Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34.

Zapowiadał się naprawdę spokojny wieczór.
Wszyscy żołnierze oraz cała rodzina królewska wrócili.
Thranduil powoli zdrowiał, ku uciesze swoich poddanych i dzieci.

To właśnie tego wieczora postanowiono wydać przyjęcie na cześć króla, oraz powrotu jego syna.
Vanyamë i Legolas również chcieli coś ogłosić.
To była teraz najszczęśliwsza chwila w ich życiu.

-Legolasie, powiedz mi, czy będę w tym ładnie wyglądać?-spytała dziewczyna, przejeżdżając dłonią, po zielonej, długiej sukni, ze złotymi zdobieniami na gorsecie.
-We wszystkim wyglądasz pięknie, najdroższa-stanął za nią. Jego wargi musnęły jej szyję. Drgnęła nieznacznie.
Teraz elf postanowił zaskoczyć swoją wybrankę i delikatnie ugryzł płatek jej ucha. Jęknęła z rozkoszą i odwróciła się do niego. Objęła dłońmi jego twarz i pocałowała. On tylko to pogłębił.
Całowali się tak jak nigdy wcześniej. Wszystko było przepełnione miłością i namiętnością.

***

Przyjęcie zaczęło się wzniesionym toastem za Thranduila i Elandiela.
Po jakimś czasie wszystko dramatycznie się rozkręciło.
Jeśli ktoś kiedykolwiek powiedział, że elfy nie mogą dobrze się bawić po alkoholu, lub po prostu być pijanymi, to grubo się mylił.

Wszyscy dosłownie odpłynęli, gdyż piwo i wino lało się strumieniami. Nawet krasnoludy nie powstydziłyby się takiej ilości trunków.

Oczywiście kobiety zachowały klasę i wypiły góra dwa kieliszki wina.

W pewnym momencie na podest wszedł Legolas.
-Proszę o ciszę!-krzyknął i czekał chwilę, żeby wszyscy na niego spojrzeli -Mam zaszczyt, by przekazać wam niesamowitą wiadomość. Vanyamë, chodź do mnie -powiedział i zaprosił dziewczynę gestem ręki do siebie.
Kasztanowowłosa zarumieniła się, jednak szybko podeszła do księcia.
-Ja i Vanyamë przeżyliśmy już ze sobą wiele wspólnych chwil. Czasem bywały groźne, lecz zawsze dawaliśmy sobie radę. Zrozumiałem, że ja kocham ją, a ona poczuła to samo do mnie. Nasze uczucie, stało się na tyle silne, że postanowiliśmy... Zaręczyć się. Stało się to już jakiś czas temu, jednak ze względu na okoliczności mówimy wam dopiero teraz-przez salę przebiegły okrzyki zachwycenia i zadowolenia i zaczęto klaskać.
Po chwili podchodzono, by im pogratulować. Vanyamë pierwszy raz tak się czuła. Całe jej ciało emanowało szczęściem i radością.

Jednak na sali była osoba, która wcale się nie cieszyła. Wręcz przeciwnie-wybiegła, gdy tylko usłyszała wieści.
Wleciała do swojej komnaty i opadła na kolana znosząc się płaczem.
-Nie pozwolisz na to, Tauriel!-krzyknęła sama do siebie-On jest tylko twój! Nie będzie należał do nikogo innego!

***

-Leggy, to był najlepszy wieczór w moim życiu!-Vanyamë okręciła się w okół własnej osi z chichotem. Im obojgu dopisywał wspaniały humor. Ogłosili zaręczyny-teraz już z pewnością będą mogli wziąć ślub. Sam król pogratulował im, a choć tego bali się najbardziej.

Dali sobie całusa na dobranoc i każde poszło w swoją stronę.
Vanyamë weszła do swojej komnaty i zamknęła drzwi. Oparła się o nie i zjechała na podłogę.
-Valarowie!!!-krzyknęła rozbawiona.-Co to był za dzień!

Zdjęła z siebie suknię i narzuciła koszulę nocną.
Przeczesała krótkie włosy i położyła do łóżka.
Głowę zaprzątały jej myśli.
Co będzie dalej?
Czy dadzą sobie ze wszystkim radę?
Co z Eruantirem, bo w końcu opiekowała się nim jak synem, a Feren tylko się przyglądał.
Z tymi pytaniami zasnęła.

Tymczasem korytarzem przechadzała się ubrana na czarno postać.
Jej długie, rude włosy falowały przy każdym kroku.
W środku czuła tylko nienawiść. Uczucie złości całą ją wypełniało.
Chęć mordu.
Otworzyła jedne drzwi, uważając by tylko nie zaskrzypiały. Powoli wślizgnęła się do pokoju, a gdy już się tam znalazła, podeszła do łóżka.
Spała w niej spokojnie dziewczyna, której krzywo ucięte włosy leżały porozrzucane na boki.

Tymczasem rudowłosa chwyciła w ręce poduszkę i pewna swoich czynów, przycisnęła ją do piegowatej twarzy.
Elfka zbudziła się i zaczęła wić, rozpaczliwie szukając powietrza, pod grubą poduszką.

Vanyamë nie dokońca była pewna, co się właśnie działo, jednak była wręcz przekonana, że jeśli to coś będzie dłużej trwać, to nie skończy się to dobrze. Powoli zaczęła odjeżdżać, gdy nagle poduszka oderwała się od jej twarzy. Zerwała się w górę i zaczęła łapać powietrze, próbując przy okazji wyjąć swój sztylet z buta, który miała postawiony koło łóżka. Jednak usłyszała szloch i trzaśnięcie drzwiami. Swoją magią zapaliła świece w komnacie i ujrzała porozrzucane prześcieradła.
Potem poczuła jak traci przytomność. Dopływ powietrza musiał być ograniczony zbyt długo.
Po chwili zrobiło się całkowicie ciemno, by nagle zabłysło światło.
-Na Valarów...-jęknęła przysłaniając oczy ręką.
-Dobrze mówisz, moje dziecko-usłyszała ciepły, kobiecy głos. Podniosła głowę w górę, a tam ujrzała kilka postaci.
-Ojej...-mruknęła pod nosem i rozejrzała się wokół. Było biało, ale znajdowali się na jakimś polu. Widok ten bardzo ją zaintrygował.
-A gdzie jesteśmy?-spytała, gdy się otrząsnęła.
-Każdy widzi to inaczej. Ty również masz swoje wyobrażenie.
-Czyli umarłam-stwierdziła spokojnie.-A to miał być najlepszy dzień mojego życia!

-Spokojnie, nic ci nie jest. Mamy tylko dla ciebie kilka wskazówek. Dbaj o narzeczonego. W jego życiu stanie się jeszcze wiele złych, niepożądanych rzeczy.
Eruantir będzie zamkniętym w sobie chłopcem. Weź go do siebie. Niech zostanie twoim synkiem. Moglibyśmy mówić ci, co masz robić, jednak to twoje życie. Ty będziesz nim sterować, jak tylko chcesz.
-Czy wiecie kto mnie chciał udusić?-zapytała, mając nadzieję, na długą, elokwętną odpowiedź.
-Sama się o tym przekonasz, moja droga...






Tęskniliście? Pewnie już o mnie zapomnieliście  ;( Było w tym rozdziale trochę pikanterii i grozy, mam nadzieję, że wprowadziłam do niego nutkę emocji. Papatki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro