Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

Teryfion

Razem z siostrą galopowali po zimowych pustkowiach. Stracą całe cztery dni na poszukiwanie Atyra w Ulararze, jednak muszą to zrobić. Dziadek i babcia zaczarowali ich konie, tak żeby wytrzymały tę długą podróż. Po dotarciu do miasta prawdopodobnie zdechną z wycieńczenia. Jednak Teryfion nie myślał teraz o tym, musiał jak najszybciej dotrzeć do miasta. Później odnieść Atyra do Obozu. Kolejną rzeczą było dowiedzenie się kto zlecił porwanie i dlaczego. Nie wierzył, że porywacz działał sam. 

-Ter! - Krzyknęła jego siostra. - Widzę mury miasta. 

I faktycznie, w oddali można było zobaczyć kamienie obronne Ulararu. Gdy podjechali bliżej, zobaczyli otwartą bramę. 

-Przynajmniej nie musimy martwić się tym, że nie dostaniemy się do miasta. - Stwierdziła Hana. 

Przeszli przez bramę, w której nie było żadnych strażników i wtoczyli się do miasta. Na ulicach było mało ludzi, większość siedziała w domach lub w karczmach. 

Rodzeństwo znalazło stajnie i oddało konie pod opiekę stajennego. 

-Konie są mocno wycieńczone, prawdopodobnie nie przeżyją. - Powiedział Teryfion do stajennego. - Jednak jeśli uda się panu jakoś je uratować, to proszę przyjąć te pieniądze. - I podał mu dwa złotniki. 

-Dziękuję -stajenny uśmiechnął się od ucha do ucha i przyjął pieniądze. 

-Co teraz robimy? - Spytała się Hana brata, gdy opuścili stajnie. 

-Trzeba się będzie kogoś popytać. Co wiemy o tym człowieku, który porwał Atyra? 

-Że jest na koniu, na piechotę już dawno byśmy go dogonili. 

Teryfion walnął się w czoło i wrócił do stajni. 

-Przepraszam, czy był tutaj ostatnio człowiek w mundurze Północnego Królestwa? Miał przy sobie dość spory pakunek. 

-Munduru Północnego Królestwa nie widziałem, ale faktycznie kilka dni temu przyjechał dziwny jegomość z dość dużym pakunkiem. 

-Wiesz może gdzie się potem podział? 

-Nie, przykro mi. Miał odebrać konia, jednak do tej pory się nie zjawił. 

-Mogę obejrzeć jego konia? 

-Proszę bardzo, jest tam. 

Teryfion podszedł do siwego rumaka. Siodło miał zdjęte, jedynie założoną uzdę by nie uciekł. Koń jadł siano, którego pełno było w stajni. 

Porywacz nie zostawił żadnych śladów wskazujących na to, że ten koń należy do niego. 

Teryfion ponownie podszedł do stajennego. 

-Czy siodło zabrał ze sobą? 

-Nie. Skądże. Siodła tych którzy ich nie zebrali kładę tam. - Stajenny pokazał palcem małą przybudówkę  wewnątrz stajni. - Ale nie pamiętam, które siodło jest jego. 

-Mogę je przejrzeć?  

-Śmiało. 

Chłopak wszedł do przybudówki i zaczął przeglądać siodła. Po kilku minutach znalazł siodło z godłem Północnego Królestwa. Niestety zawartość juków została opróżniona, ale przynajmniej Teryfion wiedział, że porywacz nadal jest w mieście. Pożegnał się ze stajennym i wyszedł na ulicę. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu siostry. Nie zastał jej tam, gdzie ją zostawił. Postanowił zagłębić się w ulicę Ulararu, prędzej czy później i tak ją znajdzie. Mijał ulicę zimowego miasta, prawie na każdej ulicy paliły się małe ogniska przy których ludzie mogli się ogrzać. Krążył po mieście kilka chwil, aż trafił na rynek. Tam na placu stał potężny mężczyzna i wygłaszał porywającą przemowę.

-Nikt nie da rady potężnej Bestii, nawet bogowie. Nasz koniec jest bliski. Widzę to, chociaż moje oczy zostały wydłubane.

Teryfion podszedł bliżej mężczyzny. Zauważył na jego oczach czarną przepaskę. Ubrany również był w ciemne kolory. Na oko miał jakieś czterdzieści lat, jednak z powodu głosu chłopak mógł przysiąc, że jest starszy.

-Hantor już się nami nie zajmuje, wykuwa broń dla innych bogów. Pani nie pilnuje żyznych pól, a Amona nie troszczy się o swoje zwierzęta. To jest wojna i my poniesiemy największe straty.

-Co za brednie - Usłyszał głos za sobą. Odwrócił się i zobaczył swoją siostrę.

-Gdzieś ty się podziewała?

-Chodź, pokaże ci co znalazłam.

Oboje wyszli z rynku i skierowali się w stronę jednego opuszczonego domu w biedniejszej dzielnicy miasta. Weszli po chwiejących się schodach. Hana popchnęła stare drewniane drzwi. W pokoju panował półmrok, a przez starą i podniszczoną zasłonę wpadały promienie światła, dzięki którym było widać kurz w pokoju. W rogu siedział związany i zakneblowany mężczyzna.

-Kto to jest?

-Niejaki Sir Jackson, chodź po kradzieży powinien nazywać się tylko Jackson. - Odpowiedziała Hana. - Chciałam się dowiedzieć, gdzie jest Atyr. Jednak nic mi nie powiedział. Pomyślałam, że ty coś z niego wyciągniesz.

Chłopak spojrzał w oczy rycerza i zdjął mu szmatę z ust.

-Kto zlecił ci porwanie Atyra?

Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Spodziewał się, że zapyta go gdzie jest Atyr, albo inne pytanie w tym stylu.

-Nikt. - Jackson popatrzył się prosto w oczy Teryfiona. - Sam go porwałem.

-Po co? Jaki miałeś w tym cel?

Jackson nadal niewzruszony powiedział.

-Nie życzę sobie, by ten potwór zasilił ich armię. Atyrowie zabili kiedyś całą moją rodzinę.

-A zdajesz sobie sprawę, że Atyrowie nie atakują nikogo bez powodu? - Wtrąciła się Hana. - Więc albo twoja rodzina im coś zrobiła, albo ktoś użył Słów i kazał im was zaatakować. A to oznacza, że komuś podpadliście. Kto to był?

Jackson patrzył to na jednego, to na drugiego.  Jednak nie powiedział a ni słowa.

-Więc? - Ponaglił go Teryfion.

Mężczyzna dalej się nie odzywał. Jego kłamstwo zostało wykryte.

-Gdzie jest Atyr? - Spytała się Hana.

-Zabrali go.

-Kto?

-Kapłani. Złożą go w ofierze dla Hantora.

-Oni chyba się proszą o wojnę z Wielkim - Stwierdził Teryfion. - Kto zlecił ci porwanie Atyra? Dobrze wiemy, że nikt nie zabił twojej rodziny.

-Porwanie zleciła mi księżna Hirra. 

Bliźniacy popatrzyli się na siebie. Nie mogli uwierzyć, że zrobiła to ich ciotka.

-Po co to zrobiła? - Spytał się Teryfion.

-To już nie jest pytanie do mnie. Dostałem pieniądze i zadanie. O motywy pytaj się jej.

-Ter to jest teraz nieważne, musimy odbić Atyra z rąk kapłanów.

-Kiedy zacznie się ofiara?

-O wschodzie księżyca, macie jeszcze z  godzinę może mniej. - Powiedział Jackson.

Anterion

Pomału odzyskiwał świadomość. Wciąż kręciło mu się w głowie, na szczęście bólu jaki towarzyszył mu przez ostatnie parę godzin, już nie czuł. Bał się tego co teraz zobaczy, spodziewał się ciemnych i zimnych lochów. Jednak wiedział, że tam się nie znajduje. W pomieszczeniu było ciepło i pachniało drogimi olejkami.  Anterion zmusił się do prawie nadludzkiego wysiłku i otworzył oczy. Zobaczył czerwony baldachim tuż nad swoją głową. W rękach mącił aksamitną pościel, a nosem wdychał słodki zapach perfum. Od miesięcy nie czuł się tak dobrze, prawie zapomniał jak się tu znalazł. Przypomniało mu o tym otwarcie się drzwi. 

-Jak się czujesz? - Spytał się go król Aris, podchodząc do jego łóżka.

Anterion postanowił nie odpowiadać. Nie był w stanie.

-Jeśli chcesz jeszcze odpocząć z parę dni, to nie ma problemu. - Odparł mężczyzna - Przyniosę ci zaraz coś do jedzenia. 

Po tych słowach wyszedł z komnaty. 

Leżałem tu z parę dni? Anterion był w szoku, myślał że spędził tu kilka godzin, może dzień. Ale nie aż tyle. 

Ostrym ruchem poderwał się z łoża. Gdy wstał, zakręciło mu się w głowie i przez sekundę widział nagą kobietę siedzącą przy toaletce. Jednak obraz natychmiast zniknął. Mężczyzna pomyślał, że ma przywidzenia. 

Drzwi ponownie się otworzyły. Stał w nich Aris z tacą jedzenia. Wyglądał tak samo jak podczas swojej "Koronacji". 

-Ile ty masz tak właściwie lat? - Spytał się go. Nie miał pojęcia skąd u niego taka odwaga. 

-Więcej niż możesz sobie wyobrazić. Proszę przyniosłem ci posiłek. 

Anterion spojrzał na tacę i zobaczył talerz warzyw i kawałek różowej ryby. Tak dawno nie jadł nic oprócz mięsa, że ślina sama mu pociekła. Usiadł przy stoliku i zaczął jeść. 

-Powiesz mi co tu się wyprawia? 

-Po kolei. - Uspokoił go król. - Najpierw zjedz, potem idź się umyć. Wiesz jak trafić do łaźni prawda? 

Anterion pokiwał głową. 

-A potem się w coś przebierz, znajdź swoją komnatę, tam będą twoje ciuchy. - Aris wydał mu jasne polecenia - Ja muszę iść. Znajdę cię jak się doprowadzisz do właściwego stanu. 

Mężczyzna ponownie został sam. Postanowił cieszyć się tym posiłkiem, nawet jeśli dostał go od tego uzurpatora. Rozpływał się nad smakiem każdego warzywa. Tak dawno nie jadł marchewki czy groszku, że teraz wydawały mu się największym luksusem. Po skończonym posiłku, wstał i wyszedł z komnaty. Przez chwilę rozglądał się po korytarzu, by ocenić gdzie jest. Gdy już to zrobił, zaczął iść w stronę łaźni. W pewnej chwili zobaczył kobietę, wychodzącą zza rogu drugiego korytarza. Ubrana była w dużą błękitną suknię, a na głowie miała olbrzymią białą perukę. Kobieta popatrzyła na niego, po czym zniknęła. Anterion zamrugał oczami, starając się zrozumieć o co chodzi.  

-Pewnie mam jakieś przywidzenia. - Wyszeptał do siebie i poszedł dalej. 

Trafił do łaźni po kilku minutach, tam rozebrał się do naga i wszedł do wiecznie gorącej wody. Tak dawno się nie mył, że prawie zapomniał jakie to boskie uczucie. Leżał w basenie dobre parę chwil. W końcu zdecydował się na wzięcie olejku z brzegu. Dokładnie się nim wysmarował i zanurzył się w wodzie. Później wziął gąbkę i z jej pomocą usunął brud.  Wyszedł z wanny i owinął się czystym ręcznikiem. Ubrania, a właściwie teraz szmaty, wyrzucił do ogniska w łaźni. Przeszedł przez korytarz do swojej komnaty. Chłonął przez parę minut zapach swojego dawnego życia. W końcu otworzył szafę z ubraniami i wybrał ubranie dla siebie. Niebieski wams i czarne spodnie. Na nogi założył czarne skórzane buty. Gdy już był ubrany, zaczął przeglądać rzeczy w swoim pokoju.  Gdy przeglądał swoje stare książki, usłyszał pukanie do drzwi. 

-Proszę - Powiedział, lekko przerażony jakby to nie był jego pokój, a on sam jest tutaj jako gość. 

W drzwiach stanął Aris. 

-Jesteś już gotowy? To chodź. 

Anterion odłożył książkę i wyszedł z królem na korytarz. Szedł za nim długimi korytarzami, zauważył, że Aris co jakiś czas kiwa głową. Jakby miał jakiś tik nerwowy. 

-Chce cię z kimś poznać, są to ludzie którzy przeżyli klejnot tak jak ty. - Wyjaśnił mi Aris przed wejściem. - Nie mogę wam zdradzić, po co to było.

Otworzył i wpuścił mnie do bawialni. Na kanapie leżała kobieta i czytała książkę. Nie była to ta kobieta, którą widziałem w sypialni przy toaletce, a ni kobieta, którą widział na korytarzy. Miała ona brązowe włosy i zieloną letnią sukienkę. Przy oknie stało dwóch mężczyzn i po cichu ze sobą rozmawiali. 

-Anterionie pozwól, że ci przedstawię twoich nowych towarzyszy. To jest Leita, a tych dwóch panów to Jordan i Elis. 

Cała trójka spojrzała na niego, po czym wrócili do rozmów, albo do czytania. 

-Tak wiem. - Powiedział Aris. 

-Słucham? - Zdziwił się Anterion. 

-Nie nic. Chodź ze mną muszę coś sprawdzić. 

Wyszedł z bawialni i poszedł za Arisem. Zaprowadził go do małego pokoju z dwoma krzesłami. 

-Usiądź, bardzo cię proszę. 

Anterion usiadł na krześle, a Aris usiadł na przeciwko.  

-Spójrz mi w oczy. - Polecił mu. 

Oczy króla były jasnoniebieskie, tak że nawet w ciemności było je widać. 

Przeszył go delikatny wstrząs i Aris zniknął. Chwile później znowu się pojawił. 

-Ciekawe, niezwykle ciekawe. - Podsumował Aris. 

-Co jest ciekawe? 

-Dowiesz się w swoim czasie, a teraz idź do bawialni. Znajdę cię jak będę cię potrzebować. 

Anterion wstał i wyszedł z pomieszczenia. Nie mógł trafić do bawialni, jednak na korytarzu minął Leite. Kobieta była dość młoda, miała około dwadzieścia, może trzydzieści lat. 

-Czy możesz mi powiedzieć co tu się dzieje? - Spytał się jej. 

-Aris zbiera sobie armie z nas, ale to są odległe plany. - Odparła Leita i poszła dalej. 

Anterion był wyraźnie wstrząśnięty tym faktem, jednak w żaden sposób nie zareagował.

Worner

Chłopak postanowił wybrać się do lasu, chciał pobyć sam z własnymi myślami. Usiadł pod największym drzewem. Przez chwile jedynie oddychał z zamkniętymi oczami. Ktoś przechodzący obok mógłby pomyśleć, że Worner śpi. W rzeczywistości intensywnie myślał. Czytając Księgę nauczył się dwóch Słów, bardzo ciężko jest się ich nauczyć, a jeszcze trudniej zapamiętać. Słowa te oznaczały Życie i Śmierć. Nie chciał ich użyć, bo wiedział, że to nic nie da. Słowo trzeba odmienić w poprawnej formie i wypowiedzieć bardzo wyraźnie, każde zająknięcie się czy źle przeczytana litera, może doprowadzić do fatalnych skutków. W czasach jego dziadków i pradziadków Mowa była czymś powszechnym. Jednak przez drobne błędy w wymowie i tworzenie się slangów, ludzie przekręcali Słowa i z tego powodu powodowano to spore konsekwencje, między innymi wojny czy kataklizmy. 

-Tu cię mam - Usłyszał głos swojego młodszego brata. - Timeria wszędzie cię szuka. 

-Po co? - Zdziwił się Worner. 

-Mówiła coś o jakieś książce, dobrze ją schowałeś prawda? - Spytał się Jo. 

-No jasne, nie jestem głupi by chować ją na widoku. - Worner wstał i otrzepał się z ziemi. 

Wrócił do domu i udał się do swojego pokoju. Sprawdził czy Księga jest na swoim miejscu, na cale szczęście była. Zszedł na dół i poszedł w stronę kuchni, gdzie siedziała jego siostra. 

-Jo mówił, że mnie szukasz. 

-A tak, może powiesz mi co robi Księga w twoich pokoju? 

-Jakim prawem grzebiesz mi w moich rzeczach? - Oburzył się Worner - I jakim cudem ją znalazłaś? 

-Mam swoje sposoby, a teraz mów. Inaczej powiem wszystko ojcu. 

-Szantaż, tak? 

-Worner, proszę cię. 

-Dobrze, możemy porozmawiać. Przyjdź za godzinę do matki, tam nikt nie będzie nas podsłuchiwał. - Powiedział Worner i wyszedł z kuchni. 

Następnie udał się do pokoju Jo'a. Chłopak siedział na łóżku i gapił się w sufit. 

-Powiedziałeś jej? - Spytał się starszy z rodzeństwa siadając w nogach łóżka. 

-Nawet nie wiedziałem, gdzie ją ukryłeś. - Odparł. - Wiedziałem, że to był głupi pomysł by ci ją dawać. Teraz ojciec się dowie i spali także ten egzemplarz. 

-Właśnie na ten temat chce pogadać z Timerią, przyjdź za godzinę do matki. Kto jeszcze wie o tym, że zdobyłeś Księgę?

-Oprócz ciebie i Timeri to nikt.

-Tyle chciałem wiedzieć. Do zobaczenia za godzinę. 

Worner wrócił do swojego pokoju i położył się na łóżko. Wziął głęboki oddech i na zapadł w sen. Obudził się nagle, miał wrażenie, że minęła dopiero minuta. Wstał z łóżka i założył swoje buty. Następnie ubrał płaszcz i wyszedł na dwór. Po kilku minutach znalazł się w świątyni, w miejscu w którym przechowywane były zwłoki jego matki. Timeria i Jo już tutaj byli. 

-Możesz mi powiedzieć, czemu jego też w to wciągnąłeś? - Spytała się jego siostra gdy wszedł do środka. 

-Po kolei. Jo zaczynaj. 

-Ale co mam zacząć? 

-O tym jak znalazłeś Księgę?  Też jestem ciekaw tej historii? 

-To Jo znalazł Księgę? - Zdziwiła się Timeria. 

Jo opowiedział o tym jak znalazł Księgę, w czasie przeszukiwania archiwum w bibliotece świątyni, natrafił na dziwny list. Szedł jego wskazówkami i w lesie znalazł Księgę chronioną zaklęciami, które na szczęście zdołał złamać.

-A nie pomyślałeś, że ktoś mógł się dowiedzieć o tym, że masz księgę?  - Spytała się jego siostra. - Może już wiedzą, że to ty.  - Następnie zwróciła się do Wornera - A ty? Jak się dowiedziałeś o Księdze? 

-Jo  czytał ją w miejscu publicznym kilka dni temu. Powiedział, że mi ją pożyczy jak napiszę jego prawdziwe imię. 

-Prawdziwe imię? 

-Imię nadane przez bogów, a nie przez ludzi.  - Wyjaśnił Jo. - Worner zna imię każdej osoby, zwierzęcia, rośliny czy nawet kamienia. 

-I przez cały czas to ukrywałeś?

-A co miałem zrobić? Na początku wydawało mi się to naturalne, jednak gdy podrosłem, wiedziałem, że jestem inny. 

-Wtedy gdy uspokoiłeś Jo'a i Lydię, to...

-Użyłem ich prawdziwych imion. Jak się użyje prawdziwego imienia, ta osoba cię posłucha. 

-A jakie jest moje prawdziwe imię? - Spytała się Timeria. 

-Nie powiem ci, nie mogę tak rozdawać imion wszystkich osób.  Wiesz co by się wtedy stało? 

-Nie chcesz to nie mów. Ja z kolei powiem o tym ojcu. 

-A jeśli ci damy Księgę? - Spytał się Jo

-Co?! - Timeria i Worner krzyknęli jednocześnie. 

-Wtajemniczmy ją. - Wyjaśnił najmłodszy z rodzeństwa. - Jak dołączymy ją do spółki, to raczej nie powie ojcu, gdyż ten wkurzy się na nią. A nie mów mi Timeria, że nie korci cię poznanie zawartości Księgi?

-Masz rację, korci mnie. - Stwierdziła dziewczyna. - Zgoda, za tydzień chce widzieć Księgę w swoim pokoju. Inaczej powiem wszystko ojcu. Matka i tak już wszystko wie. 

-Skoro już tu jesteśmy to może się pomodlimy? - Spytał Worner. 

Ogłoszenia parafialne, moi drodzy. Z tego powodu, że tak długo mnie nie było. Pozwalam wam wybrać bohatera, który będzie w następnym rozdziale. Może to być osoba, która miała już rozdział, lub ktoś kto jeszcze rozdziału nie miał. Przepraszam was za opóźnienie, zachęcam jak zwykle do komentowania, gwiazdkowania i wyrażania swojej opinii na temat tej powieści. Bardzo się staram, by dobrze to wyszło i potrzebuje waszych opinii. A tym czasem was żegnam. I do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro