11th
- Od początku - powiedział Archie - ta tajemnicza dziewczyna...
- Nie wiadomo czy dziewczyna - zaprotestował Jughead trzymając przy uchu telefon.
- Nieważne - mruknął rudowłosy. - Ta tajemnicza... osoba nie odzywała się do ciebie przez tyle czasu, a teraz nagle odpisała i uważasz, że chce się ujawnić?
- Na pewno! Pod cytatem piosenki napisała: 14 dni. Odlicza do czegoś. To musi być nasze pierwsze, wspólne spotkanie twarzą w twarz, Archie.
- A może łudzi się, że za czternaście dni wyjedziesz - śmiech Andrewsa rozbrzmiał w uchu Jugheada.
Jug wywrócił ostentacyjnie oczami, mimo że i tak jego przyjaciel tego nie widział. Czarnowłosy spojrzał w stronę okna sąsiadów, gdzie szyba pozostawała zasłonięta roletą. Jones nadal nie wiedział, co powinien odpisać. Myślał nad tym od wczoraj. A za godzinę musiał wychodzić do pracy. Na samą myśl o spędzeniu ośmiu godzin z Faydrą dostawał migreny.
- Bardzo śmieszne, zapisz się do cyrku, żeby rozbawiać tłumy, idealnie się nadajesz - mruknął, na co Archie jeszcze głośniej się zaśmiał. - Na razie, Andrews - dodał, po czym się rozłączył.
Na prysznic oraz ubranie się przeznaczył połowę swojego czasu, więc musiał szybko zjeść śniadanie, czego nie znosił. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, musiało być solidne i w spokojnej atmosferze. W tamtej chwili próbował sobie przypomnieć, dlaczego zdecydował się pomagać przy pracach w ogrodzie. Ach, tak, dla całkiem niezłej wypłaty.
Ciocia Irmina przygotowała dla swojego bratanka jajecznicę z bekonem oraz cztery kanapki do pracy. Była bardzo zadowolona z faktu, że Jug nie spędzi całych wakacji stukając w klawisze klawiatury laptopa. Chciała, żeby spędzał czas na świeżym powietrzu. Jughead nie podzielał jej entuzjazmu, ale nigdy nie odmawiał jedzenia. Dostał wytyczne od ciotki, gdzie dokładnie ma się udać, a potem wzajemnie życzyli sobie miłego dnia.
W Lester nastąpiło delikatne ochłodzenie. Ciemne chmury zbierały się na deszcz, co odrobinę cieszyło Juga. Może nie będzie musiał pracować zbyt długo razem z Faydrą? Niestety w niektórych miejscach słońce przebijało się rażąc oczy chłopaka. Po dwudziestu minutach pieszej wędrówki dotarł pod ogromny dom. Nie trudno było dostrzec, że z zewnątrz został świeżo odnowiony. Świadczyły o tym między innymi zostawione przez robotników rusztowania.
Fay czekałam na Jugheada przed ogromną bramą. Wyglądała na podekscytowaną. Już z odległości stu metrów uśmiechała się do chłopaka, który cały czas zastanawiał się, czy aby na pewno pieniądze są tego warte. Podobno po południu miał przyjechać ojciec dziewczyny, by sprawdzić, jak sobie radzą. Miał nadzieję, że dożyje szesnastej. Faydra miała obecnie jasnoróżowe włosy, które były doskonale widoczne niczym Mur Chiński z kosmosu. Gdyby zgubili się w nocą w mrocznym lesie i goniłaby ich jakaś bestia, namierzyłaby ich w ciągu kilku sekund. Jones uśmiechnął się pod nosem. Nie ich tylko ją, bo pierwsze, co by zrobił, to uciekł od niej jak najdalej to możliwe.
- Jughead! - krzyknęła do chłopaka jednocześnie machając ręką. - Myślałam, że mój ojciec żartuje. A jednak! Będziemy razem pracować.
- Pokaż mi, co mam robić, żebyśmy nie tracili czasu - odpowiedział siląc się na najprzyjemniejszy ton jaki potrafił.
Faydra skinęła głową, po czym zaprowadziła go do schowka z narzędziami ogrodowymi. Jug miał najpierw za zadanie przycięcie żywopłotu, który otaczał całą posiadłość. Tymczasem Fay wybrała sobie zajęcie w zupełnie innej części ogromnego ogrodu, w jakim przyszło im pracować. To mu zdecydowanie pasowało. Mógł spokojnie włożyć słuchawki w uszy, włączyć muzykę i całkowicie skupić się na nowym obowiązku. Wiedział, że przez najbliższe osiem godzin będzie zapewne ciął ten cholerny żywopłot, ale i tak był wdzięczny za samotność.
W południe nastąpiła przerwa, więc chłopak schował się w cieniu rzucanym przez klon. Wyciągnął swoje drugie śniadanie oraz butelkę wody, po czym zabrał się za jedzenie, póki w pobliżu nie było jego gadającej znajomej. W jego uszach nadal pozostawały słuchawki, ale dokładnie od godziny słuchał jednej z piosenek Foo Fighters, która nie mogła opuścić jego głowy. Jej fragment idealnie nadawał się na odpowiedź do tajemniczej osoby. Piosenka nazywała się Arlandria. Na początku brzmiała dość spokojnie, ale z czasem rozkręcała się i słychać było cudowny, mocny, z idealną chrypką wokal Dave'a Grohla.
"Chase...all of those memories away,
Save them all for another day,
Don't you remember it was rain that drowned you?"*
- Smacznego. - głos Fay przerwał mu spokojne delektowanie się muzyką... no i oczywiście kanapką.
- Dzięki - odpowiedział skupiając swój wzrok całkowicie na etykietce, która znajdowała się na butelce wody.
- Hej, Jughead, masz może ochotę po pracy pójść nad jezioro?
- Masz na myśli my i twoi znajomi? - spytał czarnowłosy.
- Nie, tylko my we dwójkę - odpowiedziała spokojnie.
Jug zaczął się krztusić, przez co jego twarz wyglądała jak dojrzały pomidor. Nie dość, że musi z nią obcować, to jeszcze Fay doprowadziła do tego, iż prawie się udusił. Kawałek bułki poleciał dwa metry przed niego prosto z jego gardła. Odpowiedź była dla niego oczywista: NIE MA MOWY.
- Muszę pomóc ciotce po pracy, obiecałem jej - odpowiedział.
Nadal nie rozumiał, czemu starał się delikatnie ją spławić. To nie było w jego stylu. Jak coś mu się nie podobało, to otwarcie o tym mówił. Może tym razem nie chciał wyjść na aż tak wielkiego bufona jakim jest? Archie często mówi, że Juggie jest bufonem, ale co ten rudowłosy półgłówek mógł o tym wiedzieć? Okej, może jednak nim był...
Zanim Faydra odezwała się ponownie, Jones wstał i zabrał się z powrotem do pracy. Wytrzymanie z nią przez następnie dwa tygodnie będzie sprawdzianem siły i cierpliwości dla niego. Na szczęście kolejne cztery godziny minęły dość szybko i po krótkiej rozmowie z ojcem Fay (który był bardzo sympatycznym mężczyzną), pobiegł do domu. Pierwsze słowa jakie wypowiedział po przekroczeniu progu to: błagam, dajcie mi coś do jedzenia.
- Jak tam w pracy, Jug? - spytała ciotka nalewając zupy do miski dla chłopaka.
- Ujdzie. Czy mogę zabrać jedzenie do pokoju? - spytał mając w głowie cały czas to, że jeszcze nie wysłał odpowiedzi do tajemniczego sąsiada.
- Jasne, kochanie. Thomas zajął twoje łóżko, strasznie za tobą dzisiaj tęsknił! - krzyknęła jeszcze pani Lawton za swoim odchodzącym bratankiem.
Jughead wbiegł po schodach, oczywiście omijając ten trzeszczący, położył tacę na biurku i zabrał się za zapisanie cytatu. Nawet jedzenie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
* Odpędź wszystkie te wspomnienia
Zostaw je na inny raz.
Zapomniałaś już, że to deszcz cię utopił?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro