sądu. Wyjaśniłybyśmy sytuację, jestem pewna, żeby się udało - odparła.
- Ale to potrwa miesiące. A przypominam ci, że w marcu mam urodziny. Wyjdzie na jedno i to samo - powiedziałam, a jej entuzjazm zgasł.
- Wyprowadzasz się bezpośrednio po urodzinach?
- Chyba najpierw skończę szkołę. I... Chyba zostanę w Los Angeles. Ale nie będę mieszkała z Chrisem. A co tam u ciebie? - zręcznie zmieniłam temat.
- No... - Wzięła głębszy wdech Caroline, a ja już wiedziałam, że coś się wydarzyło. Nie widziałam, czy dobrego, czy złego. - Jestem w ciąży.
- Co?!
- A Hunter mi się oświadczył. Bierzemy ślub za trzy tygodnie. Dlatego chciałam, żebyś tu przyjechała.
- Czekaj, co?!
- Potrzebuję świadkowej. Czu uczynisz mi te zaszczyt? - zapytała, a mnie całkowicie zamurowało.
************
PRZEPRASZAM! Tak dawno nie było rozdziału, wiem. Miałam całe trzy dni zawalone, a potem wyjechałam. Ale już jest. I jak wam się podoba?
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro