10#-Cichy wróg...
Kilka dni później
( Z Perspektywy Flory)
(Sen Flory)
-Flora...Moja kochana - mówił łagodnie kobiecy głos. Zobaczyłam zamazany obraz kobiety. Jednakże słabo ją widziałam. Nie mogłam zobaczyć jej twarzy.
-Pamiętaj. Cokolwiek by się nie działo każdy będzie chciał Twojej krzywdy. Ale ważne jest to abyś zawsze walczyła bez względu na wszystko o tych których kochasz. Twoi przyjaciele to Twoja siła. A Twoja moc która drzemię w Tobie tylko czeka na przebudzenie, Musisz tylko w nią uwierzyć - Głos ten wydawał mi się znajomy, jakbym go już kiedyś słyszała
-Ten wisiorek będzie jest częścią Ciebie,nigdy się z nim nie rozstawaj. Na każdy kwiat przychodzi odpowiedni czas aby rozkwitnąć - dodała oznajmująco ciepłym i łagodnym głosem w tonie.
Mała dziewczynka, chyba ja wyciągnęła rączki przed siebie kiedy kobieta dała jej zawieszkę w kształcie księżyca na łańcuszku a do drugiej mały wisiorek kwiatuszka, po czym zbliżyła je do siebie chcąc je połączyć w ten czas zrobiło się ciemno.
-Yhm...yhm...yhm - mruczałam i nerwowo kręciłam głową na poduszce chcąc się przebudzić z tego snu.
-Hy! - westchnęłam głośno i otworzyłam oczy wpatrując się w sufit. Powoli się podniosłam do siadu i oparłam łokieć o kolano i pochyliłam się do przodu. Znowu ta kobieta. Przyłożyłam sobie dłoń do czoła.
-Jakbym już gdzieś słyszała ten łagodny głos - powiedziałam sama do siebie na głos zastanawiając się nad tym co mi się przyśniło. Ale nie potrafię sobie przypomnieć gdzie go słyszałam. Sięgnęłam po swój wisiorek z szafki nocnej i trzymałam go za łańcuszek a zawieszki się obracały. Patrzę na niego i zastanawiam się dlaczego obie zawieszki są połączone.
Westchnęłam rozglądając się po pokoju na chwilę odwracając uwagę od wisiorka. Akurat budzik mi zadzwonił. Od razu go wyłączyłam aby mi nie hałasował. Hm. Nadal nie podjęłam decyzji czy chce wrócić do drużyny i grać z chłopakami ale z drugiej strony. Ostatnie spotkanie tego chłopaka zaniepokoiło mnie. Desperacja i nienawiść? Jak mógł tak powiedzieć? Nie o to chodzi w piłce. Otwarcie turnieju już dzisiaj. Czuję coraz większy niepokój jak o tym pomyślę.
Nie pozostaje mi nic innego jak szykować się do szkoły. Nie czas i miejsce aby myśleć o takich rzeczach. Tylko w ten sposób zepsuje sobie nastrój.
~~~
Po zjedzeniu śniadania i rozmowie z rodzicami wybiegłam z rezydencji w stronę gimnazjum. Tam mamy się spotkać i od razu jedziemy na stadion gdzie odbędzie się zebranie wszystkich drużyn. Pytanie tylko pozostaje czy to spotkanie zakończy się bezproblemowo, czy jednak coś się wydarzy. Osobiście nie chciałabym aby coś się stało.
Szłam chodnikiem w mundurku całkiem sama omijając ludzi którzy spieszyli się do pracy. Miałam jeszcze jakieś 20 minut więc musiałam trochę przyspieszyć krok aby nie być ostatnia i słuchać niepotrzebnych krzyków Nelly.
Ona jest uczulona jak ktoś się spóźnia a ja nie należę do takich typów osób. Hem. Żałuję tylko jednego. Mianowicie iż Axel nie może grać. Męczy mnie to ale też wiem że wkrótce się obudzi. Musi.
Pomału zbliżałam się do szkoły kiedy nagle mignęła mi przed oczami znajoma postać. Zatrzymałam się na środku chodnika i zamarłam. To był Eirwyn. Wszędzie rozpoznam to uczesanie. Poczułam strach jak go zobaczyłam. Przyspieszyłam krok chcąc od niego uciec. Byłam pewna że już go więcej nie spotkam. Myślałam że już nie wróci bo przecież już nie jestem w Akademii i już mnie nie trenuje. Więc dlaczego wrócił? Biegłam dysząc ze zmęczenia. Już z daleka widziałam budynek Raimona ale nieoczekiwanie ktoś chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do ślepego zaułka. To był Eirwyn we własnej osobie.
-Ah! - pisnęłam w strachu zaciągnął mnie w cichą uliczkę i przywarł plecami do zimnej kamiennej ściany bardzo mocno ściskając mój prawy nadgarstek uniemożliwiając mi drogę ucieczki.
-Puść...to boli - wydusiłam łamanym głosem prosząc go aby mnie puścił próbując mu się wyrwać ale jego uścisk na nadgarstku był tak silny że ani drgnął. Jedynie patrzył na mnie w milczeniu bez emocji tym swoim przeszywającym wzrokiem.
-Znowu się spotykamy Floro Blossoms - stwierdził chłodnym tonem a ja ściskałam powieki wraz z zębami z całych sił krzywiąc się z grymasem na twarzy i stękałam z bólu błagając go w myślach aby mnie puścił. Lecz on nadal nie przestawał, co więcej, miałam wrażenie że uścisk się wzmocnił. Usiłowałam powstrzymać łzy ale to było trudne przy tym jaką on ma siłę.
-Cóż za spotkanie. Bardzo brakowało mi twojego strachu wypisanego na czole.Byłem przekonany że spoczywasz w grobie przez incydent w Akademii.- wywnioskował bezinteresownie zaintrygowany bez większego okazania emocji. Przełknęłam nerwowo ślinę kiedy wspomniał o grobie. Czy on....Czy on chcę albo próbował mnie zabić? Ale z jakiego powodu?
Zaczęłam kopać lewą stopą o ścianę a ręką którą miałam wolną usiłowałam mu wyrwać mój prawy nadgarstek spod jego uścisku. Jednakże nieoczekiwanie jego wzrok pociemniał i zaciągnął mnie siłą w kąt aż uderzył mną plecami o ścianę i zsunęłam się na ziemie siedząc ze zgiętymi kolanami. Teraz to on patrzył na mnie z góry, po czym się nachylił nade mną i przygwoździł mi ręce do ściany ściskając oba nadgarstki na raz. Znowu jęknęłam z bólu.
-Nie szarp się. Skończymy rozmowę to wtedy pozwolę Ci odejść - wzmocnił uścisk. Jęknęłam z bólu. Zacisnęłam powieki wraz z zębami z całej siły. Chłopak jedynie przytwierdził mnie do ściany budynku.
-Byłem przekonany że już Cię więcej nie zobaczę a jednak się myliłem. Masz więcej szczęścia niż rozumu głupia dziewczyno. - uznał srogo przez zęby coraz mocniej ściskając mój nadgarstek. Aua. Dlaczego on to robi? Co ja mu takiego zrobiłam? Czy on naprawdę tymi treningami w akademii próbował mnie zabić?
-I co teraz zrobisz? Nie ma wkoło Ciebie Twoich przyjaciół ani rodziców, a już nie wspomnę o Twoim chłopaku. Wiesz czemu ich nie ma? Bo ich nie obchodzisz - szepnął mi do ucha szorstkim głosem pełnym nienawiści jak u drapieżnika który czeka by zaatakować swoją ofiarę w odpowiednim momencie.
-N-Nie...to nieprawda. Obchodzę ich. To moi przyjaciele, to co mówisz jest kłamstwem - wyjąkałam łamliwym i drżącym głosem ściskając zęby czując jego zimny oddech na swojej twarzy. Nie patrzyłam na niego ze względu na strach.
-Gdyby było prawdą to, co mówisz już by się tu zjawili a tak...- stwierdził po tym wziął zamach i mnie spoliczkował i uwolnił moje nadgarstki. Wycieńczona padłam na bok wypuszczając z kącików oka łzy i przyłożyłam sobie dłoń do piekącego policzka i podniosłam wzrok na Eirwyna.
-Jesteś tutaj ze mną całkiem sama zdana tylko na siebie.Takich właśnie masz przyjaciół moja droga,...mają Cię gdzieś - wywnioskował oschle patrząc na mnie z góry a potem pochylił się lecz ja chciałam czołgać się po ziemi i uciec od niego ale brakowało mi na to sił. Eirwyn ujął mój podbródek dwoma palcami, tak że musiałam patrzeć mu w oczy ze zaszklonymi tęczówkami i lekko uchylonymi wargami.
-Przejrzyj na oczy że oni nie są Ci potrzebni Floro Blossoms. Przyjaciele są nic niewarci. Gdybyś naprawdę ich obchodziła już by Ci pomogli a tak to nikogo nie ma. Akademii już nie ma i postanowiłaś wrócić do szkoły gdzie mają Cię za wielką przyjaciółkę a w rzeczywistości mają Cię dość? Tak jak Twój chłopak. Zostawił Cię i już nie wróci. Jakie to uczucie? - pytał a jego ciemnokrwiste tęczówki zagłębiały się w moje różowe. Moje serce z każdymi jego słowami bolało mnie coraz mocniej jakby mi ktoś wbijał igły. To jest okropne uczucie.
-No odpowiedz! - syknął przez zęby na mnie ściskając mi podbródek.
-Niemiłe uczucie! Okropne. Czuje jak moje serce ma zaraz wybuchnąć - wyznałam w panice zaciskając powieki do łez jak i szczękę ze zębami. Po tych słowach puścił mój podbródek a ja padłam na kolana na bok podpierając się z przodu na napiętych rękach na dłoniach z szeroko rozłożonymi palcami mając opartą głowę o ścianę z cegieł i betonu. Eirwyn przykucnął przy mnie i spoliczkował jeszcze raz a potem drugi policzek.
-To jest ból który jest ci pisany Floro..i uwierz mi będzie jeszcze gorzej - dodał na koniec i rozpłynął się w powietrzu. Ciężko wzdychałam i podpierając się o ścianę rękoma wyszłam z zaułka i chwiejnym krokiem z siniakami na policzkach ruszyłam w drogę. Przecież nie mogę wierzyć w słowa Eirwyna.
To się nie dzieje naprawdę. To mi się tylko śni na jawie. Kręciłam nerwowo głową próbując się uspokoić. Dlaczego on taki do mnie jest? Co ja mu takiego zrobiłam? Czemu mówi takie oszczerstwa w moją stronę. Nie rozumiem tego.
Zacisnęłam swój wisiorek w pięści chcąc o tym zapomnieć. Cokolwiek by powiedział nie zmieni mojego zdania. Obiecałam pomóc Markowi i chłopakom i tak właśnie będzie. Powoli szłam obolała w kierunku Raimona. Jedynie będę musiała jakoś skłamać chłopakom i dziewczyną co do moich opuchniętych policzków. Przypomniało mi się jak Eirwyn mnie uderzył u siebie na treningu. Nie oszczędzał sobie sił na moją osobę. Dzisiaj również nie żałował swojej energii. Tylko dlaczego on tak mnie nie cierpi i pokazuje to na każdym możliwym kroku? Nie potrafię tego zrozumieć.
Przetarłam nerwowo twarz dłońmi z łez i szłam dalej. Udało mi się zajść po 20 minutach z trudem. Byłam 2 minuty przed czasem. Podeszłam do swoich przyjaciół zapominając o tym nieprzyjemnym spotkaniu z Eirwynem.
-Cześć wszystkim - przywitałam się ze zgromadzonymi przy autokarze machając do nich ręką wymuszając uśmiech na twarzy. Wszyscy chłopcy wraz z dziewczynami patrzyli na mnie z szeroko rozszerzonymi ustami albo oczami poza Judem który tylko miał wysoko uniesione brwi a Silvia wraz z Nelly zakrywały sobie usta dłońmi.
-Co Ci się stało?! - pisnęły obie na raz i szybko do mnie podbiegły widząc że ledwo stoję na nogach.
-Nie stójcie tak! Pomóżcie nam ją posadzić! - nakazała zdenerwowana Silvia, patrząc przez ramię na chłopaków z drużyny. Erik z Bobbym chwycili mnie za nogi a Nathan z Kevinem wzięli mnie pod ramię i przenieśli posiniaczoną i osłabioną na pobliską ławkę.
-Dobra teraz powoli...a nie lepiej posadzić ją na ziemi? Jak nam fiknie do tyłu to jeszcze zrani głowę - zasugerował Erik zdenerwowany i tym samym chłopcy posadzili mnie ostrożnie na ziemi.
-Todd przynieś poduszkę z autokaru póki trenera nie ma w pobliżu! - zawołał Kevin do chłopaka z plastrem na nosie.
-Tak jest! - odkrzyknął wytypowany przez Dragonflya i podbiegł do autokaru. Po chwili przybiegł z dwoma poduszkami i podał je dziewczynom a Nelly zaś podłożyła mi po plecy obie poduszki opierając je o konstrukcje ławki przy której siedziałam z prostymi kolanami.
-Flora co się stało? Kto Ci to zrobił? - usłyszałam nagle głos Judea i uchyliłam powieki patrząc na niego trochę za mgłą.
-Nie wiem...ktoś mnie napadł... - wyszeptałam słabo kłamiąc. Nie chciałam ich martwić moim spotkaniem z Eirwynem. Nie potrzebują dodatkowych zmartwień i przejmować się mną.
-Nie sądzę aby to był napad żeby ktoś Cię doprowadził do takiego stanu - wywniskowała Alisha stojąc koło Judea z rękami w dole przejęta moim stanem. Tak Alisha. Parę dni temu dołączyła do drużyny. Po długich namowach moich i Marka zgodzili się ją przyjąć do Raimona podobnie jak Trener Hillman. Wierzę że to była dobra decyzja.
Nie miałam wystarczająco sił aby się cokolwiek odzywać albo dyskutować w tej kwestii. Już i tak narobiłam chłopakom kłopotów. Sama sobie jestem winna. A Eirwyn nie chciał mnie uwolnić póki nie wytrzymam jego męczarni na mnie. Udało mu się. Tylko dlaczego on to robi? Tak mnie krzywdzi. On naprawdę chcę mnie zabić? Ale czemu? Co ja jestem mu takiego winna? Byłam tak pochłonięta swoimi myślami że zapomniał o tym iż Silvia opatrywała mnie. Syknęłam z bólu kiedy przemywała mi policzki.
-Wiem że szczypie. Proszę cię wytrzymaj - poradziła mi przemywając mi wilgotną szmatką nasączoną jakimś płynem który strasznie piekł mnie w twarz, ale pewnie antybakteryjny. Może szybciej nie będę miała TAK czerwonych policzków. Powieki mi drżały lecz starałam się wytrzymać cierpienie. Po chwili udało mi się w pełni otworzyć oczy. Nade mną stał prawie każdy, kto się zmieścił w okręgu a trochę z boku stał Jude z Alishą.
-No nareszcie. Nie strasz nas już tak nigdy więcej - poprosił z niepokojem Mark. Wiedziałam że szczerze się o mnie martwi, za co byłam mu wdzięczna. Wymusiłam delikatny uśmiech a z pomocą Fi'i usiadłam na ławce i spojrzałam na wszystkich.
-Przepraszam Mark. Nie miałam takiego zamiaru. Jakoś tak wyszło - mruknęłam niewinnie patrząc w oczy kapitana mając nadzieję że mi uwierzy i obejdzie się bez zbędnych pytań.
-Najważniejsze że odzyskałaś siły i jesteś cała. Ale napędziłaś nam stracha - odetchnął z ulgą Max, mając dłoń przyłożoną do piersi.
-Wiem i przepraszam. Już więcej tak was nie nastrasze - złożyłam obietnicę z lekkim uśmiechem z kącikach ust a pozostali przytaknęli głowami.
( Z Perspektywy Fi'i)
Stałam trochę z boku tuż koło Judea z rękami na piersi patrząc przed siebie jak pozostali stoją nad Florą i wyraźnie się o nią martwią. Nie oni jedyni. Zastanawia mnie co tak naprawdę się stało. Może to dziwne ale trudno mi uwierzyć w bajeczkę o niby-m napadzie na nią. Rzekomo z jakiego powodu miał być ten napad? Nie trzyma mi się to za bardzo kupy. Nawet nie zauważyłam kiedy Alisha stanęła koło mnie z rękami na piersi.
-Nie wygląda mi to na zwykły napad - rzekła poważnie obserwując sytuację która rozgrywała się przed naszymi oczyma z udziałem Flory i reszty zespołu.
-Czemu tak uważasz? - spytałam zdziwiona nie patrząc na nią a na widok przed sobą.
-Jej policzki są czerwone idealnie w tych samych miejscach, a jej nadgarstki opuchnięte od mocnego uścisku - spostrzegła przenikliwie lekko przymrużając powieki. Zmarszczyłam brwi i bacznie się przyjrzałam Florze choć z tej odległości to nie za wiele widziałam ale faktycznie jak wytężyłam wzrok to ma racje. Oba policzki zostały spoliczkowane na tej samej wysokości a jej nadgarstki mają ślad od mocnego uścisku jakby komuś próbowała się wyrwać a napastnik wzmocnił uścisk uniemożliwiając jej drogę ucieczki. Tak..to ma sens.
-Masz rację ale w takim razie co to znaczy? - spytałam patrząc na Alishe kątem oka.
-To znaczy tyle że ktoś, kto ją tak urządził zna Florę osobiście a te policzki oraz ślady na nadgarstkach to ostrzeżenie dla niej aby uważała - wywnioskowała spostrzegawczo przyglądając się dziewczynie. Osłupiałam jak to usłyszałam. Ktoś, kto zna Florę? Tylko kto mógłby tak chcieć ją zranić? Kto jej tak życzy źle?
-Wam też się wydaje że Flora nie powiedziała nam całej prawdy co się jej przydarzyło? - koło mnie niespodziewanie stanął Jude z rękami na piersi z tym swoim opanowanym wyrazem twarzy. Przekręciłam głowę w jego kierunku, spoglądając na niego nieco zaskoczona.
-Czyli ty też uważasz że nie było tak jak ona to opisuje - dopytałam chcąc się upewnić.
-Tak - kiwnął głową jednoznacznie.
-Moim zdaniem trzeba na nią uważać. Jeśli ktoś był na tyle odważny aby ją zaatakować w środku dnia, na ulicy to powinniśmy jej pilnować aby nic się nie stało - poddała pomysł Alisha. Zaskoczyła mnie i Judea tym pomysłem ale zgadzałam się z nią w tej kwestii.
-Na pewno już Cię nic nie boli? Bo jeszcze masz zaczerwienione policzki - zapytała Silvia do Flory kończąc bandażować jej nadgarstki. Ona powoli wstała stojąc w miarę stabilnie na nogach. Ale fakt. Jej policzki nadal były lekko czerwone.
-Na pewno Silvia. Już jest dobrze - oświadczyła z łagodnym uśmiechem Flora. Chłopaki nadal po ich minach było widać że się o nią niepokoją. No i słusznie. Przy okazji zauważyła naszą trójkę. Stojącą przed nią. Była zdumiona widząc mnie z Alishą i Judea. Postanowiliśmy dołączyć do pozostałych aby nie wyszło że coś knujemy albo spiskujemy chociażby z Alishą bo Jude to wiecznie ma taką aurę spokojnego i rozważnego chłopaka. Czasem mnie to przeraża.
-Dlaczego tak stoicie i mi się przyglądacie? Już jest ze mną wszystko dobrze - zapewniła nas z uśmiechem na twarzy. Trudno jest nam jej uwierzyć ale nic nie możemy z tym zrobić. Ona nie przyzna się że było inaczej niż jak to przedstawiła.
-Martwiliśmy się o Ciebie. Trener Hillman powinien się dowiedzieć - poradził stanowczo Jude jej lecz ona wygląda na wystraszoną.
-Co? Nie, nie ma takiej potrzeby Jude. Raz mi się tak zdarzyło i więcej tak się nie stanie...O! Pan Hillman już jest! - zapewniła skromnie, po czym zobaczyła trenera i podeszła do staruszka tym samym uniknęła reszty pytań z naszej strony. Patrzyłam za nią jak odchodzi.
-Naprawdę Jude trzeba na nią uważać. Ona to bagatelizuje ale wydaje mi się że jeśli raz tak się stało to drugi raz może się stać coś gorszego. Musimy mieć oko na Florę - doradziłam mu poważnie.
-Wiem o tym Fia. Spokojnie. Będę jej pilnował. Ale na razie nie mówmy nic reszcie o naszych podejrzeniach. W szczególności Markowi. Nie powinien teraz zajmować się takimi rzeczami jak dziś otwarcie turnieju. Lepiej chodźmy bo wyruszamy w drogę - zarządził Sharp i poszedł do trenera a ja z Alishą tuż za nim.
-No dobrze drużyno skoro jesteście wszyscy możemy wyruszać w drogę - ogłosił Pan Hillman, widząc nas wszystkich. Nawet Mark dziś o dziwo był na czas. Brawo dla niego. A tak serio wsiedliśmy do autobusu i zajęliśmy swoje miejsca. Alisha usiadła koło Flory a ja prawie na końcu, sama. Tak mi jest po prostu dobrze.
-Ciekawe jak wygląda ten stadion i jakie będą drużyny w tym etapie Turnieju - zastanawiał się Timmy siedząc tuż za mną. I tyle by było z drzemki. Eh. A miałam w planach się wyspać. Ugh!
-Mnie ciekawi czy spotkamy tego pajaca co zjawił się na naszym treningu - burknął Kevin z rękami na piersi siedząc koło Steve'a. Uniosłam brew zniesmaczona. Serio Kevin? Tobie po głowie tylko to chodzi? Nigdy nie zrozumiem tego chłopaka. Nagle Mark stanął na środku autokaru z szerokim uśmiechem na twarzy. Każdy wychylił głowę zza swojego siedzenia patrząc na niego jak na głupka. Typowy Mark Evans.
-Słuchajcie! Dzisiaj zaczyna się nowy etap w naszej drużynie. Pokażmy tym wszystkim drużynom dlaczego gramy w piłkę! - wykrzyczał pewny siebie z pięścią w górze. Chłopaki uśmiechnęli się do niego a inny kiwnęli głowami i podnieśli pięści w górę tak jak Evans. Ja tylko pokazałam kciuk do góry.
-Tak! - krzyknęli wszyscy chórem zawzięci. Mark nie mógł powstrzymać entuzjazmu i z tego wszystkiego zapomniał że trener odpalił silnik a on nie siedzi tylko stoi i to jeszcze na środku i zaraz fiknie do tyłu i walnie głową a ja nie będę go podnosiła z podłogi za jego własną głupotę.
-Evans siadaj już na swoje miejsce! - w samą porę Nelly doprowadziła go do porządku i skarciła Marka za jego zachowanie które było nieodpowiednie i lekkomyślne. Ona jak zwykle w swoim żywiole. Speszony Mark na jej słowa usiadł koło Nathana i ruszyliśmy w drogę na stadion.
No i się pojawił kolejny rozdział.
Kto spodziewał się powrotu Eirwyna i zamachu na Florę z jego strony.
A jakie macie zdanie o dołączeniu Alishy do Raimona. Wpłynie to pozytywnie na drużynę czy raczej negatywnie?
Data napisania:05.07.2024
Liczba słów:2995.
To tyle.
Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro