Rozdział 3
Następnego dnia, tak, jak się umówiłam z Melindą, we dwie siedziałyśmy w moim pokoju i rozmyślały nad tymi zabójstwami. Wiedziałyśmy na pewno jedno: najprawdopodobniej wszystkie ofiary zabił wampir. Ale tylko jeden, czy może było ich więcej?
Siedziałam przy biurku na krześle i rozmyślałam nad tą sprawą. Natomiast Melinda urzędowała na moim łóżku i szukała informacji o tych zabójstwach w internecie, na moim laptopie.
- I co? - spytałam po dłuższej ciszy. - Znalazłaś coś?
- Coś. - odrzekła bez przekonania. - Ale niewiele tu jest. Widać nie chcą się dzielić tymi informacjami.
"Kurde". Pomyślałam sobie. "I co teraz?"
Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
- Już chyba wiem, co możemy zrobić. - odrzekłam po chwili. Rudowłosa spojrzała na mnie, odrywając wzrok od laptopa.
- Co?
- Ojciec Austina jest komendantem, co nie? No to może on coś więcej o tym wie. Trzeba tylko z nim pogadać na ten temat.
- A masz do niego numer? - spytała dziewczyna.
- E... nie. - całkiem o tym zapomniałam. Nawet nie pomyślałam, żeby poprosić Austina o numer telefonu. Uderzyłam się otwartą ręką w czoło. - Brawo ja. - szepnęłam.
- Brawo ty. - odpowiedziała Melinda, która widocznie to usłyszała. - I co teraz?
- Musimy do niego pójść. - zadeklarowałam. - Na szczęście wiem, gdzie mieszka.
Jakieś dwie minuty później stałyśmy pod domem Austina, bo mieszkał w domu obok. Stałyśmy pod drzwiami, czekając, aż zapukam. Jakoś dziwnie sie wtedy czułam. Bałam się zapukać, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. Jednak złapałam głębszy oddech i zapukałam.
Otworzył nam Austin. Gdy nas zobaczył, rzucił nam pytające spojrzenie. Zapewne zdziwiło go to, że do niego przyszłyśmy.
- Claire? A ty co tu robisz? - spytał. Wyszedł na ganek i zamknął za sobą drzwi.
- Bo widzisz... ja... - całkiem nie wiedziałam, co mam powiedzieć, choc w sumie wiedziałam. Ale w jego obecności dziwnie było się pytać o rzeczy, o które chciałam go zapytać. - To znaczy...
- Przyszłyśmy się o coś spytać. - odezwała się nagle Melinda, dzięki czemu nie palnęłam żadnej głupoty. Wychyliła zza mnie głowę.
- O co?
- Chodzi tu o tą zamordowaną dziewczynę. - odrzekła, stając obok mnie. - Bo jesteś synem komendanta i mógłbyś coś w tej sprawie wiedzieć.
- A skąd ten pomysł? - spytał, krzyżując ręce.
- Nadal się boczysz za tamto? - spytałam.
- Może.
Westchnęłam cicho.
- No dobra. Jesteś na mnie za to zły. Ale chcę rozwiązać tą sprawę i nie powinieneś mi tego zabraniać, bo w sumie i tak nie możesz tego zrobić.
- Czekaj... chcesz jeszcze grzebać w zabójstwie tej dziewczyny? Kompletnie ci odbiło?
- Jak nie chciałeś nam pomagać, to trzeba było od razu mówić. - skarciłam go. - Z resztą... to, czy mieszam się w tą sprawę nie powinno cię obchodzić. - odwróciłam się do niego plecami. - Chodź, Melinda. - zwróciłam się do dziewczyny. - Nie marnujmy czasu. - zeszłam z ganku, po czym zaczęłam kierować się w stronę furtki, a Melinda za mną.
Jednak gdzieś w połowie drogi drogę zagrodził mi Austin, stając przede mną. Zatrzymałam się.
- Czego chcesz? - spytałam niemiło.
- Miałaś rację. Nie powinienem się wtrącać. Ale... skoro do mnie przyszłyście, to oznacza, że potrzebujecie pomocy w tym śledztwie.
- Pomocy? - powtórzyłam, zaskoczona. Może i nie miałyśmy wystarczających materiałów do prowadzenia śledztwa, ale to nie oznaczało od razu, że potrzebowałyśmy jakiejkolwiek pomocy. - Raczej nie.
- To po co tu przyszłyście? - spytał, krzyżując ręce, tak, jak wcześniej. - Gdybyście na serio jej nie potrzebowały, to raczej by was tu nie było. Racja?
No w sumie... to miał trochę racji. Z informacji, które do tej pory zebrałyśmy nie wynikało zbyt dużo. Prawie wcale. Poza tym, że zabójcą tych pięciu osób prawdopodobnie był wampir. Chyba, że jest więcej krwiopijców - zabójców, co też nie było wykluczone.
- No racja. - przyznałam. Westchnęłam cicho. - No to... pomożesz nam? Chcemy rozwiązać tą sprawę, ale nie mamy za bardzo środków.
- Jasne. Ale robicie to na własną odpowiedzialność. - pokazał na nas palcem. Posłusznie pokiwałam głową.
- Spoko.
- W takim razie... chodźmy. - odwrócił się i zaczął iść przed siebie. Ruszyłyśmy za nim.
- A tak właściwie, to gdzie my idziemy? - spytałam, dorównując mu kroku. Spojrzałam na niego.
- Na komisariat, to chyba proste. Jeśli mamy ustalić, kto zabił te pięć osób, to musimy mieć akta sprawy, co nie?
- Czekaj... my? Myślałam, że tylko ja i Melinda się tym zajmujemy. - pokazałam na brązowooką idącą za nami.
- Skoro mnie wpakowałyście w to wszystko, to tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. - odrzekł z lekkim uśmiechem.
- Warto wiedzieć.
Niecałe pięć minut póżniej byliśmy już na komisariacie i przeglądaliśmy akta wszystkich zabitych. Siedzieliśmy w gabinecie komendanta, a ja przy biurku. Właśnie skończyłam przeglądać ostatnią z, jak się okazało, piętnastu teczek, zamiast pięciu. Czyli ten zabójca mordował od dłuższego czasu.
Rzuciłam dokumenty na stół, po czym oparłam o oparcie skórzanego, obrotowego fotela.
- Tak łatwo się poddajesz? - nagle usłyszałam lekko kpiący głos Austina. Spojrzałam na niego. Siedział niedaleko mnie, również na fotelu. - To chyba do ciebie nie podobne.
- Trochę. Ale... - spojrzałam na teczki przed sobą. - Myślałam, że będzie tego trochę więcej.
- Policja tylko tyle ustaliła. Z resztą... - złapał się za brodę. - Mogłaś się tego spodziewać. To małe miasteczko i nasza policja nie jest tak "nowoczesna", jak te wszystkie wielkomiejskie. - mówiąc nowoczesna, zrobił rękami cudzysłów.
- No w sumie to tak... - westchnęłam przeciągle. Coś czułam, że często będę to robić. - To co teraz?
- Nie mam pojęcia. - odezwała się Melinda, siedząca naprzeciw mnie.
Położyłam łokieć na blacie stołu i oparłam brodę o dłoń.
- Może ustalmy, co wiemy. - znów odezwał się brunet. - Wszystkie ofiary miały charakterystyczny ślad na szyi i wyssaną całą krew.
- Dlatego mam stu procentową pewność, że był to wampir. - przerwałam mu. Podczas całej mojej wypowiedzi miałam palec wskazujący w górze. - Nie ważne, co ty tam sobie o tym myślisz. - zwróciłam się do chłopaka, machając ręką. Spojrzał na mnie spode łba.
- No dobra. - wtrąciła się Melinda nieśmiało. - Ale tych ofiar nic więcej nie łączy. Są kompletnie przypadkowe. Jakby mordercę nie obchodziło, kogo zabija.
- W końcu to wampir. Ma to gdzieś. Zapewne zaatakował tych ludzi dla krwi. - stwierdziłam. Położyłam ręce za głową. - One takie są. Nigdy nie spotkałam żadnego co prawda, ale kiedyś coś o nich czytałam. Jedyne, co potrafią, według mnie, - położyłam rękę na klatce piersiowej - to zabijać.
Wtedy Austin wstał z fotela i bez słowa wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami i zostawiając mnie i Melindę same.
- A tego co ugryzło? - spytała, gdy chłopak wyszedł z pomieszczenia, pokazując na drzwi.
- Nie mam zielonego pojęcia. - wzruszyłam ramionami. - Ale chyba pójdę z nim pogadać, póki nie poszedł daleko. - wstałam z fotela, nie tracąc kontaktu wzrokowego z przyjaciółką.
- Okej. - kiwnęła głową. - To ja stróbuję jeszcze czegoś się dowiedzieć.
Uśmiechnęłam się do niej lekko, kiwając głową, po czym wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Musiałam jak najszybciej znaleźć Austina, póki nigdzie nie zniknął. Jeszcze nie znałam tego miasteczka za dobrze i dlatego wolałam nie stracić go z oczu.
Gdy wyszłam z komisariatu, zobaczyłam Austina, jakieś dziesięć metrów przede mną. Kierował się w stronę lasu. Coraz bardziej mnie zastanawiało, po co on tam chodził. Wtedy byłam pewna, że coś przede mną ukrywał. Tylko nie wiedziałam, co dokładnie. Ale coś czułam, że było to związane z wampirami, skoro za każdym razem, gdy o nich wspomniałam, on albo się denerwował albo robił dziwny.
Postanowiłam za nim pójść, ale po cichu, by o tym nie wiedział. Musiałam za wszelką cenę wiedzieć, co ukrywał. To był priorytet.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro