Rozdział 4
Przez dwie następne minuty śledziłam Austina, idąc za nim przez las. Strasznie dziwiło mnie jego zachowanie, dlatego postanowiłam tak tego nie zostawić.
Nagle wszedł na jakąś polanę. Schowałam się za najbliższym drzewem, żeby mnie nie zauważył. Stanął na samym jej środku, jakby na kogoś czekał. Nagle zza drzew po drugiej stronie wyłoniła się jakaś postać. Był to chłopak. Blondyn o rozczochranych włosach i... czerwonyh oczach. To był wampir! I to taki prawdziwy. Lekko się go przestraszyłam. Może to on zabijał tych wszystkich ludzi?
- No proszę... czyżby to Austin Drake? - odezwał się kpiącym głosem blondyn. - Jak tam rodzice?
- Niech cię to nie obchodzi, Drax. - warknął Austin, widocznie wściekły. Złożył ręce w pięści.
- A co tak niemiło? - spytał sarkasycznie Drax. - O ile dobrze wiem, to nie wolno ci tak o mnie mówić. Bo, jak dobrze pamiętasz, ja jestem wyższej rangi od ciebie. - wytknął go palcem. - Z resztą... każdy jest.
Chciałam podejść bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się ich rozmowie, ale nie zauważyłam przed sobą jakiegoś korzenia i z hukiem upadłam na sciółkę, przy okazji rozcinając ramię o gałąź drzewa, za którym stałam.
Austin i ten drugi chłopak od razu po tym się odwrócili, by zobaczyć, kto ich śledził. Gdy brunet zobaczył moje rozcięte ramię, spojrzał na Draxa. Tamten wpatrywał się we mnie, jakby zaraz chciał się na mnie rzucić. I tak było.
Jednak, gdy blondyn zaczął biec w moją stronę, Austin stanął przed nim i mnie zasłonił, patrząc na wampira groźnie.
- Nie tkniesz jej. - warknął.
- Czyżby? Taki ktoś jak ty nie ma ze mną szans. - odrzekł szyderczo, machając lekceważąco dłonią.
- A chcesz się przekonać? - odrzekł Austin.
- Tak. Ale nie dziś. - odwrócił się na pięcie i zaczął iść przed siebie.
Gdy już go nie było, Austin odwrócił się w moją stronę i pomógł wstać. Podniosłam się powoli, po czym ten przeszedł obok mnie i zaczął iść w stronę miasta. Nie chciałam zgubi go z oczu, dlatego szybko go dogoniłam i zaczęłam iśc koło niego.
- I po co za mną poszłaś? - spytał, spoglądając na mnie.
Lekko skrępowana, zaczęłam bawić się pasemkiem włosów, odwracając od niego głowę.
- No... bo wiesz... ciekawiło mnie, co ukrywasz. - przyznałam się.
- Ukrywam? - spytał, nie kryjąc zaskoczenia. - Że ja coś ukrywam? - pokazał na siebie. - A co niby?
- Nie wiem. Dlatego chciałam się dowiedzieć. - odparłam nieśmiało.
- Ale nawet, gdybym coś ukrywał, to i tak nie powinno cię to interesować. - powiedział oschle. Skrzyżował ręce. - To moja sprawa.
- No w sumie racja... - westchnęłam przeciągle. - Wybacz.
- Dobra. Zapomnijmy o tej sprawie. - zmienił temat. - Teraz lepiej zajmijmy się tym rozcięciem. - pokazał na moje ramię, które jeszcze trochę krwawiło przez rozcięcie. - Na komisariacie powinno coś być. - jego ton w tamtym momencie stał się lodowaty. Taki, którego jeszcze od niego nie słyszałam. Trochę mnie to przestraszyło.
Wróciliśmy na komisariat, a tam weszliśmy do gabinetu komendanta, gdzie została Melinda. Gdy mnie zobaczyła, a raczej rozcięcie na ramieniu, wstała z fotela i spytała, widocznie przestraszona:
- A tobie co się stało?
- Dłuższa historia. - odrzekłam. - Ale mamy dowód. Wampiry istnieją.
- To on ci to zrobił?
- Nie. - odrzekłam z uśmiechem. - Potknęłam się i rozcięłam rękę gałęzią. Ale to nic poważnego. - machnęłam zdrową ręką lekceważąco.
- Ale i tak przydałoby się to opatrzeć. - odezwał się Austin, który cały ten czas stał za mną.
Podszedł do szafy po lewej od biurka i wyjął z niej apteczkę. Położył ją na blacie, wyjął gazę i bandaże, a mi kazał usiąść. Posłusznie wykonałam polecenie, po czym zaczął mi opatrywać ramię, klękając obok mnie.
- Wybacz. Jeszcze raz. - odezwałam się nagle, przerywając ciszę. - Nie powinnam była cię szpiegować, ale... trochę dziwiło mnie twoje zachowanie i chciałam się dowiedzieć, co się dzieje.
- Teraz to nie jest istotne. - przerwał mi obojętnie. Zawiązał kokardkę z bandaża, by mi nie spadł, po czym podniósł się, a apteczkę schował z powrotem na swoje miejsce. - Najważniejsze jest to, by znaleźć zabójcę. Nic więcej.
- Ja tak właśnie pomyślałam... - Austin spojrzał na mnie przez ramię. - Może... może ten twój znajomy? Ten cały... Drax? Może to on?
- Drax? - powtórzył, całkiem się do mnie odwracając. - No... może i jest trochę dwulicowy... ale to raczej nie był on.
- A czemu tak uważasz? - do naszej rozmowy wtrąciła się Melinda. - W końcu... ten cały Drax to wampir, co nie? Więc może...
- Drax tego nie zrobił. Możecie sobie o nim myśleć, co tylko chcecie, ale zapewniam was, że to nie on jest zabójcą. - upierał się.
- A czemu go chronisz? - wstałam z fotela. - Przecież to wampir. Niebezpieczna istota, która zabija. Bronisz kogoś takiego?
- Bo nie macie dowodów, że to był faktycznie on.
- Przecież chciał mnie zaatakować. - prawie krzyknęłam. - I gdyby nie ty, to by to zrobił.
- No właśnie. Zaatakować. Drax atakuje ludzi, to fakt. Ale ich nie zabija. To musi być ktoś inny.
- To kto w takim razie? - skrzyżowałam ręce, zażenowana jego zachowaniem.
- Nie wiem. Ale nie Drax. I koniec rozmowy. - odwrócił się na pięcie i wyszedł. Gdy to zrobił, ja i Melinda wymieniłyśmy ze sobą zdziwione spojrzenia.
- Czemu on tak go broni? - spytała Melinda, gdy wróciłyśmy do mojego domu, ustalić nowe fakty. Siedziałysmy na moim łóżku, na brzuchach, głowami do siebie. - Przecież to wampir. Tak, jak powiedziałaś. - pokazała na mnie. - Więc czemu...
- Nie mam pojęcia. - przerwałam jej, kręcąc głową. - Ale jego zachowanie robi się coraz bardziej dziwne. - zaczęłam drapać się po głowie.
- To co robimy?
- Szukamy dalej. - podniosłam się do pozycji siedzącej i usiadłam po turecku. - Ale Drax pozostaje w naszym kręgu podejrzanych. W sumie to... nasz jedyny podejrzany, jak na razie. - nerwowo zaczęłam drapać się po szyi. - Ale przynajmniej jakiś.
- My to chyba powinnyśmy jakieś biuro detektywistyczne założyć, czy coś. - zażartowała. - W końcu jesteśmy jak Sherlock i Watson.
- No tak... - złapałam się za brodę. - Jak już rozwikłamy tą sprawę, to możemy założyć jakieś biuro.
- Ale wiesz... - przerwała mi. - Ja to chyba na naszą listę podejrzanych wpisała też Austina.
- Czemu? - spytałam, zaskoczona. - Przecież nam pomaga.
- Ale to jego dziwne zachowanie i w ogóle... jeszcze to, jak bronił tego Draxa. Nie dziwi cię to?
- No w sumie to... jak tak nad tym pomyśleć, to... faktycznie. - wstałam z łóżka i podeszłam do biurka przy ścianie. Usiadłam na fotelu i zaczęłam wypisywać rzeczy na karteczkach odnośnie sprawy zabójstw ze strony wampirów i zaczęłam przypinać na korkową tablicę, którą kupiłam sobie dzień wcześniej. Gdy skończyłam, pokazałam moje dzieło Melindzie.
Ta podeszła do tablicy i zaczęła się jej przyglądać.
- No i to się nazywa profesjonalne śledztwo. - położyła ręce na biodrach.
- No oczywiście. - poparłam ją. - Jak na razie mamy tylko kilka faktów i dwoje podejrzanych, ale jeszcze się rozkręcimy. - założyłam rudowłosej rękę przez ramię i przyciągnęłam do siebie. Zaczęłyśmy patrzeć na moje arcydzieło. - Zobaczysz, jeszcze rozwikłamy tą sprawę.
- Tylko kiedy?
- Szybciej, niż myślisz. - pocieszyłam ją. Lekko się uśmiechnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro