2.16."Vanessa przykro mi"
Maraton trwa ! 2-4 !
Piszcie co sądzicie :(
Następny dodam tak o 14 albo 15 ;) muszę was podtrzymać w niepewnosci ;) wredna jestem 😎
Weszłam do niewielkiej sali. W oczy od razu rzuciło mi się łóżeczko i moja niewinna córeczka. Była podłączona do przeróżnych urządzeń ,a co gorsza wszystko za nią robiła maszyna. Mikella nie oddychała samodzielnie.
-Mikella kochanie , jestem tutaj- szepnęłam całując ją delikatnie w czoło-Jestem tu i nigdzie nie odejdę dopóki ci się nie polepszy- dodałam.
Usiadłam na niewygodnym ,plastikowym krześlę. W pomieszczeniu oprócz nas nie było nikogo. Cisza. Było słychać tylko pikanie maszyn ,co doprowadzało mnie do szału.
-Vanessa musimy porozmawiać- do sali wszedł Santiago.
-Proszę nie teraz- poprosiłam- Czy ona...?- zapytałam patrząc na niego. Jestem lekarzem ,ale nie mam pojęcia dlaczego nie mogłam powiedzieć ,tego ostatniego słowa "umrzę" po prostu kurwa nie mogłam wydusić- Powiedz mi prawdę. Najgorszą ,ale prawdę- upomniałam go.
-Dobrze powiem ci prawdę- powiedział- Jak sama widzisz Mikella nie oddycha samodzielnie. Wszystko za nią robi maszyna. Gdybym teraz odłączył ją od niej...ona by umarła. Ma poważny uraz głowy i jest w śpiączce mózgowej. Vanessa przykro mi, ale musisz mieć nadzieje- mówił- Musisz uzupełnić jej dane- dodał.
-Później,proszę cię poźniej- odparłam resztkami sił. Ordynator po prostu podszedł i mnie przytulił. Przerwało nam pikanie maszyny.
-Cholera!- krzyknął Santiago- Zatrzymała się- dodał.
-Mikella proszę cię skarbie walcz. Nie podawaj się...
I jak myślicie? Jak myślicie Mikella będzie żyła ,czy raczej nie da rady walczyć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro