11
Anterion
Mężczyzna leżał w swoje starej komnacie nie mogąc uwierzyć, że mógłby się jeszcze tutaj znaleźć. Miesiące które spędził na ulicy, były dla niego najgorszym koszmarem. A teraz wrócił do punktu wyjścia. Jego życie obróciło się dwa razy i to za sprawą jednego człowieka. Skoro już wrócił do pałacu, postanowił zbadać całą sprawę. Jednak nie mógł zrobić tego bezpośrednio. A co jeśli Aris się dowie, że był tu nieplanowany? Co jeśli dowie się, że jest zmienną. W takim razie kim jest osoba, która nie słyszała jego Słów? Anterion postanowił, że ją odnajdzie. Ona może być kluczem do obalenie Króla.
Anterion podniósł się z łóżka i otworzył drzwi. W progu stał mężczyzna, nie był to Jordan, ani Elis. Popatrzył się na pomieszczenie, po czym zniknął.
Co tu się dzieje? Zdziwił się Anterion. Pokręcił głową i udał się w stronę bawialni.
W bawialni, poza Elisem, nie było nikogo. Mężczyzna siedział przy oknie i oglądał plac Daraaka.
Anterion podszedł do niego .
-Tam kiedyś mieszkałem - Wskazał palcem Elis na jeden z domków. - Dobrze, że mój brat wyjechał do ojca.
-Gdzie mieszka twój ojciec? - Spytał się Anterion.
-W Moście, kilka tygodni temu odbyło się święto Pani. Mój brat brał w nim udział. Domyślam się, że dostał najlepszą kapłankę.
Anterion spojrzał na Elisa. Na jego szyi dostrzegł zieloną plamę, przypominającą łuskę jakiegoś gada.
-Co to jest? - Spytał się wskazując na znamię?
-Pojawiło się po klejnocie, na początku było niewielkich rozmiarów. Jednak szybko zaczęło się rozrastać. Aris powiedział, że to nic takiego i mam się tym nie przejmować.
Anterion rzucił okiem na plac i na sekundę zobaczył targ. Obraz zniknął, plac w dalszym ciągu był pusty, nie licząc kilku osób znajdującym się na nim. Przeprosił Elisa i wyszedł z bawialni. Intrygowała go jedna rzecz, skąd Aris bierze jedzenie. Czyżby sam gotował? Mężczyzna postanowił się tego dowiedzieć. Udał się do kuchni znajdującej się w piwnicy. Nie zaskoczyło go to, że była pusta. Postanowił rozejrzeć się i zobaczyć czy jest jakieś jedzenie. Przejrzał szafki na górze, znalazł jedynie talerze. Chciał sprawdzić szafki na dole, w tym celu schylił się i otworzył ją.
Nagle usłyszał jak ktoś rzuca garnkiem.
-Mówiłem, że ma być mintaj, a nie pstrąg!
Anterion podniósł się wystraszony i zaczął rozglądać wokół. W kuchni oprócz niego, nie było nikogo. Wszystkie garnki wisiały na haku wzdłuż paleniska, a na blatach nie leżała żadna ryba.
-Wariuje - wyszeptał do siebie. - Po prostu wariuje.
Wrócił na górę i udał się do sali tronowej. Na tronie leżała Leita i czytała książkę.
-Co tu robisz? - Zdziwił się Anterion. - To miejsce należy do króla.
-Aris i tak tutaj nie siedzi - odpowiedziała, nie patrząc nawet na niego. - Zresztą i tak mi pozwolił tu siedzieć.
-Nie masz pojęcia gdzie on może być? Mam do niego parę pytań.
-Prędzej to on znajdzie ciebie. Nie szukaj go i tak nie znajdziesz.
Mężczyzna podszedł do tronu i przyjrzał się kobiecie.
-Co ty robisz? - Zdziwiła się Leita, podnosząc wzrok znad książki.
-Chciałem sprawdzić, czy nie masz żadnych zmian na skórze.
-Sprawdź lepiej u siebie - Odgryzła mu się. - A nie zajmuj się mną.
Anterionowi nie wpadło nawet do głowy to, że może mieć jakieś zmiany na ciele.
Wrócił do swojej komnaty i rozebrał się. Podszedł lustra, by zobaczyć zmiany na ciele. Prócz kilku plam wątrobowych na plecach i nogach, nie dostrzegł żadnych specyficznych zmian. Spojrzał jeszcze raz na swoje odbicie i zobaczył, że ktoś za nim stoi. Kobieta w niebieskiej sukni, dokładnie ta sama, którą widział na korytarzu kilka dni temu. Odwrócił się i wciąż ją widział. W ręce trzymała wazon, który rzuciła prosto w Anterionia. Mężczyzna w ostatniej chwili uchylił się i flakon rozbił lustro.
-NIENAWIDZĘ CIĘ! - Krzyknęła kobieta i natychmiast zniknęła.
Po roztrzaskanym wazonie i pękniętym lustrze nie pozostał żaden ślad. Wszystko było na swoim miejscu, tak jakby tej postaci w życiu tu nie było.
Anterion ubrał się i usiadł na łóżku, schował twarz w dłoniach i przez minutę głośno oddychał. Starał się zebrać myśli, jednak na nic to się nie zdało. Postanowił, że się zdrzemnie, a gdy się obudzi poszuka Arisa. Musi mu wyjaśnić, co się z nim dzieje.
Sephora
Proces, pogrzeb i koronacja odbyły się tego samego dnia. Rano, gdy król Soren czuł się najlepiej od czasu choroby, Sephora postanowiła, że to ojciec będzie sędzią w sprawie zamachowca. Wydał wyrok klątwy na niego. Jego dusza zostanie przeniesiona do zwierzyny łownej, takiej jak łoś, albo daniel. Będzie przez resztę swojego życia uciekał przed drapieżnikami. Przemianom towarzyszył obrzęd, przy którym składano hołd Amonie.
Przyniesiono małego i słabego daniela z lasu. Ustawiono mężczyznę w kole, a w drugim przestraszone zwierze. Następnie podpalono stos, wszyscy słyszeli krzyki mężczyzny, który błagał by tego nie robili. Daniel stał i tylko ruszał swoimi uszami. Ogień go nie dotykał, ale mimo tego zwierzę się bało.
Gdy płomień zgasnął, kapłani podeszli, do tego co zostało z ofiary i posypali biedne zwierze.
-Będzie to twoja kara po wsze czasy - Wypowiedział główny kapłan i kazał ludziom puścić daniela.
Kilka godzin później król Soren poczuł się gorzej. Wezwano medyków, jednak żaden nie mógł mu pomóc. Sephora siedziała przy swoim ojcu do samego końca.
-Córko moja - wycharczał król - Chciałem ci dać prezent, to będzie twoje zwierze.
-Ojcze, chyba nie masz zamiaru...
-Nie spokojnie - Uśmiechnął się władca. - Rozag zostanie mój, ty dostaniesz co innego. Będzie to sokół.
-Dlaczego sokół?
-Lornetkę dałem Douglasowi, na prezent dla królowej Wież. Chcę jednak byś i ty mogła obserwować swoje królestwo. Pomyślałem, że sokół będzie najlepszy dla ciebie.
Sephora ścisnęła chore i kruche dłonie swojego ojca i króla.
-Nie chce byś w tak młodym wieku rządziła Fortecą, powinnaś cieszyć się życiem.
-Znajdę na to czas, ojcze. - Wyszeptała. - Przysięgam.
-To dobrze, bo to jedyne jakie masz. Pamiętaj o tym. - Król Soren wydał ostatnie tchnienie.
Kobieta chciała płakać, jednak nie była w stanie. Patrzyła się jedynie na ciało ojca, wyglądał jakby spał.
Wyciągnęła rękę z jego uścisku i wyszła z komnaty.
-Księżniczko? - Odezwał się jeden ze strażników - Czy wszystko w porządku?
-Odszedł - Wyszeptała jedynie i udała się do swoich komnat. Położyła się na łóżko i dopiero zaczęła płakać.
Kilka minut później do pokoju weszła służka. Niosła tacę z pożywieniem.
-Panienko, czy pogrzeb ma się odbyć?
-Tak, chce się pożegnać z moim ojcem. Wieczorem wszyscy mają być przygotowani do koronacji. Nie chce, by Leśna Forteca nie miała władcy.
-Jak sobie życzysz. - Służąca położyła tacę na stole i wyszła.
Sephora wstała z łóżka i podeszła do komody, gdzie trzymała puste listy i atrament. Wyciągnęła dwie kartki i zaczęła pisać.
Do księcia Douglasa
Drogi Bracie!
Niestety, muszę cię poinformować o śmierci naszego ojca i króla. Wiem, że nie dasz rady przypłynąć na pogrzeb, ani na moją koronację. Mam jednak nadzieję, że uda ci się podpisać wszystkie warunki zawarcia pokoju między Leśną Fortecą a Wieżami. Powiadom o tym królową Rossalie i powiedz jej, że pod wszystkim co podpisał ojciec, podpisałam się też ja.
Z wyrazami szacunku i kondolencjami
Księżniczka Sephora
Na całe szczęście przyszła królowa nie pomyliła się i nie musiała pisać drugi raz. Poczekała, aż atrament wyschnie i zwinęła pergamin. Następnie rozgrzała lak i przycisnęła pieczęć z herbem Fortecy.
Wyszła z komnaty i na korytarzu znalazła służkę.
-Wyślij ten list do Wież, do mojego brata.
-Oczywiście Kró... księżniczko.
-już nie długo - Uśmiechnęła się Sephora i poszła do łaźni się umyć.
Gdy skończyła, wróciła do pokoju i ubrała się w czarną suknię. Brązowe włosy związała w ciasny kok.
Do drzwi zapukał strażnik
-Pani, już czas.
Kobieta razem ze strażnikiem wyszła z komnaty, a później z pałacu. Cały zamek i miasto zebrało się na pogrzeb króla. Wyglądał tak samo, jak wtedy gdy Sephora widziała go ostatni raz. Długa siwa broda została uczesana, a jego ciała umyte i wyperfumowane. Ciało znajdowało się na stosie z drewna.
Kapłan odmówił modlitwy w stronę Amony i innych bogów. Księżniczka również odmówiła modlitwę i wzięła pochodnię od jednego strażników. Jako pierwsza podpaliła stos, potem powinien być jej brat. Następny był kapłan i reszta ważnych ludzi. Gdy już ciało byłego króla zostało spalone, Sephora i kilku kapłanów udali się do Świątyni Amony. Tam kobieta przebrała swoją suknię żałobną i założyła strój do koronacji. Długa zielona suknia z jaśniejszymi, obcisłymi rękawami. Spojrzała w lustro i stwierdziła, że zmieni fryzurę rozpuściła kok i związała swoje włosy w warkocz.
-Jak się czujesz, wasza miłość? - Spytał się kapłan.
-W porządku. Dziękuję za troskę. - Uśmiechnęła się i wzięła głęboki oddech.
Odczekała kilka minut i weszła do sali Świątyni. Przeszła przez tłum ludzi i uklęknęła przed ołtarzem. Pomodliła się trochę, następnie wstała i obróciła się.
-Oto Królowa Sephora z rodu Missalów, prawowita władczyni Leśnej Fortecy i protektora wszystkich ziem dookoła.
-Wiwat Królowa! - Krzyczał tłum - Wiwat Królowa! Wiwat Królowa!
Sephora nigdy w życiu nie była tak podekscytowana. Przygotowała się na to całe życie, jednak na to nie była gotowa. Od tej pory została prawowitą królową i teraz musi się opiekować tymi ludźmi.
Worner
Worner siedział po turecku na łóżku i przeglądał Księgę. Trafił na słownik, który zaczął przeglądać. Przeglądając go trafił na słowo Mały. Mimowolnie się uśmiechnął i przekartkował książkę i znalazł słowo Poskramiacz. Kiedyś tak go nazywano i jego imię faktycznie tak kiedyś brzmiało. Widocznie czasami twoje imię nie jest ukryte. Dobrze, że nie użyli jego Słów, tylko mowy potocznej. Obecnie jego prawdziwe imię uległo zmianie i nie posiadało przedrostka Mały. Teraz powinni nazywać go tylko Poskramiaczem.
Worner zamknął oczy i skupił się na swoim imieniu. I faktycznie, brzmiało bardzo podobnie do tego słowa, które znalazł w Księdze.
Postanowił znaleźć imię Jo'a. W wolnym tłumaczeniu znaczyło tylko co Poszukiwacz, lub Szukający. Bogowie byli dobrzy w wykonywaniu swojej roboty i nadawaniu ludziom Imion.
Ktoś zapukał do drzwi. Worner podskoczył i schował księgę za siebie.
Do środka weszła Timeria.
-Ojciec chcę widzieć nas wszystkich na dole. Mówi, że to coś ważnego.
-Zaraz będę - Powiedział i schował Księgę pod łóżko. - Za kilka dni ją dostaniesz, do tego czasu...
-Mam siedzieć cicho - Dokończyła jego siostra. - Pamiętam.
Gdy dziewczyna wyszła z pomieszczenia. Chłopak ponownie schylił się po Księgę. Jeżeli myślała, że dowie się o jego kryjówce, to się przeliczyła. Worner podszedł do szafy i delikatnie ją odsunął. Przecisnął Księgę i wcisnął ją do dziury w ścianie. Następnie dosunął mebel i oddalił się by sprawdzić, czy widać jakąś różnicę. Ucieszony, że nie dostrzegł żadnej różnicy, zszedł na dół.
W pokoju rodzinnym siedzieli już Olna i Seran, którzy bawili się klockami i szmacianymi lalkami. Jo siedział na kanapie i czytał książkę. Timeria i Lydia były w kuchni i przygotowywały przekąski dla rodzeństwa. Carel wszedł właśnie do domu i zdjął swoją kurtkę.
-No wszyscy są - Uśmiechnął się ich ojciec, który wyszedł ze swojego pokoju. - Mam dla was wiadomości.
-Dobre czy złe? - Spytał się Carel.
-A to już musicie ocenić sami. Dostałem list od babci.
-Wszystko w porządku z Teryfionem i Haną? - Zapytała się Timeria, która właśnie wyszła z kuchni.
-Kilka dni temu wyruszyli do Ulararu, więc wszystko z nimi w porządku. Babcia pisze, że chciałaby by was zobaczyć. Dlatego już dzisiaj wyruszycie do Północnego Królestwa.
-A ty, tato? - Spytał się Jo, podnosząc nos znad książki.
-Ja zostaję, mam tu coś do załatwienia. - Odparł Gerard - No lećcie na górę i się pakujcie. Pomogę tym młodszym.
Worner dobrze wiedział, że już nie należy do młodszych dzieci i po spakowaniu się powinien pomóc innym. Wrócił do siebie i wyciągnął duży worek, do którego spakował swoje rzeczy. Chciał zabrać Księgę, jednak zdał sobie sprawę, że tam łatwiej będzie ją wykryć. Postanowił, ją tu zostawić z nadzieją, że nikt jej nie znajdzie.
Gdy już wszyscy byli gotowi, wsiedli do dużej karety. Seran usiadł Timerii na kolanach. Kareta była mała, ale przynajmniej było ciepło. Bagaże spakowali na dach.
-Szkoda, że tata nie jedzie z nami - Powiedział Carel. - Ale cieszę się, że zobaczę się z dziadkiem i babcią.
-A ja nie mogę się doczekać, aż zobaczę się Myrcellą - Uśmiechnęła się najstarsza siostra.
Powóz ruszył, przez zaśnieżony szlak prosto do Północnego Królestwa.
-Będą trzy postoje - Obliczył Jo. - Zakład?
-Cztery - zaprzeczyła jego bliźniacza siostra.
-Chcesz przez cały tydzień sprzątać za mnie? - Zdziwił się jej brat.
-Nie, to ty chcesz sprzątać za mnie przez tydzień.
Lydia wyciągnęła rękę do brata, ten ją złapał.
-Niech Hantor będzie świadkiem - Wymówili jednocześnie.
-Niech Hantor będzie świadkiem - Powtórzyła reszta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro