Rozdział 14
- Ale Chris, proszę! - jęknęłam po raz kolejny tego dnia. Chłopak stał w kuchni i przygotowywał coś do jedzenia. Ja przez ten czas protestowałam.
- Wyjeżdżamy za godzinę. Radzę ci się spakować - odparł, wkładając do ust parówkę. Wyglądało to dosyć dziwnie, ale nie wnikałam.
- Boli mnie brzuch... -zaczęłam.
- Nie nabierzesz mnie na to - przerwał mi, a ja spojrzałam na niego z mordem w oczach. Tupnęłam nogą jak mała dziewczynka i skrzyżowałam ręce na piersi.
- A co ze szkołą?! Chcę mieć dobrą frekwencję! - krzyknęłam.
- Nie przesadzaj. Caroline jest naszą kuzynką. I prosiła, żebyśmy ją odwiedzili. Obydwoje. Chyba chce nam coś ważnego przekazać, więc idź, się pakuj. Nie będę na ciebie czekał - odparł spokojnym tonem - Wolisz hot doga z musztardą czy ketchupem?
- Ketchupem - rzuciłam wściekła i ruszyłam na górę. Weszłam do mojego pokoju, a w oczy rzucił mi się rozświetlony wyświetlacz mojego telefonu. Rzuciłam się z impetem na łóżko, po czym przeczytałam wiadomość.
Możesz się spotkać? J.J.
Nie, właśnie się pakuję.
Szkoda, a może jutro?
Wyjeżdżam na tydzień.
Telefon zamilkł, a ja wyjęłam dużą walizkę spod łóżka. Otworzyłam ją i skierowałam się do garderoby. 7 dni. Wyjazd miał trwać 7 dni. 7 cholernie długich, nudnych dni. Bez Mahogany, Matta, Camerona, Shawna, Jacka i całej reszty. Mimowolnie przewróciłam oczami. Włożyłam dwie bokserki do walizki. Przy okazji wpakowałam bikini. Caroline uwielbiała chodzić na plażę. Wolałabym zostać w domu, jednak to nie było możliwe. Bo przecież Christopher nie mógł zostawić mnie samej. Kochany, troskliwy braciszek. Westchnęłam. Wrzuciłam trzy pary spodni oraz dwie spódnice. Wypadałoby powiadomić wszystkich o moim wyjeździe, ale postanowiłam zrobić to później. Wpakowałam kosmetyczkę oraz kilka książek. Obstawiałam, że będę się nudziła. Uwielbiałam Caroline. Była moją ulubioną kuzynką. Zawsze miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Miała raptem 5 lat więcej niż ja, lecz żadnej to nie przeszkadzało. Jej mama, a moja ciocia była naprawdę miłą oraz szaloną osobą. I Caroline to po niej odziedziczyła. Zawsze wymyślała szalone czynności, które potem miałyśmy wykonać. Niedawno zamieszkała ze swoim chłopakiem, Hunterem. Był miłym i zabawnym gościem. Polubiłam go od razu. Po wpakowaniu do walizki kilku rzeczy, nie domykała się ona.
- Cholera... - mruknęłam, ciągnąc za suwak. W końcu się udało. Schowałam telefon do kieszeni, po czym skierowałam się na dół. Pod każdym schodkiem czułam kółka walizki. Moje uszy umierały z tego powodu.
- Co ty robisz do cholery?! - wrzasnął Chris, wyłaniając się z kuchni. - O, świetnie. Jesteś już gotowa. Ale po jaką cholerę zabrałaś tam tyle ubrań?
- Wiesz... - zaczęłam, odstawiając walizkę na bok. Weszłam do kuchni i zerknęłam na mikrofalówkę. Hot dogi się już robiły. - Muszę podobać się chłopakom.
- Nawet nie waż się z którymś rozmawiać z Malibu - ostrzegł mnie, wymachując długim nożem.
- Aj, Chris... - jęknęłam - Mam 17 lat. Mam prawo spotykania się z chłopakami.
- Pamiętasz, jak to się skończyło ostatnim razem? - zapytał, nie podrywając wzroku od krojonego ogórka. Odkąd moja ręka została zraniona, chłopak przejął tego typu zadania. Nie ukrywałam, że podobało mi się to.
- Dokładniejsze te plasterki - rzuciłam, po czym usiadłam na blacie obok Chrisa - Pamiętam. Teraz już mam doświadczenie. A co, jeśli jakiś chłopak mi się podoba?
- A się podoba? - zadał następne pytanie.
- Może - odparłam tajemniczo, myśląc o Johnsonie. Dlaczego akurat o nim?
- Nawet nie próbuj się zakochiwać. Masz za dużo obowiązków, żeby mieć czas na miłość. Nie zapominaj o tym.
- A co jeśli bym znalazła czas na miłość i umawiała się z jakimś chłopakiem? Na przykład z naszej szkoły? - drążyłam temat.
- Powiesiłbym go za jaja. Nie będzie dobierał się do mojej siostry - warknął.
- Chris! - krzyknęłam i uderzyłam go w ramię. W tym samym momencie mikrofalówka zapiszczała. Wyjęłam jedzenie, po czym położyłam je na stole.
- Wyjeżdżamy za chwilę, to uda nam się dojechać wieczorem - oznajmił chłopak.
- Co?! - zapytałam - Przecież jest dopiero 4.00. Do Malibu jedzie się dwie godziny, a znając ciebie, dojedziemy tam w niecałe 20 minut.
- Zawsze będziesz mi to przypominać? - zapytał, wywracając oczami.
- Prawie wtedy umarłam. Jechałeś 240 kilometrów na godzinę! - podniosłam głos, po czym wgryzłam się w hot doga. Mimo że Chris go robił, nie smakował tak źle.
- Nie przesadzaj. Panowałem nad sytuacją...
- Tym bardziej że hamulce były zepsute - mruknęłam.
- A wracając do tematu... Zajedziemy jeszcze w jedno miejsce. Muszę coś załatwić. A to może chwilę potrwać. Idę wnieść twoją ogromną walizkę do samochodu, jeśli się w ogóle zmieści - powiedział, a ja pokazałam mu język na odchodne.
Dokończyłam konsumować posiłek, po czym szybko pozmywałam. Jedną ręką to trwało chwilę, ale nie było tak źle. Rana prawie się zagoiła. Żeby pomęczyć brata, nosiłam jeszcze bandaż. Kiedy skończyłam, wyszłam przed domem. Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam je. Christopher już na mnie czekał w samochodzie. Rozejrzałam się. Wszędzie panowała cisza, co mnie trochę zdziwiło. W oddali zobaczyłam znajomą sylwetkę oraz blond włosy. Nie byłam tylko pewna, kto to. Chłopak za kierownicą zatrąbił, tym samym wybudzając mnie z zamyślenia. Pobiegłam szybko od drugiej strony i usiadłam na przednim miejscu pasażera. Sylwetka chłopaka się zbliżyła, lecz nadal nie byłam w stanie stwierdzić, do kogo należała. Chris ruszył z piskiem opon, a ja przechyliłam lekko fotel. Ułożyłam się wygodnie. Wyjęłam telefon i zaczęłam nadawać wiadomość.
Do: Mahogany, Rose, Olivia, Matt, Cam, Johnson, Gilinsky, Shawn, Nash, Aaron, Carter, Taylor
Treść: Wyjechałam do Malibu. Niedługo wrócę. Obiecuję.
Wyłączyłam telefon. Obawiałam się, że wszyscy zaczną pisać i dzwonić. A ja nie miałam ochoty na żadne wyjaśnienia. Spojrzałam na brata. Wpatrywał się w drogę, ale jego mina wskazywała na to, że był zamyślony. Zaczęłam mu się dokładniej przyglądać. Był wysoki. Miał krótkie, czarne włosy. Po tacie. A niebieskie oczy po mamie. Zaciśnięte, czerwone usta wskazywały na skupienie. Opalone ręce mocno trzymały kierownicę. Był spięty. Widziałam to gołym okiem. Miał koszulkę na krótki rękaw, więc widoczne były jego mięśnie. Chris był przystojny. Od kilku dni zachowywał się całkiem inaczej. Starał się mi pomagać. Obiecał zachowywać się inaczej. Nie przyznał się do ćpania. Ulżyło mi trochę. Nie krzyczał na mnie. Nie zachowywał się agresywnie. Całkiem odmieniony. Aż nie do pomyślenia. Byłam jednak pewna, że nie potrwa to długo...
- Nie lubię, kiedy to robisz - rzucił przez zaciśnięte zęby. Wybudziłam się z zamyślenia.
- Ale co robię? - zapytałam zdezorientowana.
- Kiedy mnie obserwujesz. Mama zawsze to robiła - odpowiedział, a ja przełknęłam ślinę. Od śmierci rodziców Chris nigdy o nich nie wspominał. Starał się zapomnieć. W inny sposób niż ja.
- Przepraszam - wymruczałam i położyłam rękę na dłoni chłopaka - Pamiętaj, że mi też jest ciężko. Nie jesteś sam.
- Wiem - szepnął - Idź spać. Widzę, że jesteś zmęczona. Obudzę cię, jak dotrzemy.
Ułożyłam się wygodnie i założyłam słuchawki na uszy. Po chwili usłyszałam muzykę Shawna Mendesa. Na wyświetlaczu telefonu widziałam wiele wiadomości oraz nieodebranych połączeń. Zdecydowałam się tym nie przejmować. Po chwili w moim śnie pojawił się pewien chłopak, który zaczął skradać mi serce...
*******
Hej! Ciężki dzień, ale się udało! Muszę jeszcze zrobić kilka pierdół, więc nie mam czasu, ale... Kto skrada serce Lili?
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro