Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ III ☾

Przez resztę wieczoru, podczas którego zdecydowali się zacząć od nowa, Eleonora i Lestat spacerowali w o wiele bardziej pozytywnych nastrojach niż wcześniej. Rozeszli się dopiero przed świtem i umówili na północ następnej nocy. Pierwszą jej połowę Eleonora spędziła u Louisa, czując się jak na przedstawianych w filmach piżama party. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, a on stwierdził, że jakkolwiek sytuacja jej i Lestata jest popaprana, to jest w stanie ją zrozumieć. A przede wszystkim zrozumieć to dziwne przyciąganie, które nie daje zapomnieć.

Lestat przynajmniej nie był Claudią i nie zawrócił jej w głowie aż tak, jak jemu ta mała złotowłosa, po której wciąż nosił wewnątrz żałobę...

Gdy wybiła północ, Eleonora stała pod teatrem, bo nie zamierzała w żaden sposób ułatwiać mu spotykania się i wybierać miejsca bliższego do jego kwatery.

– Cała minuta spóźnienia! – powiedziała, splatając ręce na torsie w ramach powitania.

– Przepraszam, trochę się rozproszyłem – wyjaśnił, rozglądając się mało dyskretnie. – Wydaje mi się, że jest tu trochę zbyt dużo nam podobnych. Nie wiem, co ich tu ściąga.

– A spotkałeś kogoś znajomego? – Zmarszczyła brwi.

– Nie, ale wyczuwam inne wampiry – przyznał. – Po drugiej stronie miasta. Nie mam pojęcia, kto to.

– Może ktoś ze Starego Kontynentu postanowił zrobić sobie wycieczkę – stwierdziła Ellie, nieszczególnie tym przejęta.

– I wszyscy naraz znaleźliśmy się tutaj? – zaczął się zastanawiać. – Ja, ty, Louis, oni... Coś mi tu nie gra.

– Przypadki chodzą i po ludziach, i po wampirach – stwierdziła. – Ja bym się tym nie przejmowała aż tak bardzo na twoim miejscu. Zresztą, może to wina tej książki Louisa.

– Niewykluczone – zgodził się Lestat. – Zdążyłem ją wczoraj przeczytać i przyznam szczerze, że trochę mi przykro.

– Tobie? Przykro? – Eleonora przekręciła głowę w zaskoczeniu.

– Wyszedłem na bezuczuciowego potwora i głównego antagonistę – powiedział, krzywiąc się.

– A to nim nie jesteś? – zapytała prowokacyjnie, za co zganił ją spojrzeniem.

To właśnie w niej lubił. Większość wampirów, które znał, z czasem była coraz bardziej sztywna. Najmilej wspominał wampirze lata spędzone właśnie z Eleonorą, z Louisem i Claudią, oczywiście dopóki nie próbowali go zabić, ale to szczegół. Może Marius był trochę bardziej ,,ludzki", może trochę jego matka, może i na swój sposób Armand, ale żadne z nich na pewno nie miało tyle młodzieńczej energii po tak wielu latach życia. Eleonora miała, nawet jeśli tylko przy nim i nawet, jeśli objawiało się to zgryźliwością.

Lestat nie mógł wiedzieć, że od wielu już lat myślała o tym, by osiąść w jakimś miejscu oddalonym od ludzi i odpocząć od życia, tak jak czynił to Marius, gdy Lestat u niego gościł. Jej energia wiązała się tylko z tym, że znów miała ich przy sobie. Obu, a zwłaszcza jego.

– Skoro się ze mną zadajesz, to chyba nie jestem zły – stwierdził z lekkim uśmiechem.

– To jeszcze o niczym nie świadczy. Ja też nie jestem dobrą osobą do zadawania się – uznała, podnosząc wyżej podbródek. – Zbyt wiele mnie nauczyłeś!

Lestat przewrócił oczami. Zupełnie inaczej było rozmawiać z nią jak równy z równym. Nie mieli teraz żadnego układu między sobą, nic poza odległą przeszłością i gatunkiem ich nie łączyło. Mieli kawałek wspólnego życia, ale niemal dwie setki lat osobnego, odrębnego i niezależnego. To było na swój sposób jeszcze bardziej interesujące niż poprzednio.

– Nie wspominał o tobie – zauważył Lestat, odnosząc się do książki. – Louis.

– Dotrzymał danego słowa – odpowiedziała prosto. – I mam nadzieję, że jak wydasz swoją, to również go dotrzymasz.

– Czyli uważasz, że to jednak dobry pomysł? – Uniósł brwi.

– Nie wiem, czy dobry. – Wzruszyła ramionami. – Obawiam się, że inne wampiry mogą cię znienawidzić, ale przynajmniej oczyścisz swoje imię.

– Myślę, że i tak znienawidzą mnie za to, że dołączyłem do zespołu rockowego, bo to zbyt duże ryzyko – wzruszył ramionami.


Zbliżał się już świt, a oni zdecydowali się spać tego dnia razem. Oczywiście, bez żadnych podtekstów. Nie chcieli po prostu tracić w nocy czasu na szukanie się po całym mieście, a mieli sobie jeszcze dużo do opowiedzenia. Z miejsca, w którym byli, zdecydowanie bliżej mieli do hotelu, w którym zatrzymał się Lestat i tam też się udali.

– Zapomniałem, że już nie mieszkam sam – westchnął, trzymając rękę na klamce hotelu, gdzie wynajmowali apartament z kilkoma pokojami. – Tough Cookie, Alex i Larry... Nie sądzę, że są w pokojach.

Wszyscy na pewno jeszcze spali, niemniej po tym, jak tego wieczora imprezowali, spodziewał się, że posnęli w salonie. Nieszczególnie odpowiadało mu przedstawianie im Eleonory teraz. Eleonory, o której swoją drogą nawet Louis nie wspominał. Byłoby to z lekka niezręczne dla każdej ze stron.

– Przepraszam cię, Ellie, znam ich tak krótko, że... – pokręcił głową. Spędzając z nią czas całkowicie o tym zapomniał. Wstyd było się przyznał, ale choć lubił swoich śmiertelników, nie zostawili jeszcze w jego wiekowym życiu wyraźnego śladu. Mało zadowolony z siebie przyznał cicho: – Zapomniałem, że istnieją.

– W takim razie idziemy do mnie – odpowiedziała, domyślając się, że po przebudzeniu może być nie do końca komfortowo. Nie chciała robić mu dodatkowych problemów ze śmiertelnikami.

– Tylko że już nie mamy czasu – zaprzeczył, nieszczególnie zadowolony, ale pogodzony z tym, że będzie musiał wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo.

– Zdążymy – uznała beztrosko, odwracając się gwałtownie.

– Eleonoro! – zawołał, gdy puściła jego rękę i wbrew temu, co mówił, pobiegła z robawieniem w boczną uliczkę.

Nie zatrzymała się i nie zawróciła.

– Do cholery jasnej, igrasz ze śmiercią! – krzyknął. Ruszył za nią i zatrzymał się, dostrzegając, że jednak na niego czeka, tuż za rogiem.

– Może ja lubię igrać ze śmiercią? – Spojrzała na niego figlarnie i wyciągnęła rękę.

Odnajdując w tym wspomnienie ich pierwszej nocy, pokręcił głową i ujął jej dłoń. Musieli wysilić się bardziej niż zwykle, by zdążyć niczym dwa duchy przemknąć przez tych kilka przecznic.

Zdążyli w ostatnim momencie.


– Jesteś jeszcze bardziej głupia i nienormalna, niż jak byłaś człowiekiem! – zarzucił jej, wsuwając dłonie we włosy, gdy znaleźli się już w jej pokoju, w zupełnych ciemnościach dzięki zasłoniętym, grubym kotarom.

Eleonora zapaliła światło i znalazła się w fotelu tak szybko, że wydawało się, jakby rozbłysło samo.

– Nie mów, że nie podobał ci się ten skok adrenaliny – powiedziała filuternie. – Poza tym, jesteśmy sami, tak jak sobie życzyłeś.

– Ale... Nie możesz tak robić! – upomniał ją, wciąż nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, że na kilka minut przed wschodem słońca zdecydowała się przedostać do innej dzielnicy. Tylko cudem udało im się zdążyć, choć jego skóra i tak różowiła się bynajmniej nie od wypitej wcześniej krwi. Skóra Eleonory zdawała się być węcz nieco przypalona w kilku miejscach. Na szczęście przez sen te poparzenia znikną.

– Och, Lestat, nie musisz mnie pouczać. – Spojrzała na niego spod opuszczonych powiek. – Kiedy ty spałeś, ja intensywnie żyłam. À propos spania, to tak jak kiedyś ja musiałam dzielić z tobą łoże, tak ty teraz podzielisz ze mną trumnę i mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać.

– Ale ty poszłaś wtedy spać z Louisem – zauważył, ale ona tylko wzruszyła niewinnie ramionami i butem zsunęła wieko trumny.

– Też byś tak mógł, ale zdaje mi się, że już nie zdążysz.


Eleonora obudziła się, czując pod sobą chłód ciała. Uświadomiła sobie, że jej prawa dłoń jest spleciona z inną, a lewa leży na piersi Lestata. Jego usta dotykały jej skroni, jakby nieświadome.

Natychmiast poderwała się do góry, uderzając boleśnie potylicą w wieko trumny.

Syknęła cicho, dotykając głowy i nieomal uderzając się w łokieć. Zbyt ciasno. Była wampirem, jasne, ale sprawiło to tyle złego, że we wszystko uderzyła zdecydowanie mocniej.

– Nie śpię – oznajmił miękko.

– Cudownie – odpowiedziała z ironią i odkryła wieko, dość szybko opuszczając trumnę, by ograniczyć bycie blisko do minimum.
– Nie musiałaś tak od razu uciekać – powiedział, siadając w środku i przerzucając nogi na zewnątrz.

– Nie uciekłam, po prostu mam nadmiar energii i jestem głodna – wyjaśniła, splatając ręce na piersiach. Jej policzki i dłonie znów były bez skazy, mimo wczorajszych popatrzeń.

– Gdzie dziś polujemy? – zapytał, wstając i wygładzając pognieciony przez sen strój.

– Co powiesz na dramę po weselu z morderstwem na pierwszym planie? – Spojrzała na niego pytająco.

– Aż tak? – Przechylił głowę i uśmiechnął się lekko. – Chcesz się afiszować?

– Nie, ale mam ochotę na ofiarę, która wygląda chociaż trochę przyzwoicie – przyznała. – Bezdomni i alkoholicy to trochę mało zróżnicowane menu.

– No dobrze, my lady – wyciągnął do niej dłoń. – W takim razie zapraszam cię na kolację.

Eleonora uśmiechnęła się subtelnie.

– Trochę tęsknię za czasami, kiedy ciągle nawijałeś po francusku – przyznała, a Lestat przewrócił oczami i przepuścił ją w drzwiach.

– Nie jesteśmy już w Nowym Orleanie – zauważył, trzymając się z nią pod rękę i biorąc od niej klucze, żeby zamknąć pokój.

– No to co? – Uniosła brwi. – Twoje chérie było bardzo romantyczne, nawet jeśli używałeś tego w stosunku do wszystkich kobiet.

Lestat westchnął i spojrzał na nią z politowaniem. Mimo to jego fioletowe oczy się śmiały.

– Nie będziesz tego teraz używać, co? Bo ci o tym wspomniałam? – uśmiechnęła się z rozbawieniem. Wyszli właśnie na zewnątrz. – Mogłam milczeć.

– Częściowo masz rację – powiedział – ale nie dlatego już tak nie mówię. Za każdym razem, kiedy sobie o tym myślę, przypomina mi się jakim egoistą byłem.

– Masz rację, wtedy to było egoistyczne – przyznała i obróciła się tak, by stanąć na wprost niego. – Ale gdyby nie to, teraz bym tu nie stała.

– Mówisz, że mimo to jesteś szczęśliwa? – zapytał ostrożnie. Mieli do tego już nie wracać, ale nie dało się  całkowicie o tym zapomnieć.

– Szczęście to za mocne słowo – powiedziała. – Ale mimo wszystko nie żałuję, że nie pozwoliłeś mi umrzeć.

Zmieniła się, to fakt. Wewnętrznie była już kimś zupełnie innym i tak jak każdy wampir, rodząc się z mroku, umarła jako człowiek. W pewnym sensie tego właśnie kiedyś dla siebie chciała.

– To znaczy, że jednak mi wybaczyłaś? – zapytał ostrożnie.

– Już dawno – odpowiedziała i widząc na jego twarzy uśmiech, wtuliła się w niego, ciesząc się, że znów są blisko. Odsunęła się po chwili i rzuciła z uśmiechem: – Ale nadal jestem głodna, a zegar tyka!

Lestat uśmiechnął się i oboje w o wiele lepszych niż przez te kilka dni nastrojach ruszyli przed siebie, a ich dłonie samoistnie się ze sobą splotły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro