Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Las

Opowieść dedykuję dla read_write_exist :*

🍃{Max}🍃

Ostatni raz patrzę na nasze wspólne zdjęcia. Przeglądam je powoli. Natrafiam na jedno, gdzie trzymamy się za ręce i stoimy w lekkim oddaleniu. Jesteśmy zwróceni przodem do obiektywu. W tle widać zachód słońca, a my uśmiechnięci skaczemy przez fale.

Teraz także się uśmiecham.

I przedzieram zdjęcie na pół.

Zniszczone, ląduje u moich stóp.

🍃{Lil}🍃

Autobus wysadza mnie z siostrą przy głównej drodze. Skręcamy w lewo i polną drogą idziemy do małej wsi położonej niedaleko. W oddali widzę dom dziadków, u których spędzamy wakacje.

Mijamy pola obsadzone kukurydzą i zbożem. Dookoła panuje cisza. Biorę głęboki wdech. Napawam się czystym powietrzem.

Gdy mijamy las, kierujemy się znów w lewo, na główną ulicę małej wioski.

🍃{Max}🍃

Wychodzę z domu, zatrzaskując mocno drzwi.

Potrzebuje ciszy... Spokoju... Chwili oddechu...

Wiem, że muszę gdzieś odpocząć. Uciec. Przemyśleć wszystko jeszcze raz.

Od początku.

Wsiadam na swój rower i niewiele myśląc wyjeżdżam z podwórka.

Nie wiedząc gdzie znajdę wymarzony spokój, kieruję się w końcu w stronę lasu.

🍃{Lil}🍃

Gdy jesteśmy już prawie przed domem dziadków, zza domu naprzeciwko wyjeżdża rower. Chłopak na nim, szybko pedałuje. Widać, że jest zamyślony. Dopiero po chwili nas zauważa i o mało nie potrąca. Mruczy pod nosem ciche "Przepraszam" i mija nas, kierując się w stronę, z której właśnie przyszłyśmy.

Lekko oszołomione wchodzimy wreszcie do domu.

🍃{Max}🍃

Jadę w słońcu, dopóki stare drzewa nie ukryją mnie pod swoimi zielonymi liśćmi. Czuję chłód bijący od lasu, który mnie przesiąka. Miła odmiana od letniego upału.

Jadę jeszcze jakiś kawałek i na rozwidleniu dróg, skręcam w prawo.

Szukam dobrego miejsca. Po jakimś czasie zatrzymuję się przy przewróconym drzewie i siadam na nim. Rower leży rzucony na trawę.

Chowam głowę w dłoniach. Nie mogę odpedzić się od okropnych myśli. W głowie kłębią się najróżniejsze scenariusze, jednak wszystkie mają taki sam koniec.

Przykry koniec.

Co ja głupi narobiłem?!

🍃{Lil}🍃

Gdy już wszystko rozpakowuję, mam czas dla siebie. Biorę ulubionego psa dziadka - suczkę Roxy i idę się przejść. Planuję krótki spacer po wiosce, jednak z jakiegoś powodu po chwili jestem pod lasem, do którego zabroniono mi wchodzić.

Stoję pod wielką ścianą z drzew. Drzew, które muszą mieć po kilkadziesiąt lat. Jak nie więcej. Wiatr lekko porusza ich ciężkimi gałęziami. Przez ich gęste korony ledwo przedzierają się promienie popołudniowego słońca.

Przy nich czuję się taka mała i bezbronna. Jednak całkowicie bezpieczna. Nie ze względu na Roxy, choć zdecydowanie dodaje mi otuchy. Nie odczuwam strachu, tylko chęć zjednoczenia się z tą niesamowitą naturą.

Coś mnie przyciąga do tego miejsca i muszę odkryć co. Nawet jeśli to niebezpieczne.

Ostatni raz się odwracam i ruszam przed siebie, zapuszczając się w mrok.

🍃{Max}🍃

Może miała rację?
Może rzeczywiście byłem dla niej nieodpowiedni?
Wyrzucała mi różne rzeczy. Wtedy nie chciałem jej słuchać. Ale wtedy było już za późno. A ja nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Byłem głupkiem, egoistą.
Rozumiem, dlaczego to powiedziała.
Ale dlaczego zrobiła to akurat dzisiaj rano?
Dlaczego DZISIAJ?!

🍃{Lil}🍃

Spacer lasem jest cudowny. Podziwiam wiekowe drzewa. Dotykam starą korę rozdrapaną przez zwierzęta. Słucham pięknych nawoływań ptaków. Mijam ogromne mrowiska. Widzę rozoraną ziemię przez dziki.

Wszędzie zauważam oznaki życia. Życia zupełnie innego od mojego i o wiele bardziej fascynującego.

Idziemy jeszcze jakiś czas i odpinam Roxy ze smyczy. Macha do mnie wesoło ogonem. Chcę by powęszyła sobie po lesie. Nie martwię się o nią. Wierna psina zawsze do mnie wraca.

Ja tymczasem zatracam się w chwili.
Mogłabym tak zostać na zawsze.
Jestem częścią lasu.
Wiem to.

Cudowne uczucie...

Gdy dochodzimy do rozwidlenia dróg, zatrzymuję się. Nie wiem dokąd prowadzą. Wybieram tą po lewej.

Mijając kolejne zakręty, orientuję się, że kompletnie nie wiem gdzie jestem. I jak mam wrócić do domu. Do tego Roxy nie przychodzi na moje wołanie. Widzę tylko, jak staje czujna i nasłuchuje. Zaczyna szczekać, a po chwili znika za niewielkim wzniesieniem.

Chwilę później słyszę zduszony okrzyk.

Biegnę przestraszona za psem.

🍃{Max}🍃

Gdy słyszę głośne szczekanie, odwracam głowę. Zza małej górki wypada wielki labrador. Z zaskoczenia wydaję zduszony okrzyk. Pies biegnie w moją stronę. Gdy jest blisko zaczyna wszystko obwąchiwać i skakać dookoła mnie. Początkowo przestraszony, zeskakuję z drzewa i zaczynamam go uspokajać.

– No już, spokojnie! Siad! – mówię do psa znikąd – Skąd ty się tu wziąłeś? – przyglądam mu się – Ja cię znam! Roxy! – uśmiecham się – Nieładnie tak uciekać!

Rozpoznaję suczkę sąsiadów z naprzeciwka. Zaczynam ją głaskać. Wreszcie trochę się uspokaja.

– Roxy! Wracaj, natychmiast! – rozlega się głos jakieś dziewczyny. Trzymając psa, odwracam się w stronę, z której on dobiega.

Widzę jak dziewczyna wyłania się zza pagórka. Stoi na tle wielkich drzew. Jej ciemne włosy są rozwiane na wszystkie strony. Na twarzy widać niepokój.

Rozpoznaję w niej dziewczynę, którą prawie dziś potrąciłem rowerem.

Ona odnajduje wzrokiem psa i na ten widok otwiera szeroko oczy. Podbiega do nas przejęta.

– Przepraszam za nią! Uciekła mi. –  oddaję jej psa. Zaczepia go na smycz. –  Nic ci nie jest? – pyta i spogląda w moje oczy.

Czemu czas na chwilę się zatrzymał?!

🍃{Lil}🍃

Jego ciemne oczy są... smutne? Zmęczone? Pełne wyrzutów?

Nie patrz tak na niego!

Speszona odwracam wzrok.

– Nie, nic mi nie jest – mówi chłopak, który dziś prawie nas potrącił. Zauważam nawet ten sam rower leżący przy drzewie. – Chyba nie powinnaś jej tak wypuszczać. Roxy jest nieprzewidywalna.

– Wiesz, jak się wabi? – pytam co najmniej zdziwiona.

– Tak. Mieszkam naprzeciwko i dobrze znam twoich... dziadków, jak się domyślam? – kiwam głową. To by było nawet logiczne. – A poza tym... wołałaś ją przed chwilą... – mówi z lekkim uśmiechem.

No tak... Idiotka ze mnie...

Też się uśmiecham. Po chwili słychać nasz wspólny śmiech, rozbrzmiewający między drzewami.

Roxy zaczyna się niecierpliwić.

– Chyba powinnam wracać. – Naprawdę nie chcę opuszczać tego miejsca... – Tylko... nie wiem którędy. Zgubiłam się – mówię z lekkim wstydem.

– Przecież idziesz do wsi, tak? Mogę cię zaprowadzić – mówi chłopak i podnosi swój rower.

– Dzięki – odpowiadam. – A tak w ogóle, jestem Lil.

– Max – mówi i uśmiecha się szeroko.

Odchodzimy w stronę domu, rozmawiając. Jest całkiem przyjemnie.

Ale ja mam w głowie jedno nurtujące mnie pytanie, którego nie potrafię zadać.

Czemu siedział sam w lesie tyle czasu?!

🍃{Max}🍃

Jesteśmy pod domem jej dziadków. Żegnamy się. Ona mi dziekuje za odprowadzenie, ja mówię że nie ma za co. Postanawiamy jutro też się spotkać. Tylko już nie w lesie.

Odchodzę do domu uśmiechnięty.

Nie wiem jak Lil to zrobiła, ale sprawiła, że na jakiś czas przestałem myśleć o ...

...nikim...

🍃{Lil}🍃

– Więc mieszkasz tutaj dopiero od niedawna? – pytam Maxa.

– Tak. Ale zdążyłem bardzo polubić to miejsce.

Idziemy powoli przez wioskę. Max opisuje mi, dlaczego opuścił poprzedni dom i zamieszkał z rodzicami w tej spokojnej wsi.

Jest otwarty i szczery. Ja też staram się taka być.

Dobrze się razem dogadujemy. Znalazłam z nim wspólny język, co nie zdarza mi się często.

Teraz spotkania są nieodłączną częścią naszych dni.

🍃{Max}🍃

Jesteśmy znów pod lasem. To nasze ulubione miejsce.

Leżę oparty o jedno z drzew, a Lil ma głowę na moich nogach. Czyta książkę. Ja ją cicho obserwuję, udając, że też coś czytam.

Jej delikatna twarz jest lekko oświetlona. Na twarz opada kilka kosmyków ciemnych włosów. Zielone oczy przemykają szybko po słowach w książce. Jest skoncentrowana na akcji.

Jest piękna.

Nie mogę się powstrzymać i lekko przeczesuję palcami jej długie włosy.

🍃{Lil}🍃

Odgarniam kolejne złote kłosy zboża. Rozglądam się na wszystkie strony. Nie zauważam żadnego ruchu.

Gdzie on się schował?

Idę jeszcze kawałek. Staram się być cicho.

Wszędzie gdzie spojrzę jest wysokie zboże. Tylko nade mną jest błękitne niebo.

Chyba znów się zgubiłam...

Nagle Max wyskakuje przede mną z głośnym krzykiem i spada na mnie. Też krzyczę i zaczynamy się turlać po ziemi.

Po chwili ze śmiechem leżymy splączeni razem pośród zboża. Jesteśmy zdyszani i ciężko oddychamy.

– Max... - mówię, gdy udaje mi się złapać oddech – To moje najlepsze wakacje. Dzięki tobie.

Patrzy na mnie.
Zatracam się w tym spojrzeniu.
W tej chwili.

W nim.

– W takim razie niech będą jeszcze lepsze.

I całuje mnie.

🍃 KONIEC 🍃

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro