Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Od wydarzeń, które wydarzyły się w alejce minęło kilka dni, a relacja między Austinem a Melindą się... ładnie mówiąc popsuła. Dziewczyna zaczęła go unikać, dodatkowo ignorowała, gdy próbował jakoś wytłumaczyć całą sytuację. W międzyczasie okazało się, że nowo poznana Blake chodziła z nami do szkoły, co z biegiem czasu okazało się bardzo przydatne, bo Mel też i na mnie się obraziła, więc często w trójkę między sobą rozmawialiśmy.

A przez to, że dowiedziała się już o sekrecie Austina, powiedzieliśmy jej o Radzie Ciemności i naszym śledztwie.

Siedzieliśmy wtedy akurat standardowo w stołówce, ja i Blake obok siebie, a Austin naprzeciw nas.

- Czyli jakiś koleś od tak zabija sobie ludzi, bo mu się podoba? I okazuje się, że jest on wampirem, który zaatakował Austina? - spytała, z niedowieżaniem w głosie, gdy już wszystko jej opowiedzieliśmy. Spojrzała na mnie, kładąc lewą rękę na blacie stołu, a drugą pokazując na chłopaka.

- No tak. - odezwałam się. - Wiem, bardzo dziwnie to brzmi, ale to prawda. A skoro zostałaś wtajemniczona w temat wampirów i znasz sekret Austina, to pomyśleliśmy, że powinnaś to wiedzieć.

- W takim razie bardzo mi miło z tego powodu. - uśmiechnęła się lekko. - Tyle że... - spojrzała w lewo, gdzie, jakieś dwa stoliki od nas siedziała Melinda z jakimiś dwoma dziewczynami, których nie znałam. Zapewne jakieś jej koleżanki. - Czy ona nie powinna o tym wszystkim wiedzieć wcześniej? - wskazała na nią głową. - W końcu znacie się dość długo.

- No racja. - odparł brunet. - Powinna. Ale wyszło, jak wyszło. - rozłożył ręce.

- Gdyby chciała z nami gadać, to zapewne już od kilku dni by o tym wiedziała. - skrzyżowałam ręce, opierając o krzesło.

- Też racja. - poparła mnie blondynka, kiwając głową. - To co robimy? - położyła ręce na blacie, omało co nie wkładając jednej do sałatki owocowej.

- Co masz na myśli? - spytałam, lekko marszcząc brwi.

- No ze śledztwem. Rozwiązujemy je w trójkę? Bo na moje oko to ta wasza przyjaciółka nie będzie miała ochoty nawet na was patrzeć. - znów pokazała głową na stolik, przy którym Mel i jej psiapsiułki rozmawiały, co chwila chichocząc.

- Jak chcesz pchać się w szpony niebezpieczeństwa i śmierci ze strony wampira, to okej. - wyciągnęłam w jej stronę rękę. Uścisnęłyśmy je. - Witaj w grupie dochodzeniowo-śledczej Sullivan i Drake. - uśmiechnęłam się lekko.

- To co? - potarła dłońmi. - Po szkole szukamy poszlak?

- Ja tam jestem za. - skrzyżowałam ręce. - Ostatnio tylko myślę o Mel i to będzie miła odmiana. - spojrzałam na chłopaka, który siedział naprzeciw nas. - A ty, Austin? Wchodzisz?

- W końcu ktoś musi Cię pilnować, by cię jakiś wampir nie zaciukał w ciemnej alejce. - uśmiechnął się lekko łobuzersko w naszym kierunku.

- No i super. - potarłam dłońmi z ekscytacji. - Już nie mogę się doczekać.

Austin spojrzał na mnie lekko dziwnie, podnosząc jedną brew. Zapewne myślał, że cieszyłam się z prawdopodobnego zaciukania przez wampira.

- Ale nie chodziło mi o śmierć, tylko o szukanie poszlak.

- Tylko zabrzmiało to troszeczkę inaczej, zdajesz sobie z tego sprawę? - podparł policzek o rękę.

- Nie, ale dzięki za informację. - odparłam z lekkim sakrazmem.

- Nie tylko ty nie możesz się doczekać. - odezwała się Blake, zmieniając temat i kładąc łokcie na blacie oraz opierając brodę o splecione dłonie. - To będzie moje pierwsze śledztwo, chcę zobaczyć, czy się do tego nadaję.

- Nadajesz nadajesz. - machnęłam ręką, po czym poklepałam ją po ramieniu. - Nie martw się.

- To o której zaczynamy? - spytał brunet, pokazując na nas.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać. Po zmroku byłoby najlepiej, bo prawdopodobieństwo, że ktoś nas zauważy będzie niemalże zerowe. Jednak... jeśli chodzi o wampiry, to akurat wszystko było możliwe.

- Po... 17? Pasuje wam?

Obydwoje przytaknęli głowami na tak.

- W takim razie spotykamy się przed komisariatem, a potem wchodzimy do środka i szukamy poszlak. - klasnęłam rękami. - Super.

Wieczorem, zgodnie z planem całą trójką udaliśmy się pod komisariat, by oczywiście poszukać poszlak. Razem z Blake spotkałyśmy się niedaleko budynku, po czym poszłyśmy w kierunku Austina, który stał tuż pod budynkiem i opierał o jakąś kolumnę w swojej wampirzej wersji.

Gdy tylko go zobaczyłam, podeszłyśmy do niego.

- Widzę dzisiaj na czerwono. - odparłam, lekko zawadiacko się uśmiechając. - To dobrze, pasuje ci ten kolorek. - puściłam mu oczko.

- Cieszę się z tego powodu. - uśmiechnął się lekko, dzięki czemu mogłam po części zobaczyć jego kły. - No to co. Wchodzimy. - wyjął z kieszeni kurtki klucze od budynku, po czym weszliśmy do środka.

Gdy byliśmy już w środku, pierwsze co, to skierowaliśmy się w stronę gabinetu komendanta, bo tam znalezienie poszlak jest niemalże 100 procentowe.

Weszliśmy do pomieszczenia i zaczęliśmy po nim rozglądać. Usiadłam przy biurku i zaczęłam grzebać w szufladach w czasie, gdy Austin i Blake szperali w innych zakamarkach. Miałam nadzieję znaleźć coś na temat tamtego kolesia, którego widzieliśmy, gdy ostatnio byliśmy w pobliżu komisariatu.

Jednak poza tym, co znaleźliśmy ostatnio nie było nic nowego. Czyli musieliśmy wracać do punktu wyjścia. Ech...

Grzebałam właśnie w jednym z segregatorów, gdy nagle usłyszałam, jak Austin z kimś rozmawiał. A raczej się kłócił. Spojrzałam w jego kierunku. Stał niedaleko mnie i wydawał się mówić jakby do siebie. To był dość dziwny widok, dlatego też zmarszczyłam lekko brwi. Aż w końcu chłopak krzyknął na cały głos:

- Zostaw ty mnie w świętym spokoju!

- Austin? - spojrzałam na niego z lekkim niepokojem. - Wszystko okej?

Brunet spojrzał na mnie, zapewne zaskoczony, po czym odezwał się:

- Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku. I przepraszam... - zaczął kierować się w stronę wyjścia z gabinetu. - Ale muszę się trochę przewietrzyć. - wtedy otworzył drzwi i wyszedł. Wstałam z fotela.

- Chyba muszę z nim pogadać. - spojrzałam na lekko osłupiałą blondynkę. - Dasz sobie radę?

- Jasne. - przytaknęła. - Idź do niego.

- Wrócę najszybciej, jak się da. Obiecuję. - położyłam rękę na klatce piersiowej, po czym wyszłam z pomieszczenia, mając nadzieję, że chłopak nie odszedł wcale daleko, bo nie miałam ochoty za nim nigdzie biegać, zwłaszcza o takiej porze.

Na szczęście znalazłam go przed budynkiem. Opierał się o kolumnę i patrzył w górę. Podeszłam do niego powoli.

- Dlaczego tak nagle wyszedłeś? - stanęłam po jego lewej. Ten spojrzał na mnie, a ja natomiast na niego, nadal lekko zatroskana.

- Mówiłem. Chciałem się trochę przewietrzyć. - oparł głowę o kolumnę i zamknął oczy.

- Tu chodzi o Tylera, prawda?

Gdy tylko wymówiłam to imię, brunet spojrzał na mnie zaskoczony.

- Słyszałam, jak krzyczysz, by zostawił cię w spokoju. Nie było to jakoś specjalnie trudne. Czego od ciebie chce?

- Od czasu krwawej pełni raz na jakiś czas się do mnie odzywa. I ciągle mówi o tobie. - pokazał na mnie.

- O mnie? - wtedy byłam już lekko przerażona, przyznaję. Co prawda nie zdarzyło mi się, na szczęście, zobaczyć, na co było stać tego Tylera, ale wiedziałam, że nie chciałabym się o tym przekonać. - A co o mnie mówił?

- W skrócie? Że cię zaatakuje i przemieni w wampira. - odwrócił wzrok. - W końcu nie wytrzymałem i się na niego wydarłem. Tylko akurat musiałaś to słyszeć.

- To dobrze. Przynajmniej wiem, by na niego uważać.

- Czyli przy okazji też na mnie. - znów zaczął patrzeć w niebo. - W końcu w pewnym sensie jesteśmy tą samą osobą.

- Wcale nie. - skrzyżowałam ręce. - Nie jesteś ani trochę taki, jak ten cały Tyler, więc jednocześnie nie jesteś nim. Wiem, co mówię. Miałam okazję się z nim spotkać i nie wspominam tego zbyt przyjemnie.

- Nie dziwię ci się. W końcu to. - pokazał na bliznę po pazurach na moim policzku. - Jest po nim pamiątką. I to taką, której się nie pozbędziesz, nie ważne, jak bardzo byś się starała. Rany zrobione przez wampira się goją, ale zawsze zostaje po nich ślad. Bez wyjątku.

- Czyli ty też masz bliznę. Po ugryzieniu. - pokazałam na swoją szyję.

- Niestety tak.

- A mogę ją zobaczyć? - na to pytanie Austin spojrzał na mnie z lekka dziwnie. Wiem, to była dość dziwna prośba. Ale kto powiedział, że jestem do końca normalna? W końcu przyjaźniłam się z wampirem. - Wiem, to dziwna prośba, ale odkąd się poznaliśmy nie miałam okazji jej zobaczyć. No to? - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.

- Jak chcesz... - odgarnął kawałek włosów z lewej strony szyi, a wtedy mogłam ją zobaczyć. Bliznę, która pokazywała, kim jest teraz Austin i co przeżył. Przeszłam po niej delikatnie kciukiem.

- Dlaczego ją ukrywasz? - chłopak skierował na mnie wzrok, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego krwistoczerwone oczy. - Wiem, że wampiry ogółem się ukrywają, ale... przy mnie nie musisz tego robić. Wiesz o tym, prawda?

- Wiem. - odwrócił ode mnie wzrok. - Ale robię tak z przyzwyczajenia. Odkąd tylko mi się to stało, ukrywam się przed innymi. Przynajmniej mój prawdziwy wygląd.

- Rozumiem. - podeszłam do niego i nie wiedząc, dlaczego, pocałowałam w policzek. Chłopak spojrzał na mnie lekko zszokowany. - Ale pamiętaj. Przy mnie możesz być sobą. Cały czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro