Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II

-Tortuga na horyzoncie!- wykrzyczał pirat na bocianim gnieździe.
,,Zemsta Królowej Anny" znowu sunęła po morzu. Nic się nie zmieniło, ta sama załoga, ten sam kapitan... no może z wyjątkiem żagli, które z czerwonych, zmienione zostały na czarne.

-Jesteśmy w domu!- odparł John.
Do kapitana podeszła Arabella.
-John... zapomniałam ci wtedy to powiedzieć, ale dziękuję za ratunek- rzekła.
-Nie ma, za co- odparł.
Statek zatrzymał się przy nabrzeżu portowym i zrzucone zostały trapy, po których zeszli piraci.
-Chłopcy, możecie się rozerwać, po tamtej brawurowej akcji!- obwieścił załodze John.
-Aj!- wykrzyknęli uradowani załoganci.
-A ty, gdzie idziesz?- zapytała Johna Arabella.
-Do tawerny- odparł.
-Pójdę z tobą- powiedziała.
Obydwoje przeszli przez miasteczko.
Znów widać było ten sam widok- pijani ludzie na uliczkach, walające się butelki po trunkach i świetnie bawiący się z prostytutkami piraci. Oczywiście, jeśli ktoś widzi to po raz pierwszy, jest zniesmaczony, jednak potem znajduje w tym symbol wolności i beztroski.
Powracając, John wraz z Arabellą zawitali do tawerny.
-Henry!- wykrzyknął John.
-John!- odparł siedzący za ladą mężczyzna.
Był to ,,Trójpalczasty" Henry.
-Co cię tu sprowadza?- zapytał barman.
-A, chęć odpoczynku- odparł John.
Henry podszedł do O'Connela.
-John... ja nie wiem, co jest nie tak, ale ubywa mi klientów... znaczy się, piraci nie wracają do Tortugi...- wyszeptał barman.
-Nie wiem, dlaczego tak jest, ale chyba wiem, kto może wiedzieć- odparł pirat.
-Dowiedziałbyś się, o co chodzi?- zapytał Henry.
John zwrócił uwagę na leżącą w kącie klatkę z wierzgającym w niej szczurem.
-Dowiem się... a czy dałbyś mi tamtego gryzonia?- wskazał na zwierzę.
-A bierz tego szmatławca ode mnie... dwa tygodnie mi jedzenie wyżerał...- powiedział Henry.
John wziął do ręki klatkę.
-Arabello, idziesz ze mną?- zapytał John.
-Zostanę- odparła kobieta.
O'Connel świetnie wiedział, gdzie się udać. Przeszedł przez parę uliczek i ujrzał znajomy mu budynek. Oczywiście, był to burdel.
Mężczyzna wszedł do środka i stanął skierował się w stronę korytarza.
Zauważyły go dwie prostytutki, które zagrodziły mu drogę.
John poszczuł je szczurem i gdy te odbiegły, mężczyzna odwrócił się w ich stronę.
-Nie dzisiaj dziewczynki- odparł, potrząsając w ręcę sakiewką ze złotem.
John otworzył drzwi, które znajdywały się na końcu korytarza.
-Jest tu ktoś?- zapytał
Zza biurka wyłoniła się kobieca postać o czarnych włosach i beżowej sukni.

-John!- wykrzyknęła z radości kobieta.
-Rosa!- odpowiedział z uśmiechem John.
Rosa- ta sama, która pomogła Johnowi znaleźć Trójząb Edenu.
Kobieta podbiegła do pirata i rzuciła mu się z uściskiem na szyję.
-Jak dawno cię nie widziałam...- powiedziała nostalgicznie.
-Miło cię znowu widzieć- odparł John.
-Co cię do mnie sprowadza?- zapytała.
-Interesy, kochana, interesy...- odpowiedział John.
-Ale wiesz, że za wizytę u mnie...- została przerwana przez mężczyznę.
-Tak, tak, patrz, co dla ciebie mam!- powiedział, wyjmując zza pleców klatkę ze szczurem.
-Cudownie!- rzekła.
Rosa wyjęła gryzonia, po czym skręciła mu własnoręcznie kark i wrzuciła jego martwe ciało do garnka nad rozpalonym ogniem.
-Henry skarżył się, że piraci nie wracają z wypraw- powiedział.
Kobieta spojrzała do wnętrza gotującego się wywaru w garnku.
-Co tam widzisz?- zapytał John.
Kobieta wynurzyła głowę.
-Śmierć i popłoch... statki piratów idą na dno, jeden za drugim, za sprawą Imperium Brytyjskiego- powiedziała ze smutkiem.

-Royal Navy nagle rzuciło się na piratów? Przecież prowadzą też wojnę z Hiszpanią... Nie wysłaliby całej armady przeciwko nam...- głowił się John.
-To nie armada, John... to jeden statek... i jeden łowca piratów...- powiedziała.

John zaniemówił.
-Najgorsze jest to, że żaden pirat jeszcze nie dał mu rady, a Korona Brytyjska podbija wolne porty- dodała.
-Czy pomoże nam jakiś artefakt, jak kiedyś Trójząb?- zapytał John.
Kobieta nie mogła oszukać pirata.
-John... niestety, nie ma takiej rzeczy... musimy radzić sobie sami...- powiedziała.
Johna wyraźnie zamurowały słowa Rosy.
-Przecież nikt nie da mu rady, nawet żaden statek- zamartwiał się mężczyzna.
-Obawiam się, że jest jeden- powiedziała Rosa.
-Jaki?- niedowierzał O'Connel.
-A taki jeden, najszybszy, jaki znam- odparła.
-No, nie drocz się ze mną!- denerwował się John.
-To twój statek, ,,Zemsta Królowej Anny", ona da radę łowcy piratów... dał radę Kennethowi Abrahamowi, to na pewno musi dać też temu... musimy mieć tylko taką nadzieję...- powiedziała.
-Nadzieję... pf...- tracił wiarę John.
-Nawet ona jest silniejsza od moich zaklęć i magii Voodoo, musisz tylko uwierzyć!- powiedziała kobieta.
-No, kiedyś dzięki niej (Rosie) wygraliśmy...- pomyślał John.
-To jak będzie?- zapytała.
Mężczyzna przewrócił oczami.
-No dobra, niech ci będzie!- odparł.
Kobieta podeszła do szafy.
-Jeśli chcesz, aby piraci ocaleli... musimy się spieszyć- powiedziała, po czym wyjęła z wnętrza szafy szablę, którą przyodziała do pasa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro