Rozdział VIII
-Jako, że już wypłynęliśmy z Londynu, to w końcu możemy spokojnie porozmawiać- powiedziała Rosa.
-Przeglądałaś plany?- zapytał John.
-Tak... i niestety, mam złe wieści...- jąkała się kobieta.
-To znaczy?- zainteresował się pirat.
-Chodzi mi o to, że ten statek jest trudny do zniszczenia... praktycznie, nie da się tego zrobić... ma bardzo wytrzymały kadłub z drzewa dębowego, uzbrojony w 100 dział, wydłużony dziób, co daje mu większą prędkość, smukły kształt... to bardzo ciężki do pokonania przeciwnik- odparła Rosa.
-Na prawdę, nic nie da się zrobić?- zapytał poddenerwowany John.
-No niby i można. Można ostrzelać ten statek w burty, ale siła jego dział, od razu by nas zmiotła- odparła Rosa.
Rozmowę przerwał zdenerwowany i zakłopotany bosman, który wbiegł do kajuty.
-Kapitanie! ,,Artemida" na sterburcie!- wykrzyczał.
John wybiegł na pokład. Spojrzał przez prawą burtę i zobaczył znany mu już okręt.
Z porannej mgły wyłaniał się potężny okręt o ciemnych żaglach, który w miarę przybliżania się w stronę statku O'Connela nabierał potęgi w wyglądzie.
John wszedł na mostek.
-Kanonierzy do dział, znieść flagę z masztu! Czekać na rozkazy- powiedział.
Statek wroga był już bardzo blisko, jednak mimo tej odległości, nadal nie atakował przednimi działkami... coś tu było nie tak...
,,Zemsta Królowej Anny" stała w bezruchu, jedynie z pełnie rozwieszonymi dwoma żaglami.
Wtedy, ,,Artemida" wykonała gwałtowny zwrot i stanęła burta w burtę ze statkiem piratów.
Na jej pokładzie stanął starszy mężczyzna w białym ubraniu.
-Piraci...- wyszeptał, spluwając na pokładowe deski.
Podszedł on do burty i spojrzał niżej na mostek ,,Zemsty".
-Jestem kapitan Archibald Raven i żywię do was tylko zacną intencję- powiedział.
-Nie wiem, czy podołam tejże intencji- odparł John.
-John... nie igraj z nim- powiedziała Rosa.
-Zrobimy tak, ty dobrowolnie się poddasz i oddasz mi swój statek, a ja daruję życie tobie i twojej załodze- powiedział brytyjczyk.
-A co, jeśli bym odmówił?- zapytał John.
-Wtedy, ty i twój statek pójdziecie na dno, gdzie już od dawna powinniście być!- odparł, po czym furty na jego okręcie otworzyły się, a z nich wysunęły się lufy dział.
-Okręt na trawersie!- wykrzyczał matynarz na bocianim gnieździe ,,Artemidy".
Z lewej burty nadpływał statek, nad którym powiewała piracka bandera.
-To statek Kidda!- krzyknął Archibald.
Korzystając z nieuwagi starszego brytyjczyka, John przystąpił do ataku.
-Żagle na maszt i ognia!- krzyknął.
Działa ,,Zemsty" ostrzelały burtę ,,Artemidy", dokonująć dość dużego uszkodzenia parunastu dział i szerząc popłoch na górnym pokładzie.
Oczywiście, statek piratów zdążył też w tej chwili odpłynąć z pola rażenia wroga, a jako, że nie został wydany rozkaz Archibalda, brytyjski Man o war nie strzelał.
John spojrzał przez lunetę na nadpływający statek.
-To galera ,,Przygoda". To Arabella!- ucieszył się.
Uwagę kapitana zwróciła Rosa.
-Raven zawraca! Co teraz, John?- zapytała.
,,Artemida" kierowała się wprost na statek piratów.
-Bandera na maszt!- rozkazał John.
Na wrogim okręcie, Archibald obserwował piratów. Zauważył on, jak na ,,Zemście" zaczęła powiewać czarna bandera.
Ten mały ruch ze strony Johna sprawił, że w Brytyjczyku zawrzała nienawiść, którą próbował w sobie stłumić od bardzo dawna.
-Trzymać kurs prosto na statek o czarnych żaglach!- rozkazał.
-Sir, a co z drugim statkiem?- zapytał oficer.
-Nie przejmuj się nim, najpierw poślemy na dno ,,Zemstę Królowej Anny"!- wykrzyczał nerwowo Raven.
John złapał za ster swojego okrętu.
-Nadpływają!- krzyknęła Rosa.
-Przygotować się do bitwy!- rozkazał John.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro