2.25. "Santiago przepraszam"
Pov.Santiago
-Deborah musimy pogadać- stwierdziłem i usiadłem obok blądynki.
-O czym?- zapytała malując paznokcie czerwonym lakierem.
-Pozwól ,że ja będę mówił ,a ty słuchała i mi nie przerywała- zaproponowałem.
-Okej- zgodziła się.
-Po twoim wypadku zmieniłem się. Moim życiem stała się praca i tylko praca. Wieczorami ,lub po nocnym dyżurze przychodziłem do ciebie. Robiłem tak przez prawie cztery lata. Kilka miesięcy przed twoim obudzeniem poznałem kobietę. Na początku naszej znajomość była tylko nienawiść ,ale stopniowo zbliżaliśmy się do siebie ,a kilka tygodni przed tym ,jak się obudziłaś można powiedzieć ,że byliśmy parą. Gdy się obudziłaś powiedziałem jej o tym ,a ona wyjechała. Po dwóch latach wróciła,ale nie sama. Ma córkę,naszą córkę. Moją i Vanessy i Van zgodziła się na to ,abym mógł ją odwiedzać- powiedziałem wszystko. Nie zamierzałem ukrywać przed Deborah prawdy.
-A co z naszym dzieckiem?! Pamiętasz ja też byłam w ciąży- odpowiedziała.
-Nie przypominaj o tamtym wieczorze- odparłem.
-Prawda jest taka ,że gdyby nie ten cholerny wypadek nic by się nie stało. Ja bym nie zapadła w śpiączkę i nie była kaleką ,a nasze dziecko miało by dziś 6 lat ,a ty z żadną inną kobietą nie miał byś dzieci!- wygarnęła mi.
-Deborah o co ty mnie obwiniasz co? Przecież to nie ja kierowałem samochodem tylko ty- broniłem się.
-Santiago przepraszam- przeprosiła mnie-Chętnie poznam twoją córkę- dodała z uśmiechem.
-Cieszę się- odpowiedziałem.
I JAK MYŚLICIE DEBORAH FAKTYCZNIE SIE CIESZY CZY TYLKO UDAJE?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro