Wiedźmie (nie)przemyślenia
Każdy z nas zaznaje w swoim życiu tego uczucia, gdzie spada na nas jak grom z jasnego nieba stwierdzenie: "w sumie to też bym chciała/chciał coś takiego stworzyć". Bywa i tak, że poddajemy się temu jeszcze, kiedy nie do końca ogarniamy polski w podstawówce, lub też później, kiedy przeświadczeni o naszej wszechwiedzy zabieramy się do tworzenia, co okazuje się być trudniejsze, niż początkowo zakładaliśmy.
I choć tych dziedzin może być wiele, ja postanowiłam poniekąd opowiedzieć o swoim doświadczeniu z pisaniem. Może będzie zabawnie, może nie, kto wie...
Cóż. Moja przygoda z literaturą zaczęła się, kiedy jeszcze wierzono w wampiry, a ja miałam około pięciu lat i pod przymusem starszej siostry nauczyłam się czytać. Pochłaniałam wtedy swoje ulubione baśnie Andersena i braci Grimm, a także zaczytywałam się w bajkach Disneya. Zanim poszłam do szkoły, potrafiłam już więc dosyć płynnie radzić sobie z prostymi tekstami, więc gdy w przedszkolu odkryłam magiczne miejsce zwane biblioteką, oczy dosłownie mi się zaświeciły. Potrafiłam tonami wynosić książki i oddawać je po tygodniu, a zaraz potem wypożyczać inne.
W trakcie mojej wczesnoszkolnej edukacji natrafiłam więc na Harry'ego Pottera, Eragona, Władcę pierścieni (pominę już fakt mojej zdecydowanie niemal chorobliwej fascynacji tą trylogią, która swoje źródło miała w filmach), a także wiele przeróżnych innych opowiadań. Tak, później byłam również fanką Zmierzchu, ale po latach został już jedynie sentyment. Oczywiście w międzyczasie przeplatałam fantastykę innymi gatunkami, szczególnie romansem i młodzieżówkami, ale takimi skierowanymi dla osób jeszcze będących w wieku podstawówkowym.
Niemniej jednak, zdecydowanie najbardziej pamiętam ten moment, kiedy oddawałam Eragona, czekając aż wszyscy inni zwrócą wypożyczone lektury. Właśnie wtedy w mojej głowie pojawiła się ta dosyć ważna dla mnie myśl: "też chciałabym napisać taką świetną książkę".
Czy była to myśl, dzięki której magicznie zaczęłam tworzyć własne historie? Nie. Ale pomysł nadal kotłował się w mojej głowie i zepchnięty na tyły mojego umysłu spokojnie czekał, aż w końcu postanowię go zrealizować. Trochę żałuję, że nie zaczęłam wcześniej, bo teraz miałabym pewnie o wiele lepszy warsztat, jednak z perspektywy czasu sądzę, że to nie do końca było to. Owszem, kochałam czytać, chyba jak nikt inny w moim otoczeniu, jednak nigdy nie ciągnęło mnie aż tak do pisania.
Wtedy właśnie zaczęły się czasy gimnazjum, romansów typu "Naznaczona" (kto pamięta?), Zmierzch, a także czasy, w których znacznie rozwinęłam swoje zainteresowania i wyszłam poza określenie "mól książkowy". Pochłonęła mnie muzyka, rysunki, odrobinę moda, a miłość do książek jak była, tak została w formie nienaruszonej. I właśnie wtedy — uwierzcie na słowo, jednocześnie jestem wdzięczna i przeklinam ten dzień XD — moja koleżanka podrzuciła mi link do fanfiction o naszym ulubionym zespole.
Tak zaczęła się moja niepohamowana chęć napisania czegoś własnego. Od fanfików. I choć nadal bardzo je lubię, tak naprawdę chyba nigdy nie dawały mi tej pełnej satysfakcji z pisania, bo tworzyłam coś, co nie do końca było moje, własne.
Oszczędzę jednak przytaczania swoich pierwszych fanfików, bo... Bo nie chcę tego robić.
Przejdę do tego, jak po burzliwych dwóch latach trzaskania ponad dwustu rozdziałów o objętości mniej więcej dwóch, a czasem nawet trzech tysięcy słów uznałam, że no... Nie jest to najlepsze. Wtedy z zażenowaniem patrzyłam na swoje wymysły i pytałam: why u do this?
Do dziś nie wiem. Postanowiłam jednak się nie poddawać i właśnie wtedy powstał mój pierwszy autorski projekt (jeśli ktoś jest ciekawy, zapraszam do mojego prywatnego shitposta, a fragmenty wiszą sobie w OPKO czelendż). Miałam pomysł, jednak nadal — bez odpowiedniego doświadczenia — do głowy nie przyszło mi, by cokolwiek planować, zapisywać pomysły, opisać bohaterów, ZROBIĆ RESEARCH. Takim cudem zabrnęłam w ślepy zaułek po zaledwie pięciu rozdziałach i żałuję tego niesamowicie. Pomysł był dobry, historia też, jednak wiele temu projektowi brakowało i w konsekwencji wylądował w śmietniczku, w którym wala się aktualnie o wiele więcej projektów.
Wtedy przestałam pisać na aż trzy lata. Potem trafiłam na Wattpada i, jak widać, zostałam.
Ta krótka notka pokazuje, jak ważne są te pierwsze podrygi, jak zwyczajna decyzja o tym, czy przeczytamy daną książkę, może nas zmienić (o przeczytanie Eragona założyłam się wtedy z koleżanką, bo nie wierzyła, że przeczytam to w tydzień, a co więcej, sama mi ją wybrała), a także to, jak wiele zależy od przypadku.
A jak było z Wami? Czy były w Waszym życiu momenty, kiedy już po prostu wiedzieliście? Jak zaczęły się Wasze historie?
Podzielcie się z nami w komentarzu, we własnym shitpoście (nie zapomnijcie nas oznaczyć, żebyśmy mogły przeczytać o Waszych początkach) lub, jeśli chcecie, prześlijcie teksty na naszego maila ([email protected]), a my oznaczymy Was i opublikujemy Wasze historie w naszym shitpoście.
Mam nadzieję, że ta krótka historyjka umiliła Wam czas. <3
Mads
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro