3.10. "Chciałem ci zainponować"
Zapraszam na drame!
Maraton 2-3
Komentarz = zadowolona autorka
-Cholera- syknęłam. Nie mogłam odpalić auta.
-Ktoś tu wstał lewą nogą- zażartował Mark ,który najprawdopodobniej także jedzie do pracy- Może ci pomóc?- spytał i podszedł do płota.
-A potrafisz?- podpuszczałam go. Nie usłyszałam żadnej odpowiedź po prostu podszedł przeskoczył przez płot- Wiesz tam jest furtka- skazałam na bramkę.
-Wiem- odparł- Chciałem ci zainponować- dodał ze śmiechem.
-Nie udało ci się,bo na mnie to wrażenia nie robi- odpowiedziałam.
-Przestań. Teraz mi smutno-powiedział i zaczął robić coś przy samochodzie.
-Peszek- podsumowałam.
-Wiesz co?- powiedział i wybuchnął śmiechem ,a ja nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Co?- zapytałam.
-Nie możesz odpalić samochodu ,bo nie masz paliwa- mróknął i wybuchnął jeszcze większym śmiechem ,a ja po chwili do niego dołączyłam- Choć podwiozę cię do pracy- dodał ,a ja postanowiłam skorzystać z jego propozycji.
Po chwili byliśmy na miejscu. Wysiadłm z auta.
-Dzięki- podziękowałam.
-Miłej pracy- powiedział- Do zobaczenia.
-Wzajemnie- dodałam i poszłam w strone szpitala. Przy wejściu czekał na mnie Santiago.
-Cześć- powiedział...zły,ale ja go po prostu ominęłam-Vanessa możemy porozmawiać?- spytał.
-Niestety nie mam czasu- odparłam i weszłam do środka.
***
Z pracy wróciłam o dwudziestej. Niestety zamiast odpoczywać musiałam iść z Mikellą do najbliższego sklepu po balony ,które są jej potrzebne do przedszkola na jutro.
Szybko weszliśmy do Netto i kupiliśmy rzeczy po czym zapłaciłam i razem wyszliśmy.
-Hej to twój ostatni dzień wolności...- usłyszałam. Nawet nie zdążyłam się odwrócić ,bo dostałam czymś mocno w głowę. Przez szum słyszałam tylko wołanie o pomoc mojej córki po chwili ujrzałam ciemność...
Piszcie komentarze! Mordy moje kochane💓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro