Rozdział V
Udało się. ,,Zemsta Królowej Anny" wydostała się z przesmyku.
John i Rosa weszli do kabiny kapitańskiej.
Mężczyzna podszedł do stołu i usiadł przy nim.
-Skoro ten łowca kręci się koło Tortugi i zatapia pirackie okręty, ale nie bierze się za port, to o co mu chodzi?- zapytał John.
-Może chce zablokować port i w ten sposób zatapiać pirackie statki?- kontempletowała Rosa.
-No dobra... przynajmniej wiemy, że pływa potężnym statkiem, który uzbrojony jest w około 100 dział...- dodał John.
Rozmowę przerwał bosman, który wszedł do kajuty.
-Kapitanie, mam wieść. Wyłowiliśmy z wody człowieka, który wspomniał coś o tym łowcy piratów- powiedział.
-Przyprowadź tego człowieka do mnie- poprosił John.
Chwilę potem, do środka wszedł mokry mężczyzna w wieku może 25 lat, ubrany w poszarpane ubrania i trzymający w ręku krzyż.
-Wejdź- powiedział John.
Mężczyzna podszedł do biurka.
John wyciągnął do niego rękę w geście powitania.
-Jestem kapitan John O'Connel, a ty?- zapytał.
-James Wide- odparł mężczyzna.
-Bosman wspominał mi, że wiesz coś o łowcy piratów, czy to prawda?- zapytał John.
-Tak... zaatakował nasz statek, gdy twój, kapitanie, uciekł. Nazywa się Archibald Raven i gdy dokonywał abordażu, wspominał coś swoim oficerom, że ma zamiar cię ścigać- odparł James.
John przeraził się tymi słowami i nerwowo przełknął ślinę.
-Ale dlaczego uparł się na Johna?- zapytała Rosa.
-Ponieważ posiada najszybszy statek na Karaibach, który jako jedyny mógłby mu zagrozić- odparł James.
-Fakt, ,,Zemsta" jest nie do przebicia w tej kwestii- potwierdził John.
James odbiegł trochę od tematu Ravena.
-Słyszałem legendy... o statku, którym dowodził wcześniej Czarnobrody, że pokonał flotę hiszpańską, najechał na port w Maracaibo, a potem, pod twoim dowództwem, kapitanie, prześcignął HMS Prospero... a teraz... a teraz, jestem na nim... niesamowite...- powiedział niedowierzający James.
-Tak, to ten sam statek, tylko żagle się zmieniły- powiedział zadowolony z rozgłosu John.
Tymczasem, na pokładzie ,,Artemidy" wrzało, jak w ulu.
Archibald wszedł na mostek i podszedł do swojego oficera.
-Musimy odnaleźć tamten statek o czarnych żaglach- powiedział.
-Captain, to tylko jeden statek, oblegamy Tortugę, dom piratów- powiedział oficer.
Archibald skrzywił się i chciał dobyć szpady, lecz się powstrzymał.
-Tak samo powiesz, gdy oni powrócą, by nas zniszczyć?!- wrzasnął.
Oficer nie wiedział, co powiedzieć, tym bardziej, że nie chciał sprzeczać się z despotycznym i cholerycznym kapitanem.
Krzyk Archibalda zwrócił uwagę załogi.
Raven podszedł do steru i odepchnął stojącego przy nim marynarza.
Popatrzył się na załogę i podszedł do poręczy.
-Tak, moi drodzy! Ścigamy brudnego pirata! Rozkładać żagle!- wykrzyknął.
Z Tortugi widać było, jak wielki brytyjski okręt wypływa z zatoki, wśród dopalających się pirackich okrętów, które wcześniej zniszczył.
Przez unoszący się na wodzie dym, przebijała się sylwetka pięknego Man-o-wara, jakim była ,,Artemida".
Raven wyjął z płaszcza kawałek czarnego materiału. Był to skrawek pirackiej flagi.
-Pożegnaj się z życiem, piracie, bo śmierć już po ciebie idzie- cicho powiedział, wyrzucając flagę do morza.
Wszyscy mieszkańcy wyspy zaczęli się cieszyć, że Brytyjczycy odpływają, tylko jeden wiedział, co się święci- Henry.
Wcześniej widział on brawurową akcję, gdy ,,Zemsta" uciekła Ravenowi.
Spojrzał on na angielski Man-o-war opuszczający Tortugę.
-Piracka dola, Johnie...- wyszeptał.
Mężczyzna wiedział, że Brytyjczycy płyną właśnie po O'Connela i jego statek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro