Rozdział 17
Od wydarzeń, które wydarzyły się w alejce minęło kilka dni, a relacja między Austinem a Melindą się... ładnie mówiąc popsuła. Dziewczyna zaczęła go unikać, dodatkowo ignorowała, gdy próbował jakoś wytłumaczyć całą sytuację. W międzyczasie okazało się, że nowo poznana Blake chodziła z nami do szkoły, co z biegiem czasu okazało się bardzo przydatne, bo Mel też i na mnie się obraziła, więc często w trójkę między sobą rozmawialiśmy.
A przez to, że dowiedziała się już o sekrecie Austina, powiedzieliśmy jej o Radzie Ciemności i naszym śledztwie.
Siedzieliśmy wtedy akurat standardowo w stołówce, ja i Blake obok siebie, a Austin naprzeciw nas.
- Czyli jakiś koleś od tak zabija sobie ludzi, bo mu się podoba? I okazuje się, że jest on wampirem, który zaatakował Austina? - spytała, z niedowieżaniem w głosie, gdy już wszystko jej opowiedzieliśmy. Spojrzała na mnie, kładąc lewą rękę na blacie stołu, a drugą pokazując na chłopaka.
- No tak. - odezwałam się. - Wiem, bardzo dziwnie to brzmi, ale to prawda. A skoro zostałaś wtajemniczona w temat wampirów i znasz sekret Austina, to pomyśleliśmy, że powinnaś to wiedzieć.
- W takim razie bardzo mi miło z tego powodu. - uśmiechnęła się lekko. - Tyle że... - spojrzała w lewo, gdzie, jakieś dwa stoliki od nas siedziała Melinda z jakimiś dwoma dziewczynami, których nie znałam. Zapewne jakieś jej koleżanki. - Czy ona nie powinna o tym wszystkim wiedzieć wcześniej? - wskazała na nią głową. - W końcu znacie się dość długo.
- No racja. - odparł brunet. - Powinna. Ale wyszło, jak wyszło. - rozłożył ręce.
- Gdyby chciała z nami gadać, to zapewne już od kilku dni by o tym wiedziała. - skrzyżowałam ręce, opierając o krzesło.
- Też racja. - poparła mnie blondynka, kiwając głową. - To co robimy? - położyła ręce na blacie, omało co nie wkładając jednej do sałatki owocowej.
- Co masz na myśli? - spytałam, lekko marszcząc brwi.
- No ze śledztwem. Rozwiązujemy je w trójkę? Bo na moje oko to ta wasza przyjaciółka nie będzie miała ochoty nawet na was patrzeć. - znów pokazała głową na stolik, przy którym Mel i jej psiapsiułki rozmawiały, co chwila chichocząc.
- Jak chcesz pchać się w szpony niebezpieczeństwa i śmierci ze strony wampira, to okej. - wyciągnęłam w jej stronę rękę. Uścisnęłyśmy je. - Witaj w grupie dochodzeniowo-śledczej Sullivan i Drake. - uśmiechnęłam się lekko.
- To co? - potarła dłońmi. - Po szkole szukamy poszlak?
- Ja tam jestem za. - skrzyżowałam ręce. - Ostatnio tylko myślę o Mel i to będzie miła odmiana. - spojrzałam na chłopaka, który siedział naprzeciw nas. - A ty, Austin? Wchodzisz?
- W końcu ktoś musi Cię pilnować, by cię jakiś wampir nie zaciukał w ciemnej alejce. - uśmiechnął się lekko łobuzersko w naszym kierunku.
- No i super. - potarłam dłońmi z ekscytacji. - Już nie mogę się doczekać.
Austin spojrzał na mnie lekko dziwnie, podnosząc jedną brew. Zapewne myślał, że cieszyłam się z prawdopodobnego zaciukania przez wampira.
- Ale nie chodziło mi o śmierć, tylko o szukanie poszlak.
- Tylko zabrzmiało to troszeczkę inaczej, zdajesz sobie z tego sprawę? - podparł policzek o rękę.
- Nie, ale dzięki za informację. - odparłam z lekkim sakrazmem.
- Nie tylko ty nie możesz się doczekać. - odezwała się Blake, zmieniając temat i kładąc łokcie na blacie oraz opierając brodę o splecione dłonie. - To będzie moje pierwsze śledztwo, chcę zobaczyć, czy się do tego nadaję.
- Nadajesz nadajesz. - machnęłam ręką, po czym poklepałam ją po ramieniu. - Nie martw się.
- To o której zaczynamy? - spytał brunet, pokazując na nas.
Wtedy zaczęłam się zastanawiać. Po zmroku byłoby najlepiej, bo prawdopodobieństwo, że ktoś nas zauważy będzie niemalże zerowe. Jednak... jeśli chodzi o wampiry, to akurat wszystko było możliwe.
- Po... 17? Pasuje wam?
Obydwoje przytaknęli głowami na tak.
- W takim razie spotykamy się przed komisariatem, a potem wchodzimy do środka i szukamy poszlak. - klasnęłam rękami. - Super.
Wieczorem, zgodnie z planem całą trójką udaliśmy się pod komisariat, by oczywiście poszukać poszlak. Razem z Blake spotkałyśmy się niedaleko budynku, po czym poszłyśmy w kierunku Austina, który stał tuż pod budynkiem i opierał o jakąś kolumnę w swojej wampirzej wersji.
Gdy tylko go zobaczyłam, podeszłyśmy do niego.
- Widzę dzisiaj na czerwono. - odparłam, lekko zawadiacko się uśmiechając. - To dobrze, pasuje ci ten kolorek. - puściłam mu oczko.
- Cieszę się z tego powodu. - uśmiechnął się lekko, dzięki czemu mogłam po części zobaczyć jego kły. - No to co. Wchodzimy. - wyjął z kieszeni kurtki klucze od budynku, po czym weszliśmy do środka.
Gdy byliśmy już w środku, pierwsze co, to skierowaliśmy się w stronę gabinetu komendanta, bo tam znalezienie poszlak jest niemalże 100 procentowe.
Weszliśmy do pomieszczenia i zaczęliśmy po nim rozglądać. Usiadłam przy biurku i zaczęłam grzebać w szufladach w czasie, gdy Austin i Blake szperali w innych zakamarkach. Miałam nadzieję znaleźć coś na temat tamtego kolesia, którego widzieliśmy, gdy ostatnio byliśmy w pobliżu komisariatu.
Jednak poza tym, co znaleźliśmy ostatnio nie było nic nowego. Czyli musieliśmy wracać do punktu wyjścia. Ech...
Grzebałam właśnie w jednym z segregatorów, gdy nagle usłyszałam, jak Austin z kimś rozmawiał. A raczej się kłócił. Spojrzałam w jego kierunku. Stał niedaleko mnie i wydawał się mówić jakby do siebie. To był dość dziwny widok, dlatego też zmarszczyłam lekko brwi. Aż w końcu chłopak krzyknął na cały głos:
- Zostaw ty mnie w świętym spokoju!
- Austin? - spojrzałam na niego z lekkim niepokojem. - Wszystko okej?
Brunet spojrzał na mnie, zapewne zaskoczony, po czym odezwał się:
- Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku. I przepraszam... - zaczął kierować się w stronę wyjścia z gabinetu. - Ale muszę się trochę przewietrzyć. - wtedy otworzył drzwi i wyszedł. Wstałam z fotela.
- Chyba muszę z nim pogadać. - spojrzałam na lekko osłupiałą blondynkę. - Dasz sobie radę?
- Jasne. - przytaknęła. - Idź do niego.
- Wrócę najszybciej, jak się da. Obiecuję. - położyłam rękę na klatce piersiowej, po czym wyszłam z pomieszczenia, mając nadzieję, że chłopak nie odszedł wcale daleko, bo nie miałam ochoty za nim nigdzie biegać, zwłaszcza o takiej porze.
Na szczęście znalazłam go przed budynkiem. Opierał się o kolumnę i patrzył w górę. Podeszłam do niego powoli.
- Dlaczego tak nagle wyszedłeś? - stanęłam po jego lewej. Ten spojrzał na mnie, a ja natomiast na niego, nadal lekko zatroskana.
- Mówiłem. Chciałem się trochę przewietrzyć. - oparł głowę o kolumnę i zamknął oczy.
- Tu chodzi o Tylera, prawda?
Gdy tylko wymówiłam to imię, brunet spojrzał na mnie zaskoczony.
- Słyszałam, jak krzyczysz, by zostawił cię w spokoju. Nie było to jakoś specjalnie trudne. Czego od ciebie chce?
- Od czasu krwawej pełni raz na jakiś czas się do mnie odzywa. I ciągle mówi o tobie. - pokazał na mnie.
- O mnie? - wtedy byłam już lekko przerażona, przyznaję. Co prawda nie zdarzyło mi się, na szczęście, zobaczyć, na co było stać tego Tylera, ale wiedziałam, że nie chciałabym się o tym przekonać. - A co o mnie mówił?
- W skrócie? Że cię zaatakuje i przemieni w wampira. - odwrócił wzrok. - W końcu nie wytrzymałem i się na niego wydarłem. Tylko akurat musiałaś to słyszeć.
- To dobrze. Przynajmniej wiem, by na niego uważać.
- Czyli przy okazji też na mnie. - znów zaczął patrzeć w niebo. - W końcu w pewnym sensie jesteśmy tą samą osobą.
- Wcale nie. - skrzyżowałam ręce. - Nie jesteś ani trochę taki, jak ten cały Tyler, więc jednocześnie nie jesteś nim. Wiem, co mówię. Miałam okazję się z nim spotkać i nie wspominam tego zbyt przyjemnie.
- Nie dziwię ci się. W końcu to. - pokazał na bliznę po pazurach na moim policzku. - Jest po nim pamiątką. I to taką, której się nie pozbędziesz, nie ważne, jak bardzo byś się starała. Rany zrobione przez wampira się goją, ale zawsze zostaje po nich ślad. Bez wyjątku.
- Czyli ty też masz bliznę. Po ugryzieniu. - pokazałam na swoją szyję.
- Niestety tak.
- A mogę ją zobaczyć? - na to pytanie Austin spojrzał na mnie z lekka dziwnie. Wiem, to była dość dziwna prośba. Ale kto powiedział, że jestem do końca normalna? W końcu przyjaźniłam się z wampirem. - Wiem, to dziwna prośba, ale odkąd się poznaliśmy nie miałam okazji jej zobaczyć. No to? - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.
- Jak chcesz... - odgarnął kawałek włosów z lewej strony szyi, a wtedy mogłam ją zobaczyć. Bliznę, która pokazywała, kim jest teraz Austin i co przeżył. Przeszłam po niej delikatnie kciukiem.
- Dlaczego ją ukrywasz? - chłopak skierował na mnie wzrok, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego krwistoczerwone oczy. - Wiem, że wampiry ogółem się ukrywają, ale... przy mnie nie musisz tego robić. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem. - odwrócił ode mnie wzrok. - Ale robię tak z przyzwyczajenia. Odkąd tylko mi się to stało, ukrywam się przed innymi. Przynajmniej mój prawdziwy wygląd.
- Rozumiem. - podeszłam do niego i nie wiedząc, dlaczego, pocałowałam w policzek. Chłopak spojrzał na mnie lekko zszokowany. - Ale pamiętaj. Przy mnie możesz być sobą. Cały czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro