Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Przez resztę lekcji myślałam o swojej dość dziwnej rozmowie z Austinem. Dlaczego tak bardzo upierał się, że wampiry nie istnieją? Nie miałam pojęcia.

Tak bardzo się zamyśliłam na ten temat, że nie zwracałam uwagi na wszystko dookoła. Do czasu, aż jakaś dziewczyna nie krzyknęła za moimi plecami:

- Poczekaj! - stanęłam, lekko zdezorientowana. Odwróciłam się i zobaczyłam rudowłosą dziewczynę. Włosy miała proste i rozpuszczone, natomiast oczy brązowe.

- A... a ty to kto? - zapytałam, nadal lekko błądząc w myślach.

- Jestem Melinda. I słyszałam, że jakaś nowa dziewczyna doszła do drugiej klasy. To ty? - pokazała na mnie.

Zaczęłam bawić się pasemkiem włosów, lekko onieśmielona.

- Tak. To ja.

- W takim razie miło cię poznać. - z uśmiechem podała mi rękę. Uścisnęłyśmy je. - A ty jesteś?

- Claire. - odrzekłam.

Melinda znów się uśmiechnęła.

- A może... może cię podprowadzę? - zaproponowała. - Lepiej się poznamy.

- Okej.

Jakieś dziesięć minut później szłyśmy przez ulicę na jednym z osiedli, rozmawiając.

- Czyli poznałaś już Austina? - spytała, gdy opowiedziałam jej cały swój dzisiejszy dzień, pomijając moją rozmowę o wampirach i zabitej kobiecie.

- Tak. Znasz go?

- I to bardzo dobrze. To fajny i bardzo miły chłopak. No i też bardzo pomocny. Ale od jakiegoś czasu wydaje się być jakiś nie swój. - złapała się za brodę palcem wskazującym.

- Nie swój? - powtórzyłam. Nie zauważyłam, żeby był nie swój. Ale to zapewne dlatego, że poznałam go dopiero dzisiaj rano. - Co masz przez to na myśli?

- No... dziwnie się zachowuje. Nie przychodzi na niektóre lekcje. Jeszcze kiedyś, widziałam, jak szedł gdzieś przez las Vampire.

Nadal nie mogłam zrozumieć, czemu ktokolwiek miałby nazywać tak las. Przecież ta nazwa sama w sobie przeraża.

- Vampire? A co on tam robił?

- Nie wiem. Ale krążą pogłoski, że w naszym miasteczku mieszkają wampiry. - ostatnie dwa słowa wypowiedziała bardziej przerażonym tonem.

- Wampiry... - szepnęłam, przypominając sobie całą swoją rozmowę z Austinem na przerwie. Rozmawialiśmy wtedy na ten sam temat. Bardzo zdenerwowało go to, jak powiedziałam o swoich podejrzeniach odnośnie wampirów. - A słyszałaś ostatnio o dziwnych stworzeniach, atakujących ludzi? - spytałam, patrząc na nią.

Kiwnęła leciutko głową, jakby przerażona samym faktem o tym, że coś w tej sprawie wie.

- Tak. - odrzekła cicho. - Słyszałam, że grasują po lesie i zabijają ludzi. Przynajmniej tych, którzy wejdą na ich terytorium. Ale ostatnio słyszałam też o zabójstwach w naszym miasteczku. Ponoć ktoś zabił pięć osób. A wszystkie ofiary miały charakterystyczny ślad na szyi. Jakby po ugryzieniu.

- A uważasz, że to mogły być wampiry?

- No... fakty mówią za siebie. Wampiry... istnieją. - pisknęła cichutko, jakby bojąc się tego słowa.

Po zapoznaniu i rozmowie z Melindą, wróciłam do domu. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Wampiry istniały. I zabijają ludzi. Bałam się tego, bo wiedziałam, że ja mogłam być następna.

Lekko nieobecna, weszłam do środka i weszłam po schodach na górę, do swojego pokoju. A tam położyłam się na plecach na łóżku i zaczęłam myśleć o całej tej sprawie. Aż nagle ktoś zapukał w okno. Lekko zdziwiona, wstałam i zobaczyłam coś bardzo dla mnie dziwnego.

Austin siedział na balkonie. Co on tu robił? I jak do diabła się tam dostał? Otworzyłam drzwi, a wtedy chłopak wszedł do środka. Usiadł na moim łóżku. Przyglądałam się temu, nadal nie rozumiejąc, skąd się tu wziął.

- Co jest? - spytał z lekkim uśmieszkiem. - Wyglądasz dziwnie.

- Ja... - w tamtej chwili to było jedyne, co potrafiłam z siebie wydusić. - A co ty tu robisz? - odbiłam piłeczkę, kładąc ręce na biodrach. - No i jak się tu dostałeś?

- Po drabinie. Zostawiliście ją opartą o balkon, więc... wszedłem. Nie chciało mi się okrążać domu. A przyszedłem po to, bo chciałem z tobą porozmawiać. Chodzi o naszą rozmowę w szkole.

- A co? Nagle zmieniłeś zdanie na temat istnienia wampirów?

Wtedy Austin odwrócił ode mnie głowę. Jakby mówienie o wampirach nie było dla niego przyjemne.

- Nie. - znów na mnie spojrzał. - Chciałem wytłumaczyć ci tą całą sprawę.

- A jak, jeśli można wiedzieć? - skrzyżowałam ręce.

Chłopak wstał z łóżka i podszedł do mnie powoli. To mnie skrępowało. I to strasznie. Czułam, że zaczęłam się rumienić, ale modliłam się, żeby nie było tego widać. Patrzyliśmy sobie w oczy, przez co lepiej mogłam się przyjrzeć jego niebieskim tęczówkom.

- Lepiej się w to nie pakuj. - odrzekł chłodno. - Jeśli naprawdę nie chcesz, by coś ci się stało.

- To była groźba? - spytałam, lekko zaskoczona jego nagłą zmianą.

- Nie. Porada. Nie mieszaj się w sprawy, o których nie masz pojęcia. - odparł lekko groźnie. W tamtej chwili lekko się go wystraszyłam. Nie wiedziałam, że może się tak stać. Ale widać pozory mylą.

Po chwili ode mnie odszedł i poszedł w stronę balkonu. Wyszedł na niego, po czym spojrzał na mnie przez ramię.

- Dobrze ci radzę. Trzymaj się od tej sprawy z dala. - wszedł na barierkę i zjechał po drabinie na podwórko. Wyszłam za nim i wtedy zobaczyłam, jak jeszcze przez chwilę na mnie patrzył. Ale niezbyt przyjacielsko. Potem odwrócił się i poszedł w stronę lasu, by po chwili zniknąć za drzewami. Trochę mnie to przestraszyło. I zdziwiło. Mówił mi, że nie wchodzi do lasu Vampire. A teraz co? Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem przede mną czegoś nie ukrywa.

Następnego dnia w szkole przez cały czas myślałam o dziwnym wtargnięciu Austina do mojego domu i rozmowie z nim. To, co mi powiedział, nie zniechęciło mnie ani trochę. Zamiast tego bardziej mnie nakręciło do rozwiązania sprawy zabójstwa tamtej dziewczyny. Nawet niezbyt zwracałam uwagę na nowo poznaną Melindę, która na prawie każdej lekcji ze mną siedziała. Aż w końcu, chyba na angielskim, zaczepiła mnie, trącając w ramię. Spojrzałam na nią lekko nieobecnie.

- Hę? - spytałam. - Co jest?

- Jesteś jakaś nieobecna. Stało się coś?

Wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy jej powiedzieć, o czym rozmyślałam. Ale nie znałam jej za dobrze, by się zwierzać. W końcu znałyśmy się zaledwie jeden dzień. Ale postanowiłam zaryzykować.

- No wiesz... - zaczęłam, lekko nieśmiało. - Bo... podobno niedawno zabito jakąś dziewczynę. Słyszałaś o tym? - spytałam jej. Mieszkała w tym miasteczku napewno dłużej ode mnie, dlatego możliwym było, że coś na ten temat wiedziała.

Ta tylko lekko kiwnęła głową, co oznaczało, że miałam rację.

- Tak. - szepnęła. - Słyszałam. Ponoć zabił ją wampir. Bo miała ślad na szyi i wyssaną całą krew. Jest jedną z tych pięciu ofiar, o których ci mówiłam wczoraj.

- Czyli ona jest jedną z zabitych przez wampiry? - dopytałam.

Melinda znów lekko pokiwała głową. Była fajną dziewczyną, ale trochę nieśmiałą. Jak zauważyłam.

I wtedy byłam już na sto procent pewna. Zaczynam wszczynać śledztwo. Chciałam, by ten, kto zabił tą dziewczynę i czworo innych ludzi, za to odpowiedział. Nawet, gdyby miał się on na serio okazać wampirem.

- No to... - złapałam się za brodę. Melinda na mnie spojrzała. - Pomożesz mi?

- W czym? - spytała, zapewne nie rozumiejąc pytania.

- No w śledztwie. Muszę się dowiedzieć, kto zabił tą dziewczynę. I czworo innych. Bo jeśli go nie znajdzie policja, to będzie zabijał kolejne osoby. A co, jeśli będzie chciał zabić kiedyś którąś z nas? - gdy to powiedziałam, Melinda, przerażona, spuściła nisko głowę. Zapewne perspektywa zabicia przez wampira nie była za fajna, ale jest to wielce możliwe. Dlatego miałam nadzieję, że rudowłosa mi pomoże. - No to jak? Pomożesz mi? - pokazałam na nią ręką.

- No... skoro jestem już w to zamieszana, to... tak. - podniosła wzrok na mnie. - Z resztą... ja też nie chcę, by ten ktoś dalej zabijał. A skoro to na serio był wampir, to na tych zabójstwach się nie skończy.

- To super. - odrzekłam entuzjastycznie. - Ale nie chodziło mi o zabijanie, ale o to, że się zgodziłaś. - wytłumaczyłam, gdy zobaczyłam przerażenie na jej twarzy.

Wtedy dziewczyna się uśmiechnęła. Widocznie załapała. Na całe szczęście.

- To co robimy? - spytała, lekko się prostując. Zapewne w ten sposób chciała pokazać swoją odwagę. Pokazała ją już wtedy, gdy zgodziła się mi pomóc. W końcu ta cała sprawa była dość niebezpieczna i mogłybyśmy podczas niej ucierpieć. Miałyśmy w końcu do czynienia z wampirami. A one raczej nie były przyjaznymi stworzeniami.

- Przyjdź jutro do mnie. Gdzieś... - tu dokładniej się zastanowiłam. - Po 15? Pasuje ci? Zaczniemy się zastanawiać nad tą sprawą. I ją rozwiązywać.

- Spoko. Mi tam pasuje. - odrzekła.

Czyli oficjalnie wtedy stałam się Sherlockiem w spódnicy. Choć rzadko kiedy w nich chodziłam, ale tu chodziło o coś innego. A dokładniej o znalezienie zabójcy tamtej dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro