Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Już w najlepsze trwała imprezka na plaży, a była dopiero 23. Właśnie chłopcy robili kolejkę, gdy ja piekłam pianki w ognisku popijając drinka, którego zrobił mi Wojtek.

- To co teraz, palimy?  -krzyknął głośno Maciek, a moje źrenice momentalnie się rozszerzyły.

- Nie!  -krzyknęłam głośno i o dziwo nie tylko ja, ale także White w tym samym czasie. Spojrzeliśmy się po sobie, po czym mój wzrok przeniosłam na Krzyśka, ale ten jak zwykle nie kontaktował, Igor to samo.

- Właśnie, Anastazja nie pali, bo jej nie smakuje.  -to był Kuba, uśmiechnęłam się do niego serdecznie, otwierając butelkę piwa.

- A ja nie palę, sorka chłopaki.  -Sebastian w końcu przestał się na mnie patrzeć i dał o sobie znać.

- Ja to samo.  -rzucił Que, po czym reszta raperów spaliła kilka jointów, a co niektórzy polecieli grubiej i walili w nos. Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Podniosłam swój tyłek z koca i chwyciłam swój telefon.

- Ja już pasuje i wracam do domku. Kuba, przypilnuj ich.  -zwróciłam się do przyjaciela, a ten tylko pokiwał głową. Ruszyłam w stronę willi, ale zatrzymał mnie głos, którego się nie spodziewałam.

- Poczekaj! Wracam z tobą.  -Sebastian mnie dogonił i razem ruszyliśmy w stronę naszego domu.

- I zrezygnowałeś ze świetnej imprezy, by wrócić ze mną do domu i cały ten czas milczeć?  -spytałam wchodząc do kuchni.

- Wcale się świetnie nie bawiłem.  -spojrzałam na chłopaka marszcząc brwi.

- Ale jak to?

- Ehh.. Lubię chłopaków serio, dobrzy z nich ludzie i bracia. Ale czasami przesadzają, tak jak teraz. Zresztą sama o tym dobrze wiesz.  -chłopak usiadł na krześle barowym przed wyspą kuchenną.

- Są dorośli, robią co chcą. Ja nie mogę nic z tym zrobić.  -wyjęłam z szafki szklanki, a z zamrażarki kostki lodu, którymi wypełniłam literatki. Podeszłam do barku i uważnie przyjrzałam się jego zawartości.

- Nie chcesz im pomóc?

- Sebastian, to nie tak. To jest całkowicie ich wybór że biorą i jarają, a ja tego nie zmienię. Gdyby nie chcieli, to by nie brali. Jim Beam, czy Heaven Hill?  -spytałam pokazując obie butelki raperowi, a ten spojrzał tylko w moje oczy i się uśmiechnął.

- Heaven Hill.  -Jim'a odłożyłam na swoje miejsce a zajęłam się Heaven'em zalewają nim szklanki.

- Za nowe znajomości.  -wzniosłam toast po czym opróżniłam szklankę do połowy.

- Chodź w pokoju będziemy pić.  -stwierdził White, a ja chwyciłam butelkę, a w drugą rękę moją szklankę i ruszyłam schodami do sypialni.

- Wiem, że gapisz mi się na tyłek palancie.

- A ja wcale nie zaprzeczam.

- Zbok.  -mruknęłam pod nosem i weszłam do naszej sypialni i rzuciłam się na łóżko po swojej stronie roskoszując się dobrym bourbonem. Chłopak znają miejsce obok.

- Chciałabyś porozmawiać?  -spytał młody raper, a ja się cicho zaśmiałam.

- Przecież rozmawiajmy.

- Ale nie tak. O marihuanie. 

- Kuba Ci powiedział. Nie smakuje mi, więc nie palę. Dlaczego więc drążysz temat?  -wypiłam alkohol i już miałam napełnić szklankę, ale stwierdziłam że szklanka to za mało na taką rozmowę i upiłam kilka większych łyków z butelki odstawiając szklankę gdzieś obok łóżka.

- Ale ja nie chcę wiedzieć co Que powiedział, tylko chcę poznać prawdę. A czuję że za tym stoi coś grubszego.  -spojrzałam na Sebastiana, który wlepiał we mnie swoje cudne czekoladowe tęczówki.

- Na tą rozmowę jedną butelka bourbonu to trochę mało.  -chłopak udał się do kuchni i wrócił z 5 litrami różnego whisky. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

- Teraz więc zamieniam się w słuch.  -raper zajął ponownie swoje miejsce pijąc alkohol.

- Dawniej byłam bardzo uzależniona od narkotyków.  -z trudem i sporą ilością wypitego Hill'a udało mi się to powiedzieć.

- Przechodziłem przez to samo, uwierz.  -Młody wilk złapał mnie za dłoń, by dodać mi otuchy.

- Nie sądzę.

- Spędziłem półtora roku na odwyku.

- Ja tylko rok dzięki bratu i Kubie. To właśnie na odwyku poznałam Igora, który w dużej mierze mi pomógł. Ćpałam przez jakieś dwa lata, ukrywałam to przed przyjaciółmi i rodziną. I nikt nic nie podejrzewał, do czasu. Zaczęło brakować mi hajsu na narkotyki, to zaczęłam kraść je rodzicom, bratu, potem wynosić rzeczy z domu. Kiedyś zostałam sama w domu, rodzice gdzieś w delegacji, a Krzysiek z Kubą na imprezie. Wzięłam za dużo i straciłam przytomność. Krzysiek mnie znalazł, krew z nosa mi płynęła, a puls ledwo dało się wyczuć. Trafiłam do szpitala, a stamtąd na odwyk. Potem gdy wróciłam z terapii, nie zamknięte sprawy i problemy wróciły. Miałam wielki dług do spłacenia u mojego dilera. Nie miałam tyle kasy. Więc inaczej spłaciłam dług, sprzedając narkotyki innym. Dzieciaki przeze mnie umierali. Po drodze znów zaczęłam ćpać, tym razem ostrożniej. Chciałam przestać dilować, ale szef gangu tego nie chciał, gdyż miałam najwięcej przychodów. I po prostu nie mógł tego zniszczyć. Raz w siedzibie gangu znalazłam zaćpaną Laure, moją najlepszą przyjaciółkę. Nic nie dało się zrobić, nie żyła. Serce mi wtedy pękło, chciałam żeby szef mi za to zapłacił, chciałam gościa zniszczyć. Zabił bliską mi osobę, podając jej narkotyki. Od razu poszłam do niego to wyjaśnić. Przewidział to że będę chciała to zabić. Jego ludzie mnie pobili, a on sam mnie postrzelił. Straciłam przytomność i zatrzymała mi się akcja serca. Wszyscy byli pewni że nie żyje, zostawili więc mnie i przenieśli swoją siedzibę gdzie indziej. Znalazł i uratował mnie taki jeden Olek, młodszy brat szefa. Nie wiedział kompletnie nic co się stało. Obeszło się bez szpitala, gdyż Olek znał się na medycynie. Gojenie się złamanych żeber to było jeszcze nic, najgorsze było wyjmowanie kuli z ramienia i szycie, bez znieczulenia. Ale wytrwałam. Do domu wróciłam po dwóch dniach, cały ten czas opiekował się mną Olek. Gdy tylko wrócił do brata, to ten go zabił z tego co słyszałam. Straciłam przyjaciółkę i chłopaka którego kochałam. I to wszystko przez jedną osobę, która do tej pory chodzi na wolności a ja nie mogę z tym nic zrobić.  -na te wspomnienia rozplakałam się jak mała dziewczynka. Nie dałam już rady tego w sobie dusić.

-Chodź tu malutka, tak mi przykro.  -Sebastian przytulił mnie mocno do siebie, a ja po prostu płakałam w jego objęciach. Gdy już się trochę uspokoiłam to wyzerowałam do końca butelkę i opróżniłam połowę Jack'a Daniels'a miodowego.

-Po tym wszystkim ponownie trafiłam na odwyk i do psychiatry. Wtedy poznałam Igora, który bardzo usilnie mnie wspierał, a ja jego. Kuba i Krzysiek byli u mnie jak tylko mogli, ale i tak widzenia miałam ograniczone. Tak więc w trudnych chwilach jakie miałam na oddziale pomagał mi Igor, zawsze wspierał i słuchał. Opowiadał te swoje suche żarty i śpiewał mi zawsze piosenki na dobranoc. Zakochałam się w jego głosie i tak zyskałam kolejnego brata. A jaka jest Twoja historia?  -spytałam patrząc na chłopaka a on wziął ode mnie butelkę i raz dwa opróżnił ją do końca. Zaczęłam więc Jim Beam'a i powoli popijałam na zmianę z raperem.

-Ze mną było w sumie lepiej. Zacząłem ćpać przez znajomych z osiedla. Przez narkotyki całkowicie stałem się agresywny, a mój organizm był wykończony, wszyscy się szybko połapali co jest ze mną. Ale mama ciągle pracowała, a ojciec leżał na cmentarzu. Przyjaciele się ode mnie odwrócili, a laska u której miałem szansę zaczęła się spotykać z typem co od zawsze działał mi na nerwy. Raz był wypadek, w którym zginęła matka i dziecko, mogłem pomóc temu dziecku, ale się przestraszyłem. Facet co spowodował wypadek jadąc po pijaku przeżył, za 4 lata wyjdzie z więzienia. A młoda matka jadąca z sześcioletnim synem zginęli. Załamałem się, bo nie wiedziałem jak mam mu pomóc, a po jakimś czasie było już za późno. Po złożeniu zeznań poszedłem do opuszczonego hotelu zaćpać. Brałem w nos, a potem wziąłem w żyłe. Byłem załamany, a moja faza się nie kończyła. Wtedy przez przypadek wpadłem z trzeciego piętra. Trafiłem do szpitala cały połamany, przez tydzień leżałem w śpiączce. Gdy się obudziłem od razu trafiłem na terapię i do psychiatry, bo każdy myślał że to była próba samobójcza. Jak wyszedłem spotkałem Blachę, Bedoesa i ekipę 2115, od razu złapaliśmy dobry bit. Tak więc teraz nie biorę. To tak w skrócie moją historia z narkotykami.

-To nie Twoja wina, że mu nie pomogłeś.  -chciałam spojrzeć w oczy rapera, ale ten ciągle odwracał wzrok.

-Moja. Miałem obowiązek mu pomóc, a tego nie zrobiłem.

Usiadłam na brzuchu Sebastiana i rękoma objęłam jego twarz, by spojrzał w końcu na mnie.

-Chciałeś mu pomóc. Ale się przestraszyłeś, jak każdy normalny człowiek w takiej sytuacji, to nie Twoja wina. I mogę ci to powtarzać codziennie jeśli będziesz tego potrzebować.

-Dziękuję ci bardzo Ana. -odparł chłopak wpatrując się w moje oczy i dotykając delikatnie mojej twarzy.

-Nie ma za co Seba.  -uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka.

-Jesteś taka piękna.  -raper przekręcił nas tak że to teraz ja leżałam pod nim.

Chciałam się śmiać, ale serce zaczęło mi walić jak oszalałe, gdy Sebastian zbliżył swoją twarz do mojej. W końcu nasze usta się spotkały. Pocałunek był zachłanny i gorący, mógł trwać wiecznie. Ale przerwałam go, mówiąc że chcę mi się spać. Prawda była taka, że ten pocałunek nie powinien mieć miejsca. Przecież ja go nawet nie lubię. Kogo ja chcę oszukać? Chyba wpadłam po uszy. Mam nadzieję, że jutro żadne z nas nie będzie o tym pamiętać. Zasnęłam w silnych ramionach chłopaka, w których czułam się bezpieczna jak mała dziewczynka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro