Rozdział II
-Tortuga na horyzoncie!- wykrzyczał pirat na bocianim gnieździe.
,,Zemsta Królowej Anny" znowu sunęła po morzu. Nic się nie zmieniło, ta sama załoga, ten sam kapitan... no może z wyjątkiem żagli, które z czerwonych, zmienione zostały na czarne.
-Jesteśmy w domu!- odparł John.
Do kapitana podeszła Arabella.
-John... zapomniałam ci wtedy to powiedzieć, ale dziękuję za ratunek- rzekła.
-Nie ma, za co- odparł.
Statek zatrzymał się przy nabrzeżu portowym i zrzucone zostały trapy, po których zeszli piraci.
-Chłopcy, możecie się rozerwać, po tamtej brawurowej akcji!- obwieścił załodze John.
-Aj!- wykrzyknęli uradowani załoganci.
-A ty, gdzie idziesz?- zapytała Johna Arabella.
-Do tawerny- odparł.
-Pójdę z tobą- powiedziała.
Obydwoje przeszli przez miasteczko.
Znów widać było ten sam widok- pijani ludzie na uliczkach, walające się butelki po trunkach i świetnie bawiący się z prostytutkami piraci. Oczywiście, jeśli ktoś widzi to po raz pierwszy, jest zniesmaczony, jednak potem znajduje w tym symbol wolności i beztroski.
Powracając, John wraz z Arabellą zawitali do tawerny.
-Henry!- wykrzyknął John.
-John!- odparł siedzący za ladą mężczyzna.
Był to ,,Trójpalczasty" Henry.
-Co cię tu sprowadza?- zapytał barman.
-A, chęć odpoczynku- odparł John.
Henry podszedł do O'Connela.
-John... ja nie wiem, co jest nie tak, ale ubywa mi klientów... znaczy się, piraci nie wracają do Tortugi...- wyszeptał barman.
-Nie wiem, dlaczego tak jest, ale chyba wiem, kto może wiedzieć- odparł pirat.
-Dowiedziałbyś się, o co chodzi?- zapytał Henry.
John zwrócił uwagę na leżącą w kącie klatkę z wierzgającym w niej szczurem.
-Dowiem się... a czy dałbyś mi tamtego gryzonia?- wskazał na zwierzę.
-A bierz tego szmatławca ode mnie... dwa tygodnie mi jedzenie wyżerał...- powiedział Henry.
John wziął do ręki klatkę.
-Arabello, idziesz ze mną?- zapytał John.
-Zostanę- odparła kobieta.
O'Connel świetnie wiedział, gdzie się udać. Przeszedł przez parę uliczek i ujrzał znajomy mu budynek. Oczywiście, był to burdel.
Mężczyzna wszedł do środka i stanął skierował się w stronę korytarza.
Zauważyły go dwie prostytutki, które zagrodziły mu drogę.
John poszczuł je szczurem i gdy te odbiegły, mężczyzna odwrócił się w ich stronę.
-Nie dzisiaj dziewczynki- odparł, potrząsając w ręcę sakiewką ze złotem.
John otworzył drzwi, które znajdywały się na końcu korytarza.
-Jest tu ktoś?- zapytał
Zza biurka wyłoniła się kobieca postać o czarnych włosach i beżowej sukni.
-John!- wykrzyknęła z radości kobieta.
-Rosa!- odpowiedział z uśmiechem John.
Rosa- ta sama, która pomogła Johnowi znaleźć Trójząb Edenu.
Kobieta podbiegła do pirata i rzuciła mu się z uściskiem na szyję.
-Jak dawno cię nie widziałam...- powiedziała nostalgicznie.
-Miło cię znowu widzieć- odparł John.
-Co cię do mnie sprowadza?- zapytała.
-Interesy, kochana, interesy...- odpowiedział John.
-Ale wiesz, że za wizytę u mnie...- została przerwana przez mężczyznę.
-Tak, tak, patrz, co dla ciebie mam!- powiedział, wyjmując zza pleców klatkę ze szczurem.
-Cudownie!- rzekła.
Rosa wyjęła gryzonia, po czym skręciła mu własnoręcznie kark i wrzuciła jego martwe ciało do garnka nad rozpalonym ogniem.
-Henry skarżył się, że piraci nie wracają z wypraw- powiedział.
Kobieta spojrzała do wnętrza gotującego się wywaru w garnku.
-Co tam widzisz?- zapytał John.
Kobieta wynurzyła głowę.
-Śmierć i popłoch... statki piratów idą na dno, jeden za drugim, za sprawą Imperium Brytyjskiego- powiedziała ze smutkiem.
-Royal Navy nagle rzuciło się na piratów? Przecież prowadzą też wojnę z Hiszpanią... Nie wysłaliby całej armady przeciwko nam...- głowił się John.
-To nie armada, John... to jeden statek... i jeden łowca piratów...- powiedziała.
John zaniemówił.
-Najgorsze jest to, że żaden pirat jeszcze nie dał mu rady, a Korona Brytyjska podbija wolne porty- dodała.
-Czy pomoże nam jakiś artefakt, jak kiedyś Trójząb?- zapytał John.
Kobieta nie mogła oszukać pirata.
-John... niestety, nie ma takiej rzeczy... musimy radzić sobie sami...- powiedziała.
Johna wyraźnie zamurowały słowa Rosy.
-Przecież nikt nie da mu rady, nawet żaden statek- zamartwiał się mężczyzna.
-Obawiam się, że jest jeden- powiedziała Rosa.
-Jaki?- niedowierzał O'Connel.
-A taki jeden, najszybszy, jaki znam- odparła.
-No, nie drocz się ze mną!- denerwował się John.
-To twój statek, ,,Zemsta Królowej Anny", ona da radę łowcy piratów... dał radę Kennethowi Abrahamowi, to na pewno musi dać też temu... musimy mieć tylko taką nadzieję...- powiedziała.
-Nadzieję... pf...- tracił wiarę John.
-Nawet ona jest silniejsza od moich zaklęć i magii Voodoo, musisz tylko uwierzyć!- powiedziała kobieta.
-No, kiedyś dzięki niej (Rosie) wygraliśmy...- pomyślał John.
-To jak będzie?- zapytała.
Mężczyzna przewrócił oczami.
-No dobra, niech ci będzie!- odparł.
Kobieta podeszła do szafy.
-Jeśli chcesz, aby piraci ocaleli... musimy się spieszyć- powiedziała, po czym wyjęła z wnętrza szafy szablę, którą przyodziała do pasa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro