Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Niestety pójście na komisariat nic nam nie dało, dlatego też po pół godzinie wyszliśmy z budynku i zaczęliśmy kierować się w stronę naszych domów. Jednak nie było nam dane zajść daleko, bo zanim zdążyliśmy na dobre się od niego oddalić, Austin się zatrzymał, jakby coś zobaczył. Lub usłyszał. A ponieważ szłyśmy za nim, wpadłam na niego, a Blake na mnie, o mało co nie upadając na ziemię. Stanęłam po jego prawej i odezwałam:

- Czemu się zatrzymałeś?

- Za nami. - wyszeptał. Ale nie odwrócił się. - Ktoś za nami idzie. Kto?

- Sam nie możesz zobaczyć? - odpowiedziałam pytaniem.

- Jako wampir mam się obrócić? - odrzekł lodowatym tonem, spoglądając na mnie.

- Racja. - przyznałam, lekko zarumieniając. Spojrzałam za ramię i zobaczyłam, jak w naszym kierunku zmierzał jakiś mężczyzna. Było ciemno, przez co nie widziałam go wyraźnie, ale jego odznaka odbijała światło księżyca. Nie dobrze... - A ten glina... - wyszeptałam chłopakowi do ucha. - To... mówiłeś, że czasami chodzi w okolicy komisariatu, co nie?

- No. A co? - spojrzał na mnie z nieukrywanym zdziwieniem, również szepcząc. Jednak po chwili jego oczy lekko się wytrzeszczyły, co znaczyło, że zrozumiał, o co mi chodziło. - Chcesz mi powiedzieć, że ten glina...

- Idzie za nami. - dokończyłam za niego.

Brunet przeklnął pod nosem, zakrywając usta ręką.

- Co robimy? - spytałam.

- A co mamy? - odpowiedział pytaniem. - Widział nas, nie możemy teraz uciec. Musimy mu się wytłumaczyć z tego, co tu robimy.

- A kogo my tu mamy? - nagle usłyszałam głos tamtego gliny. Spojrzałam za siebie, a tam stał brunet o jasnym odcieniu włosów i podobnym kolorze oczu. Włosy sięgały mu do połowy szyi, z czego część była związana w niedługą kitkę. W jednej ręce trzymał wyłączoną latarkę, natomiast drugą trzymał w kieszeni spodni. Widziałam to dzięki temu, że staliśmy przy latarni. - Kim jesteście? I co tu w ogóle robicie?

- Widzi pan... - zaczęłam nieśmiało. Jednak zanim zdąrzyłam dokończyć, odezwał się Austin.

- Poszliśmy się przejść po okolicy. - odwrócił się do niego. Wtedy zobaczyłam, że z powrotem miał niebieskie oczy. Zrobiłam to samo, co on, a wtedy obok mnie pojawiła się Blake. - Chyba można, prawda? - spojrzał na niego spod grzywki.

- Można. - przytaknął. - Austin Drake. No proszę. - uśmiechnął się wrednawo. - Co za niespodzianka. A komendant wie, że tak wychodzisz po nocy?

- Wie doskonale. - niebieskooki wyprostował się. - Może pan nawet do niego zadzwonić się spytać.

- Nie trzeba. - posłał nam obojętne spojrzenie. - Wierzę. I mam nadzieję, że naprawdę tylko spacerowaliście po okolicy, bo jeśli nie... - przybliżył twarz do chłopaka. - To tego pożałujecie. Wszyscy. - spojrzał nieprzyjaźnie na mnie i blondynkę.

- Tak jest. - chłopak przytaknął, po czym mężczyzna odsunął od niego twarz i znów na nas spojrzał, chowając ręce do kieszeni spodni.

- Doskonale. W takim razie żegnam. - odwrócił się do nas plecami, po czym poszedł w tylko sobie znanym kierunku, a gdy to zrobił, odetchnęłam z ulgą. 

- Na całe szczęście sobie poszedł, bo myślałam, że będą kłopoty. - odparłam, jak byłam pewna, że jest wystarczająco daleko. 

- A ty co taki zamyślony? - odezwała się nagle blondynka, patrząc na chłopaka. 

Zrobiłam to samo, a wtedy zobaczyłam, jak Austin patrzył w stronę, w którą poszedł glina, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Austin? Co jest?

- Ten facet... - wyszeptał. - Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz... wydaje mi się, że znam skądś jego głos. Jakbym... jakbym go już słyszał.

- Hę? - zmarszczyłam lekko brwi. - A skąd może ci się kojarzyć? Kiedy pierwszy raz go zobaczyłeś? - spytałam go, zmieniając nieco temat.

- Jakieś może dwa tygodnie temu. A co?

- To skoro tak, to skąd możesz kojarzyć jego głos? 

- Właśnie nie mam pojęcia. - wzruszył ramionami. 

- Nie chcę wam przeszkadzać ani nic, ale... - zawarła głos Blake. - Mi trochę zimno się robi, więc może wrócimy już?

Następnego dnia w szkole, a dokładniej na stołówce na długiej przerwie, siedzieliśmy jak zawsze w trojkę przy stoliku. Jedliśmy sobie w ciszy, gdy nagle pod nasz stolik podeszła Melinda. Na sam jej widok zmarszczyłam lekko brwi, podobnie było w przypadku Austina, który siedział naprzeciw mnie i Blake.

- Melinda? - odparłam, patrząc na nią nieprzyjemnie. - A ty co tu...

- Chciałam wysłuchać od was przeprosin za to, że mnie okłamaliście. - skrzyżowała ręce, patrząc na nas z wyrzutem, choć wyglądało to, jakby patrzyła tylko na mnie.

- A ja myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy w tej sprawie. - głos zawarł brunet.

- Wyjaśniliśmy? - prawie krzyknęła, uderzając rękami w blat. - Okłamaliście mnie i to bez żadnych skrupułów! - wstała od stołu i spojrzała na nas z dobrze widoczną nienawiścią. - Jeszcze nic mi nie wytłumaczyliście, nie przeprosiliście!

- Bo nie chciałaś nas nawet słuchać! - wtrąciłam się w jej monolog. Także wstałam. - Obraziłaś się na nas i nie przyjmowałaś do siebie żadnej naszej próby wyjaśnień. Dlatego odpuściłam sobie to już dawno. 

- Ach tak?! - rzuciła mi wściekłe spojrzenie. - Nie powiedziałaś mi o tym, kim jest Austin, choć powinnam ze względu na to, że jeszcze do niedawna razem rozwiązywałyśmy zagadkę tych wszystkich morderstw. Był naszym podejrzanym, możliwe, że tak naprawdę to on stoi za tymi zabójstwami, ale tylko udaje takiego wielce poszkodowanego.

- DOŚĆ! - wrzasnął chłopak, wstając i patrząc na rudowłosą z doskonale widoczną wściekłością. - Mów sobie co tylko chcesz, ale nawet nie próbuj mnie obrażać w mojej obecności. To, że jestem wampirem nie oznacza od razu, że to ja zabiłem tych wszystkich ludzi!

- A skąd ja mam to wiedzieć? Może tylko tak udajesz? - skrzyżowała ręce, odwracając do niego bokiem.

- Nie masz żadnego prawa oskarżać mnie o cokolwiek bez dowodów. - pokazał na nią. - Nie masz. I dlatego też idź stąd, póki jeszcze jestem w miarę spokojny.

- W miarę. Jakim ty jesteś łaskawcą, naprawdę. - odrzekła z lekkim sakrazmem w głosie.

- Wynoś się stąd. - pokazał w swoje lewo. - Słyszysz? Wynocha!

- Spoko. - spojrzała w moim kierunku. - A ty, Claire? Nadal masz zamiar się z nim zadawać? - pokazała na chłopaka.

Spojrzałam na niego, a wtedy zobaczyłam te jego niebieskie tęczówki, patrzące na mnie. Wtedy byłam pewna, że nie mogę go zostawić.

- Wybacz, Mel, ale... ja zostaję z Austinem i Blake.

Na tą wiadomość dziewczyna zrobiła się autentycznie czerwona, po czym bez słowa poszła w tylko sobie znanym kierunku. Usiadłam z powrotem, a ze mną i chłopak.

- Wow. - głos zawarła Blake. - Nie miałam pojęcia, że ta cała Melinda jest taka... wybuchowa. W sensie raz już widziałam, jak się wściekła i to nieźle, ale to, co wydarzyło się przed chwilą to...

- Taaaa... - złapałam się za brodę. - Melinda nieźle potrafi zaskoczyć. W tym przypadku niestety niezbyt pozytywnie. - wtedy spojrzałam na Austina. Wyglądał na lekko przygnębionego, a głowę miał lekko spuszczoną. Zapewne zabolało go to, co powiedziała na jego temat Mel. - Austin? Trzymasz się jakoś?

- Jasne. - podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął lekko. - Tyle że... - wstał od stolika. - Muszę gdzieś iść. Zobaczymy się jutro. - wziął swoją tacę i poszedł w sobie znanym kierunku. Lekko smutnym wzrokiem odprowadziłam go.

Jak już zniknął mi z oczu, czyli kiedy wyszedł ze stołówki, spojrzałam na lekko osłupiałą Blake.

- Wiesz... - odparłam. - Ja chyba pójdę za nim. - wstałam od stolika. Ta tylko mi przytaknęła, po czym poszłam za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro