☽ III ☾
Przez resztę wieczoru, podczas którego zdecydowali się zacząć od nowa, Eleonora i Lestat spacerowali w o wiele bardziej pozytywnych nastrojach niż wcześniej. Rozeszli się dopiero przed świtem i umówili na północ następnej nocy. Pierwszą jej połowę Eleonora spędziła u Louisa, czując się jak na przedstawianych w filmach piżama party. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, a on stwierdził, że jakkolwiek sytuacja jej i Lestata jest popaprana, to jest w stanie ją zrozumieć. A przede wszystkim zrozumieć to dziwne przyciąganie, które nie daje zapomnieć.
Lestat przynajmniej nie był Claudią i nie zawrócił jej w głowie aż tak, jak jemu ta mała złotowłosa, po której wciąż nosił wewnątrz żałobę...
Gdy wybiła północ, Eleonora stała pod teatrem, bo nie zamierzała w żaden sposób ułatwiać mu spotykania się i wybierać miejsca bliższego do jego kwatery.
– Cała minuta spóźnienia! – powiedziała, splatając ręce na torsie w ramach powitania.
– Przepraszam, trochę się rozproszyłem – wyjaśnił, rozglądając się mało dyskretnie. – Wydaje mi się, że jest tu trochę zbyt dużo nam podobnych. Nie wiem, co ich tu ściąga.
– A spotkałeś kogoś znajomego? – Zmarszczyła brwi.
– Nie, ale wyczuwam inne wampiry – przyznał. – Po drugiej stronie miasta. Nie mam pojęcia, kto to.
– Może ktoś ze Starego Kontynentu postanowił zrobić sobie wycieczkę – stwierdziła Ellie, nieszczególnie tym przejęta.
– I wszyscy naraz znaleźliśmy się tutaj? – zaczął się zastanawiać. – Ja, ty, Louis, oni... Coś mi tu nie gra.
– Przypadki chodzą i po ludziach, i po wampirach – stwierdziła. – Ja bym się tym nie przejmowała aż tak bardzo na twoim miejscu. Zresztą, może to wina tej książki Louisa.
– Niewykluczone – zgodził się Lestat. – Zdążyłem ją wczoraj przeczytać i przyznam szczerze, że trochę mi przykro.
– Tobie? Przykro? – Eleonora przekręciła głowę w zaskoczeniu.
– Wyszedłem na bezuczuciowego potwora i głównego antagonistę – powiedział, krzywiąc się.
– A to nim nie jesteś? – zapytała prowokacyjnie, za co zganił ją spojrzeniem.
To właśnie w niej lubił. Większość wampirów, które znał, z czasem była coraz bardziej sztywna. Najmilej wspominał wampirze lata spędzone właśnie z Eleonorą, z Louisem i Claudią, oczywiście dopóki nie próbowali go zabić, ale to szczegół. Może Marius był trochę bardziej ,,ludzki", może trochę jego matka, może i na swój sposób Armand, ale żadne z nich na pewno nie miało tyle młodzieńczej energii po tak wielu latach życia. Eleonora miała, nawet jeśli tylko przy nim i nawet, jeśli objawiało się to zgryźliwością.
Lestat nie mógł wiedzieć, że od wielu już lat myślała o tym, by osiąść w jakimś miejscu oddalonym od ludzi i odpocząć od życia, tak jak czynił to Marius, gdy Lestat u niego gościł. Jej energia wiązała się tylko z tym, że znów miała ich przy sobie. Obu, a zwłaszcza jego.
– Skoro się ze mną zadajesz, to chyba nie jestem zły – stwierdził z lekkim uśmiechem.
– To jeszcze o niczym nie świadczy. Ja też nie jestem dobrą osobą do zadawania się – uznała, podnosząc wyżej podbródek. – Zbyt wiele mnie nauczyłeś!
Lestat przewrócił oczami. Zupełnie inaczej było rozmawiać z nią jak równy z równym. Nie mieli teraz żadnego układu między sobą, nic poza odległą przeszłością i gatunkiem ich nie łączyło. Mieli kawałek wspólnego życia, ale niemal dwie setki lat osobnego, odrębnego i niezależnego. To było na swój sposób jeszcze bardziej interesujące niż poprzednio.
– Nie wspominał o tobie – zauważył Lestat, odnosząc się do książki. – Louis.
– Dotrzymał danego słowa – odpowiedziała prosto. – I mam nadzieję, że jak wydasz swoją, to również go dotrzymasz.
– Czyli uważasz, że to jednak dobry pomysł? – Uniósł brwi.
– Nie wiem, czy dobry. – Wzruszyła ramionami. – Obawiam się, że inne wampiry mogą cię znienawidzić, ale przynajmniej oczyścisz swoje imię.
– Myślę, że i tak znienawidzą mnie za to, że dołączyłem do zespołu rockowego, bo to zbyt duże ryzyko – wzruszył ramionami.
✟
Zbliżał się już świt, a oni zdecydowali się spać tego dnia razem. Oczywiście, bez żadnych podtekstów. Nie chcieli po prostu tracić w nocy czasu na szukanie się po całym mieście, a mieli sobie jeszcze dużo do opowiedzenia. Z miejsca, w którym byli, zdecydowanie bliżej mieli do hotelu, w którym zatrzymał się Lestat i tam też się udali.
– Zapomniałem, że już nie mieszkam sam – westchnął, trzymając rękę na klamce hotelu, gdzie wynajmowali apartament z kilkoma pokojami. – Tough Cookie, Alex i Larry... Nie sądzę, że są w pokojach.
Wszyscy na pewno jeszcze spali, niemniej po tym, jak tego wieczora imprezowali, spodziewał się, że posnęli w salonie. Nieszczególnie odpowiadało mu przedstawianie im Eleonory teraz. Eleonory, o której swoją drogą nawet Louis nie wspominał. Byłoby to z lekka niezręczne dla każdej ze stron.
– Przepraszam cię, Ellie, znam ich tak krótko, że... – pokręcił głową. Spędzając z nią czas całkowicie o tym zapomniał. Wstyd było się przyznał, ale choć lubił swoich śmiertelników, nie zostawili jeszcze w jego wiekowym życiu wyraźnego śladu. Mało zadowolony z siebie przyznał cicho: – Zapomniałem, że istnieją.
– W takim razie idziemy do mnie – odpowiedziała, domyślając się, że po przebudzeniu może być nie do końca komfortowo. Nie chciała robić mu dodatkowych problemów ze śmiertelnikami.
– Tylko że już nie mamy czasu – zaprzeczył, nieszczególnie zadowolony, ale pogodzony z tym, że będzie musiał wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo.
– Zdążymy – uznała beztrosko, odwracając się gwałtownie.
– Eleonoro! – zawołał, gdy puściła jego rękę i wbrew temu, co mówił, pobiegła z robawieniem w boczną uliczkę.
Nie zatrzymała się i nie zawróciła.
– Do cholery jasnej, igrasz ze śmiercią! – krzyknął. Ruszył za nią i zatrzymał się, dostrzegając, że jednak na niego czeka, tuż za rogiem.
– Może ja lubię igrać ze śmiercią? – Spojrzała na niego figlarnie i wyciągnęła rękę.
Odnajdując w tym wspomnienie ich pierwszej nocy, pokręcił głową i ujął jej dłoń. Musieli wysilić się bardziej niż zwykle, by zdążyć niczym dwa duchy przemknąć przez tych kilka przecznic.
Zdążyli w ostatnim momencie.
✟
– Jesteś jeszcze bardziej głupia i nienormalna, niż jak byłaś człowiekiem! – zarzucił jej, wsuwając dłonie we włosy, gdy znaleźli się już w jej pokoju, w zupełnych ciemnościach dzięki zasłoniętym, grubym kotarom.
Eleonora zapaliła światło i znalazła się w fotelu tak szybko, że wydawało się, jakby rozbłysło samo.
– Nie mów, że nie podobał ci się ten skok adrenaliny – powiedziała filuternie. – Poza tym, jesteśmy sami, tak jak sobie życzyłeś.
– Ale... Nie możesz tak robić! – upomniał ją, wciąż nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, że na kilka minut przed wschodem słońca zdecydowała się przedostać do innej dzielnicy. Tylko cudem udało im się zdążyć, choć jego skóra i tak różowiła się bynajmniej nie od wypitej wcześniej krwi. Skóra Eleonory zdawała się być węcz nieco przypalona w kilku miejscach. Na szczęście przez sen te poparzenia znikną.
– Och, Lestat, nie musisz mnie pouczać. – Spojrzała na niego spod opuszczonych powiek. – Kiedy ty spałeś, ja intensywnie żyłam. À propos spania, to tak jak kiedyś ja musiałam dzielić z tobą łoże, tak ty teraz podzielisz ze mną trumnę i mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać.
– Ale ty poszłaś wtedy spać z Louisem – zauważył, ale ona tylko wzruszyła niewinnie ramionami i butem zsunęła wieko trumny.
– Też byś tak mógł, ale zdaje mi się, że już nie zdążysz.
✟
Eleonora obudziła się, czując pod sobą chłód ciała. Uświadomiła sobie, że jej prawa dłoń jest spleciona z inną, a lewa leży na piersi Lestata. Jego usta dotykały jej skroni, jakby nieświadome.
Natychmiast poderwała się do góry, uderzając boleśnie potylicą w wieko trumny.
Syknęła cicho, dotykając głowy i nieomal uderzając się w łokieć. Zbyt ciasno. Była wampirem, jasne, ale sprawiło to tyle złego, że we wszystko uderzyła zdecydowanie mocniej.
– Nie śpię – oznajmił miękko.
– Cudownie – odpowiedziała z ironią i odkryła wieko, dość szybko opuszczając trumnę, by ograniczyć bycie blisko do minimum.
– Nie musiałaś tak od razu uciekać – powiedział, siadając w środku i przerzucając nogi na zewnątrz.
– Nie uciekłam, po prostu mam nadmiar energii i jestem głodna – wyjaśniła, splatając ręce na piersiach. Jej policzki i dłonie znów były bez skazy, mimo wczorajszych popatrzeń.
– Gdzie dziś polujemy? – zapytał, wstając i wygładzając pognieciony przez sen strój.
– Co powiesz na dramę po weselu z morderstwem na pierwszym planie? – Spojrzała na niego pytająco.
– Aż tak? – Przechylił głowę i uśmiechnął się lekko. – Chcesz się afiszować?
– Nie, ale mam ochotę na ofiarę, która wygląda chociaż trochę przyzwoicie – przyznała. – Bezdomni i alkoholicy to trochę mało zróżnicowane menu.
– No dobrze, my lady – wyciągnął do niej dłoń. – W takim razie zapraszam cię na kolację.
Eleonora uśmiechnęła się subtelnie.
– Trochę tęsknię za czasami, kiedy ciągle nawijałeś po francusku – przyznała, a Lestat przewrócił oczami i przepuścił ją w drzwiach.
– Nie jesteśmy już w Nowym Orleanie – zauważył, trzymając się z nią pod rękę i biorąc od niej klucze, żeby zamknąć pokój.
– No to co? – Uniosła brwi. – Twoje chérie było bardzo romantyczne, nawet jeśli używałeś tego w stosunku do wszystkich kobiet.
Lestat westchnął i spojrzał na nią z politowaniem. Mimo to jego fioletowe oczy się śmiały.
– Nie będziesz tego teraz używać, co? Bo ci o tym wspomniałam? – uśmiechnęła się z rozbawieniem. Wyszli właśnie na zewnątrz. – Mogłam milczeć.
– Częściowo masz rację – powiedział – ale nie dlatego już tak nie mówię. Za każdym razem, kiedy sobie o tym myślę, przypomina mi się jakim egoistą byłem.
– Masz rację, wtedy to było egoistyczne – przyznała i obróciła się tak, by stanąć na wprost niego. – Ale gdyby nie to, teraz bym tu nie stała.
– Mówisz, że mimo to jesteś szczęśliwa? – zapytał ostrożnie. Mieli do tego już nie wracać, ale nie dało się całkowicie o tym zapomnieć.
– Szczęście to za mocne słowo – powiedziała. – Ale mimo wszystko nie żałuję, że nie pozwoliłeś mi umrzeć.
Zmieniła się, to fakt. Wewnętrznie była już kimś zupełnie innym i tak jak każdy wampir, rodząc się z mroku, umarła jako człowiek. W pewnym sensie tego właśnie kiedyś dla siebie chciała.
– To znaczy, że jednak mi wybaczyłaś? – zapytał ostrożnie.
– Już dawno – odpowiedziała i widząc na jego twarzy uśmiech, wtuliła się w niego, ciesząc się, że znów są blisko. Odsunęła się po chwili i rzuciła z uśmiechem: – Ale nadal jestem głodna, a zegar tyka!
Lestat uśmiechnął się i oboje w o wiele lepszych niż przez te kilka dni nastrojach ruszyli przed siebie, a ich dłonie samoistnie się ze sobą splotły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro