Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

- Co wy sobie w ogóle myśleliście, co?! - wrzasnęła wściekła Melinda. Nadal siedzieliśmy w tamtej alejce, tyle, że ja, Austin i, jak się okazało, Blake, na ziemi przed nią, a żadne nie wiedziało, czy odzywanie się jest dobrym pomysłem. - Miałam prawo to wiedzieć, a wy to ukrywaliście przez... od kiedy wiesz, że Austin jest wampirem? - spytała mnie, pokazując w moją stronę palcem.

Podniosłam głowę by spojrzeć jej w oczy, po czym odezwałam się:

- W sumie to nie pamiętam za bardzo... - podrapałam się nerwowo po karku. - Ale... niedawno po tym, jak go poznałam, tego jestem pewna.

- A mi nie raczyłaś tego powiedzieć, tak? - warknęła, nadal rozjuszona. Zdjęłam z niej wzrok.

- To nie jej wina. - nagle odezwał się Austin. Wstał i spojrzał Melindzie w oczy. - Jeśli chcesz kogoś obwiniać, to tylko mnie. Poprosiłem ją, by nikomu o tym nie mówiła. Nawet tobie. - pokazał na rudowłosą.

- A to przepraszam bardzo dlaczego, co?

- Bo istnienie wampirów musi pozostać tajemnicą. - odezwałam się. Również wstałam. - Jeśli ktoś nieodpowiedni by się o nich dowiedział, to mogłoby dojść do katastrofy.

- A ktoś jeszcze wie? - spytała.

- Nie. - pokręciłam głową. - Tylko my. No i jeszcze teraz Blake. - pokazałam na blondynkę, która nadal siedziała na ziemi. - I komendant oczywiście. Reszta nie ma o tym pojęcia.

- No dobra. Ale... pamiętasz, że zabójca, którego szukamy, jest wampirem, prawda? - położyła ręce na biodrach. - A Austin jest jednym z nich. Skąd możemy mieć pewność, że nie współpracuje z tamtym kolesiem?

- A czemu niby miałbym pomagać komuś, kto zabił mi rodziców? - odrzekł lekko wściekły Austin, wtrącając się do rozmowy. - Chcę go złapać tak samo, jak wy, dlaczego w takim razie tak w ogóle pomyślałaś?

- Bo przekonałam się, że wampiry są niebezpieczne. I trzeba się od nich trzymać z daleka.

- Nigdy żadnego nie spotkałaś, więc się nie wymądrzaj, dobrze? - prawie krzyknął, już powoli przestając nad sobą panować. - Ja za to spotkałem ich sporo. Dodatkowo dowiedziałem się o nich w najgorszy możliwy sposób. Nie dość, że jakiś koleś zabił mi rodziców na moich oczach, to jeszcze przemienił w to, czym teraz jestem. Nie masz pojęcia nawet, o czym mówisz, więc bardzo cię proszę. Zamknij się.

- Tak sprawę stawiasz, co? - Mel zaczęła aż się robić czerwona ze złości. - Może i nie rozumiem, jak to jest być wampirem, ale to nie oznacza od razu, że, jako przyjaciółka twoja i Claire - pokazała na mnie. - nie miałam prawa wiedzieć o tym, kim jesteś. Jeśli mamy sobie ufać, to najpierw nic przede mną nie ukrywajcie, dobrze?

- A może by tak... - nagle odezwała się Blake, wstając z ziemi i wyciągając przed siebie ręce, by oddzielić od siebie, piorunujących już się wzrokiem, Mel i Austina. - Może byśmy tak wszyscy ochłonęli, co wy na to? Bo chyba nie chcemy, by komuś się coś stało, prawda? - spojrzała na bruneta lekko groźnym wzrokiem, no jeśli ktokolwiek miałby coś teraz odwalić, to tylko on.

- No nie. - skrzyżował ręce, odwracając się w stronę wyjścia z alejki.

- Tak myślałam. A teraz... może pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce? Bo bardzo bym chciała się dowiedzieć, dlaczego mój najlepszy przyjaciel z podstawówki ukrywał przede mną fakt, że jest wampirem. - spiorunowała Austina wzrokiem.

- Ja jestem za. - odezwałam się, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Udało się, bo przestała patrzeć na chłopaka i spojrzała w moim kierunku. - A gdzie?

Wtedy nastała dość długa cisza, podczas której każde z nas zastanawiało się, gdzie by tu na spokojnie porozmawiać, bez obawy, że Melinda i Austin rzucą się sobie do gardeł. Czyli gdzieś, gdzie nie będą mogli się pobić. A ja znałam takie miejsce.

- Chodźmy do mnie. - zaproponowałam nagle. Wszyscy na mnie spojrzeli, zaskoczeni. - Tam porozmawiamy na spokojnie. Mój tata i tak zapewne jest w pracy, więc będziemy sami. - rozłożyłam ręce. - Co wy na to?

Mel, Blake i Austin wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia, po czym odezwał się brunet:

- Może być i u ciebie. I tak nic lepszego nie wymyślimy.

- No to super. - uśmiechnęłam się szeroko, po czym zaczęłam iść w kierunku mojego domu, a reszta za mną.

Po niecałych 20 minutach byliśmy już w moim pokoju. Ja siedziałam po turecku na swoim łóżku, Austin opierał się o futrynę drzwi prowadzących na balkon i patrzył przez okno ze skrzyżowanymi rękami, Mel siedziała na ruchomym fotelu, a Blake obok mnie, także po turecku.

- No to w takim razie... - odezwałam się po dłuższej ciszy, prostując, by wyglądać jak najbardziej poważnie. - Na początek proponuję by Austin i Blake porozmawiali o tym, co się wydarzyło te... - wtedy zaczęłam liczyć lata, ale nigdy nie byłam dobra z matmy i nie wiedziałam, czy dobrze obliczyłam. - 11 lat temu?

- Dziewięć. - poprawił mnie Austin. Spojrzał w stronę łóżka, na blondynkę. Ta natomiast na niego. - Tak dokładniej.

- Czyli już kiedy się poznaliśmy, byłeś wampirem? - spytała lekko zaskoczona Blake, pokazując na niego.

- Tak. Od roku. - znów spojrzał w okno. - Na początku bardzo chciałem ci to powiedzieć, to kim jestem. Nie chciałem cię okłamywać. Ale... nie chciałem też, by coś ci się przez to stało. Mimo wszystko znajomość z wampirem jest ryzykowna. Claire się o tym przekonała. - spojrzał na mnie. Spuściłam lekko głowę.

- No w sumie to tak... - wymamrotałam. - Omało co jakiś koleś mnie nie zaatakował. No i jeszcze jakaś banda przebierańców chciała przemienić mnie w wampira.

- No właśnie. - pokazał na mnie, oderwując od futryny. - Już wtedy wiedziałem, że bycie tym, kim jestem, jest niebezpieczne dla moich bliskich. A ty byłaś jedną z nich. - znów pokazał na blondynkę. - Nie chciałem cię narażać. Dodatkowo... - opuścił ręce wzdłuż ciała. - Komendant mi mówił, bym nikomu nie zdradzał swojej tajemnicy. I tak robiłem. Ale do czasu.

- Czyli chciałeś mnie chronić. - odparła zielonooka. Chłopak na znak odpowiedzi tylko kiwnął głową, jednak na nią nie spojrzał. - To wszystko tłumaczy. - wstała z łóżka i skierowała w jego stronę, po chwili stając przed nim i patrząc mu w oczy. - Dlatego wybaczam. Z resztą... obydwoje wtedy byliśmy dziećmi. Dodatkowo... spotkało cię coś tak okropnego... w pełni to rozumiem.

- Serio? - spytał, patrząc na nią lekko smutnym wzrokiem. Przytaknęła.

- Jasne. No... to teraz zostało na spokojnie porozmawiać z Melindą. - pokazała na rudowłosą na fotelu, która nadal wściekła patrzyła na niego wzrokiem zabójcy.

Chłopak westchnął cicho, po czym spojrzał w jej stronę.

- Chcesz ze mną gadać, czy wolisz dąsać się przez następne dwa miesiące?

Mel nic mu nie odpowiedziała, zamiast tego odwróciła od niego wzrok, krzyżując ręce, jakby była pięciolatkiem, któremu mama nie chciała kupić zabawki. Coś czułam, że za szybko się ze sobą nie pogodzą. Ech...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro