Krwią Malowane • Jikook
Zamknął oczy, delikatnie się uśmiechając. Chłodny wiatr roztrzepywał mu włosy, lekko szczypiąc w policzki. Wziął głęboki wdech, napełniając płuca zapachem morza. Pod bosymi stopami czuł gorący piasek, wchodzący między palce.
Rozchylił powieki, widząc przed sobą białe płótno. Bez dłuższego zastanawiania się, nałożył na paletę potrzebne mu farby. Zamoczył cienki pędzelek w kubeczku z wodą, zerkając dyskretnie w bok. Siedząca przy sztaludze obok niego blondynka, z wystawionym koniuszkiem języka, w skupieniu nakładała na biały materiał kolejny odcień czerwonego. Na razie ciężko było dostrzec, co obraz przedstawia, jednak Jungkook wiedział, że efekt końcowy twórczości Yoony jak zawsze będzie niesamowity.
Powrócił do swojej pracy. Zanurzył pędzelek w jasnożółtej farbie i przytknął włosie do płótna, robiąc pierwszą, delikatną kreskę. Nie zwracając już uwagi na klasę, wyłączył się, zatracając w malowaniu.
~~~
- Jungkook, do jasnej cholery, mówię do ciebie!
Czarnowłosy chłopak uniósł zdezorientowany wzrok znad serwetki, na której powstała idealna karykatura siedzącego przed nim przyjaciela.
- Tak, hyung? - spytał, dyskretnym ruchem zgniatając chusteczkę i chowając ją do kieszeni razem z długopisem, by Taehyung nie zauważył nowego dzieła.
Kim westchnął, mieszając słomką w swoim truskawkowym shake'u.
- Od ostatnich tych twoich zajęć coraz częściej odpływasz - wyjaśnił swoje wcześniejsze zirytowanie szatyn. - Martwię się.
- Nie masz o co, hyung, naprawdę - upił łyk swojego napoju. Przez chwilę delektował się cudownym połączeniem mięty z już lekko wystygłą czekoladą. - Przecież ja tak zawsze.
Taehyung oparł się łokciami o stolik, brodę kładąc na dłoni.
- Tyle że kiedyś nie trwało to 15 minut i dało się ciebie z tego wzbudzić - burknął.
Jungkook zagryzł dolną wargę. No ok, może czasem zdarzało mu się na chwilę zapomnieć i nie umiał dokładnie po wybudzeniu określić, co widział podczas tego dziwnego stanu, lecz nie martwił się tym.
W końcu każdy artysta ma takie momenty, prawda?
~~~
- Doskonale, Jungkook - uśmiechnął się pan Bang, z uwagą lustrując każdy szczegół obrazu wzrokiem. - Zawsze bierzesz do serca moje rady, prawda?
- Oczywiście, proszę pana - skłamał. Jeśli miałby mówić szczerze, to wykładowca niczego go nie nauczył. Jakby w ogóle go na lekcjach słuchał.
- A co powiesz na to, by to dzieło zawisło w galerii sztuki? - zapytał, świdrując małymi oczkami twarz czarnowłosego. - Masz ogromny potencjał, a, kto wie, może ktoś dostrzeże twój talent?
Kookie uśmiechnął się szeroko.
- Byłbym panu bardzo wdzięczny - przyznał, tym razem szczerze.
Bang Shihyuk odwzajemnił uśmiech, chowając płótno do przeznaczonego na to pokrowca.
- Zaniesiemy go dzisiaj go dyrektora, a przy okazji rozejrzysz się trochę, dobrze? - nie czekając na odpowiedź, dodał - Może któryś z obrazów cię natchnie, podobno ma być wystawa nowych dzieł.
Czarnowłosy pokiwał głową, grzecznie wychodząc za wykładowcą z salki. Wizyta w galerii sztuki napawała go fascynacją. Nic dziwnego, w końcu będzie miał możliwość obejrzenia dotąd niewidzianych nigdzie prac.
~~~
Park Juhyun zamoczył górną wargę w filiżance z kawą, upijając mały łyk gorącego napoju. Odstawił naczynie na mały talerzyk i splótł ze sobą palce obu dłoni.
- A więc to jest ten młody artysta?
- Tak, dyrektorze. Jungkook jest moim najlepszym uczniem - pan Shihyuk położył dłoń na ramieniu siedzącego obok czarnowłosego. - Jego dzieła odznaczają się wyraźnie na tle reszty, można dostrzec w nich uczucia, a nie tylko puste pociągnięcia pędzlem czy ołówkiem.
Czarnowłosy mężczyzna wbił przenikliwe spojrzenie małych, brązowych oczu w chłopaka, jakby chciał przejrzeć go na wylot.
Jungkooka przeszły dreszcze. Dyrektor był jedną wielką zagadką, nie dało się nic z niego wyczytać.
- Więc pokaż mi tą twoją perełkę, Jungkook - poprosił, opierając się o czerwone oparcie kawiarnianej kanapy.
Kook wytarł dyskretnie o spodnie lekko spocone dłonie, zanim z leżącego obok niego pokrowca wyjął swój obraz. Wstał i obszedł stół dookoła, podając panu Juhyunowi zamalowane płótno. Szybko wrócił na swoje miejsce.
Kolejne kilka minut spędzili w ciszy. Shihyuk, względnie rozluźniony, w rzeczywistości był kłębkiem nerwów. Dyrektor dokładnie i w skupieniu oceniał wzrokiem malunek, niespełna 19-letniego chłopaka, który z kolei był tak spokojny, iż możnaby pokusić się o teorię, że dostał przed chwilą dawkę środków uspokajających.
- Doprawdy, nie myliłeś się, Bang - przerwał ciszę Juhyun. Przesunął delikatnie pulchnym palcem po warstwie zaschniętej farby. - Ten chłopak może mieć przyszłość - spojrzał na Jungkooka. - Ogromną przyszłość.
~~~
- Mówiłem ci, że pan Park się pozna - uśmiechnął się wykładowca, obejmując ramieniem zadowolonego Jeona. - Nie zdziwiłbym się, gdyby od teraz trafiały tu wszystkie twoje obrazy.
Czarnowłosy jedynie przytaknął z uśmiechem. Był zbyt zajęty przyglądaniem się swojemu dziełu, stojącemu na jednej z wielu sztalug na sali, po której kręciło się kilka odświętnie ubranych osób.
- No - Shihyuk poklepał Jungkooka po plecach. - Idź się rozejrzeć. Za godzinę przed galerią.
Chłopak bez ociągania szybko oddalił się od wykładowcy. Przechadzając się po sporej sali, napotykał obrazy większe i mniejsze, ładniejsze i brzydsze, malowane akrylem lub rysowane ołówkiem. Każdy z nich był na swój sposób piękny, lecz przy żadnym nie zatrzymywał się na dłużej.
I gdy już stracił nadzieję na znalezienie czegoś wartego większej uwagi, w samym rogu pomieszczenia dostrzegł coś, co wreszcie go zainteresowało.
Stanął przed sporym płótnem, zamalowanym samymi ciemnymi kolorami. Najwięcej zauwarzał odcieni brązu, lecz miejscami prześwitywała brudna żółć i jakby zakurzone bordo. Obraz wydawał się przygnębiający, depresyjny wręcz. Widniał na nim najprostszy z możliwych gatunków malarskich - martwa natura.
Jungkook skłamałby, mówiąc, że kompozycja owoców, ułożonych, a w niektórych miejscach wysypujących się poza zwykłe, drewniane krzesło i wiszącej za tym bordowej kotary, nie wywołała u niego żadnych emocji. Patrząc na dzieło, dostawał niezrozumianych dreszczy. Czuł dziwny niepokój, choć nie wiedział czemu.
- Fascynujący, nieprawdaż?
Kook pokiwał głową, nie mogąc oderwać wzroku od kompozycji. Uczynił to dopiero, gdy pan Junhyun stanął obok niego.
- Czyj... - odchrząknął, bo z nieznanych mu powodów ścisnęło mu się gardło. - Czyj to obraz, proszę pana?
- W tym sęk, że nikt nie wie - dyrektor przechylił głowę, przyglądając się obiektowi ich zainteresowania. - Nawet nie wiadomo, skąd on się tu wziął. Ochrona twierdzi, że tydzień temu w nocy z środy na czwartek przyszedł tu jakiś zakapturzony człowiek i zostawił tu ten obraz, twierdząc, że ma na to moją zgodę - przerwał na chwilę, jakby zastanawiał się, czy może to powiedzieć. - Tyle że mi nic o tym nie wiadomo.
Chłopak przełknął ślinę, by zwilżyć wysuszone ścianki przełyku. Z powrotem wrócił wzrokiem do obrazu. Zaskoczony otworzył szerzej oczy.
- Proszę... Proszę pana? - spytał, a nie uzyskawszy odpowiedzi, zerknął w bok.
Obok niego nikogo nie było.
Ponownie przełknął ślinę i powoli odwrócił głowę w stronę dzieła.
Nie, wzrok na pewno go nie mylił.
W prawym dolnym rogu obrazu, tuż przy rzeźbionej, drewnianej ramie, widniały napisane szkarłatną farbą, drobnym maczkiem dwa słowa.
Save me
~~~
- Ale no na pewno nie brałeś jakichś prochów, czy coś? - zapytał Taehyung, krusząc czekoladowymi ciasteczkami na kanapę.
Jungkook westchnął ciężko, przysiadając na stołku do malowania, bo prócz kanapy, na której rozwalił się jego przyjaciel, nie było w jego małej pracowni miejsca. Znaczy, byłoby, gdyby wywalić z niej wszystkie obrazy, sztalugi, płótna, szkatułki z farbami, węglami, ołówkami i innymi przyborami do malowania tudzież rysowania. A tego chłopak nigdy by nie zrobił.
- Na pewno nie, wiedziałbym - mruknął.
- No ale przecież Bang nic tam nie widział.
- Bo później to zniknęło - potarł skronie palcami. To było dla niego zbyt wiele.
Szatyn spojrzał na niego jak na wariata.
- Matka ćpie, że wiesz?
- Kurwa, Taehyung, to poważna sprawa! - uniósł się, gwałtownie wstając i prawie przewracając przez to krzesełko.
- Jak se tam chcesz - Kim wzruszył ramionami, pakując do ust kolejne ciastko.
Jungkook opadł ciężko z powrotem na siedzenie. Oparł łokcie na udach, ukrywając twarz w dłoniach. Miał wielką nadzieję, że chociaż tym razem jego przyjaciel miał rację i tylko coś mu się wtedy przywidziało.
~~~
Zmrużył oczy, nie zwracając uwagi na to, że pewnie wygląda głupio. Niestety, jak obraz wyglądał, tak wygląda dalej, choć był pewien, że coś przez czas jego nieobecności w galerii się w nim zmieniło. Nie wiedział tylko co.
Zrezygnowany opadł na stojący pod rządkiem okien fotel. Westchnął, coraz bardziej przekonany, że wzrok po prostu spłatał mu wtedy niemiłego figla.
Wstał, z zamiarem wyjścia z budynku i ruszenia w drogę powrotną do domu, jednak podświadomość nakazała mu się zatrzymać i odwrócić. Nogi same pokierowały go do jego własnego dzieła.
Ugięły się pod nim kolana.
W namalowanym przez niego domku na klifie nad morzem świeciło się w jednym z okien światło, choć był pewien, że nic takiego nie dodawał. Jeszcze bardziej przeraził go fakt, że w tym oknie ktoś stał. Nie mógł zauważyć twarzy tego kogoś, choć bardzo się starał, ponieważ lampka lub świeczka świeciła z tyłu postaci, zostawiając ją czarną.
Przerażony przesunął wzrok bardziej na prawą stronę obrazu. Na ogromnym kamieniu, wystającym z morza, nie było mieszczącej się tam wcześniej mewy.
~~~
Obudził się z krzykiem, zlany potem. Na jego łóżku siedzieli wystraszeni rodzice.
- Co ci się śniło, skarbie? - spytała łagodnie mama, głaszcząc go kciukiem po wierzchu dłoni. - Strasznie krzyczałeś i nie mogliśmy cię obudzić.
Jungkook usiadł na łóżku, próbując opanować przyspieszony oddech i głośne bicie serca, które rodzice na pewno również słyszeli, sądząc po kierowanych do siebie zmartwionych spojrzeniach.
Nagle tak po prostu się rozpłakał. Jego mama od razu, coraz bardziej zaniepokojona, przytuliła go mocno, starając uspokoić.
19-letni mężczyzna, rozklejający się w ramionach rodziców i nie mogący się opanować. Niby żałosny widok, lecz przy takim koszmarze chyba każdy by tak zareagował.
Otwarte drzwi domu z jego obrazu. A w nim krew. Dużo krwi. Na ścianach długiego korytarza mnóstwo malunków, podobnych do tego w galerii. Tyle że na każdym z nich, zamiast martwej natury na krześle, zmasakrowane okrutnie ciała przyjaciół i rodziny. A na końcu korytarza on sam, z moczonyn w krwi pędzlem i uśmiechem szaleńca.
Jego dzieło
~~~
- Jesteś pewny, że chcesz tam iść w takim stanie, słońce?
Jungkook pokiwał głową, cmokając mamę w policzek.
- To był tylko głupi koszmar - skłamał. Przemilczał cały sen, nie chcąc, by rodzice zaczęli podejrzewać go o jakąś chorobę psychiczną. - Wrócę za godzinę, chcę tylko się rozejrzeć - obiecał. - To na razie! - krzyknął już w drzwiach, wychodząc z domu. Odetchnął jak nurek przed wskoczeniem do wody i ruszył w stronę galerii sztuki.
~~~
Nie wiedział nic. Nie wiedział, czy to tylko jego wybujała wyobraźnia, czy ktoś po prostu podmieniał te obrazy, by doprowadzić go do szaleństwa.
Jego obraz wrócił do pierwotnego stanu, lecz ten nieznanego artysty zmienił się.
Martwa natura na krześle nabierała jakby ludzkich kształtów. Na samej górze piramidy z owoców dumnie tkwiły pomarańcze lub grejpfruty, nie był pewny.
Najstraszniejsze było to, że nikt z kręcących się dookoła ludzi nie zauważał tego. Może to tylko jego bystre oko artysty, może schizofrenia, ale wyraźnie widział już ułożone z owoców nogi i korpus.
Nie chciał tego widzieć.
~~~
Tym razem obudził się bez wydawania jakichkolwiek dźwięków. Na dworze było całkowicie ciemno, obstawiał jakąś 3 w nocy. Usiadł na łóżku, pewien, że już nie zaśnie. Przejechał dłonią po twarzy i spod poduszki wyjął swój telefon. Odblokowawszy go, zerknął na datę na górze ekranu.
Czwartek, 25.05, 3:04
Przełknął ślinę, znów czując ten okropny niepokój, który, swoją drogą, go obudził. Włączył latarkę w telefonie i wysunął spod kołdry nogi, zwieszając je za brzeg materaca. Wiedział, że będzie tego żałował, jednak może uda mu się dzięki temu wyrwać z sideł tego czegoś.
Wsunął stopy w kapcie i przyświecając sobie telefonową latarką, zdjął z oparcia obrotowego krzesła wkładaną przez głowę szarą bluzę, bo spał w samych bokserkach, a pierwszy raz zrobiło mu się w domu naprawdę zimno.
Na palcach wyszedł z pokoju, dokładając wszelkich starań, by ani podłoga, ani zawiasy, nie zaskrzypiały.
W całym domu było wręcz przeraźliwie cicho, nawet tykający zegar ścienny w korytarzu ucichł, choć wciąż chodził.
Nie wiedział, po co wyszedł i jaki miał w tym cel, nogi same poprowadziły go do drzwi jego pracowni.
Z dudniącym głośno sercem, nacisnął klamkę. Spodziewał się jakiegoś 'jumpscreena', jak to bywa w niektórych grach, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Jego wzrok od razu spoczął na odwróconej do niego tyłem sztaludze z płótnem i oknach za nią. W tej chwili przeklinał sam siebie, że tak ustawił swoje sprzęty.
Zostawił otwarte szeroko drzwi i, drżąc, podszedł do sztalugi, trzymając przed sobą rozjaśniający mrok telefon.
Przez chwilę był nawet pewny, że ktoś siedzi na stołku przed zapewne pustym materiałem. Na szczęście mylił się, lecz tylko co do jednej rzeczy.
Płótno nie było puste.
Jego źrenice rozszerzyły się w przerażeniu, a strach sparaliżował ciało. Nie mógł nawet pisnąć, gdy drzwi same się zatrzasnęły, a telefon w jego dłoni wyłączył się, choć pamiętał, że go ładował.
Stał przed obrazem z galerii, który znów się zmienił. Tym razem przedstawiał... coś.
Owoce przestały być owocami, teraz były ciałem jakiejś kobiety. Jungkook zapragnął zwrócić wszystko, co zjadł w całym swoim życiu.
Jedno jej oko wypadło z oczodołu i teraz wisiało na ostatnim włosku. Wciąż patrzyło. Jej nogi były połamane, z miejsca, w którym powinny być kolana, wystawały zakrwawione kości, przebijające skórę. Kark miała skręcony, przez co jej głowa nienaturalnie się przechylała.
Mrugnęła do niego zdrowym okiem, wykrzywiając zakrwawione wargi w uśmiechu.
I tu już nic go nie powstrzymało. Zaczął wrzeszczeć, choć wciąż nie mógł się ruszać. Wypuścił z uścisku telefon, jakby tracąc władzę w dłoniach. Pragnął, by ktoś go usłyszał, jednak gdy nikt nie nadchodził, Jungkook zrozumiał.
Był teraz poza domem, poza rzeczywistością.
Z jego oczu poleciały łzy. Zaczął chlipać, a wtedy w obrazie zaczęło się coś zmieniać. Rysy kobiety rozmyły się, przekształcając ją w inną postać. Proces ten trwał dość długo, zszokowany chłopak nie był w stanie dokładnie tego policzyć.
Zamiast zmasakrowanego ciała, teraz z płótna patrzył na niego przystojny, rudowłosy chłopak. Jego spojrzenie było tak łagodne i ciepłe, mimo zamyślenia i smutku, jak nigdy nie mogło wyglądać na namalowanym przez człowieka obrazie. W prawym rogu portretu znów dostrzegł te same dwa słowa, co w galerii.
Save me
Naraz poczuł, że wraca mu swoboda ruchu.
Drzwi otworzyły się. Od razu się do nich rzucił, lecz jedyne, co za nimi zauważył, to korytarz z jego koszmaru. Sceneria była taka sama, z tym, że jego sobowtór zaczął wolnym krokiem iść w jego stronę. Nie miał nawet sił, by krzyczeć, po prostu stał. Czekał.
Wejście zatrzasnęło się przed nim, po chwili znów otwierając, lecz tym razem korytarz był krótki, a jedyne drzwi zauważył na jego końcu. Coś zachrobotało w okna. Zerknął do tyłu, bez namysłu rzucając się potem do drzwi, które od razu się za nim zatrzasnęły.
Oparł się o ścianę korytarza, oddychając szybko. Nie wiedział, czy postąpił słusznie, wychodząc ze swojej pracowni, jednak na pewno nie chciał w niej zostać, razem ze stojącym za oknem własnym klonem.
Przetarł mokre od łez policzki, nie mając innego wyjścia, niż ostrożnie ruszyć do drzwi przed nim. Wypuścił z lewego oka jeszcze jedną słoną kroplę, nim nacisnął klamkę.
Spodziewał się wszystkiego. Swojego sobowtóra, przerażających obrazów, jednak na pewno nie tego.
- Wejdź - odezwał się siedzący przed sztalugą rudowłosy chłopak. - Tylko tu będziesz bezpieczny.
Jungkook niepewnie wykonał polecenie. Usłyszał za sobą głośne zatrzaśnięcie ciemnego drewna.
- K-kim jes-jesteś? - zająknął się. Po jego przeżyciach wolno mu było bać się wszystkiego. Rudowłosy równie dobrze mógł okazać się kolejnym koszmarem.
Szybko ocenił wzrokiem pomieszczenie, chcąc wiedzieć, gdzie w razie czego mógłby się schować. W pokoju niestety było tylko łóżko, meblościanka, mnóstwo malunków, przyborów do malowania i balkon, rozjaśniający całe pomieszczenie. Najbardziej zdziwił go widok za balkonem - widziana z góry plaża wraz z morzem, wszystko identyczne, jak na jego obrazie.
Chłopak zerknął na niego i uśmiechnął się ciepło, odkładając pędzelek na półeczkę w drewnianej konstrukcji. Czarnowłosemu na widok ledwo zaczętego obrazu zrobiło się głupio. Przy tym chłopaku czuł się jak bazgrzący kredkami przedszkolak.
- To za chwilę - wstał, zaskakując Jungkooka swoim niskim wzrostem, co w połączeniu ze słodką buźką dało wręcz rozczulający efekt. - Mógłbym cię najpierw przytulić?
Wyższy zamrugał kilkakrotnie, jakby nie dowierzając.
Rudowłosy uśmiechnął się szeroko, tworząc ze swoich oczu urocze półksiężyce. Bez zastanawiania się podszedł bliżej Jeona i objął go w pasie, układając dłonie na jego łopatkach, a głowę na obojczykach, bo tylko tam dosięgał.
Jungkook wciągnął głęboko powietrze, nie wiedząc, co ze sobą począć. Wciąż się bał. No bo co, jeśli dziwny malarz był tylko wytworem jego wyobraźni? Tak samo, jak może cała reszta?
- Nie bój się mnie - mruknął rudowłosy, poruszając lekko głową, by ułożyć ją w wygodniejszej pozycji. Przez ten ruch jego miękkie włosy musnęły szyję drugiego chłopaka, delikatnie go łaskocząc. - I przepraszam za to wszystko. Potrzebowałem pomocy, a ojciec stwierdził, że jesteś do tego najodpowiedniejszy.
Jeon uniósł brwi. Kompletnie nic z tego nie rozumiał.
- Pewnie o niczym nie wiesz? - odezwał się znów niższy, jakby słysząc jego myśli. - Jestem synem dyrektora tej galerii, w której wszystko się zaczęło. Moja matka była wielką malarką i jednocześnie moim wzorem, jednak z czasem coś jej odbiło. Miałem trzynaście lat, gdy stwierdzono u niej schizofrenię - przytulił mocniej czarnowłosego, nie zważając na to, że ten wciąż stoi sztywno i bez ruchu. - Rok po rozpoczęciu leczenia, coś... Coś się stało. Zmarła, gdy z moją pomocą czytała swój ulubiony tomik poezji. Nigdy nie zapomniałem, co wcześniej mówiła - pociągnął nosem, zaczynając drżeć. Dopiero teraz zszokowany Kookie zdołał się na jakiś ruch, bo te ledwo słyszalne chlipnięcia mocno chwytały go za serce.
- Dziękuję - szepnął cicho malarz, czując na plecach dłonie wyższego. Wypuścił spomiędzy warg urywany oddech, wracając do swojej opowieści. - Mówiła o zapłacie, diable i odziedziczonym talencie. Przepraszam, ale nie jestem w stanie przytoczyć teraz w pełni dokładnie jej słów - zacisnął oczy, choć Jungkook tego nie widział, z racji tego, iż twarz niższego wciśnięta była w jego bark.
- Mocno przeżyłem z ojcem śmierć matki i dość długo dochodziłem po tym do siebie. Po swoich dziewiętnastych urodzinach wszystko nagle zyskało sens - jego ciałem kilkakrotnie wstrząsnął potężny dreszcz. Czarnowłosy szybko przyciągnął go do siebie bliżej, nie pozwalając niepożądanym centymetrom wkraść się między ich ciała. Niepewnie schylił lekko głowę, wtulając nos w pachnące mieszanką cynamonu i pomarańczy włosy chłopaka, nie przerywając mu jednak. - Dowiedziałem się w noc po urodzinowym przyjęciu, że moja matka zawarła pakt z diabłem. Dał jej sławę, talent i rodzinę, za zapłatę żądając mnie. Dziś jest tego rocznica - oddychał coraz bardziej miarowo. Z pewnością przyczyniły się do tego dłonie, wciąż sunące po jego plecach. - Na szczęście odkryłem niedawno, że mogę się stąd komunikować z ludźmi spoza tego świata. Wystarczy moja krew.
- C-co? - wydusił Jungkook, nie mogąc się powstrzymać. Rudowłosy chłopak zaczął powoli wpraszać się do jego serca i umysłu. Nie mógł wyobrazić sobie tego, że tak urocza i kochana osoba była zmuszana do aż tak drastycznych czynów.
Malarz oderwał się nagle od czarnowłosego. Przetarł lekko już mokre i zaczerwienione oczy, następnie unosząc rękaw lewej ręki wysoko w górę. Całe przedramię miał zabandażowane. Szybko opuścił materiał na miejsce.
- Gdyby nie to, nie byłoby cię tutaj - wyszeptał. Odetchnął głęboko i złapał wyższego za rękę, ciągnąc na łóżko. Gdy tylko na nim usiedli, Jeon, pod wpływem impulsu, wciągnął chłopaka bokiem na swoje kolana i pozwolił mu się wtulić w jego klatkę piersiową. Ten uśmiechnął się blado, zaraz wracając do przerwanego życiorysu. - Dzięki tej metodzie, mogłem 'przesłać' z obrazu stojącego tutaj, na ten w galerii prośbę o pomoc. Gdyby nie to, nie zwróciłbyś na tą zwykłą martwą naturę uwagi - Jungkook miał na ten temat całkowicie inne zdanie, jednak nie chciał znów mu przeszkadzać. Może i 'zwykła' martwa natura, jednak namalowana w taki sposób, że nie dało się obok niej przejść obojętnie. Rudowłosy chyba po prostu nie był świadom swojego ogromnego talentu. - Sztuczka ze zmieniającymi się elementami to też moja sprawka. Musiałem cię jakoś zainteresować. Dlaczego ty, spytasz? Ponieważ jako jedyny się wyróżniałeś. Namalowałeś mój 'dom', nawet o tym nie wiedząc. To przeważyło szalę. Jak już mówiłem, dzisiaj w nocy minęła rocznica od spłacenia 'długu', dlatego poszedłem o krok dalej. Przysięgam jednak, że ten ostatni koszmar, twój sobowtór i obraz mojej matki , to nie moje dzieła. Stwórca tego jest mi dobrze znany, domyślasz się pewnie czemu. To ja zmieniłem ten portret na swój, to ja pomogłem ci tu trafić. Musiałeś być bezpieczny - zakończył prawie szeptem, chowając twarz w szyi bruneta.
- Żeby cię stąd wyciągnąć? - spytał, nim zdążył się powstrzymać. Od razu spuścił głowę, zawstydzony swoją bezpośrednością. Nie zmienił jednak sensu swoich słów.
Malarz wyraźnie się zasmucił.
- Nie ważne, jak bardzo byś się starał i co byś robił, nigdy nie uda ci się mnie stąd wydostać. To moje przekleństwo. Jedyne, co dzięki tobie zyskałem, to namiastkę szczęścia i wyswobodzenie z sideł diabła. Czyny znikną, skutki jednak pozostaną - jego oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez. - I nie martw się, wrócisz do domu, wolny już od wszystkich koszmarów. Jeśli jednak jakimś cudem zechcesz utrzymać ze mną kontakt, powiedz tylko, a udzielę zgody.
Jungkook bez wahania musnął wargami czoło rudowłosego. Posadził go na swoich kolanach przodem do siebie.
- Jasne, że chcę - wyszeptał, przykładając ucho do piersi malarza, by wsłuchać się w coraz bardziej przyspieszające bicie serca. - Zrobiłbym wszystko, byleby zostawić cię przy sobie.
- Wszystko? - oczy chłopaka zaświeciły się, a na jego ozdobionej rumieńcami buźce pojawił się szeroki uśmiech. - Więc nie przerazi cię to, że żebyś mógł dryfować między światami, muszę zmieszać razem naszą krew? - spytał, wyciągając z tylnej kieszeni spodni mały scyzoryk.
~~~
- Gwiazdy to szklane ptaszki, które latają bardzo wysoko, Kookie, aż tam, gdzie nie dociera ludzkie spojrzenie - odezwał się Jimin, z uśmiechem wpatrując się w nocne niebo. Oderwał dłoń od poręczy na balkonie jego dotychczas znienawidzonego domku, by pogłaskać zaplecione na jego talii dłonie młodszego. - W dzień spijają promienie słońca, bo to jest ich pożywienie. Dlatego, kiedy zachodzi, ubierają się w resztki światła, żeby prosić o jego pogrzeb. Wtedy pozostają nieruchome, pełne niepokoju. Albo tańczą błagalny taniec, zanim uciekną przerażone i zgasną jak koniec knota wypalonej świecy. Niektóre przez całą noc wzywają słońce słabym głosem, bo ledwie starcza im światła. Widzisz, jak drży tamta gwiazda? - spytał, wskazując na jeden z migoczących punkcików. Gdzieś nad morzem zaskrzeczała mewa.
- Tak - mruknął Jungkook, oczarowany słuchając słów, wychodzących na świat spomiędzy pełnych warg Jimina. Oparł brodę na jego ramieniu, wpatrując się przy tym w górę. Tylko rudowłosy potrafił omamić go samym tembrem głosu, na co dzień uroczego, w takich chwilach jednak głębokiego i tajemniczego.
- Gaśnie i musi pilnie napić się nowego blasku, żeby dalej żyć. Ten szklany ptaszek umrze, jeśli słońce nie powróci szybko ze swymi promieniami... Dlatego wschodzi ono raz za razem, codziennie.
- A co się stanie, jeżeli któregoś dnia nie wzejdzie? - spytał Jeon, nie wiadomo z jakiego powodu odczuwając lekki niepokój. Jego artysta umiał nawet najprostszą czynność zabarwić, sprawiając, że nabywa ona nowych wartości. Prawdziwy dar.
- Słońce będzie płakać z żalu, że przez nie umierają gwiazdy, a wylane łzy, wielkie jak letnie ulewy, zgaszą je na zawsze...
Wyższy przechylił głowę, opierając policzek na ramieniu swojego cudownego chłopaka, by widzieć jego profil. Jimin patrzył w niebo, z delikatnym uśmiechem marzyciela. Chłodny wiatr rozwiewał jego włosy, co jeszcze bardziej podkreślało magiczność sytuacji.
Jungkook uniósł do góry kąciki ust. Nie żałował tych kilku marnych kropel krwi, które musiał oddać. Za możliwość niemal codziennego spotykania się z rudowłosym malarzem mógłby nawet odciąć sobie rękę.
Park Jimin, chłopak okrutnie pokrzywdzony przez własną matkę, wreszcie mógł zaznać szczęścia i miłości.
What if we start to drive?
(What if...)
What if we close our eyes?
(What if...)
We're speeding through red lights into paradise
'Cause we've no time for getting old
Mortal bodies timeless souls
Cross your fingers, here we go
~~~
Moim zdaniem coś zjebałam, jeśli mam rację, to przepraszam :')
Od razu mówię, że shot powstał przez inspirację grą Layers of Fears, polecam ❤
Ostatni dialog miał tak właściwie nie istnieć (cały shot pierwotnie miał się wgl zupełnie inaczej skończyć XD), ale przypomniałam sobie rozmowę pary z pewnej - dawno temu przeczytanej - książki i napisałam, jak z niej zapamiętałam, bo mi mega pasowało. Mówię to w wypadku, jakby ktoś zauważył podobieństwo XD
Proszę o gwiazdki i komentarze ❤(^ω^)❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro