27."Skarbie ty nie wiesz do czego jestem zdolny"
Miałam, już dzisiaj nie dodawać, ale że liczba wyświetleń wciąż rośnie postanowiłam dodać. Dziękuję 😘💕
Siedziałam z otwartą buzią i nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. W tym momencie nie wiem, czy mówi na serio, czy tylko udaje.
-Co proszę? Możesz powtórzyć? -zapytałam, jeszcze raz i modliłam się, aby tym razem odpowiedział coś innego.
-Jeśli chcesz, abym informacjie na temat orientacji Davida zostawił dla siebie, musisz zostać moją żona- powiedział z drwiącym uśmieszkiem.
-William to jest chore. Nie masz takiego prawa, aby mnie zmusić. Nie wyjdę za ciebie- odpowiedziałam.
-To twoja decyzja, ale myślałem, że nie chcesz zaszkodzić Davidowi.
-Nie zrobisz tego...
-Skarbie ty nie wiesz do czego jestem zdolny- powiedział- Ale zróbmy tak. Ja dam ci czas do jutra i jutro po dyżurze powiesz mi co postanowiłaś- dodał i wyszedł.
Miałam ochotę krzyczeć. Chciałam go uderzyć. Chciałam, aby przestał się śmiać i mówić, a ten jego drwiący uśmieszek chciałam, aby zamienił się w płacz.
Co ja mam zrobić?
-Vanessa wszystko w porządku? -zapytał Santiago, który najprawdopodobnie skończył dyżur.
-Masz papierosy? -spytałam
-Masz-wyciągnął paczkę i poczęstował mnie, po czym sam wziął sobie jednego.
-Dzięki.
-Nie wiedziałem, że palisz...
-Bo nie pale.
-A to co teraz robisz, to jak się nazywa?
-Santiago daj mi dzisiaj spokój- powiedziałam i zgasiłam nogą fajkę. Kiedy odchodziłam, MaCalister chwycił mnie za ramię.
-Vanessa pomogłaś mi, dlatego ja chcem pomóc tobie- kiedy chciałam odpowiedzieć zobaczyłam Williama, który wychodził że szpitala.
-Nic mi nie jest.- odpowiedziałam i pobiegłam w stronę Willa.
Przyznawać się kto myślał, że chodzi o Santiaga? 😍😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro