Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Następne pół godziny spędziłam, siedząc po turecku pod pokojem Austina. Patrzyłam na drzwi i czekałam, w sumie sama nie wiem na co.

Aż nagle ciszę przerwał dobrze mi znany głos:

- Myślisz, że nie wiem, że tam jesteś? Czuję twój strach. I krew z rozcięcia na policzku. - wtedy złapałam się za lewy policzek. Nadal lekko bolało. Gdy zabrałam rękę, zobaczyłam, że rana nadal krwawiła. - Po co tu siedzisz?

- Czekam, aż ci przejdzie. - powtórzyłam swoje słowa sprzed godziny. - I będę tu siedzieć. Nawet, gdybym miała przez to nie spać.

- Claire. - nagle obok mnie pojawił się komendant. Spojrzałam na niego, podnosząc lekko głowę. - Chodź stąd. To nie ma sensu. - lekko pokręcił głową.

Niechętnie wstałam. Znów spojrzałam w stronę drzwi.

- Ja jednak wolałabym zostać.

- Uwierz mi. - zwróciłam wzrok na komendanta. - To nie ma sensu. Wrócisz tu, jak będzie się rozjaśniać.

- Dobrze. - westchnęłam.

Poszłam z komandantem na dół, do kuchni. Tam usiedliśmy przy stole, naprzeciw siebie.

- No to... - spuściłam głowę, patrząc na swoje ręce. - Czym jest dokładnie krwawa pełnia? I czemu Austinowi odbiło?

Mężczyzna spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Westchnął.

- Krwawa pełnia to noc, w której księżyc nabiera czerwonwj barwy, jak mogłaś zauważyć. Nazywa się ją też nocą wampirów. Bo wtedy ich najgorsze instynkty zostają pobudzone i przejmują kontrolę. Do czasu wschodu słońca.

- Czyli... - zaczęłam sobie powoli przyswajać nowe informacje. Złapałam się za głowę. - Czyli w czasie tej pełni wampirom odbija i zabijają bez zastanowienia, tak?

- No tak. Austin co prawda nigdy nikogo nie zabił, na szczęście, ale i tak dzisiaj w nocy lepiej na niego uważać. I nie zbliżać się do świtu.

- To rano mu przejdzie, tak?

Pan Strong pokiwał głową.

- Ale do rana jeszcze daleko, dlatego proszę cię... - wyciągnął przed siebie rękę. - Nie rób nic głupiego. I nie zbliżaj się nawet do jego pokoju. Bo może być źle. A... i lepiej, byś sobie to przemyła. - pokazał na mój policzek, na którym znajdowała się rana. Złapałam za niego. - Wampir z odległości kilometra wyczuje choć kroplę krwi. Dlatego Austin wiedział, że stoisz pod drzwiami.

- A wampiry mają jeszcze jakieś zdolności? Takie, które im pomagają w zabijaniu?

- Tak. - przytaknął. - Na przykład doskonale widzą w ciemności. Dlatego też nazywa się je stworzeniami nocy. Są też niebywale szybkie i silne. Jak jakiś cię złapie, nie ma szans na wyrwanie mu się ani ucieczkę. W dodatku każdy ma jakiś, jak to nazywają, dar. Specjalna umiejętność. Może być on albo ofensywny, albo defensywny. Ale zdarzają się i takie, które są te i te.

- A Austin jaki ma dar? - spytałam zaciekawiona. - Bo o tym mi nie mówił.

- No... jego dar akurat jest szczególny. Potrafi władać nad żywiołem lodu. Zapewne dlatego Rada Ciemności się nim interesuje. Bo chociaż urodził się jako człowiek, oni chcą, by dołączył do rady.

- I co? Dołączy?

- Raczej tak. Ale tego nie jestem pewien. O tym ci raczej wspominał?

- Aha. - przytaknęłam smutno. Spuściłam glowę. - Powiedział, że jak dołączy się do tej rady, to trzeba zapomnieć o swoim wcześniejszym życiu. Że rada wtedy jest najważniejsza. Ale pan to sporo wie o wampirach, jak zauważyłam. - podniosłam głowę, by spojrzeć na mężczyznę.

- Jestem komendantem policji w miasteczku, w którym jest ich mnóstwo. Więc powinienem coś o nich wiedzieć. Choć zanim poznałem Austina, to o krwawej pełni nie wiedzialem kompletnie nic.

- A jak pan się dowiedział? - spytałam. Byłam coraz bardziej zaciekawiona tym wszyskim.

Wtedy ten podwinął rękaw koszuli i pokazał mi dość spore zadrapanie. A raczej bliznę, która po nim została.

- Kiedy Austin miał siedem lat, było to gdzieś koło sierpnia, pojawiła się krwawa pełnia. Na samym początku wszystko było dobrze, ale nagle... - spojrzał na ślad. Mój wzrok też powędrował na bliznę. - Nagle Austinowi odbiło. Zaczął się szarpać, nie wiadomo, skąd. No i... zrobił mi to. - pokazał głową na szramę. - Wtedy też dowiedziałem się, co szczególnego dzieje się takiej nocy. Przez ponad dwa lata po tym zdarzeniu Austin się za to obwiniał. Prawie się do mnie nie odzywał.

- Czyli... - pokazałam na rozcięcie na policzku. - Jak zobaczy to, to wtedy...

- Może się za to obwiniać jeszcze bardziej.

- No to w takim razie... - podniosłam się z krzesła. - Pójdę to przemyć. Może nie zauważy.

Wtedy poszłam do łazienki, o dziwo nie za wiele się przy tym kręcąc po domu, obmyć zakrwawiony policzek. Trochę to bolało, ale sama się w to wpakowałam i nie było odwrotu. Po wszystkim ostrożnie go wytarłam i wyszłam z łazienki, bo w szafce nad umywalką nie mogłam znaleźć żadnych plastrów.

Gdy wróciłam do kuchni, usiadłam z powrotem przy stole, naprzeciw komendanta. Siedzieliśmy w ciszy, do czasu, aż nie zadzwonił telefon. Okazało się, że to z komisariatu. Pan Strong musiał jechać na jakąś interwencję.

- Ale jak to? - spytałam, oburzona, gdy przestał rozmawiać. - Idzie pan? W środku nocy, jeszcze w krwawą pęłnię? Ich pogięło?

- Ale taka jest moja praca. - wstał od stołu i zabrał broń leżącą na blacie zabudowy kuchennej. Przypiął ją do pasa.

- No dobra. Praca. Ale co z Austinem? Nie pomyślał pan o nim?

- Uwierz mi, myślę o nim cały czas. - położył ręce na stole. - Cały czas od kiedy tylko mu się to stało. Jest dla mnie jak syn, dlatego, gdy myślę o tym, że za niedługo już go nie będzie w moim życiu to... - wyprostował się. - Z resztą... ty i tak tego nie zrozumiesz.

- A skąd pan to wie? - spytałam z przekąsem. Skrzyżowałam ręce. - A może rozumiem?

- Dobrze. Nie ważne już. - wyszedł z kuchni i skierował w stronę wyjścia z domu. Wstałam i poszłam za nim. Jednak, kiedy miał wychodzić, stanął w wejściu. - Masz. - rzucił mi jakieś klucze. - Jedne są od domu, a drugie od kajdanek. Jeśli nie wrócę do rana, to odepniesz Austina. Ale musisz być pewna, że mu przeszło. - pokazał na mnie palcem.

- Dobrze. - odparłam obojętnie. Nadal miałam mu za złe, że zostawił Austina w takiej  sytuacji. - Jak pan chce.

- Ale żadnych głupot masz nie robić. A już napewno nie wchodzić do pokoju Austina przed świtem. Czy to jasne? - ostanie słowa wypowiedział bardziej stanowczo.

- Tak jest. - przytaknęłam.

Wtedy lomendant otworzył drzwi i wyszedł z domu. Zamknęłam za nim i poszłam tam, gdzie miałam nie wchodzić, czyli oczywiście pokoju Austina.

Weszłam na górę, przekręciłam zamek w drzwiach pomieszczenia i weszłam. A tam zastałam chłopaka. Głowę miał spuszczoną, jakby spał. Jednak ja wiedziałam, że tak nie było. Podeszłam do niego, ale nie za blisko.

- Austin? - spytałam nieśmiało.

Wtedy brunet podniósł głowę i spojrzał na mnie.

- No proszę... A cóż cię do mnie sprowadza? - ton jego głosu był szyderczy co znaczyło, że lepiej bliżej do niego nie podchodzić.

- Przyszłam zobaczyć, jak bardzo wrednym typem teraz jesteś. - odpowiedziałam z przekąsem, krzyżując ręce.

- Bardziej, niż możesz przypuszczać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro